Site icon Planeta Kapeluszy

[FF: Axis Powers Hetalia] Guernica (cz.2)

Advertisements

Ta Wystawa Światowa była pomysłem Romano. Włoch miał nadzieję, że trochę rozrywki pocieszy Antonia i pomoże mu choć na moment zapomnieć o wojnie domowej. Ponieważ Włochy Południowe nie mógł pomóc Hiszpanii zakończyć wojny (nawet jeśli pragnął tego z całego serca), przynajmniej próbował sprawić, aby jej symptomy były bardziej znośne. A dzięki temu, że po historii z Guernicą wiele krajów solidaryzowało się z Hiszpanią i wyrażało dezaprobatę takim okrucieństwem, wydawało się, że Antonio nie czuł się samotny. Jednakże wspomnienie Guerniki sprawiało, że jego zwykły uśmiech znikał, a oczy Hiszpana nagle spoglądały w dal. Romano mógł tylko zgadywać, co jego przybrany ojciec czuł, kiedy myślał o zbombardowanym mieście.

Dlatego właśnie Romano zdecydował się pójść z Antoniem na Exposition Internationale des Arts et Techniques dans la Vie Moderne, aby sprawić, że starszy naród bardziej się zrelaksuje (to było naprawdę dziwne, że właśnie Hiszpania, ze wszystkich osób na świecie, musiał się zrelaksować). Poza tym zawsze była szansa, że zobaczą coś ciekawego.

Tak więc byli tu, szli przez chodnik na otwartym powietrzu i obserwowali pawilony. Pogoda była miła, a niebo błękitne i bezchmurne. Zielona trawa na niektórych trawnikach była podlewana przez fontanny. Narodowe flagi powiewały leniwie na wietrze. Wieża Eiffla, która wyrastała ponad nimi, przypominała Romano, że byli na terytorium Francisa, więc musiał uważać, aby go nie spotkać.

Antonio wydawał się być naprawdę zrelaksowany. Biegał i obserwował wszystko z ciekawością dziecka (i tak jak dziecko porzucał jedną rzecz, kiedy jego uwagę przykuła inna), ciągnąc Romano za sobą. Włoch krzyczał na niego z powodu tak szybkiego biegu, ale w sercu cieszył się, że Hiszpania był znowu tym wesołym człowiekiem, co zawsze. To był w końcu celem Romano.

Lecz niebawem Hiszpania wszedł prosto na Francję, twardo upadając na chodnik. Francja był przewodnikiem kilku krajów. Romano mógł dojrzeć pośród nich swojego naiwnego brata, Artura, Feliksa, tego śnieżnego dupka i – bo oczywiste było, że Francis musiał go zaprosić – tego cholernego ziemniaczanego łba wraz z jego bratem albinosem. Antonio spojrzał z dołu na Francisa i uśmiechnął się szeroko, powoli wstając. Francja również się rozpromienił. Włochy Południowe chciał uciekać, ale musiał przezwyciężyć to pragnienie. Nie było mowy o tym, aby zostawił Hiszpanię samego z tym zboczeńcem, zwłaszcza kiedy Antonio był w takim stanie.

– O, Francis! Dawno cię nie widziałem! – Hiszpania i Francja uścisnęli sobie ręce.

– Chodź z nami – zaproponował Francja. – Możesz się tutaj zgubić.

– Nie ma mowy! – zaprotestował Włochy Południowe i był gotów nazwać Francję kilkoma przezwiskami, ale Hiszpania uśmiechnął się radośnie i powiedział:

– Oczywiście, Francis. Wielkie dzięki. Jesteś bardzo miły.

I chwyciwszy Romano za nadgarstek, Antonio dołączył do grupy. Romano tylko westchnął ciężko. No cóż, może nie będzie aż tak źle? Francja nie wykorzysta Hiszpanii przy świadkach, prawda?

Przez pierwsze pięć minut wycieczki wszystko szło dobrze. Maszerowali powoli przez chodnik, zatrzymywali się przy każdym pawilonie, oglądali go i zadawali kilka pytań ludziom, którzy pilnowali pawilonu. Jako nacje, nie wiedzieli dokładnie, co ich szefowie przygotowali, aby pokazać na Wystawie Światowej. Czasem Prusy albo Francja szeptali coś do Hiszpanii i wszyscy trzej zaczynali się z tego śmiać. Na początku Romano patrzył na nich oschle, ale widząc Antonio w dobrym humorze, natychmiast złagodniał. Jak długo nie kazali mu myśleć o wojnie domowej i Guernice, nie miał powodów, aby oddzielać Hiszpanię od jego starych przyjaciół, zwłaszcza kiedy Antonio wydawał się cieszyć z ich towarzystwa.

