Artykuły popkulturowe · BBC Sherlock

Artykuł: Sherlock klasyczny kontra Sherlock uwspółcześniony

Choć pierwszym fikcyjnym detektywem w historii literatury był stworzony przez Edgara Allana Poego Auguste Dupin z Zabójstwa przy Rue Morgue, to nie ulega wątpliwości, że postacią, która przyczyniła się do spopularyzowania i rozwoju powieści detektywistycznej był Sherlock Holmes. Powieści i opowiadania Conan Doyle’a zawierają w sobie wiele motywów i schematów, które są wykorzystywane i stanowią podstawę większości kryminałów. Bez Sherlocka Holmesa nie byłoby wielu ikonicznych detektywów – od Herkulesa Poirota po Adriana Monka. Sam Sherlock Holmes stał się ikoną kultury i nawet jeśli nigdy nie czytałeś żadnego dzieła Conan Doyle’a, wiesz dobrze, kim jest stworzony przez niego detektyw. Masz jako takie pojęcie o jego osobowości, metodach działania i wyglądzie. Masz o nim jakieś wyobrażenie, które zostało wyrobione u ciebie przez kulturę masową.

I tak oto pewnego dnia dwaj scenarzyści BBC – Steven Moffat i Mark Gatiss – wpadli na szalony pomysł. Postanowili przenieść Sherlocka Holmesa i jego przygody w czasy współczesne. Wielu fanów prozy Conan Doyle’a, usłyszawszy o tym pomyśle, wzniosło gromkie okrzyki sprzeciwu, zwłaszcza, że jakiś czas wcześniej w kinach można było obejrzeć Sherlocka Holmesa w klimatach bardziej kina akcji, niż kryminału. Jednak panowie Moffat i Gatiss – sami będąc „Sherlockianami” – odpowiedzieli, że już wcześniej robiono uwspółcześnione wersje klasyków literatury, a wyniki nie zawsze były pożałowania godne; a poza tym Sherlock Holmes w zamierzeniu swojego twórcy miał być właśnie człowiekiem nowoczesnym, korzystającym ze zdobyczy nauki. Kiedy zaś wreszcie pojawił się pierwszy odcinek Sherlocka, wszelki sceptycyzm zniknął. Serial okazał się sukcesem i szybko zdobył rzeszę wiernych fanów.

Jak już wspomniałam przy porównaniu Ostatniej zagadki i Reichenbach’s Fall, po obejrzeniu wszystkich odcinków Sherlocka zainteresowałam się wszystkim, co ze słynnym detektywem związane i niejako analiza klasycznej i uwspółcześnionej wizji Holmesa, Watsona, Moriarty’ego etc. nasuwała mi się sama.

Tak jak w pierwszej powieści z Holmesem – Studium w szkarłacie – w pierwszym odcinku Sherlocka (Studium w różu) wszystko zaczyna się od doktora Watsona. Poznajemy pokrótce jego losy i sytuację, która doprowadziła go do spotkania z Holmesem. Na kilku stronach Studium w szkarłacie dowiadujemy się, że doktor skończył medycynę na Uniwersytecie Londyńskim, a potem przeszedł szkolenie na chirurga wojskowego, aby wkrótce wziąć udział w drugiej wojnie afgańskiej. Watson uczestniczył  w bitwie  pod  Maiwand, został postrzelony w ramię i tylko dzięki swojemu ordynansowi Murrayowi, który dostarczył go do szpitala, udało mu się przeżyć. W szpitalu przez jakiś czas dochodził do zdrowia, a potem zapadł na tyfus brzuszny i został przetransportowany wraz z innymi rannymi do Anglii. Jego zdrowie było tak zrujnowane, że nie mógł już powrócić do służby i otrzymał od rządu rentę.

