Fanfiction · Marvel Cinematic Universe

[FF: Avengers] Jabłoń cz. 1 – Jakby nigdy nic

Nadto, gdym ojcu, wyzwalając go od śmierci, dał żywot, dałem mu ten żywot, którego zaraz używać począł, a on mnie dał żywot, który jeśli miałem, tego wiedzieć nie mogłem. Zasię, jam dał żywot jemu śmierci lękającemu się, a on mnie dał żywot, iżbym mógł umrzeć. Co jeszcze; jam jemu dał żywot doskonały, a on mnie bezrozumnego spłodził, ciężar spłodził do noszenia komu innemu.[1]
Nowy Jork, 12 listopada, 1948, godzina 17:03
Howard Stark szedł ze zwieszoną głową i miał mętlik w głowie. To popołudnie zaczęło się od kawy w dinerze „Charlotte’s” i przypadkowego podsłuchania osobliwej rozmowy między dwoma mężczyznami, a skończyło na najdziwniejszej przygodzie, jaka go kiedykolwiek spotkała. Rzeczeni mężczyźni wzbudzili w Howardzie podejrzenia o bycie radzieckimi szpiegami, dlatego wynalazca ruszył za nimi, kiedy tylko opuścili diner. Zaprowadziło go to do miejsca, gdzie ustawili dziwne urządzenie, jak się okazało, portal czasowy. I tak oto wiedziony ciekawością Howard przekroczył jego próg i wylądował w roku 2012. Niestety, po drodze wystąpiły pewne komplikacje i wynalazca utknął w przyszłości na trzy godziny. Tymczasem linia czasowa potrzebowała pięciu godzin, aby zmiany, które w niej zaszły podczas podróży w czasie, w niej zaistniały. Tak więc ci dwaj mężczyźni – doktor Bruce Banner i, jak się później okazało, dorosły syn Howarda, Tony Stark – mieli pięć godzin, aby przygotować nowy wehikuł czasu i odesłać go z powrotem. Jednocześnie sam Howard miał pozostać odizolowany, żeby nie dowiedział się o przyszłości niczego, co mogłoby wpłynąć na przyszłe wydarzenia.
Mimo to splot różnych przypadków sprawił, że Howard dowiedział się wielu rzeczy. Po pierwsze – zobaczył Steve’a Rogersa, całego, zdrowego i do tego równie młodego, co w czasie wojny. Okazało się, że został odnaleziony w XXI wieku, ale Howard nie dowiedział się (i nawet nie naciskał na to, aby mu o tym powiedziano), kto i kiedy go odnalazł. Kapitan Ameryka nie był też zbyt rozmowny, jeśli chodzi o przyszłość i stwierdził, że jeżeli powie za dużo, może dojść do nieodwracalnych zmian, które mogą jej zaszkodzić. Niemniej jednak Howard i Steve miło spędzili czas na wspominkach, a po niemal czterdziestu minutach Kapitan został wezwany, aby spotkać się z jakimś człowiekiem.
Po drugie – w przyszłości (co było właściwie zrozumiałe) technologia miała się bardzo rozwinąć. Chociaż sztuczna inteligencja, która powitała Howarda w domu, gdzie przenieśli się Tony i Bruce, była – jak sama stwierdziła – prototypem, to i tak pozostawały jeszcze liczne, świecące na niebiesko, trójwymiarowe ekrany w laboratorium Tony’ego, zdjęcia, które były kolorowe i dokładne do niemal najdrobniejszych szczegółów, a także niezwykle cicha winda.
Po trzecie i najbardziej istotne z punktu widzenia Howarda było to, że doczeka się syna. Na początku nie zauważył podobieństwa między sobą a Tony’m, a i sam mężczyzna starał się ukryć przed nim swoją tożsamość, ale kiedy tylko Howardowi udało się uciec z pokoju, gdzie miał czekać na możliwość powrotu do swoich czasów, odkrył, że jeden z konstruktorów wehikułu czasu jest w istocie jego dorosłym synem. I właśnie tę rzecz – spotkanie z nienarodzonym potomkiem, konfrontację z nim, i ich wspólne pożegnanie, kiedy portal został już odbudowany – Howard wspominał najczęściej od momentu powrotu do roku 1948.