Zatrzymali się po środku chodnika. Po ich prawej stronie stał pawilon niemiecki, a po lewej – pawilon rosyjski. Ponieważ Rosja nalegał na to, aby jego stoisko zobaczyć pierwsze i wszyscy wiedzieli, że odmowa mogła zakończyć się raczej boleśnie, Francja skierował grupę prosto do pawilonu Rosjan. Pomiędzy dwiema czerwonymi flagami stał kamienny pawilon, a na jego szczycie znajdował się wysoki monument z dwojgiem ludzi – mężczyzną w długich spodniach na szelkach, zawieszonych na jego gołym torsie; i kobietą w prostej sukience. Jego lewa ręka trzymała młot, jej prawa – sierp. Oba przedmioty stykały się ze sobą.

Iwan podszedł do kobiety, która pilnowała jego pawilonu. Po krótkiej rozmowie z nią po rosyjsku, odwrócił się do reszty i zaczął wyjaśniać:

– Architektem pawilonu jest Borys Iofan. Vera Muchina zaś zaprojektowała ten pomnik. Jeśli jeszcze nie zauważyliście, zgnili kapitaliści, przedstawia on robotnika i chłopkę – klasę pracującą, która przez wieki cierpiała z powodu…

– Iwan, skończ tę propagandę – powiedział Anglia. – Już załapaliśmy, o co chodzi.

– Ve, chodźmy zobaczyć twój pawilon, Ludwigu! – zaświergotał Włochy Północne, chwytając przyjaciela za ramię i ciągnąc go w stronę przeciwległego pawilonu, podczas gdy Niemcy mocno się zarumienił.

Zmienili kierunek na wysoką, białą, prostokątną wieżę, zakończoną swastyką i orłem.

– Co za idiota ustawił to tutaj, naprzeciw radzieckiego pawilonu? – spytał Alfred. Ludwig odchrząknął i wyjaśnił:

– Nasz fuehrer. Nalegał na to miejsce, bo ten pawilon powinien być symbolem zapory Trzeciej Rzeszy przeciwko komunizmowi. Przynajmniej tak słyszałem.

– A, to dlatego! – krzyknął Ameryka. – Cóż, też mogłem o tym pomyśleć.

Niemcy zaczął rozmawiać z mężczyzną, który stał przy stoisku. Potem Ludwig powrócił do nacji, odchrząknął i powiedział z uśmiechem:

– Prosty, klasyczny i motywem nazistowskim. Herr Speer jest autorem projektu.

– Oczywiście – burknął Włochy Południowe. – Kto inny miałby być? Niech cię, ziemniaczany dupku, twój szef jest taki teatralny…

– Romano – zaczął Hiszpania tonem rodzica, który chciał pouczyć swojego dziecko na temat przeklinania – nie bądź niegrzeczny.

Francja tylko wzruszył ramionami i pomachał ręką, każąc reszcie za sobą iść. Nacje minęły wieżę i poszły prosto. Prawie pół minuty później zbliżyli się do małego, niepozornego budynku, który bardziej przywodził na myśl jakąś maleńką willę z patio niż pawilon, który powinien reprezentować kraj. Był inny, niż stoiska Rosji czy Niemiec. Miał wielkie okna, a jedno z nich, znajdujące się naprzeciwko szyby pod drzwiami, zakryte było plakatem z jakimś tekstem. Budynek miał trzy piętra (łącznie z parterem). Były tam też schody, czy też raczej rosnąca ścieżka na otwarty ogród. Po prawej stronie od wejścia stała wąska, szpiczasta figura. Budynek zakończony był wielkimi, ale prostymi literami: „España”. Hiszpania (a Włochy Południowe tuż za nim) zaczął wspinać się na długie schody od strony patio, które prowadziły do wejścia. Wkrótce wszedł do środka.

O, gdyby Romano wiedział, co mieli niebawem ujrzeć, zabrałby stamtąd Antonia.