W Anglii nie miałem nikogo bliskiego, byłem więc wolny jak ptak lub raczej jak człowiek z dziennym dochodem jedenastu szylingów i sześciu pensów. W tych warunkach oczywiście ciągnęło mnie do Londynu, tego wielkiego śmietniska, które z nieodpartą siłą ciągnie do siebie wszystkich włóczęgów i nierobów z całego Imperium. Tu czas jakiś mieszkałem w hoteliku na Strandzie, pędząc życie niewygodne i jałowe, i pozwalając sobie na wydatki o wiele większe, niż mogła znieść moja kieszeń. Wkrótce więc znalazłem się w tak krytycznej sytuacji finansowej, że pozostały mi tylko dwa wyjścia: porzucić stolicę i wynieść się na wieś lub gruntownie  zmienić  swój  styl  życia.  Wybrałem  to  drugie  i  zacząłem zastanawiać się nad opuszczeniem hotelu i urządzeniem się gdzieś skromniej i taniej.

Edward Hardwikle jako doktor Watson w serialu Granady.
Martin Freeman jako John Watson w serialu BBC.

I tutaj widać jak bardzo czasy się zmieniły. Bo mimo że uwspółcześniony Watson również brał udział w wojnie toczonej w Afganistanie, jego doświadczenia są zupełnie inne. Literatura XIX wieku kładła nacisk na takie sprawy jak nędza, choroby, czy złe warunki sanitarne. Zauważmy, że doktor Watson ani razu nie wspomina słowem o piekle pola walki ani nie ma wątpliwości co do wojny toczonej w Afganistanie przez Brytyjskie Imperium. Dzisiaj – szczególnie po doświadczeniach drugiej wojny światowej i wojny w Wietnamie – patrzymy zupełnie inaczej na konflikty zbrojne. W filmach i książkach zwraca się uwagę na to, co przeżywa żołnierz biorący udział w bitwach – ciągłe obcowanie ze śmiercią, stany lękowe, oglądanie cierpienia przyjaciół i cywili, a nawet postępującą znieczulicę.

Tak więc kiedy spotykamy po raz pierwszy uwspółcześnionego Watsona, właśnie ma on sen o froncie i budzi się zlany potem. Porusza się o lasce, ale ból w jego nodze jest psychosomatyczny. Poza tym, że ma rentę, to jeszcze korzysta z usług terapeutki (co jest dzisiaj powszechną praktyką – psychologowie pomagają byłym żołnierzom przystosować się do cywilnego życia). Owa terapeutka zaleca mu pisanie bloga o tym, co dzieje się w jego życiu, ale – jak stwierdza sam John Watson – w jego życiu nic się nie dzieje. Doktor jest również bardzo samotny. 


Tak jak w książce, wszystko się zmienia, kiedy Watson spotyka swojego dawnego znajomego, Stamforda. Zwierza mu się z tego, że szuka tańszego mieszkania i może to być nawet mieszkanie, które dzieliłby z kimś. I tak jak w książce, Stamford przypomina sobie, że inny jego znajomy akurat rozgląda się za współlokatorem. Tak jak w książce, do spotkania Watsona i Holmesa dochodzi w laboratorium chemicznym Barts, gdzie Sherlock Holmes akurat przeprowadza pewne doświadczenie. Tak jak w książce, wystarczy jedno spojrzenie Holmesa na Watsona, aby detektyw mógł wydedukować, że jego gość jest byłym chirurgiem wojskowym i szuka współlokatora. Tak jak w książce, Watson zapoznaje się z publikacjami Holmesa (w Szkarłacie Holmes sam podsunął mu artykuł o sztuce dedukcji, a w Różu doktor wpisuje jego nazwisko w Google i trafia na jego stronę internetową), następnego dnia po pierwszym spotkaniu obaj mężczyźni wybierają się obejrzeć mieszkanie na Baker Street, a jakiś czas potem doktor Watson asystuje detektywowi na miejscu zbrodni.

Jeremy Brett jako Sherlock Holmes z serialu Granady.
Benedict Camberbatch jako Sherlock Holmes w serialu BBC.

