Artykuły popkulturowe · Superbohaterowie · Superpaździernik

Artykuł: O fenomenie "Arrow"

Ogólnie zgadzamy się wszyscy, że obecnie przy ekranizacjach komiksowych uniwersów króluje Marvel. To Marvel w każdej swojej produkcji nawiązuje tu i tam nie tylko do faktów z komiksu, ale również do przeszłych i przyszłych filmów. To Marvel najpierw poświęcił Hulkowi, Iron Manowi, Thorowi i Kapitanowi Ameryce oddzielne filmy, aby potem doprowadzić do spotkania wszystkich czterech panów wraz z Hawkeyem i Czarną Wdową w wielkim kinowym crossoverze, którym było Avengers. To Marvel wypuszcza co roku film, wprowadzając nową postać ze swojej bogatej galerii, nie wstydząc się wcale tego, co owa postać ma do zaoferowania. Tymczasem biedne, małe DC, które dało nam dwóch ikonicznych superbohaterów – Supermana i Batmana – poprzestaje od lat na kinowych ekranizacjach właśnie tych dwóch superbohaterów i nagminnie pozostaje w tyle.

Jednakże od października 2012 roku stacja CW Television Network produkuje serial osadzony w uniwersum DC, w którym protagonistą nie jest ani Superman, ani Batman, a superbohater znany jako Zielona Strzała. Co więcej, ów serial w drugim sezonie wprowadził postać Barry’ego Allena (czyli przyszłego Flasha), której spin-off został już dawno potwierdzony, tym samym tworząc coś na kształt DC TV Universe. Mowa oczywiście o Arrow, który obecnie stanowi głównego rywala dla Agentów T.A.R.C.Z.Y. i który doczekał się wielu pochwał… jak również słów krytyki. A że ostatnimi czasy często słyszę od ludzi zdanie, że nie rozumieją fenomenu Arrow, doszłam do wniosku, że czas wreszcie opowiedzieć o tym, dlaczego mi się ten serial podoba.

Zacznę od tego, co wiedziałam o Zielonej Strzale zanim usłyszałam w ogóle o Arrow. Nie należę do osób, które często czytają komiksy o superbohaterach. Powody są dwa: po pierwsze – nigdzie nie mogę znaleźć na polskim rynku czy w Internecie tych, które mnie szczególnie interesują; po drugie – komiksowe uniwersa mają to do siebie, że mają kilka wersji i bardzo długą historię. Toteż moja wiedza o superbohaterach przeważnie pochodzi z filmów i seriali telewizyjnych o nich. Tak też było w przypadku Olivera Queena, czyli Zielonej Strzały. Pierwszy raz zetknęłam się z tą postacią w animowanej Justice League: Unlimited, gdzie wyglądał jak współczesny blond Robin Hood. Nie wiedziałam kim on był, jaka była jego historia ani jakim charakterem się odznaczał. Wiedziałam tylko, że strzela z łuku. To była też wina tego, że rzadko oglądałam Justice League: Unlimited, ale Oliver wydawał mi się jakiś taki mało interesujący. A kiedy zainteresowałam się programem Linkary na temat komiksów, wręcz miałam takie wrażenie, że Roy Harper – czyli pomocnik Zielonej Strzały, nazywany Speedy’m – jest o wiele bardziej rozbudowany i popularny, niż bohater, któremu na początku pomagał.

I tak oto jakiś czas po kinowym sukcesie Avengers usłyszałam po raz pierwszy o Arrow. Były to opinie przeważnie pozytywne. Co więcej jeden ze studentów, z którymi lubiłam rozmawiać o serialach, stwierdził, że Strzała to porządny łucznik-superbohater w przeciwieństwie do Hawkeye’a. To wszystko sprawiło, że bardzo chciałam zapoznać się z tym serialem i jak tylko polski Universal Channel ogłosił, że będzie puszczał pierwszy sezon Arrow, ja już się szykowałam na premierę. Serial mnie nie zawiódł. Już pierwszy odcinek sprawił, że oglądałam go z zapartym tchem i chłonęłam wszystko, co się działo, a na każdy następny epizod czekałam z równą niecierpliwością i ciekawością, co na pierwszy. Arrow porwał mnie swoją wartką akcją, wątkami fabularnymi i głównym bohaterem wraz z jego pokićkaną historią. I nawet Mistrz Jednej Miny i Jej Wariacji, Stephen Amell, i jego wybitnie denerwująca wielka miłość, nie mogli mi zepsuć frajdy, jaką miałam z tego serialu.