Na ścianach zawieszone były zdjęcia. Zdjęcia zwyczajnych Hiszpanów – mężczyzn, kobiet, starców i dzieci; zdjęcia żołnierzy i zdjęcia zniszczeń hiszpańskich ziem. Na ścianach wisiało również kilka antywojennych plakatów. Widząc to wszystko, Antonio opuścił szczękę i, oniemiały, objął wszystko szeroko otwartymi oczami. Usłyszał dźwięk strzelających pistoletów i krzyczące kobiety. Zobaczył swoich ludzi, uciekających i umierających. Coś w jego sercu zaczęło go boleć i wydawał się być bliski płaczu. Był głuchy na głos swojego towarzysza, który wołał go z zatroskaniem. Hiszpania był teraz zupełnie gdzieindziej. Był teraz ze swoim cierpiącym ludem.

Romano szybko podbiegł do niego, objął lewą ręką ramię Antonia i zaczął go wyprowadzić z pawilonu, ale Hiszpania nagle ocknął się z transu i delikatnie wyrwał z jego objęcia.

– Romano, ja… – zaczął ze zdenerwowaniem, ale potem uśmiechnął się lekko. – Chcę zobaczyć całość.

– Cholera, Hiszpanio. Przyszedłeś na tę wystawę, aby się zrelaksować, nie aby myśleć o tej pieprzonej wojnie domowej!

– Ja… ja wiem, Romano – odparł Antonio i spojrzał na Włocha. – Ale ja wciąż chcę.

– Jesteś masochistą czy co?

– Jestem tylko ciekaw, Romano. Kto wie? – Uśmiechnął się trochę szerzej. – Może dalej są jakieś weselsze rzeczy?

– Zapomnij, pomidorowy dupku!

– O, proszę, Romano! – błagał z oczami spaniela Hiszpania.

Włochy Południowe przyglądał mu się przez chwilę. Nie chciał się na to zgodzić. Nie, nie da mu myśleć o tej cholernej wojnie w dzień, kiedy Hiszpania powinien być zrelaksowany i wesoły! Nikt nie miał prawa zasmucać dziś Antonia i sam Antonio nie był wyjątkiem!

Właśnie dlatego zagniewany Romano podszedł do niego i złapał za rękę, aby wyciągnąć go z tego miejsca. Wyszli i zaczęli schodzić ze schodów. Minęli kilka nowoczesnych rzeźb i niebawem znaleźli się znów przed pawilonem. Inne narody oczekiwały ich z utęsknieniem, niecierpliwością czy nawet irytacją. Były gotowe ruszyć do następnego stoiska, ale Hiszpania nagle się zatrzymał, bo coś przykuło jego uwagę. Pośpiesznie wbiegł na schody i wszedł na środkowe piętro pawilonu.

– Hiszpanio, gdzie ty do diabła idziesz?! – krzyknął Romano, ale nie otrzymał odpowiedzi. Antonio był zbyt ciekaw, aby zwrócić na niego jakąkolwiek uwagę.

Na miejscu stała duża fontanna – okrągły otwór wypełniony wodą. Dziwne, spiralne coś o kształcie strzałki wisiało nad fontanną. Na podłodze znajdował się napis: „Mercure Espagnol Dalmaden”. Ale tym, co przykuło uwagę Hiszpanii, znajdowało się na ścianie tuż przed nim. To był wielki, czarno-biały obraz. Na pierwszy rzut oka Antonio widział jedynie dziwaczne, powykręcane postacie, a także jakieś kwadraty i trójkąty, ale im dłużej przyglądał się obrazowi, tym więcej szczegółów znajdował. Najpierw, pośrodku płótna znajdował się koń, który otwierał szeroko pysk, a małe oczka wyrażały strach i agonię. Hiszpania zobaczył po lewej stornie byka i płaczącą kobietę, która odchylała niebezpiecznie w tył szyję i trzymała w rękach nieżywe dziecko. Mógł prawie odczuć jej rozpacz i… czy to był dymiący wulkan tam w dali? Obok kobiety leżał pokonany mężczyzna z szeroko rozwartymi ramionami. Niebawem Antonio zorientował się, że prawa ręka zaciskała się wokół złamanego noża. Z kolei po prawej stronie malowidła Hiszpania mógł zobaczyć głowy o kształcie dymu. Jedna wyłaniała się z ciemności, druga należała do kobiety, która miała jedną stopę mniejszą, a druga, o wiele większa, leżała na ziemi, amputowana od reszty bezkształtnego ciała. Ostatnia postać, na samym końcu po lewej, była kimś, kogo ręce wznosiły się ku górze, podczas gdy sama osoba była szybko pożerana przez ciemność, krzycząc w bezsilnej grozie. Ponad koniem wisiało słońce z żarówką w środku.