Uwspółcześniony Sherlock Holmes posiada większość cech swojego literackiego pierwowzoru – jest przenikliwy, metodyczny, przekonany o swoim nadzwyczajnym intelekcie i ekscentryczny, a do tego nie znosi bezczynności i pali papierosy (z tym, że próbuje rzucić) – różni się jednak znacznie od niego pod względem socjologicznym. Tytułowy bohater Sherlocka sam mówi o sobie, że jest socjopatą. Co rusz kogoś obraża i podkreśla, że odcina się od uczuć. Potrafi bezceremonialnie oznajmić znajomej pani patolog, że jej nowy chłopak jest gejem i cieszy się, kiedy policja znajduje trzecią ofiarę seryjnego mordercy. Klasyczny Holmes był dobrze wychowanym dżentelmenem. Zdarzały mu się kąśliwe uwagi pod czyimś adresem (głównie policji, która była, jego zdaniem, niekompetentna), ale nigdy nikogo nie obrażał, nie był złośliwy ani nie zachowywał się jak palant. Nie można też powiedzieć, że był odcięty od ludzkich uczuć, a na takiego wygląda (i za takiego chce być uważany) Sherlock uwspółcześniony. W zasadzie przez wszystkie sześć odcinków obserwujemy jak Sherlock powoli staje się coraz bardziej ludzki za sprawą swojego współlokatora, którego zaczyna darzyć przyjaźnią.

Sam doktor Watson stał się już archetypem. W większości książek, seriali i filmów detektywistycznych występuje jakiś odpowiednik Watsona – ktoś, kto wyciągałby od genialnego i nieprzeniknionego detektywa odpowiedzi dotyczące tego, co odkrył na miejscu zbrodni, i przeprowadziłby z nim rozmowę na temat okoliczności przestępstwa, a jednocześnie byłby w stanie przyjść mu z pomocą, czy to aktywnie, czy to przypadkiem naprowadzając detektywa na właściwy trop. Klasyczny doktor Watson był narratorem opowiadań i powieści o Holmesie – pełnił rolę jego kronikarza. Mimo że na pewne rzeczy ze strony Holmesa się nie zgadzał (kiedy zauważył strzykawkę na biurku detektywa, od razu zrobił mu awanturę o to, że kokainą niszczy swoje szare komórki), miał go jednak w dużym poważaniu. Uważał go za geniusza i dobrego człowieka, często się też o niego martwił. Tymczasem uwspółcześniony Watson często bywa wobec swojego przyjaciela złośliwy i oburza się jego zachowaniem (zwłaszcza tym, że rzadko obchodzą go inni ludzie).

Poza tym – w przeciwieństwie do literackiego pierwowzoru – doktor Watson otrzymuje imię: John Hamish Watson. On i Sherlock mówią do siebie po imieniu, a nie (jak w oryginale) po nazwisku. Serial kładzie zresztą silny nacisk na relacje między oboma mężczyznami. W oryginalnych książkach Holmes i Watson byli wobec siebie raczej powściągliwi, a nawet jeśli okazywali jakieś głębsze uczucia (chociażby troskę) mówili o tym językiem bardzo formalnym, typowym dla języka wyższych sfer czasów wiktoriańskich. Kiedy Sherlock wyznaje Watsonowi, że się o niego troszczy, robi to w sposób spokojny, wręcz nonszalancki, wypowiadając kwestie rodem ze sztuki teatralnej. Watson zaś – jako narrator – często napomyka coś o ekscentrycznych zachowaniach swojego współlokatora, ale przestały go one dziwić, bo już się do nich przyzwyczaił. Mimo to w twórczości Conan Doyle’a zdarzają się sceny, w których Holmes i Watson są bardziej uczuciowi wobec siebie, ale zwykle ma to miejsce w momencie, kiedy zagrożone jest życie jednego z nich. Np. w jednym z opowiadań Watson zostaje postrzelony i Holmes nagle bladnie i mówi strzelcowi, że gdyby zabił doktora, już by nie żył.

Sherlock Holmes i doktor Watson na oryginalnej ilustracji.

Sherlocku zaś jest wiele scen, w których Holmes i Watson okazują sobie przyjaźń (żeby nie powiedzieć: czułość) – począwszy od pierwszego spotkania obu panów z Moriarty’m (zwłaszcza, kiedy Moriarty na chwilę ich opuszcza, a Sherlock podchodzi do doktora i zdziera z niego materiały wybuchowe, pytając, czy wszystko dobrze), poprzez kwestię Sherlocka na cmentarzu w Psach Baskerville („Nie mam przyjaciół. Mam tylko jednego…”), a na upadku detektywa z dachu Barts skończywszy. Jednocześnie Gatiss i Moffat pokazują nam sceny z życia codziennego Baker Street i Johna Watsona odkrywającego co rusz kolejne zadziwiające (niekoniecznie w pozytywnym sensie) cechy swojego przyjaciela.

