Fanfiction · Marvel Cinematic Universe

[FF: Avengers] Jabłoń cz. 3 – Spotkanie rodzinne

Nowy Jork, 11 października 1965, godzina 17:00
Ponieważ Tony był ostatnim, który przeszedł na drugą stronę, zaraz wyłączył przekaźniki i schował je do przyniesionej specjalnie do tego celu walizki. Następnie on, Steve i Natasha wyszli z zaułka i skierowali się w stronę ogromnego (bardziej wertykalnie, niż pod względem wysokości) budynku, otoczonego przeróżnymi fabrykami. Stark Industries z lat sześćdziesiątych XX wieku nie różniło się zbytnio od Stark Industries z początku wieku XXI, pomijając oczywiście to, że na parkingu znajdowały się inne samochody, nie było kamer przemysłowych (a przynajmniej nie było ich dużo), a wiszące nad drzwiami logo miało o wiele bardziej staroświecki kształt.
Stojący koło drzwi ochroniarz przyjrzał im się uważnie (szczególnie podejrzliwie spojrzał na Steve’a) i zapytał o cel ich wizyty.
– Przyszliśmy, aby omówić z panem Starkiem kilka spraw związanych z logistyką – oświadczył Tony, po czym wskazał na Steve’a i dodał: – To kapitan Roger Stevens. Pan Stark go zna. Ja jestem Anthony Jarvis, a ta młoda dama obok mnie, to moja asystentka.
Ochroniarz przez chwilę jeszcze badał ich wzrokiem, a potem kazał im poczekać przy drzwiach i poszedł porozmawiać z jedną z sekretarek, która akurat opierała się o kontuar recepcji i rozmawiała z recepcjonistką. Przez chwilę tłumaczył kobiecie, co zaszło i wskazał stojących przy drzwiach gości. Ona przytaknęła i natychmiast ruszyła windą na górę, zapewne aby porozmawiać z panem Starkiem.
Godzina  17:07
Howard był właśnie w trakcie czytania kolejnego dokumentu przyniesionego przez Stane’a, kiedy nagle usłyszał delikatne pukanie do drzwi, charakterystyczne dla jego sekretarki, panny Forbes.
– Wejść – powiedział niemal automatycznie, nie podnosząc wzroku.
Pracownica weszła do środka, podeszła do biurka i oznajmiła:
– Jakiś kapitan Roger Stevens wraz z dwiema innymi osobami chce się z panem spotkać, panie Stark.

Howard podniósł wzrok usłyszawszy słowo „kapitan” i następujące po nim dziwne nazwisko. W pierwszej chwili pomyślał, że nie zna żadnego kapitana Stevensa, ale samo „Roger Stevens” miało w sobie coś znajomego. I zaraz w jego umyśle zapaliła się czerwona lampka – kapitan Roger Stevens. Steve Rogers, Kapitan Ameryka. Uśmiechnął się do swoich wspomnień, ale zaraz spoważniał. Popatrzył na pannę Forbes z zainteresowaniem.
– A kim są te dwie osoby, które mu towarzyszą?
– Kobieta i mężczyzna. Mężczyzna przedstawił się jako Anthony Jarvis, nazwiska jego asystentki nie poznaliśmy.
– Hm… – zamyślił się Howard. – Anthony Jarvis… – Popatrzył znów na sekretarkę i powiedział: – Tak, znam ich. Niech do mnie przyjdą.
– Tak jest, panie Stark – odparła sekretarka i wyszła.
Howard chciał zabrać się z powrotem do pracy, ale rozpierała go ciekawość. Czy to możliwe, aby oni…? Ale po co odwiedzali go w latach sześćdziesiątych? Powrócił myślami do swojej przypadkowej podróży w czasie. Do chwili, kiedy jego dorosły syn uświadomił mu (z pomocą swojej sztucznej inteligencji) w którym znalazł się roku. JARVIS, tak Tony zwracał się do tego dochodzącego z góry głosu. Tak się złożyło, że Howard niedawno zatrudnił nowego lokaja, Edwina Jarvisa… Ciekawe, czy Tony chciał, aby jego pseudonim skojarzył się jego ojcu z lokajem, czy ze sztuczną inteligencją. W sumie nie miało to znaczenia. Ważne było to, że z jakiegoś powodu Tony, Steve – a być może nawet panna Potts! – postanowili się z nim spotkać. Od czasu jego przygody w przyszłości minęło prawie dwadzieścia lat. Na pewno nie był już tym samym człowiekiem, co wtedy. Czy oni też się zmienili?
