Listy top #

Moich siedmiu ulubionych mentorów

Uwaga, mogą pojawić się spoilery do omawianych fandomów.

Mentorzy – postaci, które przychodzą, uczą głównych bohaterów jakiejś sztuki i prawd życiowych, nawiązują z uczniami ciepłe relacje, a w końcu albo odchodzą na bok, albo giną, aby ich protegowani stanęli na własnych nogach.

Pomysł na to, aby zrobić ranking ulubionych mentorów przewijał się od czasu do czasu w mojej głowie, ale dopiero niedawno – jako że zainteresowałam się trzema fandomami z silnymi wątkami relacji między mentorem a uczniem – pomyślałam, że warto by było taki ranking wreszcie zrobić. Sprawy się jednak skomplikowały, albowiem wielu mentorów, których chciałam pierwotnie w poniżej liście zawrzeć, umyśliłam sobie również na listach dotyczących czego innego – ulubionych staruszków, ulubionych kapłanów, ulubionych figur ojcowskich… Poza tym szybko zdałam sobie sprawę z tego, że wielu nauczycieli już poniekąd bardzo szczegółowo omówiłam w innych zamieszczonych na Planecie Kapeluszy tekstach. Toteż – mimo moich największych chęci – nie znajdą się tutaj Rudowłosy Shanks, mistrz SplinterGajuszMaito GaiZeffsierżant ThursdayReigen Arataka i Saitama. Odsiawszy więc tych mentorów, których przyszykowałam sobie na później, i tych, o których już mówiłam, pozostała mi poniższa gromadka.


Miejsce siódme: Rothen (Trylogia Czarnego Maga)

Pierwszy cykl Trudi Canavan o Gildii Magów z Kyralli przeczytałam z ciekawości, aby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi i czy rzeczywiście jest to takie dobre fantasy, jak ludzie mówią. Sama trylogia nie porwała mnie jakoś szczególnie, ale były w niej momenty, które przypadły mi do gustu. Jednym z nich była relacja między główną bohaterką, Soneą, a jej mentorem, Rothenem.

Prawdę mówiąc, choć w pełni rozumiałam powód, dla którego Sonea ucieka przed magami po tym, jak odkryto jej magię, mimo wszystko jednak pierwsza część Trylogii Czarnego Maga zaczęła być dla mnie interesująca w momencie, kiedy ci magowie ją wreszcie znaleźli i pomogli jej okiełznać swoją wzrastającą z dnia na dzień moc. Jednym z czynników, które miały czytelnikom uświadomić to, że magowie to niejednolity stan i że są wśród nich porządni ludzie, był mistrz Rothen, którego przeżycia wewnętrzne związane z poszukiwaniem dziewczyny czytelnik może prześledzić. Rothen od początku jest nam przedstawiany jako przemiły starszy mężczyzna, mający dobry kontakt ze swoimi uczniami i znany z tego, że osiąga z nimi bardzo dobre rezultaty. Jest on też pierwszym magiem, który dostrzega moc Sonei i jest w stanie wczuć się w jej sytuację. Gdy wreszcie Sonea zostaje przez niego odnaleziona, Rothen nie tylko pomaga jej zapanować nad własną mocą, ale też potem próbuje przekonać do tego, aby dołączyła do Gildii Magów, aby mogła się dalej rozwijać.

W drugim tomie, kiedy Sonea zaczyna swoją właściwą edukację i spotyka się z chłodnym przyjęciem ze strony innych uczniów z powodu swojego niskiego pochodzenia, jej relacje z Rothenem są również bardzo ciepłe. Co więcej – kwatery Rothena są dla dziewczyny miejscem, gdzie czuje się ona bezpiecznie. Potem jednak sprawy się komplikują, bo nie tylko prześladowca Sonei, Regin, zaczyna rozpuszczać plotki jakoby dziewczynę i jej mentora łączyły nieprzyzwoite relacje; ale też potem Sonea zostaje ze swoim mistrzem rozdzielona, aby nie zdradziła czyjejś mrocznej tajemnicy. W końcu, gdy w trzeciej części trylogii Sonea zostaje oskarżona o posługiwanie się czarną magią, Rothen staje w jej obronie; kiedy zaś zostaje wygnana, mag szykuje się do tego, aby ją odnaleźć. Ogólnie rzecz biorąc, sceny z protagonistką i jej mentorem czytało mi się zawsze najlepiej.