Pamiętajmy jednak, że wszystkie powieści i opowiadania o Sherlocku Holmesie (oczywiście poza Studium w szkarłacie) dzieją się w momencie, kiedy Holmes i Watson znają się od kilku lat. Conan Doyle nie musiał pokazywać czytelnikom, że jego dwaj bohaterowie są przyjaciółmi, a i oni nie musieli siebie nawzajem o tym zapewniać. Jak dotąd oba sezony Sherlocka dzieją się w przeciągu jednego roku, a więc panowie dopiero się poznają; Sherlock dopiero uczy się jak to jest mieć przyjaciela, a Watson dopiero uczy się znosić dziwaczne, czasem wręcz obraźliwe zachowania detektywa.

Ponadto w Studium w różu, kiedy doktor Watson spotyka Mycrofta Holmesa i odrzuca jego ofertę pieniędzy w zamian za informacje o Sherlocku, starszy z braci Holmes wyciąga notes, w którym terapeutka doktora zanotowała, że John Watson ma problemy z zaufaniem. Ale przecież zaufał Sherlockowi Holmesowi. Co więcej, zaufał mu, choć wszyscy wokoło ostrzegali go, że Sherlock jest niebezpieczny. Tak więc dlaczego poszedł z nim na miejsce zbrodni, a teraz stał się ni stąd ni zowąd, lojalny wobec człowieka, którego zna ledwie dwa dni? Według Mycrofta Watson robi to wszystko, bo tak naprawdę brakuje mu wojny; bo potrzebuje silnych wrażeń.

Sherlock Holmes i John Watson.

I rzeczywiście – kilka scen później Sherlock i John ruszają w pogoń za taksówką, w której może być morderca, w rezultacie czego doktor zostawia w kawiarni swoją laskę. Wspomniałam wcześniej, że John pisze bloga. Wszystkie powieści i opowiadania Conan Doyle’a są pisane z punktu widzenia doktora Watsona i w oryginalnym uniwersum Sherlocka Holmesa pełnią rolę kronik, czy nawet pamiętników, dzięki którym detektyw zyskuje sławę. O ile w Studium w szkarłacie Watson zaczyna opisywać sprawy Holmesa, aby oddać mu sprawiedliwość (dotąd bowiem cała chwała za rozwiązane zagadki spadała na mało rozgarniętych funkcjonariuszy Scotland Yardu), o tyle uwspółcześniony Watson pisze swojego bloga tak po prostu, żeby opisać swój dzień, poczytać komentarze pod wpisami i na nie odpowiedzieć. Po jakimś czasie blog staje się popularny, a Sherlock Holmes wraz z nim.

Ale Baker Street ma jeszcze jednego rezydenta – właścicielkę mieszkania i gospodynię, panią Hudson. Jej charakter nie jest rozwinięty w powieściach (w Studium w szkarłacie jest nazywana po prostu „gospodynią”); pani Hudson wydaje się być staruszką, której rola ogranicza się zwykle do sprzątania, podawania posiłków i narzekania na zwyczaje Holmesa. Holmes chwali jej kuchnię, a w Pustym domu prosi ją o asystę w przyłapaniu Sebastiana Morana, jednak generalnie pani Hudson stoi na uboczu.

Pani Hudson w serialu Granady (Rosalie Williams).
Pani Hudson z „Sherlocka” (Una Stubbs).