Drzwi znów się otworzyły i sekretarka wprowadziła do gabinetu tajemniczych gości. Kiedy panna Forbes wyszła, Howard podniósł się z fotela i podszedł do nich.
– Co za miła niespodzianka, Steve!
Natychmiast wpadł Kapitanowi w ramiona i poklepał go po plecach. Kiedy przerwali uścisk przyjrzał każdemu z gości. Gdy tylko jego oko uchwyciło złote włosy Steve’a, uwagę przedsiębiorcy przykuł przebrany za hipisa, skryty za okularami i sztucznymi wąsami Kapitan Ameryka. Howard musiał przez chwilę dobrze mu się przyjrzeć, aby móc w stanie rozpoznać starego druha, niemniej jednak udało mu się.
Następnie jego oczy przeniosły się na stojącego za Steve’m Tony’ego, który nie zadał sobie żadnego trudu, aby ukryć twarz pod jakimkolwiek kamuflażem. Wyglądał tak samo, jak podczas ich pierwszego spotkania i przez kilka sekund Howard nie potrafił oderwać od niego wzroku.
– Tony… – rozpromienił się, podchodząc do syna i również go przytulając.
Tony poczuł miłe ciepełko w całym ciele, spowodowane kontaktem fizycznym z ojcem. Prawdę mówiąc kiedy Howard uściskał Steve’a, Tony był trochę zazdrosny. Teraz przynajmniej czuł się dostrzeżony.
Po chwili jednak Howard przestał go ściskać i ponownie się uśmiechając, powiedział:
– Myślałem, że spotkamy się dopiero w dniu twoich urodzin.
Zanim Tony mógł cokolwiek odpowiedzieć, oczy jego ojca wreszcie spoczęły na trzecim gościu. Howard nie znał tej kobiety. Spodziewał się zastać pannę Potts, w końcu to ona była asystentką Tony’ego, kiedy spotkali się ostatnim razem. Czyżby Tony ją zwolnił?
– To agentka Natasha Romanow – wyjaśnił Steve, który pierwszy spostrzegł zdziwienie Howarda. Przedsiębiorca popatrzył na niego, a potem stanął naprzeciw Natashy i uśmiechnął się do niej, chwytając jej dłoń.
– Mam nadzieję, że nie z KGB – powiedział i pocałował ją w rękę.
– Proszę się nie obawiać – odrzekła i również się uśmiechnęła. – Jestem po pana stronie.
Howard zaproponował im, aby usiedli na kanapie przy ścianie, co natychmiast zrobili. Zapytał, czy chcą coś do picia.
– Kawy, zwykłej – powiedział Steve.
– Herbaty, earl gray – oznajmiła agentka Romanow.
– Whiskey. Na pewno masz jakiegoś „Johnny Walkera” – odrzekł Tony.
Ich gospodarz polecił zrobienie kawy i herbaty swojej sekretarce, a potem wyjął z barku whiskey, nalał ją do szklanki i podał synowi.
– A więc co was do mnie sprowadza? – zapytał w końcu. – Prawdę mówiąc dziwię się, że nie ma z wami doktora Bannera. W końcu zbudowaliście wehikuł czasu razem.
– Bruce też się przeniósł do tych czasów, ale z inną ekipą – wyjaśnił Tony.
– Inną ekipą? – zdziwił się Howard i zasiadł za biurkiem. – Czyli jest ktoś jeszcze?