Jednakże poza Soneą, Rothen ma również i innych uczniów. Wielokrotnie widzimy Rothena w relacjach z różnymi ludźmi – starszym małżeństwem, które lubi zapraszać go na kolacje; mistrzem Dannylem, który jest Rothena najlepszym przyjacielem; a w końcu z jego rodzonym synem, uzdrowicielem w pewnej wiosce – i raz po raz przekonujemy się, że to człowiek o otwartym umyśle, doświadczony przez życie wytrawny pedagog, chcący wzbudzić w uczniach pasję do nauki. Nic więc dziwnego, że kiedy wydaje się, że zginął, dla wielu osób jest to szok.

Miejsce szóste: Hiruluk (One Piece)

One Piece ma parę całkiem niezłych postaci mentorów, więc choć Rudowłosego Shanksa musiałam sobie odpuścić, miałam jeszcze kilku do wyboru. Na początku chciałam zająć się Zeffem Czerwoną Nogą, ale ostatecznie stanęło na Hiruluku, bo jego akurat w swoim Ze wspomnień fana ledwo musnęłam.

Hiruluk był swego czasu złodziejem, potem jednak dopadła go jakaś bliżej nieokreślona choroba serca. Żaden lekarz nie mógł mu pomóc, więc Hiruluk przez dłuższy czas tułał się bez celu, przekonany, że niedługo umrze. Wtem pewnego dnia był świadkiem tego, jak zakwitł kwiat wiśni i uczucia, jakie go wtedy ogarnęły, nie tylko przekonały go o tym, że cudownie ozdrowiał, ale też spowodowały, że kompletnie zmienił swoje życie. Wyruszył do lodowego królestwa, Wyspy Drum, gdzie egoistyczny król Wapol rozkazał wszystkim lekarzom leczyć tylko jego, zostawiając poddanych bez opieki medycznej. Jedynymi, którzy zajmowali się leczeniem ludzi, była doktor Kureha i Hiruluk właśnie. Jako że pojęcie o medycynie miał żadne, nikt nie chciał poddawać się jego kuracjom, mimo wszystko jednak Hiruluk uważał za swoją powinność, aby im pomóc.

I otóż pewnego dnia Hiruluk spotyka w śniegu młodego renifera z niebieskim nosem, przyszłego Tony Tony Choppera. Chopper jest ranny, gdyż inne renifery go pobiły za to, że był inny. Na początku jego reakcją na Hiruluka jest wrogość i nieufność, mimo wszystko konował najpierw przekonuje go o swoich dobrych zamiarach, rozbierając się do naga, a potem bierze go do siebie i opatruje jego rany. Chopper pomieszkuje u mężczyzny przez dłuższy czas i jest w stanie zapoznać się z filozofią Hiruluka (przypominam, że swego czasu renifer zjadł Diabelski Owoc, który zwiększył jego inteligencję) – poznaje historię o kwiecie wiśni i pragnienie Hiruluka, aby kiedyś zakwitła ona również na Wyspie Drum; ale też przekonuje się, że mężczyzna powiesił u siebie w mieszkaniu piracką flagę, ponieważ dla niego Wesoły Roger był symbolem witalności. Chopper często pomaga też Hirulukowi przy pacjentach, chociaż często muszą przed tymiż pacjentami uciekać. Ostatecznie renifer zyskuje nowy dom i przesiąka przekonaniami konowała o tym, że nie ma takiej choroby, której nie można by wyleczyć. Dodajmy, że przez większość swego życia Chopper uważał się za wyrzutka, mały wybryk natury, nie należący ani do świata zwierząt, ani do świata ludzi. Znajomość z Hirulukiem dała mu więc miejsce, gdzie mógłby poczuć się wreszcie jak w domu.

Mija rok i Hiruluk nagle, bez ostrzeżenia, wyrzuca Choppera za bruk. Powodem tego jest nawrót jego choroby, świadomość bliskiej śmierci i pragnienie, aby renifer się o niego nie martwił. Wkrótce jednak jego podopieczny podsłuchuje rozmowę konowała z badającą go Kurahą (którą doktor prosi o zajęcie się Chopperem), i bierze sobie za cel odnalezienie lekarstwa. W książce medycznej znajduje rysunek grzyba, przy którym znajduje się obrazek z Wesołym Rogerem, Chopper – pamiętając o naukach Hiruluka – dochodzi więc do błędnego przekonania, że jest to lekarstwo. Tytanicznym wysiłkiem zdobywa grzyb i podaje go Hirulukowi. Mężczyzna nie wyprowadza podopiecznego z błędu, wzruszony tym, co renifer dla niego przeszedł, i z uśmiechem wypija zupę przyrządzoną z grzyba.