Hiszpania był zahipnotyzowany przez obraz tuż przed sobą. Ten chaos, ta panika, ten ból – obraz z całą swoją grozą absorbował jego uwagę. Antonio nawet nie zauważył, kiedy pewien mężczyzna do niego podszedł. Mężczyzna miał ciemną skórę, przylizane, czarne włosy i wielki, garbaty nos. Nosił białą koszulę z podwiniętymi rękawami i czarnym krawatem.

– Podoba się panu obraz? – spytał po hiszpańsku, budząc Hiszpanię z jego hipnozy.

– Tak. – Antonio się uśmiechnął. – Pan musi być autorem, prawda?

Mężczyzna rozpromienił się i wyciągnął do Antonia rękę. Hiszpania ją uścisnął.

– Pablo Picasso – przedstawił się artysta.

Najpierw oczy Hiszpanii rozszerzyły się z niedowierzaniem. Potem spojrzał na Picassa z uśmiechem zdumienia. Nie mógł uwierzyć, że spotkał jednego ze swoich najbardziej znanych żyjących artystów. Ale uspokoił się i spojrzał znów na obraz.

– Jaki jest tytuł, panie Picasso? – spytał, uśmiechając się przyjaźnie.

– Guernica – odpowiedział Picasso, wypowiadając to słowo powoli i cicho.

Uśmiech Antonia zniknął, jego oczy rozszerzyły się. Jego ręka mimowolnie spoczęła na lewym ramieniu, gdzie leżała Guernica. Wciąż czuł ból w tamtym miejscu.

Potem jego oczy przeniosły się z rany na obraz. Nagle bezdźwięczne krzyki postaci z malowidła stawały się coraz głośniejsze i głośniejsze w jego uszach. Zatrzymany na płótnie chaos stał się bardziej dynamiczny, kiedy Hiszpania przypominał sobie tamten pamiętny dzień. Na tym obrazie, który teoretycznie był abstrakcyjny i odrealniony, wszystko wydawało się być realne i prawdziwe. Wszystko wydawało się być utrwaleniem faktycznego zdarzenia. W jakiś przedziwny sposób ta nierealistyczna scena była najbardziej naturalistycznym przedstawieniem wojny, jakie Antonio Fernandez Corrido kiedykolwiek widział. Demony namalowane na Guernice, były w jego głowie. W głowie każdej osoby, która przeżyła grozę wojny.

To był moment, w którym inne nacje zaczęły się zbierać w miejscu, gdzie był Antonio i teraz one także mogły ujrzeć wielki obraz w czerni i bieli. Jedne z nich – jak Gilbert – spoglądały na to bez pojęcia (to był przecież kubizm), inne – jak Feliciano, Iwan albo Alfred, którzy byli obeznani ze sztuką współczesną – starali się go zinterpretować. Włochy Południowe spojrzał tylko raz na Guernikę. Jego oczy szybko przeniosły się na Hiszpanię i rozszerzyły się w obawie. Nachylił się bliżej do jego twarzy.

– Hiszpanio, czy te dupki znowu cię bombardują? – szepnął do Antonia.

Hiszpania ocknął się i zamrugał do niego, w jednym, krótkim momencie nie wiedząc, co młodszy kraj opowiadał. Ale zaraz Hiszpan zorientował się, że jego ręka tkwiła cały czas na jego ramieniu. Tak więc ściągnął ją i uśmiechnął się przyjaźnie do Włocha.

– Nie. Wszystko dobrze, Romano. – Głos Antonia był cichy, ale spokojny.

Romano odetchnął z ulgą, ale potem przyjął swój zwyczajny, kwaśny grymas i powiedział głośniej:

– Tak więc możemy już sobie pójść, pomidorowy dupku? Jest wiele innych rzeczy do oglądania, a ty powinieneś się zrelaksować.

– Wydaje mi się, że możemy iść, jeśli tak bardzo chcesz, mój mały pomidorku. – Odwrócił się do Picassa i pochylił głowę w geście pożegnania. Artysta zrobił to samo i uśmiechnął się.

Francja zaprowadził wszystkich do wyjścia.

– Ludzie, nigdy nie zrozumiem tej współczesnej sztuki – skomentował Gilbert.

– To dlatego, ze jesteś zbyt wielkim barbarzyńcą, mon cheri – odparł Francis.

– Nie, jestem po prostu zbyt zajebisty na abstrakcję – powiedział Prusy i zaśmiał się zadziornie.

Hiszpania spojrzał po raz ostatni na obraz. Skąd miał wiedzieć, że zanim go znów zobaczy, tak wiele rzeczy przydarzy się światu i jemu – Hiszpanii?

Exit mobile version