Fabuła pierwszego sezonu Arrow zarysowuje się tak: Robert Queen zabiera na swój jacht syna, Olivera, i jego kochankę Sarę, po czym dochodzi do katastrofy. Uznany za zmarłego Oliver Queen po pięciu latach spędzonych na tajemniczej wyspie na Morzu Chińskim zostaje odnaleziony przez rybaków i sprowadzony do rodzinnego miasta, Starling City. Matka, siostra i najlepszy przyjaciel, Tommy, cieszą się bardzo na jego powrót; Starling City żyje jego cudownym „zmartwychwstaniem”, a była dziewczyna, Laurel, i jej ojciec, detektyw Quentin Lance, są wściekli, ponieważ Oliver, będąc w związku z Laurel, zabrał na jacht jej siostrę Sarę. Sam Oliver ukrywa wiele sekretów związanych ze swoim życiem na Wyspie. Przede wszystkim to, że ojciec powiedział mu przed śmiercią, że „zawiódł miasto” i rozkazał synowi naprawić swoje błędy. Zostawił mu książeczkę, w której znajduje się lista nazwisk wielu przedsiębiorców Starling City. Dlatego zaraz po powrocie do domu Oliver bierze łuk i zaczyna przebierać się za tajemniczego mściciela w kapturze, aby unieszkodliwić owych przedsiębiorców (przy czym każdy z nich prowadzi na boku jakieś ciemne interesy). Podczas gdy zdarzenia w teraźniejszości toczą się swoim rytmem, od czasu do czasu pokazuje się nam to, co działo się z Oliverem na Wyspie, przez co możemy przyglądać się temu, jak z beztroskiego bogacza-hulaki zmienia się w człowieka, który umie strzelać z łuku oraz biegłego w walce w ręcz i w survivalu.

Stephen Amell jako Oliver Queen.

Na początku Oliver może nie wydawać się szczególnie szlachetnym bohaterem. Ostatecznie już w pierwszym odcinku zabija człowieka tylko dlatego, że widział jak postrzegany przez wszystkich hulaka i rozpuszczony bogacz pokonuje szybko i sprawnie ludzi, którzy go uprowadzili. Co więcej – po jakimś czasie swojej działalności Kaptur (bo tak nazywają w pierwszym sezonie Zieloną Strzałę prasa i policja) jest postrzegany przez wielu jako morderca i kryminalista, chociaż Oliver dość często nie tyle zabija ludzi z listy, co wygrzebuje dowody ich przestępstw, wymusza na nich zeznania, unieszkodliwia płatnych zabójców i wspólników. Ba! – nawet doprowadza do tego, że pieniądze z konta przedsiębiorcy, który zdefraudował majątek wielu ludzi, trafiają do jego ofiar.

Tak czy inaczej – Kaptur na początku swojej bohaterskiej kariery jest raczej brutalny dla przestępców. Ta brutalność wynika zarówno z pragnienia sprawiedliwości, jak i z doświadczeń Olivera na Wyspie. W końcu beztroski, rozpuszczony bogacz nie tylko musiał jakoś przeżyć, ucząc się polowania, pierwszej pomocy i strzelania z łuku, ale też był torturowany przez przebywających tam bandytów, kilka razy doświadczył zdrady i patrzył jak umierają ludzie. W drugim sezonie jest nawet pokazana scena, w której Oliver po raz pierwszy w życiu kogoś zabija i jaki to wydarzenie ma na niego wpływ. Patrząc na to wszystko, jestem w stanie zrozumieć, skąd się ta bezwzględność u niego bierze.

Jest to zresztą jeden z powodów, dla którego fani komiksów mogą nie przepadać za tym serialem. W końcu na początku Zielona Strzała powstał na fali popularności Batmana, był też trochę jego lżejszą wersją. Potem, w czasach Srebrnej Ery Komiksu, DC postanowiło iść w inną stronę i uczynić Olivera Queena kimś jak najbardziej różnym od Bruce’a Wayne’a – kimś z poczuciem humoru i moralnymi zasadami. Fakt, że Oliver Queen w Arrow tak bardzo przypomina Bruce’a Wayne’a z trylogii Nolana, sprawiał, że serial był postrzegany jako taki regres, jeśli chodzi o tę postać.

