Site icon Planeta Kapeluszy

Miłość van Hoovena – Rozdział 2

Advertisements

Nie mogła uwierzyć, że ten ogr śmiał wpuścić do jej pokoju jeszcze jedną osobę. Nie chciała go z nikim dzielić. Lubiła swoją prywatność. Poza tym…

– To przecież pokój dla jednej osoby! – argumentowała. – Chyba nie chcesz, aby pan… erm… – spojrzała w stronę Cedricka pytająco.

– Cedrick van Hooven – przedstawił się jej jeszcze raz.

– …aby pan van Hooven spał na ziemi? – dokończyła.

– Ten pokój jest dość duży, aby pomieściły się tam dwa łóżka – odparł barman. – Przed chwilą dodałem tam jedno.

– Ta sytuacja może doprowadzić do nieprzyjemnych plotek. Naprawdę nie masz nic innego? – zapytał Cedrick.

– Nie – odrzekł z uśmiechem ogr. – Wszystkie inne pokoje nie wchodzą w grę. Masz więc do wyboru ten pokój i spanie na dworze – pochylił się ku Cedrickowi i szepnął: – Zastanów się dobrze, niziołku. To może być najlepsza noc w twoim życiu.

– Proszę niczego nie insynuować – oburzył się, ale także szeptem Cedrick, po czym powiedział głośniej: – Skoro tak stawiasz sprawę, ogrze, daj mi mój bagaż i jakiś namiot, jeśli łaska.

Oberżysta wyciągnął spod lady bagaż Cedricka, podał go mu i na chwilę wyszedł tylnym wyjściem z gospody. Winifred spojrzała na Cedricka, który trzymał oburącz swoją walizkę i przyglądał się podłodze w zamyśleniu. Wydawał się przygnębiony, a ona znów poczuła wyrzuty sumienia, bo znów powiedziała coś, co pewnie sprawiło mu ból. Nie, nie mogła kazać mu spać na dworze. Nie po tym, czego się od niego dowiedziała.

Dlatego, kiedy tylko barman przyszedł, trzymając w rękach kilka żerdzi owiniętych tkaniną, i wyciągnął rękę, aby podać je Cedrickowi, Winifred nagle odepchnęła ją i oświadczyła stanowczo:

– Pan van Hooven namyślił się. Będzie u mnie spał, więc spadaj z tym namiotem.

Cedrick spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Ależ, panno Winifred… co sobie pomyślą?

Ona zaś odpowiedziała mu uśmiechem i pochyliła się bardziej ku niemu:

– Nie martw się o to. Nikt tutaj nie dojdzie do żadnych niepożądanych wniosków. – Nagle spoważniała. – A ja nie mogę pozwolić, abyś spał na dworze.

Cedrick zawstydził się na moment, ale po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Dziękuję, panno Winifred. Postaram się nie robić kłopotu.

Przez chwilę barman nic nie mówił, tylko przyglądał się ze zdziwieniem to Winifred, to Cedrickowi. W końcu z uśmiechem na twarzy, odwrócił się w stronę tylnych drzwi i powiedział:

– Skoro tak ustaliliście…


Cedrick zaczął się przygotowywać do snu w nowym łóżku. Nie różniło się od tego, w którym niziołek spędził poprzednią noc. Było równie twarde i równie śmierdzące. Sam pokój Winifred był pozbawiony jakiegokolwiek oświetlenia, więc panowała w nim granatowa ciemność, którą mącił jedynie wyglądający przez okno księżyc. Pod tymże oknem stała mała szafka z pustym, pękniętym u góry wazonem. Łóżko Winifred – która od razu położyła się spać, nie spoglądając na Cedricka i nie odpowiadając na jego słowa podziękowania – stało przy ścianie po lewej, gdzie zaczynał się już dach; łóżko Cedricka stało po prawej. Pod nim leżała jego walizka, jego okulary stały koło wazonu, a tuż obok niziołka, po stronie ściany spała jego szpada. Ale poza tymi kilkoma rzeczami nie było w pokoju elfki żadnych mebli. Cedrick nie znalazł też niczego, co mogłoby należeć do Winifred.