Hiruluk nie umiera jednak z powodu trucizny ani choroby. Polujący na niego Wapol zastawia na niego pułapkę, roznosząc wiadomość o tym, że jeden z jego lekarzy potrzebuje pomocy medycznej (taa… trochę to naciągane… ale pamiętajmy, że na Wyspie Drum tylko król mógł być legalnie leczony). Świadom możliwości zasadzki, Hiruluk mimo to wyrusza na pomoc. Osaczony przez żołnierzy Wapola i bliski śmierci przez zatrucie, wygłasza przemowę.

One Piece jest wiele scen, w których postaci z przeszłości załogi Słomianego Kapelusza dokonują wielkich poświęceń, do końca pozostając wiernym samym sobie. Jest to szczególnie widoczne w przypadku mentorów. Słowa jakie wypowiadają poświęcając kończyny albo życie, zapadają w pamięci ich uczniom. I nie inaczej jest w przypadku Hiruluka, który dał Chopperowi to silne przeświadczenie o tym, że lekarz powinien pomagać ludziom. Kureha mogła nauczyć renifera prawdziwej medycyny, ale to Hirulukowi późniejszy lekarz pokładowy Luffy’ego zawdzięcza swój etos. Nic więc dziwnego, że kiedy Słomiany Kapelusz przybywa i odkrywa całe origin story Choppera, chroni flagi po doktorze przed Wapolem.

Miejsce piąte: Cat Grant (Supergirl)

Cat Grant, prezeska CatCo Worldwide Media, zrobiła na mnie fatalne wrażenie w pilocie, ale z każdym następnym odcinkiem stawała się coraz lepsza i lepsza, po części również dlatego, że stanowiła dla Kary Denvers źródło życiowej mądrości w okresie, kiedy Supergirl dopiero zaczynała przygodę z superbohaterstwem. Cat Grant jest dla głównej bohaterski wzorem do naśladowania jeszcze przed tym jak Kara postanowiła zająć się ratowaniem ludzi. Tak się bowiem składa, że dziewczyna starała się o posadę asystentki panny Grant, bo wierzyła, że w CatCo, u boku Królowej Wszystkich Mediów, będzie mogła coś zmienić.

I choć najgłupsza scena w pierwszym odcinku niewątpliwie ma miejsce, kiedy Cat Grant wygłasza Karze wykład o tym, dlaczego Suprgirl nazywa się Superdziewczyną, a nie Superkobietą, to każdy następny wykład panny Grant jest czymś o wiele, wiele lepszym. Za każdym razem, kiedy Kara zmaga się z trudami bycia superbohaterską (jak niemożność zrobienia kilku rzeczy na raz albo popadnięcie w niełaskę mieszkańców National City), zadaje szefowej odpowiednie pytanie (najczęściej jako Kara Denvers, ale czasem również jako Supergirl) i otrzymuje odpowiedź w postaci tak dobrych rad jak: „Zacznij od mniejszych rzeczy, a potem powoli przechodź do większych.”, czy: „Zastanów się, co tak naprawdę sprawia, że się wściekasz i staw temu czoło.”

Dodajmy, że już od pierwszego odcinka jest bardzo pozytywnie nastawiona do Supergirl, ponieważ z jednej strony podoba jej się, że National City ma własnego superbohatera, a z drugiej – że tym razem jest to kobieta. I prawda, w różnych artykułach i przemowach na wizji na temat superbohaterski bywa bardzo krytyczna (nie mówiąc już o sytuacji z czerwonym kryptonitem, która sprawiła, że Kara na jakiś czas stała się zła i Cat musiała się do niej w jakiś sposób odnieść), jednak koniec końców zawsze robi to w dobrej wierze i z dziennikarską uczciwością. Co więcej – nie jest mentorką tylko dla Kary, bo w jednym odcinku poucza o etyce dziennikarskiej Jimmy’ego Olsena, który zmaga się z tym, czy powiedzieć Karze, że posuwa się za daleko w sprawie Maxa Lorda.