Z czasem jednak Kaptur nie tylko przestaje się skupiać na liście w notatniku swojego ojca, ale też staje się coraz mniej bezwzględny. Do tego stopnia, że kiedy wraz z Heleną Bertinelli (czyli Łowczynią) zamierzają powstrzymać pewnego mafiosa, do którego Helena ma osobistą urazę, Oliver proponuje rozwiązanie, umożliwiające jak najmniejszy rozlew krwi (zwłaszcza cywilnej). A na początku drugiego sezonu Kaptur postanawia już nigdy więcej nie zabijać, właśnie przez to, co miało miejsce w wielkim finale sezonu pierwszego. Powodów tego rozwoju postaci Olivera jest kilka, a każda z nich to osoba. Najpierw jest nowy ochroniarz Olivera, John Diggle, były żołnierz, weteran wojny w Iraku. Kiedy (niejako na skutek przypadku) Diggle zostaje wprowadzony w tajemnicę Olivera, reaguje raczej negatywnie, nazywając wręcz swojego podopiecznego mordercą. Po długim przekonywaniu się do Olivera jako zakapturzonego mściciela postanawia zostać, wierząc, że Oliver może zrobić wiele dobrego, ale chcąc też być kimś w rodzaju moralnego hamulca, aby chłopak nie poszedł za daleko. Jakiś czas potem do grupy dołącza informatyczka, Felicity Smoak, z której usług korzystali (pod różnymi, durnymi pretekstami) Oliver i Diggle. Jej początkową motywacją  była chęć odnalezienia zaginionego szefa. A poza wspólnikami w misji, Oliver staje się lepszym superbohaterem dzięki: matce, siostrze (co do której wciąż jest nadopiekuńczy), najlepszemu przyjacielowi, a także Laurel, z którą po jakimś czasie się godzi i pozostaje we w miarę przyjacielskich stosunkach.

W zasadzie pierwsze dwa sezony pokazują nam ewolucję Olivera od brutalnej bezwzględności wyniesionej z Wyspy, do kodeksu moralnego, którym charakteryzuje się w komiksach. Widać to zwłaszcza w stosunku społeczeństwa i opinii publicznej Starling City względem swojego zamaskowanego bohatera. Najpierw (właściwie przez większość pierwszego sezonu) nazywany jest Kapturem i postrzegany jako przestępca; potem coraz częściej funkcjonuje w zbiorowej wyobraźni jako Mściciel – ktoś, kto łamie prawo, ale właściwie chce pomścić krzywdy niewinnych; w końcu (na początku drugiego sezonu) przyjmuje imię Strzała i jest już bohaterem w pełniejszym tego słowa znaczeniu.

Colton Haynes – przyszły Speedy.

Poza Zieloną Strzałą mamy również inne postaci, które, tak samo jak Oliver, przeżywają swoją ewolucję. Przyjrzyjmy się chociażby Royowi Harperowi. Poznajemy go w momencie, kiedy kradnie Thei torebkę, potem, pod wpływem spotkania ze Strzałą, postanawia sam stać się mścicielem, aż w końcu po wielu przejściach (w pewnym momencie zostaje mu wstrzyknięte mirakuru, które czyni go supersilnym, ale przy okazji też wzmaga jego agresję) w końcu staje się pełnoprawnym członkiem ekipy Strzały. (Aczkolwiek nadal uważam, że Oliver zabrał się za niego w zły sposób. Zamiast uczyć go samokontroli poprzez trening łucznictwa, mógłby najpierw sprawdzić, dlaczego jeszcze przed dostaniem mirakuru dzieciak miał problemy z gniewem.)

David Ramsey jako John Diggle.

Jak już wspomniałam, pierwszym pomocnikiem Olivera jest jego ochroniarz Diggle. Diggle jest nieocenioną pomocą dla Strzały, chociażby dzięki swoim umiejętnościom bojowym. Stanowi moralne wsparcie dla Olivera, a czasem nawet przebiera się za Strzałę, aby zmylić policję. Najważniejszym wątkiem, jeśli chodzi o tę postać, jest zabójstwo brata Diggle’a przez Deadshota. Diggle chciałby ruszyć dalej, zastąpić porzuconej przez brata rodzinie ojca i męża, ale myśl o Deadshocie chodzącym swobodnie sprawia, że nie potrafi. Dlatego Oliver po jakimś czasie proponuje mu pomoc w złapaniu snajpera.

Emily Bett Rickards jako ulubienica fandomu – Felicity Smoak.