Cedrick był jej bardzo wdzięczny za to, że pozwoliła mu u siebie spać. Tak bardzo, że zastanawiał się nad wysłaniem jej kwiatów następnego dnia. Wiedział jednak, że Winifred odstąpiła mu swój pokój tylko dlatego, że nie miał gdzie spać i że powinien nazajutrz poszukać czegoś nowego.

Świadomość, że dziś śpi z nią w jednym pokoju, wprawiała go w dobry nastrój. Sam nie wiedział dlaczego, ale chciał, żeby ta chwila trwała w nieskończoność. Ta noc była jakby zawieszona w czasie, odizolowana od zewnętrznego świata. Oboje – Cedrick i Winifred – byli jakby dwiema rozumiejącymi się duszami. Poznawszy ją lepiej, żywił do niej nawet większe uczucie niż poprzedniego wieczora, kiedy ujrzał ją po raz pierwszy.

Nagle spoważniał. Ale co to właściwie było za uczucie? Sympatia? Zauroczenie? Coś więcej? A jeśli tak, to co wtedy? Ta myśl sprawiała, że nie potrafił zasnąć. Popatrzył w stronę Winifred. Elfka miała zamknięte oczy, ale nie był pewien czy spała, czy też dopiero zasypiała. Przyglądał się jej przez dłuższy czas. Powiedzieć, że była ładna było eufemizmem. Ona była piękna. Piękniejsza niż poprzedniego wieczoru. Jak mogła osoba o tak twardym charakterze kryć się za tak delikatnymi rysami?

Ciekawe czy ktoś kiedyś starał się o jej względy? Mimo swojego chłodnego obycia, niemożliwe było, aby Winifred komuś się nie spodobała. A może po prostu nie znalazł się nikt, kto byłby na tyle wytrwały, na tyle odważny albo na tyle sprytny, aby do niej dotrzeć. Teraz on – Cedrick van Hooven – był na dobrej drodze. W końcu otworzyła przed nim swoje serce i pokój. Nigdy wcześniej żadna kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ona.

Cedrick przekręcił się na drugi bok. Niziołek wiedział, że te myśli są niedorzeczne. Całkowicie naturalne przy pięknej kobiecie, ale jednak niedorzeczne. Nawet gdyby zechciała spojrzeć na niego i nawet gdyby była nim zainteresowana, ten związek nie przyniósłby im nic dobrego. Świat, w którym żyli, spoglądałby na nich z pogardą albo kpiną. Nie, jedynie przyjaźń wchodziła w grę, o ile w ogóle ich znajomość nie zakończy się po wyjeździe Cedricka z Denzy.

Nagle coś zaskrzypiało. W pierwszej chwili Cedrick pomyślał, że belki wydały ten dźwięk tak po prostu, ale zaraz znowu go usłyszał, a potem znów. Niewątpliwie ktoś wszedł do pokoju. Złodziej? Oberżysta? Pijak, który pomylił pokoje?

Cedrick chwycił ostrożnie szpadę i nasłuchiwał dalej. Ten ktoś nie szedł do jego łóżka, bo kroki nie stawały się głośniejsze. Trzeba było coś zrobić i to szybko. Nie wiele myśląc, Cedrick przeturlał się na drugi bok i stanął na ziemi. Nad łóżkiem Winifred pochylał się jakiś człowiek o przystojnym obliczu i w czarnym kubraku. Na widok niziołka ze szpadą, zamarł. Cedrick również się nie ruszał, w oczekiwaniu na jego ruch.

Tymczasem Winifred otworzyła szybko oczy, podniosła się z łóżka i od tyłu założyła intruzowi nelsona.

– A więc panicz chciał odebrać to, co wskutek swojej nieuwagi stracił – powiedziała złośliwie. Cedrick, widząc, że elfka daje sobie radę, schował szpadę i usiadł na łóżku.

– Elfuchu, przyszedłem po moje pieniądze – odezwał się intruz, szamocząc się, ale nie mogąc wyrwać z uścisku Winifred. – Nie wiesz nawet kim jestem i co mogę zrobić.