Z uwspółcześnioną panią Hudson jest nieco inaczej. Po pierwsze już przy pierwszym spotkaniu dowiadujemy się, że poznała Sherlocka, kiedy prowadził sprawę jej męża i doprowadził do jego egzekucji. Jednak małżonek widocznie na to zasługiwał, bo pani Hudson nie tylko nie ma tego za złe detektywowi, ale i wynajmuje mu mieszkanie po obniżonej scenie. Po drugie – staruszka jest bardzo wygadana. Ciągle przypomina swoim lokatorom, że jest ich gospodynią, a nie sprzątaczką, tak więc o porządek muszą dbać sami. Po trzecie – pomiędzy nią a Watsonem i Holmesem rodzi się specyficzna więź. Pani Hudson traktuje ich trochę jak babcia albo wiekowa matka. Czasem ich gani za niewłaściwe zachowanie, czasem ich pociesza (do znudzonego bezczynnością Sherlocka: „Głowa do góry. Niedługo zdarzy się jakieś miłe morderstwo, które cię na pewno rozweseli.”), a czasem porusza niezobowiązującą rozmowę z ich gośćmi. Po czwarte – mimo że Holmes czasem traktuję ją trochę z góry, to wiele razy mamy okazję zobaczyć, że jest ona kimś, na kim mu zależy. Kiedy w Skandalu w Belgravii do mieszkania na Baker Street przyszli agenci CIA i siłą próbowali wyciągnąć od pani Hudson wiadomości o telefonie Irene Adler, Sherlock karze odpowiedzialnego za krzywdę staruszki agenta kilkurazową defenestracją; a potem, kiedy Watson proponuje pani Hudson wyjazd na podreperowanie nerwów, ona się nagle uspokaja, wyciąga telefon Adler i podaje go Sherlockowi, który mówi: „Wstydź się, Johnie Watson. Gdyby pani Hudson opuściła Baker Street, Anglia by upadła.” Nie zapominajmy też, że pani Hudson jest jedną z trzech osób, których zabiciem grozi Sherlockowi Moriarty na dachu Barts. Pozostałymi dwiema są doktor Watson i Lestrade.

Wspomnieliśmy już, że doktor Watson stał się archetypem postaci występującej w kryminałach. Drugim takim archetypem jest inspektor Lestrade – przedstawiciel policji współpracujący z detektywem-amatorem, najczęściej na wysokim stanowisku i z dostępem do odpowiedniej technologii. Klasyczny Lestrade był na początku dość niezdarny i pewny siebie, w dodatku nie miał zbyt wysokiego mniemania o Holmesie (Holmes o Lestradzie zresztą też nie), ciągle wychodził z jakimiś niedorzecznymi teoriami i dawał się zwieść pozorom. W późniejszych książkach Conan Doyle’a stał się bardzie kompetentny i nauczył się współpracować z Holmesem.

Eddie Marsan jako Lestrade w filmie Universala „Sherlock Holmes”
Rupert Graves jako Lestrade w serialu BBC.

W zasadzie uwspółcześniony Lestrade przypomina Lestrade’a „późnego” – wie jak postępować z Sherlockiem, podziwia jego intelekt i toleruje jego wady. Natomiast dwoje funkcjonariuszy, z którymi pracuje, przypomina Lestrade’a „wczesnego” – patolog Anderson próbuje popisać się durnymi teoriami, sierżant Sally Donovan nazywa Sherlocka świrem, a oboje nie znoszą go i nie chcą, aby wtrącał się do ich pracy. O ile większość policjantów w powieściach Conan Doyle’a denerwował już sam fakt, że Holmes wie coś, czego oni nie wiedzą, o tyle Donovan i Anderson nie lubią Sherlocka, bo ten się zawsze popisuje i co chwila oskarża Scotland Yard o niekompetencję.

I w porównaniu z nim, rzeczywiście tak jest. Przecież Sherlock posiada szeroką wiedzę na temat kryminalistyki, którą to wiedzę ciągle pogłębia; oraz ma uporządkowany umysł. Zarówno klasyczny, jak i uwspółcześniony Watson dziwi się, że Holmes jest ignorantem w zakresie astronomii i spraw, którymi żyje współczesna im Anglia (w przypadku pierwowzoru chodziło o to, że Holmes nie wie kim jest filozof Thomas Carlyle, w przypadku serialu – kto z kim sypia), a Sherlock tłumaczy mu, że jego mózg to pokój, w którym magazynuje tylko najważniejsze rzeczy, a wyrzuca z nich niepotrzebne graty (Sherlock uwspółcześniony ujmuje to trochę inaczej: jego umysł to dysk twardy, na którym kasowane są niepotrzebne dane). Poza tym detektyw posiada zdolność obserwacji bardziej rozwiniętą, niż u zwykłych ludzi i wie czego szukać w internecie. Ponadto – tak jak jego literacki odpowiednik – korzysta z pomocy Nieregularnych (grupki bezdomnych, którzy rozglądają się po mieście i zdobywają dla niego informacje). Serial BBC pokazuje nam wielokrotnie sposób myślenia detektywa poprzez pracę kamery, efekty specjalne i pojawiające się gdzieniegdzie podpisy. Widzimy, na co Sherlock zwraca uwagę i co z tego wnioskuje; widzimy, jakie strony sprawdza w komórce, aby znaleźć odpowiednie dane, a w Psach Baskerville widzimy nawet jak funkcjonuje jego umysł, kiedy Sherlock odwiedza Pałac Myśli, aby na podstawie skojarzeń dowiedzieć się, co oznacza zwrot „Liberty In”. To wszystko sprawia, że możemy przekonać się, co do jego intelektu.