Kolejnym członkiem zespołu jest Felicity Smoak. Od razu mówię, że nie mam nic do tej postaci. Felicity jest miłą, kompetentną dziewczyną, która nieraz pokazała, że potrafi stanąć na wysokości zadania, czy to jako komputerowiec, czy to jako agent w przebraniu, czy to jako ktoś, kto potrafi przemówić Oliverowi do rozumu. Jednakże najpopularniejszym pairingiem w fandomie Arrow jest obecnie Olicity i to sprawia, że łatwo jest się przejeść Felicity, kiedy wszyscy mówią o tym, jaka to ona jest idealna dla Olivera. Jedyne, co słyszę ostatnio od fanów o nadchodzącym trzecim sezonie, to to, że Oliver i Felicity wreszcie wybiorą się na randkę.

Caity Lotz gra Black Canary.

Od drugiego sezonu w drużynie Strzały jest jeszcze jedna kobieta – Black Canary. Ze względu na spoilery nie zdradzę wam jej tożsamości, ale powiem tak: Black Canary z Arrow jest kimś, z kim Oliver przeżył bardzo dużo (w pewnym momencie była razem ze Strzałą na Wyspie) i – tak jak w komiksach – ona i Oliver stanowią dobraną parę partnerów w walce ze złem. Poza tym dochodzi sprawa jej relacji z rodziną, tego, że Black Canary wraca po latach do Starling City i ukrywa się przed bliskimi, a kiedy już się ujawnia, wychodzą na wierzch stare rany.

Strzała – tak jak Batman – ma swojego komisarza Gordona, aczkolwiek detektyw Lance przez długi czas uważał Kaptura/Mściciela za kryminalistę. Kilka razy próbował go nawet złapać na gorącym uczynku. Z czasem jednak zaczyna się od niego przekonywać, zwłaszcza pod koniec pierwszego sezonu. I tak oto w drugim sezonie mamy naprawdę przedziwną sytuację – wcześniej to Laurel współpracowała i postrzegała Strzałę jako bohatera, a jej ojciec próbował go zwalczać; teraz rolę się odwróciły – Laurel chce dopaść i postawić przed sądem Strzałę, a detektyw Lance (zdegradowany po wydarzeniach z finału) broni go i szuka u niego pomocy przy wyjątkowo trudnych sprawach.

W roli detektywa Lance’a – Paul Blackthorne.

Detektyw Lance w ogóle jest bardzo skomplikowaną postacią. Z jednej strony policjant, oddany swojej pracy (czasem w bardzo niepokojący sposób), z drugiej – kochający ojciec, który przeżył bardzo wiele. Śmierć Sary doprowadziła do tego, że zaczął pić, rozwiódł się z żoną, a jego relacje z drugą córką się pogorszyły. W pełni rozumiemy jego niechęć do Queenów i Tommy’ego, a także sposób postrzegania pewnych rzeczy. Z kolei kiedy Laurel zacznie się staczać w drugim sezonie, to właśnie Quentin Lance będzie tym, który spróbuje przemówić jej do rozsądku.

Katie Cassidy jako mecenas Laurel Lance.

Laurel Lance w ogóle mnie bardzo zaskoczyła. W pierwszym sezonie jej postać była nie do zniesienia, głównie z powodu wątku miłosnego między nią a Oliverem. Laurel najpierw nienawidziła Olivera za to, co zrobił, potem tak jakby mu wybaczyła i nawet mu współczuła, następnie ona i Tommy zaczęli ze sobą chodzić, przez co Oliver spoglądał za nią tęsknym wzrokiem, a w końcu nawet się ze sobą przespali akurat kiedy Tommy chciał z Laurel porozmawiać o ich związku… Nie mogłam jej znieść. Chciałam, żeby po prostu producenci nie zwracali na nią uwagi, bo jej wątek był strasznie męczący. Ale w drugim sezonie wszystko się zmieniło. Oliver robił swoje, a tymczasem finał pierwszego sezonu sprawił, że Laurel musiała mierzyć się z własnymi problemami – uzależnieniem od lekarstw, alkoholizmem, wściekłością, poczuciem winy, goryczą… Nagle Laurel stała się swoją własną postacią (no cóż, była swoją własną postacią już w pierwszym sezonie, ale jednak w dużej mierze jej zachowanie było uwarunkowane przez jej relacje z Oliverem) i właściwie chciałam oglądać jej zmagania z samą sobą. Ostatecznie najlepiej by było, gdyby nie próbowano jej więcej łączyć w parę ze Strzałą, bo wtedy znowu powrócilibyśmy do dawnego, wybitnie irytującego układu.

Susanna Thompson – Moira Queen, matka Olivera.