To, co mu się przydarzyło, było jak sen. W jednej chwili gonił Tony’ego i doktora Bannera po ulicach Nowego Jorku, w drugiej siedział w przyszłości i rozmawiał z dorosłym synem i ze Steve’m, a w następnej był znów w swoich czasach i to jeszcze w tej samej minucie, w której przeszedł przez portal. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Jakby te niemal trzy godziny było tylko halucynacją, wymyśloną przez jego mózg. Głowa bolała go równie mocno, co w chwili opuszczenia „Charlotte’s”, więc może rzeczywiście… Ale obojętnie jak bardzo racjonalna część jego umysłu próbowała odrzucić koncept, jakoby właśnie powrócił z przyszłości, on wciąż obstawał przy tym, że to jednak prawda. Nie byłby w stanie wymyśleć sobie prawie trzech godzin i spędzić na tym tylko kilku sekund. Nie był też w stanie zaprzeczyć, że wciąż czuł na sobie dotyk i zapach Tony’ego. Nagle wszystko dookoła wydawało mu się potwornie nudne i zwyczajne, łącznie z jego własnym, bądź co bądź urozmaiconym, życiem. Wszystko wydawało mu się również szare w porównaniu z kolorową przyszłością, którą niedawno opuścił.

Teraz nie wiedział, co zrobić. Nie chciał na razie powrócić do firmy, więc kręcił się po ulicy i rozmyślał. Miał, co prawda, wpaść do Peggy Carter i powiedzieć jej, że Steve może zostać kiedyś odnaleziony, ale doszedł do wniosku, że on i tak nie mógł powiedzieć Peggy, że jej ukochany jest żywy i że ona ma czekać aż do XXI wieku, aby ktoś go znalazł. A już z całą pewnością nie mógł jej powiedzieć o tym, że wie o tym, bo odbył podróż w czasie. Nawet gdyby mu uwierzyła, byłoby jej żal, że musi czekać aż tak długo. Być może naciskałaby na Howarda, aby znów zaczął szukać, a on nawet nie miał pojęcia, gdzie jest Kapitan Ameryka.
Poza tym Peggy bardzo przeżyła wieść o śmierci Steve’a, a jeszcze bardziej to, że Howard nie znalazł jego ciała. Przez dłuższy czas była rozstrojona i zrozpaczona, miała wrażenie, że nigdy nie będzie szczęśliwa. Teraz przynajmniej się uśmiechała i potrafiła skupić się na pracy. I dlatego Howard – obojętnie jak bardzo chciał dać Peggy nadzieję na to, że ona i Steve znów się spotkają – postanowił, że nie może tego zrobić.
Po jakimś czasie nogi same zawiodły go do parku. Był tak zmęczony, że postanowił usiąść na ławce i odpocząć. Mimowolnie jego ręka sięgnęła do kieszeni płaszcza po papierosy, ale szybko napotkała gazetę. Zaczął szukać dalej w tej samej kieszeni i jego palec zahaczył o jakiś papierowy róg. Howard szybko pomacał dalej i odkrył, że jest to koperta. Wiedziony nagłym przeczuciem, natychmiast wyjął ją, a kiedy tylko na nią spojrzał, jego pierwsze przeczucia odnośnie tego, co to za koperta, się potwierdziły.
Jest tam parę rzeczy, które musisz wiedzieć, ale nie otwieraj jej, dopóki się nie urodzę. Najlepiej włóż ją do sejfu, czy coś.
Napis na śnieżnobiałej, zaklejonej kopercie głosił: „Najlepiej otworzyć 29 maja, 1970 roku.” Koperta była cienka i niezbyt ciężka, co oznaczało, że jej zawartość nie przekraczała objętości jednej kartki. Kiedy Tony chciał mu dać ten list, Howard odrzucił go, mówiąc, że woli nie wiedzieć, co mu się przydarzy. Najwidoczniej Tony wsunął mu go do kieszeni w trakcie ich wspólnego uścisku.