Właśnie ten intelekt przyciągnął uwspółcześnionego Jamesa Moriarty’ego do Sherlocka. W poprzednim artykule już trochę porównałam obie wersje Napoleona Zbrodni, zwracając uwagę na to, że o ile Moriarty klasyczny jest dystyngowanym dżentelmenem, który uznaje intelekt swojego przeciwnika, o tyle Moriarty uwspółcześniony jest psychopatą, który traktuje zbrodnię jak zabawę z Sherlockiem.

Moriarty na oryginalnej ilustracji.
Moriarty z „Sherlocka” (Andrew Scott)

Wciąż jednak jest parę kwestii, które należałoby poruszyć. Zacznijmy od tego, że Moriarty klasyczny jest profesorem matematyki, przeważnie przedstawiany jest jako starzec i zaczyna interesować się Holmesem dopiero, kiedy ten któryś raz z kolei krzyżuje mu szyki. Moriarty z Sherlocka wygląda na trzydziestolatka, nie wiadomo, jakie jest jego wykształcenie, i nie interesuje się głównym bohaterem. O, nie. Uwspółcześniony Napoleon Zbrodni ma na punkcie słynnego detektywa obsesję. Moriarty obecny jest niemal od pierwszego odcinka, kiedy to sprawca morderstw, będąc sam na sam z Holmesem, wspomina, że detektyw ma „fana”. Kiedy zaś w Reichenbach’s Fall Moriarty włamuje się do Londyńskiej Tower, zostawia policji wiadomość: „Sprowadźcie Sherlocka”.

Wielkiej grze z kolei, przy pierwszym spotkaniu Holmesa z jego nemezis, dowiadujemy się, że James Moriarty jest konsultantem kryminalnym. Pamiętajmy – Sherlock Holmes jest detektywem konsultantem, który pomaga policji, gdy ta sobie nie radzi. Sam wymyślił ten zawód. Analogicznie rzecz biorąc, Moriarty zajmuje się wymyślaniem planów dla każdego, kto potrzebuje pomocy przy różnych ciemnych sprawkach – od ucieczki przed wierzycielami po morderstwo (w oryginale nie świadczy takich usług; jest po prostu geniuszem zbrodni z własną siatką przestępczą). Sherlocka traktuje nie tyle jak zagrożenie dla swoich planów, co jak kogoś, kto dorównuje mu intelektem i gra rolę bohatera.

Moriarty jest kimś, kto wzbudza w Sherlocku lęk (czego dowiadujemy się w Psach Baskerville), potrafi zapewnić mu intelektualne wyzwanie, a nawet oszukać. W Ostatniej zagadce pani Hudson opisuje Watsonowi profesora Moriarty’ego, jako człowieka, który wygląda jak diabeł. Jim Moriarty uwspółcześniony ma powierzchowność szaleńca – podkrążone oczy, bladą cerę i niepokojący uśmiech. Widzimy, że jest niebezpieczny, że jest zdolny do wszystkiego, a fakt, że ma obsesję na punkcie głównego bohatera, tylko nas w tym utwierdza.