Ogólnie rzecz biorąc, kobiety w tym serialu są bardzo wyraziste i interesujące, i to po obu stronach barykady. Najlepiej przedstawia się Moira Queen, czyli matka Olivera i Thei. To kobieta, która z jednej strony jest poważną businesswoman, a z drugiej – kimś, kto jest gotów na bardzo wiele, aby uchronić własne dzieci przed niebezpieczeństwem. Kiedy Oliver powraca z Wyspy, jest szczęśliwa, ale po jakimś czasie stara się ukryć przed nim niewygodną prawdę, zwłaszcza, że Malcolm Merlyn jej grozi. Moira popełniła wiele błędów, dopuściła się kilku niezbyt chwalebnych uczynków, jej relacje z córką i synem są bardzo napięte, jednak jest to kobieta postawiona przed bardzo trudnymi wyborami i działająca dla dobra firmy i rodziny.

Willa Holland – Thea Queen, siostra Olivera.

Nieco gorzej prezentuje się Thea Queen. Przez większość pierwszego sezonu (a przynajmniej do jej przygody z vertigo) Thea jest nieodpowiedzialna, skoncentrowana na sobie i pluje jadem – na matkę, na brata, na Tommy’ego, na Laurel… Możemy w pełni zrozumieć jej wściekłość i powód, dla którego zachowuje się w taki, a nie inny sposób (nawet w drugim sezonie, kiedy odkrywa kilka strasznych tajemnic o sobie i matce), niemniej jednak większość ludzi wciąż uważa ją za irytującą. Pod koniec sezonu drugiego zaś jej losy potoczyły się w dość intrygującym kierunku i kto wie – może po powrocie do Starlnig City jej postać nabierze nieco kolorów.

Manu Benett – Slade Wilson.

Niewątpliwie istotną postacią w Arrow jest Slade Wilson (czyli przyszły Deathstroke). On i Oliver spotkali się na Wyspie, mieli wspólnego przyjaciela, Yao Feia (który uratował Oliverowi życie i pomógł mu przetrwać), i próbowali razem wydostać się z Wyspy, ratując zarówno Yao Feia, jak i jego córkę, Shado. Slade nauczył Olivera walczyć i ewentualnie stali się przyjaciółmi, jednak wydarzenia z sezonu drugiego sprawiły, że ich przyjaźń nie przetrwała i Slade zapałał żądzą zemsty na Oliverze Queenie, stając się Deathstrokiem.

Jak już wspomniałam w recenzji The Flash, antagonistami w Arrow są głównie mafijni bossi, zabójcy, terroryści i szaleni geniusze. Jest to jednak bardzo szeroka galeria przeciwników, na którą składają się między innymi: przywódczyni triady, China White; nigdy nie chybiający Deadshot; zręczny manipulator Malcolm Merlyn; szukający sprawiedliwości za śmierć żony Zbawca… A każdy z nich jest zawsze odpowiednio przedstawiony, zawsze niebezpieczny, nieraz przerażający.

Na koniec powiedzmy sobie jeszcze o nawiązaniach do komiksów. Z tego, co słyszałam, niektórzy fani DC mają bardzo rozsądne obiekcje wobec kilku rozwiązań, zwłaszcza jeśli chodzi o postaci (jedną z nich jest chociażby Helena Bertinelli), jednakże nie ulega wątpliwości, że serial osadzony jest w uniwersum DC. Wspominane są miejsca (jak Central City czy Bludhaven), pojawiają się postaci (w jednej z cel tajnej agencji ARGUS, przetrzymywana jest Harleen Quinn), a nawet drużyny (jeden z odcinków drugiego sezonu poświęcony był Suicide Squadowi). W trzecim sezonie zaś mają pojawić się Ra’s al Ghul i Ray Palmer. Niestety producenci Arrow i The Flash powiedzieli niedawno, że ich seriale nie należą do tego samego uniwersum, co Człowiek ze Stali i nadchodzący Batman vs. Superman, więc Stephen Amell i Grant Gustin nie będą odgrywać swoich ról w filmie o Lidze Sprawiedliwych. To samo tyczy się Gotham.

Arrow nawiązuje do DC, którego przeciętny widz, kojarzący głównie Supermana i Batmana, może nie znać. Temu serialowi należy się pochwała, że wybrał sobie właśnie takiego mało znanego bohatera i postanowił opowiedzieć jego historię (choć, umówmy się, trochę jednak z Nolanowego Batmana ściągnął). Jeśli bym miała powiedzieć, co jest właśnie tym fenomenem Arrow, to stawiałabym właśnie na to, że w tym serialu próbuje się budować telewizyjne uniwersum DC, a jednocześnie jego bohater uczy się być bohaterem.

Leave a Reply