Tak czy inaczej, list został dostarczony. Howard trzymał go obiema rękami i przyglądał się mu ze wszystkich stron. Korciło go, żeby otworzyć kopertę, wyjąć wiadomość i przeczytać ją tu i teraz. Jednak widniejący na kopercie napis i niedawne wydarzenia go przed tym powstrzymywały. Z jednej strony Tony tylko doradzał mu, żeby otworzyć ją dopiero w 1970, z drugiej – kto wie, czy zawarte w niej informacje nie sprawią, że przez przypadek zrobi coś, co zapobiegnie narodzinom Tony’ego.
Bo przypuśćmy, że jest tam nazwisko jego przyszłej żony i matki jego syna. Jeżeli Howard się dowie, kim ona jest, będzie jej szukać, będzie ją próbował usilnie uwieść i w sobie rozkochać, wciąż myśląc o tym, że powinien mieć z nią syna. I kiedy wreszcie ją poślubi, spróbuje począć z nią Tony’ego. W rezultacie może urodzić się kilkoro z dzieci, ale żadne z nich nie będzie Tony’m, a może się nawet okazać, że ponieważ jego matka jest akurat w ciąży z innym dzieckiem, nie może urodzić tego, którego Howard usilnie chciał mieć. Może też dojść do tego, że zbyt usilne próby rozkochania jej w sobie, doprowadzą do zgoła odwrotnego skutku – że będzie chciała znaleźć się jak najdalej od przyszłego męża. Zresztą Howard nie chciał żenić się tylko po to, aby mieć syna. Mimo że był kobieciarzem, jeżeli miałby kogoś poślubić, musiałaby to być kobieta, która wyróżniałaby się w jego oczach spośród wszystkich kobiet, które spotkał.
Co będzie, to będzie. Nie chcę wiedzieć, co mnie czeka. Wolę sam do tego dojść. – Sam tak powiedział Tony’emu. Aż dziw bierze, że Tony – który przez większość czasu próbował nie dopuścić do tego, aby jego ojciec dowiedział się zbyt wiele na temat przyszłości – podrzucił mu ten list. Ale kto wie – może jest on napisany na tyle ogólnikowo, aby nie zdradzić tego, co może im zaszkodzić, ale za to jest tam coś, co może uratować ich przed katastrofą. Więc być może konsekwencje nie byłyby aż tak opłakane, za to byłyby zbawienne.
Trzymał list tak długo, że na białym papierze zaczęły pojawiać się wgniecenia od spoconych rąk Howarda. Mężczyzna był naprawdę w rozterce. To, co było zawarte w tej zaklejonej kopercie, mogłoby sprowadzić na niego zgubę albo uchronić przed niewybaczalnymi błędami. Co więc powinien zrobić? Niewątpliwie powinien być ostrożny, ale czy w tym wypadku ostrożność przemawiała za tym, aby zostawić list w spokoju, czy go otworzyć?
Najlepiej włóż ją do sejfu, czy coś…
Howard podniósł głowę i uśmiechnął się do swoich myśli. Sejf… Może rzeczywiście był to dobry pomysł. Wykupić skrytkę w banku, włożyć tam kopertę i przeczekać do 1970. Wtedy na pewno nie będzie się martwił o to, że przeczyta ją zbyt wcześnie. Powinien zaufać swojemu synowi.
Schował więc list z powrotem do kieszeni, podszedł do jezdni i zawołał taksówkę. Kiedy po kilku minutach udało mu się wreszcie jakąś złapać, kazał się zawieść do najbliższego banku. Trzymał pieniądze w kilku z nich, ale wybrał ten w pobliżu Wall Street. Tam wprowadził swój plan w życie i niebawem stał się dumnym posiadaczem skrytki numer 2012. W chwili, kiedy zamknął wrzuconą doń kopertę od Tony’ego na klucz i włożył go do kieszeni, od razu odczuł ulgę. Teraz mógł już powrócić do swojego życia bez obawy o przyszłość. Przynajmniej na kilka lat mógł nie myśleć o tym, co Tony ma mu do przekazania.