Tony wziął głęboki oddech i z pomocą Natashy i Steve’a zakreślił całą sytuację i przedstawił powód, dla którego przybyli do roku 1965 (nie wchodzili tylko w szczegóły, co do tego, że wiedzą o zamachu od kosmity). On słuchał wszystkiego z uwagą i ani razu im nie przerwał. Na wieść o tym, że ktoś ma go zabić, zamarł na moment i wydawał się zdziwiony, szybko jednak odzyskał rezon i poprawił postawę.
Wiele myśli przeszło mu po głowie, kiedy opowiadali mu o tym, co ma się zdarzyć. Howard już wcześniej miał świadomość tego, że reaktor łukowy będzie czymś ważnym. Pomijając już jego własne obliczenia i badania, wiedział o tym, bo w 1950 wynaleziono rozrusznik serca, a w 1958 Szwedzi po raz pierwszy wstawili jeden pacjentowi do klatki piersiowej. Kiedy Howard o tym wyczytał w gazecie, przypomniał sobie dziwne, świecące na niebiesko urządzenie, wystające z torsu jego dorosłego syna.
Można powiedzieć, że to taki rozrusznik serca – odpowiedział wtedy Tony, kiedy ojciec zapytał go, co to jest. Być może reaktor łukowy był kolejnym szczeblem w zakresie rozruszników serca, jednak Howard wiele razy miał wrażenie, że było w tym coś złowrogiego. Tony, którego spotkał w przyszłości, był za młody na atak serca. Może była to jakaś choroba, z którą Tony się urodził albo na którą niedawno zapadł. Niezależnie od tego, co to było, reaktor łukowy pozwalał Tony’emu żyć normalnie.
A teraz ktoś cofnął się w czasie, aby nie tylko zniszczyć prototyp reaktora łukowego, ale też po to, aby zabić jego twórcę. Jaki miał w tym cel? Dlaczego tak bardzo zależało mu, aby reaktor łukowy nie został przedstawiony szerokiej publiczności? Czy chodziło tylko o wynalazek, czy też może o coś jeszcze? Howard popatrzył na Tony’ego. Czy to możliwe, że chodziło też o to, aby jego syn się nie narodził? Czyżby Tony miał dokonać czegoś, co nie podobało się zamachowcom?
Nagle dało się usłyszeć dziwny, pikający dźwięk.
– Przepraszam, to mój telefon – odezwała się Natasha i wyjęła z kieszeni sukienki komórkę. – Agentka Romanow, słucham. – Krótka pauza, a potem Natasha odpowiedziała swojemu rozmówcy: – Tak, właśnie mu powiedzieliśmy. Już wie o zamachu.
– Zakładam, że to pani przełożony – odezwał się Howard, podnosząc się z fotela. – Mógłby z nim porozmawiać?
– Chwileczkę, panie Stark – odparła Czarna Wdowa i zwróciła się znów do osoby po drugiej stronie linii: – Pan Stark chciałby porozmawiać. Dać go do telefonu?
Nastała krótka chwila ciszy, która może nie wprawiła Howarda w zdenerwowanie, niemniej jednak trochę się stresował. Po czym Natasha wstała i podała mu komórkę. Mężczyzna przyjrzał się dziwnemu urządzeniu, które podobno było telefonem, a potem przyłożył ją do ucha i zaczął nasłuchiwać.
– Halo? – spytał niepewnie.
– Mówi agentka Maria Hill – oznajmiła osoba po drugiej stronie. Mimowolnie Howard uśmiechnął się do swoich myśli.
Być może zdziwiłby się bardziej, że kobieta kieruje tą operacją, gdyby nie to, że poznał Peggy Carter.
– Miło panią poznać. Jestem Howard Stark – odrzekł. Zaczął chodzić po pokoju. – Podobno ktoś chce mnie zabić.
– Zapewniam, że dołożymy wszelkich starań, aby do tego nie doszło.
– A ja pani wierzę. Chciałbym tylko wiedzieć, czy mam dostarczyć wam plan bazy w Kirkland.
– W rzeczy samej, byłoby to nam na rękę, ale proszę się nie fatygować. Odrobiliśmy pracę domową.