Jest jeszcze jedna osoba, której fascynacja intelektem Sherlocka Holmesa wykracza poza podziw przeciętnego fana. Tą osobą jest Irene Adler, nazywana również Kobietą. Tak jak Moriarty, Adler pojawiła się tylko w jednym opowiadaniu –Królewskim skandalu – ale wyrosła poza jego ramy i dla wielu fanów (i adaptatorów przygód detektywa na duży ekran) stała się love interestem Holmesa. W oryginalnym Królewskim skandalu Irene Adler jest śpiewaczką operową, z którą wdał się w romans książę Bohemii. Ów książę dał się sfotografować z Irene, a po pewnym czasie ich stosunki się nieco ochłodziły. Ponieważ miał się wkrótce żenić i obawiał się, że była kochanka wykorzysta zdjęcia, aby mu zaszkodzić, poprosił Holmesa o odzyskanie fotografii. Klasyczna Irene Adler jest sprytna, do tego stopnia, że Holmes (który dotąd uważał płeć piękną za stworzenia dość głupie) przez resztę życia wspomina ją jako jedyną kobietę, która go przechytrzyła, i mówi o niej z szacunkiem: „Kobieta”.

Gayle Hunnicut jako Irene Adler w serialu Granady.
Lara Pulver jako Irene Adler w serialu BBC.

Skandalu w Belgravii, który jest uwspółcześnioną wersją Królewskiego skandalu, Irene Adler świadczy usługi seksualne, a „Kobieta” to jej pseudonim. Tak jak w opowiadaniu, Sherlock zostaje zatrudniony przez monarchę (za pośrednictwem Mycrofta), udaje pobitego wikarego, aby przedostać się do domu Adler, i wywołuje pożar, aby znaleźć to, czego szuka. Komórka, na której Irene Adler trzyma dyskredytujące zdjęcia (i wiele innych rzeczy, w tym tajne informacje) ma służyć zabezpieczeniu, a nie szantażowi. Jednak w oryginale Kobieta poślubiła innego człowieka i ucieka z nim z Anglii, a Holmes jest nawet świadkiem na ich ślubie. W Skandalu w Belgravii mamy tę szpiegowską aferę, związaną z telefonem Adler, który chcą dostać w swoje ręce CIA i służby specjalne Anglii. Irene Adler zaś wciąż flirtuje z Sherlockiem Holmesem (który z kolei wciąż próbuje przełamać zabezpieczenia w jej telefonie). Nie mamy wątpliwości, że uważa go za atrakcyjnego, a on uważa ją za atrakcyjną. Kiedy zaś dowiaduje się o jej śmierci (upozorowanej, jak się potem okazuje), niby nic go ona nie obchodzi, ale Watson od razu zauważa, że jego przyjaciel jest tą wiadomością zdruzgotany. A i jej uczucia do detektywa są niejednoznaczne.

Został nam do omówienia Mycorft Holmes, starszy o siedem lat brat Sherlocka. Mogłabym wam napisać oddzielny esej o nim, o jego relacjach z Sherlockiem, o Klubie Diogenesa i o tym jak starszy Holmes bywał postrzegany przez różnych filmowców, ale postaram się ograniczyć do tego, co najważniejsze.

Mycroft Holmes na oryginalnej ilustracji
Mycroft Holmes grany przez Marka Gatissa.

Mycroft po raz pierwszy pojawił się w Greckim tłumaczu. Najbardziej istotnym faktem, który powinno się wiedzieć o Mycrofcie Holmesie, jest to, że w założeniu miał być o wiele bardziej inteligentny i mieć o wiele bardziej uporządkowany umysł, niż jego młodszy brat. Sherlock klasyczny wręcz mówi Watsonowi: „Mój brat jest o wiele bardziej genialny niż ja.” I w drodze do Klubu Diogenesa dodaje, że gdyby Mycroft chciał, mógłby zostać największym detektywem wszechczasów. W Greckim tłumaczu jest taka scena, kiedy Mycorft zaprasza Sherlocka do okna i obaj urządzają sobie pojedynek na dedukcję (wciąż czekam, aż będzie to miało miejsce w serialu BBC). Poza tym starszy z braci Holmes jest to człowiek leniwy i przywiązany do swoich stałych zwyczajów, można by też o nim powiedzieć, że to odludek (Klub Diogenesa, w którym Mycroft ma gabinet i przesiaduje całymi dniami, to miejsce, gdzie przebywają najbardziej aspołeczni osobnicy w Anglii; a trzeba zaznaczyć, że Mycroft był jednym z jego założycieli). Tak więc czym zajmuje się Mycroft Holmes? Można powiedzieć, że pracuje dla rządu, zbierając informacje z różnych departamentów i pełniąc rolę składnicy wiedzy (i tak, jak jego młodszy brat, Mycroft sam stworzył dla siebie zawód). Sam Sherlock mówi Watsonowi, że jego brat jest specjalistą od wszystkiego, tak szeroka jest jego wiedza. Mycorft jest też przez niego nazywany Brytyjskim Rządem.