Cat Grant jest kobietą o silnej osobowości, zawsze mówiącą to, co myśli. Zbudowała medialne imperium prawie z niczego i zawsze pozostaje profesjonalistką. I choć ma również własne problemy rodzinne w postaci nad wyraz krytycznej matki i starszego syna, z którym ma fatalny kontakt, sprawia wrażenie kochającego rodzica. Ostatecznie to, że Supergirl jest dla mieszkańców National City symbolem nadziei to zasługa Królowej Wszystkich Mediów, która nie przestaje w nią wierzyć. I aż szkoda, że w drugim sezonie Cat odchodzi z CatCo, bo choć Snapper Karr uczy Karę rzetelnego dziennikarstwa, nie stanowi jednak godnego następcy.

Miejsce czwarte: Yondu Udonta (Strażnicy Galaktyki)

Musiało w końcu przyjść do tego, że na tej liście pojawi się mentor o dość nieprzyjemnym usposobieniu. Trzeba jeszcze na wstępie zaznaczyć, że Yondu Udonta z Marvel Cinematic Universe jest ledwo podobny do swojego komiksowego odpowiednika. Yondu z komiksów nie był w żadnym razie kosmicznym piratem, nie miał własnej załogi, nie był chciwy ani złośliwy i nie posługiwał się strzałą Yakka. Był kimś w rodzaju kosmicznego Indianina, świetnym łowczym, związanym z naturą i posiadającym szósty zmysł. I szczerze mówiąc, choć Yondu w filmie mi się bardzo podobał, to jak przeczytałam co nieco o oryginalnej postaci, zapragnęłam, aby coś z Yondu będącego myśliwym zostało zawarte w drugiej części Strażników Galaktyki (skoro i tak będę musiała wywalić przez okno większość moich headcanonów o Ravegersach…).

W MCU Yondu Udonta jest typem kapitana, który rządzi swoimi ludźmi silną ręką i nie pozwala sobie w kaszę dmuchać. W dużej mierze polega na strachu, który wzbudza swoją osobą (co ma sens, biorąc pod uwagę to, że przewodzi grupie złodziei i morderców, i autorytet jest mu właściwie niezbędny). Z drugiej strony ma słabość do małych, uroczych laleczek, które trzyma u siebie na mostku kapitańskim; a jego ludzie nie mają problemów z wygłaszaniem własnych uwag.

Co by nie mówić, Yondu (który porwał Petera Quilla z Ziemi i wychował go na Ravagera) ledwo się na mentora nadaje. W zasadzie przez większość czasu ma się wrażenie, że nie lubi Quilla i rzeczywiście, kiedy go wreszcie dopadnie, zrobi mu jakieś paskudne kuku. Często też wymusza na nim posłuszeństwo, przypominając: „Nie pozwoliłem cię zjeść moim ludziom. A oni jeszcze nigdy nie jedli Terranina.” Mimo wszystko jednak znajdą się tu i tam sugestie, że Yondu ma słabość do Quilla, a Star-Lord traktuje go jak przybranego ojca. Mickey Rooker, który grał kapitana Ravagersów, wspominał w którymś wywiadzie, że Yondu nauczył Quilla jak nie zostać zjedzonym przez różne stwory. Niewątpliwie przyczynił się do tego, że dorosły Peter jest tak świetnym złodziejem, wojownikiem i pilotem statku kosmicznego.

Z drugiej strony widać, że Peter stara się być bardziej niezależny od swojego kapitana i przeciwstawia się mu w momencie, kiedy ludzie Ronana zaczynają się interesować rzeczą, którą Quill miał Yondu przynieść. W dodatku w serialu animowanym Disneya na podstawie Strażników Galaktyki Yondu w pierwszych kilku odcinkach próbuje namówić Quilla do powrotu do Ravagersów i opuszczenia własnej załogi, a przez resztę serialu za każdym razem, kiedy obaj kapitanowie się spotykają, dawny mentor pełni wobec Star-Lorda rolę rywala. A że Quill stoi mu zwykle na drodze, dochodzi do tarć…

Yondu Udonta jest dla mnie trochę problematycznym ulubieńcem – mam pewne jego wyobrażenie i nieraz muszę sobie powtarzać, że nie jest on tak bardzo pozytywnym bohaterem, jak bym sobie tego życzyła. To zawsze stanowiło dla mnie pewien problem. Mimo wszystko cieszę się, że na stałe dołączy do Strażników Galaktyki i że następny film będzie eksplorował w pewien sposób jego postać. Zwłaszcza, że obiecano nam również biologicznego ojca Quilla, więc dowiemy się wreszcie, po co tak właściwie Yondu miał tego dzieciaka porwać.