Zanim Howard zdążył odpowiedzieć, znów zadzwonił telefon, ale tym razem był to aparat, który spoczywał na jego biurku. Mężczyzna poprosił agentkę Hill o wybaczenie, oddał komórkę Natashy, po czym podszedł szybkim krokiem do biurka i podniósł słuchawkę.
– Howard Stark, słucham. – Nagle się rozpromienił. – Ach, to pan, majorze Ross.
Brwi Tony’ego zbiegły się w jedno miejsce. Major Ross? Czy to możliwe, aby…?
– Tak, wiem. – Howard usiadł na biurku. – Właśnie doszły do mnie te papiery. Przejrzałem kilka z nich.
– Nadal upierasz się, aby to była otwarta prezentacja? – spytał major po drugiej stronie linii. – Mam ci przypomnieć, jak bardzo głupi to pomysł?
– No błagam, majorze! Kto jak kto, ale wojsko powinno wiedzieć, jak zadbać o bezpieczeństwo. – Nagle popatrzył na siedzących na kanapie gości. Odchrząknął, wyprostował się i powiedział: – Pan pozwoli, majorze, że wezmę ze sobą również swoich ochroniarzy?
– Jak sam właśnie powiedziałeś, Stark, wojsko zna się na bezpieczeństwie. Zapewniam cię, że wszystko będzie dobrze. Ty tylko weź swoich jajogłowych.
– Mimo to nalegam, majorze – oświadczył swoim najbardziej stanowczym, a jednocześnie uprzejmym tonem. – Z całym szacunkiem dla naszych sił zbrojnych, ale będę się czuł o wiele pewniej, wiedząc, że moi zaufani ludzie będą uważać na… ewentualne zagrożenia.
– Czy jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć, Stark? – zapytał Ross.
Przez chwilę Howard milczał, zastanawiając się nad tym, czy powinien wtajemniczyć majora w to, że ktoś chce go zabić. Ale z drugiej strony – czy armia z 1965 mogła oprzeć się ludziom, którzy posiadali technologię XXI wieku, a być może nowszą? I czy będą w stanie współpracować z pomocą, którą przyniósł z przyszłości Tony?
– Halo, Stark? Słyszysz mnie? – Głos w słuchawce wyrwał go z rozmyślań. – Pytałem cię o coś. Czy wiesz coś, o czym nie wiem ja?
Jeszcze kilka sekund przeszło Howardowi na rozważaniu tej kwestii, a potem popatrzył znów na Tony’ego, Steve’a i Natashę.
– Pan wybaczy na moment, majorze – powiedział, po czym zakrył ręką słuchawkę i zwrócił się do gości: – Czy mam mu powiedzieć o zamachu?
Natasha wciąż była połączona z agentką Hill, na wypadek, gdyby Howard znów chciał z nią porozmawiać. Natychmiast zapytała przełożoną o instrukcje, a po kilku sekundach odbierania rozkazów, przekazała je dalej:
– Proszę powiedzieć, że otrzymał pan informacje o tym, że ktoś chce pana śmierci i że obawia się pan o swoje życie. Jeśli by pana zapytali, kto to, proszę jednak powiedzieć, że pan nie wie.
Howard przytaknął, odsłonił słuchawkę i zwrócił się do majora Rossa:
– Pan wybaczy, majorze, ale nie wiedziałem, czy powinienem panu zawracać tym głowę, czy nie. Widzi pan, od jakiegoś czasu słyszę pogłoski, jakoby ktoś planował mnie zabić podczas tej prezentacji. Uprzedzę pańskie pytanie: nie wiem kto to jest, ale nie wykluczam, że to jakaś organizacja.
– Rzeczywiście zawracanie głowy – stwierdził z sarkazmem wojskowy. – Ale nie martw się. Już ja się postaram, aby głos ci z tej twojej wielkiej łepetyny nie spadł.
– Wydaje mi się, że będzie o wiele efektywniej, jeśli i moi ludzie wezmą się do roboty – nie ustępował Howard. Natychmiast usłyszał westchnienie i major oświadczył ze zrezygnowaniem:
– No, dobra, Stark. Bierz kogo chcesz ze swojej firmy, ale niech się trzymają z dala od naszej broni. Do zobaczenia pojutrze.