A jaki jawi się nam uwspółcześniony Mycroft Holmes? Przede wszystkim pojawia się już w pierwszym odcinku i przy pierwszym spotkaniu z doktorem Watsonem myślimy, że jest to ktoś zupełnie inny (co jest bardzo zgrabnym posunięciem ze strony scenarzystów). Pracuje dla rządu i dla służb specjalnych, posiada dostęp do kamer rozmieszczonych w całym Londynie i przepustkę, która gwarantuje mu wejście nawet do tajnych baz wojskowych. Ma konserwatywne poglądy i zwykle jest bardzo poważny. Najciekawsze są jednak jego relacje z młodszym bratem. Z jednej strony łączą ich bardzo chłodne stosunki, przemieszane jeszcze z braterską rywalizacją. Zwykle kiedy ci dwaj się spotykają, Sherlock mówi coś, aby dopiec Mycroftowi, na przykład: „Jak tam dieta? Czyżbyś przytył?” (jest to nawiązanie do klasycznego przedstawiania Mycrofta jako mężczyzny dość postawnego, jeśli chodzi o tuszę). Co więcej, o ile klasyczny Sherlock z radością przyjmuje od brata sprawę planów Bruce’a-Partingtona, o tyle ten uwspółcześniony mu odmawia, mówiąc, że jest zajęty (wiadomo, że robi to na złość Mycroftowi, bo nie ma od dłuższego czasu żadnych spraw). Z drugiej strony, co rusz widzimy, że starszy z braci Holmes troszczy się o młodszego, choć uważa go za bardzo kłopotliwego. Kilka razy zwraca się widzowi uwagę na to, że coś między nimi było, być może coś związanego z nadopiekuńczością Mycrofta albo z czymś, co wydarzyło się w ich młodości. W każdym razie Sherlock chowa do niego urazę i rzadko cieszy się na jego widok.

orównanie klasycznego Sherlocka Holmesa z serialem BBC pokazuje nam też zmiany jakie nastąpiły w sferze obyczajowej na przestrzeni tych niemalże dwóch stuleci. Chociażby w Studium w szkarłacie mormoni zostali przedstawieni jako sekta, która w bardzo okrutny sposób karze wszelkie odstępstwa od wiary. Twórcy Sherlocka nie mogli tego zrobić, ze względu na poprawność polityczną i na to, że współcześni mormoni różnią się bardzo od swoich przodków. Poza tym wiele postaci męskich, które pojawiały się w książkach, zostało zmienionych przez scenarzystów w kobiety. Po części dlatego, żeby pokazać, że w dzisiejszych czasach kobiety również mogą być naukowcami, policjantami i politykami, a po części – żeby pokazać, że homoseksualizm i biseksualizm nie jest już wstydliwą tajemnicą. Sami Holmes i Watson są podejrzewani przez wielu ludzi o bycie parą homoseksualną. W czasach wiktoriańskich dwóch mężczyzn mieszkających ze sobą pod jednym dachem nie było posądzanych o bycie gejami (było to nawet uznawane za bardziej obyczajne, niż dwoje niespokrewnionych ze sobą i nie będących ze sobą w związku małżeńskim ludzi mieszkających w jednym domu). Teraz też tak nie jest, ale Sherlock Holmes i doktor Watson są sławni, toteż naturalne jest, że powstają takie plotki. (Jest to też ukłon w stronę co poniektórych fanów, którzy widzieli stosunki między Holmesem i Watsonem właśnie jako coś więcej, niż przyjaźń.) Zaiste świat bardzo się zmienił od czasów Conan Doyle’a.

3 thoughts on “Artykuł: Sherlock klasyczny kontra Sherlock uwspółcześniony

  1. wlasnie pisze prezentacje maturalna na temat detektywa i jestem niezmiernie wdzieczny Ci za ten artykul. Jestes mega dzieki

Leave a Reply