Cedrick podniósł ze zdumienia podbródek. Co tam, elfuchu? Okradłaś kolejnego przechodnia? – Słowa Chipswicka natychmiast mu się przypomniały. Czyżby to znaczyło, że Winifred była…?

Nagle człowiek przestał się wyrywać i spojrzał z uśmiechem w stronę Cedricka, który nie za bardzo wiedział, co powinien zrobić.

– To twój facet, elfko? Nieźle żeście się dobrali.

Winifred przycisnęła go mocniej.

– Lepszy od ciebie, draniu. A teraz wynoś się stąd, bo cię oskarżę o włamanie.

Puściła go.

Intruz oddychał ciężko przez jakiś czas, spoglądając to na Winifred, to na Cedricka. W końcu podszedł do drzwi. Przed wyjściem odwrócił się jeszcze za siebie i powiedział:

– Jeszcze cię dopadnę, elfuchu. Matthias Moon nie odpuszcza tym, którzy z nim zadzierają.

Zamknął z trzaskiem drzwi. Winifred położyła się z powrotem do łóżka, ale zanim jej głowa spoczęła na poduszce, elfka zobaczyła, że Cedrick siedzi na łóżku i patrzy na nią dziwnie. Ni to z pogardą, ni to z fascynacją. Po prostu jakby był w szoku. I nagle zdała sobie sprawę z tego, że właśnie dowiedział się czegoś, co mogło kompletnie zakłócić mu jej obraz. Dotąd myślał, że jest tylko elfką z marginesu i nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby parać się jakimś nielegalnym zajęciem. Winifred poczuła nagły przypływ chłodu. Musiała mu to wszystko wyjaśnić. Pokazać, że nie ma się czego obawiać.

– Jakoś trzeba zarabiać na życie – próbowała się usprawiedliwić. – Ty jesteś kupcem, a ja złodziejką. Inaczej nie umiem zdobywać pieniędzy.

Nic nie odpowiedział. Tylko patrzył na nią, jakby ze zmartwieniem i zmieszaniem.

– Słuchaj – zaczęła ze zdenerwowaniem. – Nie okradnę cię, nie martw się. Nigdy w życiu bym tego nie zrobiła. Nie po tym, co mi powiedziałeś i co zrobiłeś. Wiem, co myślisz, ale twoje mienie jest bezpieczne. Naprawdę.

– Rozumiem – powiedział powoli Cedrick. – Wierzę pani, panno Winifred. Nie ma co się nad tym rozwodzić. Lepiej pójdźmy już spać.

– Tak, śpijmy – zgodziła się Winifred.

Położyli głowy na poduszkach. Winifred jeszcze spojrzała w stronę jego łóżka. Cedrick odwrócił się twarzą do ściany. Wiedziała, że nie czuł się zbyt dobrze. Pewnie wciąż nie był przekonany co do prawdziwości jej zapewnień, ale ona nie miała mu tego za złe. Ktoś tak jak on nieprędko zaufa komuś takiemu jak ona. Byli nie tylko z różnych sfer, ale również różnych ras. A ona roiła sobie przez chwilę, że może być inaczej.

Sam Cedrick starał się spać i nie myśleć o tym, co się przed chwilą stało. Nie czuł się zbyt komfortowo, wiedząc, że kobieta, którą zdążył już polubić, była złodziejką. Jednocześnie chciał jej ufać, zawierzyć jej słowom. W końcu mogło się okazać, że była przyzwoitą złodziejką. Zamknął oczy w nadziei, że następnego ranka nie obudzi się bez grosza przy duszy.

Następnego dnia obudził się w pustym pokoju. Najwidoczniej Winifred wyszła tego ranka wcześniej. Cedrick sprawdził portfel. Był równie ciężki co przedtem. Walizka również wydawała się nietknięta, nie mówiąc już o szpadzie, która leżała na swoim miejscu. Odetchnął z ulgą. Mimo że wciąż istniała możliwość, że do kradzieży może dojść potem, czuł, że mógł ufać Winifred. Zwykle po kilku godzinach znajomości potrafił określić, czy może komuś zaufać, czy też nie. Można by powiedzieć, że to jego kupiecka intuicja.