Howard również się pożegnał i odłożył słuchawkę, kręcąc głową.
– Wojskowi… zawsze tacy zasadniczy.
Tony doszedł do wniosku, że to dobry moment, aby zadać pytanie, które znajdowało się również na ustach Natashy (i w mniejszym stopniu Steve’a).
– Czy to był Thaddeus Ross, zwany również „Grzmotem”?
– A co? Też się z nim użerasz?
– To za mało powiedziane. Ten facet jest bardziej upierdliwy, niż skarbówka. I my go znamy jako generała Rossa.
– Czy chce pan jeszcze coś powiedzieć agentce Hill? – zmieniła nagle temat Natasha.
– Tak, jest jeszcze jedna rzecz – odparł Howard i odebrał od niej komórkę.
Opuszczony magazyn, godzina 17:23
Maria Hill naprawdę chciała już przerwać połączenie, ale od kiedy Howard Stark musiał nagle zarzucić rozmowę z nią i odebrać drugi telefon, miała wrażenie, że kiedy tylko mężczyzna skończy gadać z gene… znaczy się, majorem Rossem, będzie chciał z nią znowu rozmawiać. Może i lepiej byłoby, aby się rozłączyła i zaczekała aż Natasha – na polecenie starszego Starka – znów do niej zadzwoni, ale jakaś część jej zwykle nie lubiła przerywać rozpoczętej rozmowy. Poza tym przy okazji omówiła z agentką Romanow dalszy plan działania.
Bo podczas gdy Howard Stark zajęty był majorem Rossem, ona mogła pomówić o tym, od czego zacząć poszukiwania tajemniczej organizacji z przyszłości. Już wcześniej postanowili zacząć od zbadania samego Stark Industries, a potem udać się do bazy Kirkland i sprawdzić, czy nie ma tam jakichś obcych twarzy.
Jakaż uradowana była agentka Hill, kiedy w słuchawce znów usłyszała głos Howarda Starka:
– Chciałbym pomówić z panią na temat tego, co zamierzacie zrobić, aby nie doszło do zamachu.
– Jestem do pana dyspozycji, panie Stark, ale teraz próbujemy wpaść na ślad pana przyszłych zabójców.
– Ja również mam dzisiaj napięty grafik, proponuję więc spotkanie jutro o dziesiątej rano, w mojej rezydencji.
– Możemy na to przystać.
– W takim razie jesteśmy umówieni, agentko Hill.
Wreszcie mogła się rozłączyć i napawało ją to ulgą, a nawet pełna dozą satysfakcji z dobrze wykonanej roboty.
Rozejrzała się po warsztacie. Clint kończył właśnie instalować sprzęt z pomocą Bruce’a. Maria podeszła do nich. Wcześniej nie chciała im przeszkadzać w pracy, nie mówiąc już o tym, że wykonywała własną, ale teraz musiała upewnić się, że doktor Banner poradzi sobie z zaistniałą sytuacją. Już wcześniej poinformowała go, że w bazie Kirkland obecny będzie przyszły generał Ross. Za nic nie chciała, aby Hulk pojawił się nagle i zaczął siać zniszczenie. Jeszcze by doszło do tego, że w ataku furii zielona bestia wykonałaby pracę za zamachowców. A fakt, że major Thaddeus Ross miał pojawić się na prezentacji, mógł wpłynąć ujemnie na nerwy doktora Bannera, z którym łączyła Rossa niemiła przeszłość.
– Doktorze Banner, musimy porozmawiać.
Bruce na początku jedynie zerknął na swoją tymczasową szefową idącą w ich stronę, ale kiedy tylko się do niego odezwała, zaczął zwracać na nią większą uwagę, choć nie przerywał pracy. Inna sprawa, że od pamiętnej walki z Chituari, odczuwał z jej strony znajomą mieszankę lęku, nieufności i chłodu. I to sprawiało, że chciał się zamienić miejscami z Tony’m. Przynajmniej Steve i Natasha się go nie bali.
