Podręcznik fanfikowca

Podręcznik fanfikowca cz. 17 – Pairingi

Temat, którym dzisiaj się zajmiemy, jest dość grząski. Przynajmniej raz każdy fan kiedyś „shippował” jakąś parę bohaterów (obojętnie czy była to para złożona z dwóch różnych płci, czy z jednej) i uważał, że to prawdziwa miłość, broniąc tej pary jak lew. Zupełnie inną sprawą jest to, że wiele pairingów jest albo dziwnych, albo niesie ze sobą pewne niefortunne implikacje. Zacznijmy od tego, że dość często działa tutaj trzydziesta czwarta zasada Internetu, głosząca, że jeśli coś istnieje, jest do tego pornografia, a co za tym idzie – można połączyć w parę postaci, które: są wrogami, są rodzeństwem, są przyjaciółmi, występują raz w jednym kadrze, nie występują razem w ogóle, są mentorem i uczniem… możliwości jest naprawdę dużo. Dlatego nie zawsze trafi się coś strawnego.

Temat pairingów jest szczególnie trudny do omówienia dla mnie, ponieważ w ciągu tych kilku lat bycia w przeróżnych fandomach zdążyłam znienawidzić yaoi i slash, czyli tego typu twórczość fanowską, która opiewa miłość między dwoma mężczyznami. Aczkolwiek – jak już wspominałam w pierwszej części Podręcznika fanfikowca – jeżeli fabuła fanfika jest ciekawa, mogę przymknąć oko na wszelkiego rodzaju sceny z homoerotycznym podtekstem, a nawet się nimi cieszyć, bo zostały poprowadzone sensownie. Właściwie to znam kilku autorów fanfików i opowiadań autorskich, o których wiem, że wątek homoseksualny (ale nie tylko, bo wszystkie inne kontrowersyjne wątki też) będzie oddany z należytym realizmem.

Tak czy inaczej, wiele podniesionych tutaj problemów, dotyczy właśnie wątków homoseksualnych, choć nie tylko i dlatego będę się starać opisać wszystko w taki sposób, aby odnosiło się do pairingów jako takich (choć niczego nie obiecuję).

Podstawowe błędy, jakie popełnia fanfikowiec, wprowadzając wątek romansowy, to:

1.      Tak zwana „Gejlandia”, czyli pokazanie świata przedstawionego jako takiego, gdzie każda postać jest homoseksualistą (nieraz z podziałem na seme i uke), homofobia nie istnieje, a kobiet prawie nie ma. Nawet wiele moich znajomych, które uwielbiają yaoi i slash, uważa, że to oznaka złego pisarstwa. Dlatego każdy fanfikowiec powinien wystrzegać się tworzenia „Gejlandii” i zawsze brać pod uwagę takie rzeczy, jak stosunek społeczeństwa do homoseksualizmu (zwłaszcza, kiedy dzieło macierzyste osadzone jest w czasach albo środowisku, w którym homoseksualizm jest uważany za dewiację albo oznakę zniewieścienia); charaktery postaci (a więc nie robić z jednej z nich kompletnej ciapy, pełniącej typowo kobiece role) i stosunki jakie łączyły postacie męskie z żeńskimi (innymi słowy – kanoniczne pairingi i co się z nimi stało, że już nie są faktem).