Zaraz po śniadaniu, Cedrick poszedł do banku, aby wypłacić trochę pieniędzy. Spodziewał się, że jeszcze będzie potrzebował paru groszy. Na szczęście szybko udało mu się wytropić bank należący do sieci, w której miał konto. Wchodząc do środka, nie został rozpoznany. Klienci i personel ledwie zwrócili na niego uwagę, a zaraz potem wrócili do swoich zajęć.

Cedrick w milczeniu stanął na końcu kolejki i cierpliwie czekał. Zaczął się rozglądać po banku. Był to mały budynek z czterema okienkami, do których wiodły cztery, niezbyt długie kolejki. Drewniana podłoga była zniszczona, a przy ścianach znajdowały się krzesła. Na jednym z nich siedział jakiś niziołek i czytał gazetę.

Cedrick zamyślił się. Chciał jeszcze poszukać wolnego pokoju, a zaraz potem wstąpić do kwiaciarni i kupić jakiś kwiat, który zostawiłby w wazonie w pokoju Winifred. Tak w ramach podziękowań i pożegnania; aby pokazać, że będzie ją dobrze wspominał. Jeśli wtedy nie będzie zbyt późno, przejdzie się po mieście. Rzadko kiedy miał czas na zwiedzanie, a Denza była – mimo wszystko – malowniczym miejscem.

Nagle poczuł, że ktoś palcem stuka go w ramię. Odwrócił się z lekkim zaciekawieniem i aż się rozpromienił na widok niziołka o kasztanowych, kędzierzawych włosach i capiej bródce. Był ubrany bardzo elegancko, jak zawsze, kiedy nie musiał nikogo kroić. Miał na sobie brązową marynarkę, a pod szyją starannie zawiązaną aksamitkę.

Oba niziołki rzuciły się sobie w ramiona, po czym pierwszy odezwał się Cedrick:

– Witam, doktorze.

– Niech zgadnę: robisz tu interesy? – zapytał doktor.

– Tak, a właściwie skończyłem, chociaż…

Na moment się zamyślił. Chyba mógł stwierdzić, że również sprawa Winifred jest zamknięta.

– No? Co chcesz powiedzieć? – zainteresował się doktor.

– To nie jest nic ciekawego. Lepiej powiedz co ty tu robisz, Markus? – szybko zmienił temat Cedrick.

– Nic nadzwyczajnego. Mam tutaj małą praktykę – oświadczył doktor skromnie. – Na końcu miasta, ale i tak mam sporo klientów.

– To dobrze – odparł Cedrick.

Spojrzał na niego z lekkim niepokojem. Doktor Markus Wilmut był dobrym lekarzem i przyjacielem, ale miał jedną wielką słabość – był kobieciarzem. Nie potrafił powstrzymać się przy piękniej kobiecie i zawsze musiał spróbować ją uwieść. Czasem mu się udawało, czasem był wyśmiewany, czasem kończył spłukany w jakimś rowie. Cedrick zastanawiał się czy po latach wciąż miał tę słabość.

Zanim jednak cokolwiek powiedział, Markus sam przerwał ciszę:

– Skoro już załatwiłeś, co miałeś załatwić, może byśmy tak wpadli do jakiejś gospody i powspominali stare czasy?

– Niestety, muszę znaleźć sobie nowe lokum na czas pobytu tutaj.

– To może u mnie? – zaproponował Markus. – Mam jeden niewykorzystany pokój.

– A to nie będzie problem?

– Nie – doktor poklepał Cedricka po plecach. – Czuj się jak u siebie w domu.

– Dziękuję. Jeszcze jedna sprawa – dodał nieśmiało.

– Mów, przyjacielu – odparł z uśmiechem Markus.

– Muszę jeszcze wstąpić do kwiaciarni.

– O! – Na twarzy Markusa Wilmuta pojawił się figlarny uśmieszek.