– Tak, agentko Hill? – zapytał, odpowiadając na jej wypowiedź.
– Rozumiem, że nie zamierza pan brać udział w walce – zaczęła.
– O, w żadnym razie. To by było szaleństwo, nie sądzi pani? – Popatrzył na nią z lekkim uśmiechem, a kiedy ona pozostała poważna, odchrząknął i dodał: – Nie, zamierzam tylko dopilnować, abyśmy nie mieli problemów z powrotem do domu.
– Na pewno nie przeszkadza panu, że na prezentacji obecny będzie generał Ross?
Ruchy Bruce’a stały się nieco powolniejsze, a twarz przybrała smutny wyraz na wspomnienie Thaddeusa „Gromu” Rossa, swojego niedawnego prześladowcy. Tak, wiedział, że Ross był w bazie Kirkland w dniu prezentacji. Agentka Hill już wcześniej go o tym poinformowała. Choć Bruce teraz był już o wiele spokojniejszy, niż na początku, i tak martwił go ten fakt. Bał się tego, co może się stać, kiedy ujrzy go na własne oczy. Bał się, że mimo iż Ross nie wiedział nawet o tym, co miało zajść podczas odtworzenia serum superżołnierza, niemiłe wspomnienia Bruce’a zaleją go w momencie ponownego z nim spotkania i mimo usilnych starań, Ten Drugi zdoła się uwolnić.
– Proszę się nie martwić, nie będę ryzykować – odpowiedział wreszcie wracając do pracy. – Pozostanę tutaj, z dala od centrum wydarzeń.
Agent Burton, który przysłuchiwał się całej rozmowie, miał nieodparte wrażenie, że agentka Hill niedocenia Bruce’a. Clint spędził wraz z innymi Mścicielami trochę czasu i jedną z wielu rzeczy, o których się przekonał, było to, że doktor Banner posiadał niebywałe pokłady cierpliwości i spokoju. Stosował przeróżne techniki relaksacyjne, aby kontrolować oddech i bicie serca. Z drugiej strony – TARCZA znała sytuację Bannera. Znała jego historię ciągłego uciekania i ukrywania się przed generałem Rossem najpierw w Brazylii, a potem w Indiach. Może rzeczywiście lepiej było, aby Bruce nigdzie się nie wybierał. Mimo to Hawkeye wciąż uważał, że jego zwierzchniczka niepotrzebnie zwracała Bruce’owi uwagę. Kto jak kto, ale Bruce Banner najlepiej wiedział, do czego zdolny jest Hulk.
Stark Industries, godzina 17:30
– Niestety musimy już iść, panie Stark – powiedziała Czarna Wdowa, chowając komórkę do kieszeni sukienki.
– Już? Ale ja jeszcze nie dopiłem whiskey – zaprotestował żartobliwie Tony.
– Mamy dużo pracy do zrobienia – odpowiedziała Natasha. – Zresztą twój ojciec także, prawda, panie Stark?
– Muszę przejrzeć te papiery – Howard wskazał oczami otwartą teczkę od Stane’a – a potem mam jeszcze bardzo ważne spotkanie.
Kiedy wypowiadał ostatnie dwa słowa na chwilę jego wzrok powędrował w dół, ale zaraz znów skierował się na gości. Niemniej jednak nie pozostało to niezauważone, szczególnie przez Tony’ego, który był zdumiony tym gestem nieśmiałości ze strony swojego ojca. W dodatku była to nieśmiałość, która podpowiadała, że owo ważne spotkanie nie miało bynajmniej charakteru zawodowego.
– Jeżeli jednak nie macie gdzie przenocować, mogę wam zaoferować gościnę – dodał po chwili Howard. – Zadzwonię tylko do mojego lokaja i powiem mu, że przyjdziecie.
– W sumie nie jest to taki zły pomysł – stwierdził Steve. – Jak jutro przyjdzie agentka Hill, nie będziemy musieli jechać niewiadomo skąd, aby omówić plan działania.