2.      Brak spójności psychologicznej i jest to właściwie problem bardzo złożony. Po pierwsze fanfikowcy zapominają o psychologii, kiedy piszą o dość kontrowersyjnych sytuacjach, jak kazirodztwo (zwłaszcza, pojmowane jako romans między rodzeństwem) albo związek, w którym panuje duża różnica wieku, a jedna postać widziała jak druga dorastała. Nie można podchodzić do tego, jak do czegoś, co obie strony od razu przyjęły z zachwytem. Trzeba (zwłaszcza w przypadku kazirodztwa, gdzie dużą rolę gra rodzina) wziąć pod uwagę sytuacje, w jakich dochodzi do takich zachowań, nie mówiąc już o tym, że przynajmniej jedna ze stron ma opory przed swoimi uczuciami i wątpliwymi etycznie pragnieniami. (Vampircia napisała kiedyś do One Piece erotyczną jednoczęściówkę, w której Shanks spogląda na dorosłego Luffy’ego z pożądaniem. To, że z miejsca nie znienawidziłam tego fika, wynika stąd, że Vampi poświęciła dużo czasu opisowi tego, jak Shanks bił się z myślami i walczył sam ze sobą; i stąd, że do samego aktu doszło, ponieważ Luffy się na niego zgodził.) Po drugie, fanfikowcy mają tendencję do zapominania pewnych cech charakteru postaci, aby bardziej pasowała do sytuacji w fanfiku. Dotyczy to wspomnianego wyżej podziału na seme i uke, gdzie jeden z partnerów jest bardziej pasywny i kobiecy, ale równie dobrze odnosi się do nagle empatycznych psychopatów, czy ludzi aseksualnych, przejawiających zainteresowanie jakąś postacią. (Był, na przykład, pewien fanfik, w którym Sheldon próbował pocieszyć Amy pocałunkiem. Niestety nie mogłam go znaleźć.) Po trzecie wreszcie sam proces zakochiwania się i relacje w związku kuleją psychologicznie. Czasami nawet fanfikowiec (a także pisarz w ogóle) nieświadomie przedstawi toksyczny związek albo seks między nieletnim a dorosłym jako coś niesłychanie romantycznego. (Do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć po hetaliowej wersji Dziewczynki z zapałkami, gdzie Kanada, jako Chłopiec z zapałkami, zostaje wzięty pod opiekę przez obcego mężczyznę, Prusy, a kiedy już się obaj ogrzali i najedli, Prusy zaczął uprawiać seks z Kanadą.)

3.      Nieumiejętne operowanie na schematachto coś, co spotyka się również w zwykłych, nie-fanfikowych romansach. W zasadzie wiele zależy od wykonania i od gustów czytelników. Są pewne historie, które pewni ludzie lubią czytać/oglądać i niewątpliwie istnieją fani konkretnych opowieści romantycznych. Wielokrotnie też znajdowałam bardzo ciekawe fanfiki z wątkiem romansu, które miały interesującą i obiecującą fabułę. Jednakże niektóre schematy są stosowane do bólu i sprawiają, że fanfik wydaje się co najmniej banalny, jeśli nie po prostu męczący. Żeby tych schematów uniknąć, należy znaleźć dobre fanfiki i dobre romanse albo nawet zapoznać się z analizami wszelkich romansowych grafomanii, aby zorientować się, co to za schematy.

Jakiś czas temu Vampircia powiedziała, że każdy pairing da się przedstawić jako sensowny. Jest w tym sporo prawdy, bo choć niektóre pary do dzisiaj mnie przyprawiają o mdłości, o tyle wiem, że jeśli tylko weźmie się pod uwagę kwestię psychologii i stosunków społecznych, a same relacje między parą zakochanych zostaną właściwie poprowadzone, to może z tego wyjść naprawdę dobra historia.

Jeszcze nie wiem, czym zajmiemy się w następnej części Podręcznika fanfikowca, ale podejrzewam, że będzie to coś związanego z memami w fanfikach.

3 thoughts on “Podręcznik fanfikowca cz. 17 – Pairingi

  1. Niech zgadnę że jednym z memów będzie to jakże legendarna zasada 34 internetu. Oraz ponifikacja wszystkiego. Naprawdę wszystkiego (nawet dema to dorwało).

  2. Prawdę mówiąc, nawet ja tego nie wiem. Dałam te memy tak, żeby coś było, a tak naprawdę nie mam pojęcia, o czym będę pisać w części osiemnastej.

  3. Meg, ale ty z tymi błędami, to jak ze ślepym o kolorach 😀 Tak jakby do autora tanich porno fotek przyszedł ceniony malarz epoki romantyzmu i tłumaczył, na jakiej zasadzie należy układać owoce w tle, żeby uzyskać wartościowe odczucia estetyczne 😀 To nie dotrze przecież.Ale cieszę się, że opowiedziałaś o tym temacie właśnie od tej strony, lubię czytać krytykę 🙂 Choć… oczywiście mogłaby być trochę dłuższa ;D

Leave a Reply