Malibu, 18 sierpnia 2013
Tony właśnie kończył najnowsze udoskonalenia w rękawicy Iron Mana, kiedy nagle odezwał się JARVIS:
– Panie Stark, w posiadłości znajduje się intruz.
Tony spojrzał tylko na górę, po czym powrócił do pracy.
– Znamy go?
– Nie, proszę pana. To nikt z TARCZY, żaden z Mścicieli i znanych nam przestępców. Co ciekawe, nie wszedł ani przez drzwi, ani przez okno. Po prostu się pojawił.
Bogacz przerwał swoje zajęcie i zastanowił się przez chwilę.
– Teraz mnie zaintrygowałeś, JARVIS. Czy nasz intruz jest uzbrojony?
– Nie wygląda na to, żeby miał broń, ale zalecam ostrożność.
– Rozumiem – odparł Tony.
 A potem rzucił narzędzia na stół, natychmiast przebrał się w jedną z gotowych zbroi Iron Mana i poleciał do głównego hollu, gdzie JARVIS zlokalizował tajemniczego intruza.
Ciekawe było to, że ów tajemniczy intruz nie ruszał się z miejsca, po prostu stał w tym samym punkcie, jakby nigdy nic. Gdyby był złodziejem, na pewno kierowałby się teraz tam, gdzie znajdował się jego cel. To samo tyczyło się wszelkiego rodzaju tajnych agentów i zabójców. Nikt, kto włamuje się do czyjegoś domu, nie stoi w miejscu, chyba że specjalnie chce zwrócić na siebie uwagę gospodarzy. Tony postanowił mieć się na baczności. Ostatecznie walczył jakiś czas temu z gościem, który kazał tłumowi w Niemczech się sobie pokłonić.
Ten, którego Tony ujrzał po środku hollu, nie był – co prawda – najdziwniejszą rzeczą, jaką w życiu widział, niemniej jednak wyglądał osobliwie. Był bardzo wysoki i należał do tego typu istot, które wyglądają jak ludzie, mają jednakże wielkie, łyse głowy, zdradzające wielki mózg. Nosił na sobie biało-niebieską togę. Jego oczy były białe, pozbawione źrenic, a mimo to bardzo ekspresyjne. Tony mógł wyczytać w nich pewien smutek, a nawet zmęczenie.
Iron Man stanął na ziemi, ale jeszcze nie podchodził do swojego gościa.
– Witaj, Tony Stark – odezwał się wreszcie intruz. Miał spokojny, cichy głos. – Przybywam w pokoju.
– Mam nadzieję. Po ostatniej niezapowiedzianej wizycie musiałem remontować dach.
Jego rozmówca zignorował tę uwagę i ciągnął dalej:
– Jestem Obserwatorem. Moje zadanie polega na obserwowaniu wszechświata i zachodzących w nim wydarzeń. Zwykle nie wolno mi mieszać się w sprawy jakiejkolwiek planety, nie mówiąc już o pojedynczych jej mieszkańcach, jednakże tym razem sprawa jest bardzo poważna.
Tony chciał odpowiedzieć jakąś złośliwością, jednak zżerała go ciekawość i postanowił, że poczeka z wszelkimi odzywkami, dopóki jego tajemniczy gość nie wyjaśni z czym przychodzi.
– Tony Stark – Obserwator przemówił znów, kierując swoje puste oczy na wynalazcę – ktoś właśnie cofnął się w czasie, aby zabić twojego ojca.
————————————————————-
[1] Seneka, Rzecz o dobrodziejstwach, Księga trzecia, Caput XXXI.

3 thoughts on “[FF: Avengers] Jabłoń cz. 1 – Jakby nigdy nic

Leave a Reply