– Nie mówiąc już o tym, że łóżka będą wygodniejsze niż w motelu – odparł Tony.
– W takim razie spotykamy się wieczorem u mnie w domu – odrzekł Howard. – Agentka Hill, doktor Banner i kogo tam jeszcze wzięliście ze sobą… też są mile widziani.
Wszyscy troje podnieśli się z kanapy i ruszyli w stronę wyjścia. Kiedy już stojąca na przedzie Natasha miała przekręcić gałkę od drzwi, Howard nagle rzucił za nimi:
– Aha, mam jeszcze jedno pytanie.
Odwrócili się w jego stronę, a on spojrzał na Kapitana i oznajmił:
– Mam nadzieję, że masz przy sobie swoją tarczę, Steve.
– Nie przy sobie – odparł Kapitan Ameryka – ale wziąłem ją, cofając się w czasie.
– To dobrze. Nie darowałbym ci, gdybyś ją zgubił – powiedział pół żartem, pół serio, Howard i uśmiechnął się.
Kiedy wreszcie opuścili jego gabinet, wynalazca zasiadł za biurkiem. Przejrzenie dokumentów zabrało mu jakieś pół godziny, a mimo to jego myśl co jakiś czas skupiała się na tym, że ktoś niebawem będzie próbował go zabić. Nie była to rzecz, nad którą można przejść do porządku dziennego. Ostatnim razem, kiedy próbowano przeprowadzić zamach na jego życie, był tak podekscytowany, że zgodził się na propozycję pułkownika Philipsa i dołączył do Strategicznych Rezerw Naukowych. Był wtedy młody i głodny mocnych wrażeń. Potem zdarzyło się kilka rzeczy, które sprawiły, że szybko spoważniał. Najpierw był świadkiem śmierci Erskine’a podczas sabotażu na Projekt „Odrodzenie”, a potem Steve poświęcił się, aby uzbrojony w bomby samolot HYDRY nie spadł na Nowy Jork. No i jeszcze cała ta historia z Projektem „Manhattan”… Tak, niewątpliwie nawet na wizjonerskim i pełnym energii Howardzie Starku druga wojna światowa odcisnęła swoje piętno.
Gdy przeglądał już ostatni dokument od majora Rossa, znów usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Powiedział swojej sekretarce, aby weszła i odstawił papier na bok. Kiedy kobieta otworzyła drzwi, nie wkroczyła do gabinetu, tylko stanęła na progu i oświadczyła pełnym profesjonalizmu tonem:
– Panna Carbonell czeka na pana na dole.
Howard uśmiechnął się i podniósł z fotela.
– Dziękuję, panno Forbes.
Podszedł do wieszaka, ściągnął płaszcz i włożył go na siebie, a kiedy się ubierał, oznajmił:
– Ma pani na dzisiaj wolne, panno Forbes. Do widzenia jutro.
– Dziękuję, panie Stark – odparła i przytrzymała mu drzwi, gdy wychodził. Kiedy jej pracodawca był już na zewnątrz, zawołała jeszcze na nim: – Powodzenia na randce.

5 thoughts on “[FF: Avengers] Jabłoń cz. 3 – Spotkanie rodzinne

  1. Roger Stevens! Bardzo zgrabnie Ci to wyszło :)Kiedy Stark rozmawia przez telefon z Rossem, prosi go o wypaczenie, nie mogę nie zwrócić na to uwagi :PUłaaa, randka, akurat wtedy! Ktoś tu nie chce, żeby Tony się urodził…Mam nadzieję, że w kolejnej części będzie już trochę biegania i walki ^^

  2. Poprawione!Zobaczysz co to będzie za kobieta.Nie będzie biegania, ale będą głębokie rozmowy. No i w następnych rozdziałach Tony przeżyje PTSD.

  3. Uhu, w takim razie chętnie poznam pannę Carbonell.Głębokie rozmowy, oł maj… Nie wiem, czy po nich to ja nie będę mieć PTSD 😛 Ale Tony? Ciężko mi to sobie wyobrazić. Zobaczymy ^^

Leave a Reply