Miejsce trzecie: All Might (My Hero Academia)

Świat w My Hero Academia opiera się na koncepcie, że kilka dekad temu zaczęli pojawiać się pierwsi ludzie z supermocami (nazywanymi w tym uniwersum quirkami). Z czasem było tych ludzi coraz więcej i wkrótce stanowili oni większość ludzkiej populacji. A że jedni używali swoich quirków w zbrodniczych celach, a inni – po to, aby ich powstrzymać, wprowadzono pewne ramy prawne odnośnie całego zjawiska. Między innymi, powstały szkoły przygotowujące młodzież do bycia superbohaterami, w tym tytułowa akademia – Yuuei.

Największym, najbardziej popularnym superbohaterem w tym świecie jest All Might – barczysty mężczyzna posiadający wielką siłę, nazywany przez wielu Symbolem Pokoju. Główny bohater My Hero Academia, Izuku Midoriya, od zawsze chciał zostać bohaterem. Jako dziecko często oglądał stary film, na którym All Might z szerokim uśmiechem na ustach ratuje ludzi z płomieni. Marzenie Izuku wydaje się legnąć w gruzach, kiedy lekarz diagnozuje u niego brak możliwości pojawienia się jakiegokolwiek quirku. Chłopak jednak nie daje za wygraną, mimo że wszyscy mówią mu, że nie ma szans na to, aby jego marzenie się kiedykolwiek spełniło. Pewnego dnia zostaje uratowany przez swojego idola i przypadkiem odkrywa jego tajemnicę – All Might posiada dwie formy: muskularną, przeznaczoną dla szerokiej publiczności, oraz wychudzoną i schorowaną, będącą jego prawdziwym obliczem.

Pierwotnie na pytanie chłopca o to, czy można być bohaterem bez mocy, All Might odpowiada negatywnie, twierdząc, że wielu przestępców jest niesamowicie silnych. Potem jednak jest świadkiem heroizmu chłopca; heroizmu, który w krytycznej sytuacji zmusza All Mighta do działania wbrew limitom jego formy „publicznej”. Ostatecznie All Might postanawia zrobić z Izuku swojego następcę, tak się bowiem składa, że jego własny quirk (nazywany One for All) może być przekazywany z osoby na osobę. Od tej pory bohater czuwa nad tym, aby Izuku osiągnął swój cel, między innymi pomagając mu dostać się do Yuuei.

Kontrast między All Mightem „publicznym” a tym „prawdziwym” jest niesamowity. Nie chodzi nawet o różnice fizyczne, bowiem wychudzony All Might jest przede wszystkim zazwyczaj ponury, podczas gdy ten umięśniony przeważnie jest nie tylko uśmiechnięty, ale też głośny, rubaszny i tryskający energią. Ma to sens, ponieważ bohater uważa, że ludzie potrzebują kogoś, kto doda im otuchy w momencie zagrożenia. Jest to przeświadczenie, które sprawiło, że on sam został uznany godnym One for All. Zresztą za każdym razem, kiedy przemawia do Izuku w celu podniesienia go na duchu, używa swojej umięśnionej formy, nawet jak akurat są sam na sam.

All Might jest niewątpliwie bardzo ważną ikoną. Niczym Superman jest nośnikiem nadziei całego społeczeństwa – stał się symbolem nie tylko pokoju, ale i dobra w ogóle. Izuku nie jest jedynym młodzieńcem, który został zainspirowany All Mightem – główny prześladowca chłopaka, Bakugou, od zawsze podziwiał to, że Symbol Pokoju zawsze wygrywa; a jeden z późniejszych kolegów z klasy Izuku, Todoraki, chciał być taki jak All Might, mimo że ojciec Todorakiego (bohater o pseudonimie Endeavour) nienawidzi rywala i ma na jego punkcie obsesję (delikatnie mówiąc). Co więcej – niezliczeni złoczyńcy chcą za wszelką cenę zabić All Mighta, a niejaki Hero Killer (który atakuje bohaterów za to, że zaczęli przyjmować pensję i są sławni, a więc nie zasługują na swoje miano) uważa, że tylko Symbol Pokoju jest godzien tego, aby stawić mu czoła i go pokonać. Bycie uosobieniem nadziei ma więc pewnie minusy.