– To podziękowanie dla pewnej kobiety, u której spędziłem poprzednią noc.

– Jeszcze lepiej – stwierdził Markus.

– To nie było to, co myślisz. Nie miałem gdzie spać, a ona mnie przechowała w swoim pokoju.

– Czy chociaż jest ładna?

– O, tak – odparł Cedrick i rozpromienił się. – Bardzo ładna.

– Rozumiem. Zapowiada się miły dzień – stwierdził Markus.

Przez jakieś dwadzieścia minut stali w kolejce, a potem Markus zabrał Cedricka do najbliższej kwiaciarni, gdzie jego przyjaciel wybrał jeden czerwony goździk. Następnie Cedrick zabrał doktora do „Sokółki”. Barman, widząc, że niziołek przyszedł z towarzyszem i kwiatkiem, lekko się zdziwił.

– To mój stary przyjaciel doktor Markus Wilmut – przedstawił go Cedrick (Markus ukłonił się grzecznie), po czym zwrócił się do Markusa: – To jest dobra osoba, która prowadzi tę gospodę.

– Miło mi poznać – powiedział barman.

– To może, kiedy ty będziesz załatwiał tę sprawę, z którą tu przyszedłeś, ja sobie tu usiądę i czegoś się napiję? – zapytał Markus.

– Możemy na to przystać – stwierdził Cedrick, po czym poinformował barmana: – Przyjacielu, dziękuję, że dałeś mi nocleg na te dwie noce, ale dzisiaj już muszę cię opuścić. Zostawię tylko ten goździk u panny Winifred i mnie nie ma.

– Miło było cię poznać, niziołku – powiedział ogr i uścisnął zza lady jego rękę. – Mam nadzieję, że tu jeszcze kiedyś wstąpisz.

– Kto wie? – Cedrick uśmiechnął się.

Barman dał Cedrickowi klucz do pokoju Winifred, a on szybko pobiegł po schodach na górę. Markus Wilmut usiadł przy ladzie i zamówił literatkę whiskey.

– Powiedz mi, przyjacielu – zagadnął oberżystę – cóż to za kobieta, u której stary Cedrick ostatnio spał?

Barman pokrótce, ale z przejęciem opowiedział, co zaszło zaledwie dwa wieczory temu. Słysząc o tym, że Cedrick pokonał w walce Chipswicka, Markus zaśmiał się pod nosem i odparł:

– Tak, te lata szermierki nie poszły na marne. – Nagle posmutniał i spojrzał na barmana. – Powiedz, dobra osobo, czy coś między nimi zaszło?

– Nie wiem, nie sprawdzałem, ale pewnie nie – zmienił temat ogr. – Aczkolwiek widziałem różne osoby w tym barze i powiem panu jedno: pański przyjaciel nie wydawał się być z tych, co bezwstydnie wchodzą kobiecie do łóżka, a Winifred nie jest z tych, które im na to pozwalają. Choć, prawdę mówiąc, chciałbym, aby jednak mieli się ku sobie. Tworzyliby całkiem ładną parę.

Markus chciał coś powiedzieć, ale ze schodów zbiegł Cedrick, trzymając w rękach wazon. Podbiegłszy do lady, poprosił o wodę. Barman odebrał od niego naczynie i na chwilę zniknął w tylnym wejściu. Wrócił z pełnym wazonem, który aż chlupotał od wody w środku. Cedrick podziękował i powrócił na górę, a Markus i ogr do rozmowy.

– Popatrz jak się męczy – ciągnął dalej barman. – Aż żal się robi faceta.

– Mężczyźni robią różne głupstwa, ale niektórym wystarczy chociaż pobieżne obcowanie z obiektem swoich uczuć. Myślę, że to Cedricka pierwszy raz. Ja w każdym razie nigdy wcześniej nie byłem świadkiem tego jak się zakochiwał.

W tym momencie Cedrick zszedł na dół, zadowolony z siebie i bez goździka.

– Zrobione!

– W takim razie idziemy. – Doktor wstał.

Rzucił na ladę zapłatę za drinka i obaj wyszli z „Sokółki”.

Exit mobile version