Jednocześnie relacje między All Mightem a Izuku są bardzo ciepłe i łatwo zauważyć, że obaj są do siebie podobni w wielu aspektach. Ponadto chłopak wielokrotnie udowadnia, że jest godzien powierzonej mu mocy, a bohater nierzadko nie kryje uśmiechu dumy z jego osiągnięć. Jest taka scena w jednym z najnowszych rozdziałów mangi: All Might właśnie wychodzi z więzienia, w którym przesiaduje jego arcywróg. Rozmowa, jaką przed chwilą przeprowadził ze złoczyńcą, niewątpliwie nim wstrząsnęła, bohater czuje się wręcz przerażony tym, co może przynieść przyszłość. Wtem otrzymuje SMSa – to Izuku informuje swojego mentora, że zdał kolejny egzamin przybliżający go do bycia bohaterem. All Might natychmiast się rozpogadza – w tym momencie przyszłość stała się dla niego o wiele mniej ponura.

Miejsce drugie: Mistrz Shifu (Kung Fu Panda)

O mistrzu Shifu trochę wspominałam, kiedy omawiałam jeden z moich ulubionych filmów, Kung Fu Pandę. Niewątpliwie pierwszy film z serii był także o Shifu, który – poprzez przygotowanie Po do walki ze swoim dawnym uczniem – znalazł się na dobrej drodze do odnalezienia wewnętrznego spokoju. Ja jednak chciałabym pójść dalej i omówić mistrza Shifu w pozostałych częściach serii – od sequeli, poprzez odcinki specjalne, aż po serial Kung Fu Panda: Legenda o Niezwykłości. Zwłaszcza ten ostatni stanowi ciekawe źródło wiedzy na temat mistrza Smoczego Wojownika

.Przede wszystkim istotne jest to, że Shifu jest przedstawiany jako ktoś, kto posiada sporą wiedzę na temat sztuki kung fu, jest świetnym wojownikiem i ceni dyscyplinę… jednakże nie jest nieomylny i wielokrotnie sam uczy się czegoś nowego od swoich uczniów. Tak było w zasadzie od samego początku, a w Legendzie o Niezwykłości jest wiele odcinków skoncentrowanych na Shifu i opowiadających o tym, jak stary mistrz sam otrzymuje ważną życiową lekcję. Dowiadujemy się, między innymi, że Shifu na napięte relacje z ojcem, zawodowym oszustem, który porzucił syna dawno temu u szczytu schodów Nefrytowego Pałacu; że zakochał się kiedyś w kobiecie, która była złodziejką; i że jest wielkim fanem mistrza Yao i okazuje bardzo sprzeczny ze swoim zwykłym charakterem entuzjazm wobec spotkania swojego idola. Aha, i jest jeszcze paru złoczyńców, którzy mają do małej pandy urazę i chcą go zniszczyć.

Najlepszym jednak odcinkiem o mistrzu Shifu jest Szósty do piątki (w oryginale: Five is Enough). Fabuła zarysowuje się mniej więcej tak: Potężna Piątka i Po biorą udział w pewnym turnieju, rywalizując z inną szkołą kung fu. Arbitrem całego wydarzenia jest dawny mentor Shifu. Przez przypadek główny nauczyciel Jadeitowego Pałacu podsłuchuje rozmowę swojego mistrza i dochodzi do błędnego wniosku, że z powodu wieku powinien przejść na emeryturę. Chcąc udowodnić swoją użyteczność, Shifu dołącza do turnieju, zachowując się przy tym jak ktoś, kto za bardzo się stara wydawać się być „na czasie”. Przez dłuższy czas nowy mistrz przysparza swoim uczniom tylko problemów, kiedy jednak pojawia się dysponujący zakazaną techniką stary wróg, Pai Mei, tym, który go ostatecznie pokonuje, jest właśnie Shifu. A sama walka pokazuje nam, jak dobrym strategiem i wojownikiem potrafi być (i ta scena jest niewątpliwie warta przecierpienia wcześniej żenady).

Coś, co niewątpliwie można uznać za pozytywne, to to, że w trzeciej Kung Fu Pandzie, kiedy Po spotyka się ze swoim mistrzem nocą w ogrodzie, Shifu zachowuje się jak mistrz Oogway. Najwyraźniej przejął kilka manieryzmów starego żółwia, wraz z jego perspektywą na świat i kosmos. A biorąc pod uwagę jak wielką postacią był Oogway i jak wielu rzeczy dokonał poprzez swoją mądrość, jest to bardzo dobry znak.

Miejsce pierwsze: Iroh (Avatar: Legenda Aanga)

W swojej pierwszej scenie Iroh jawi się jako trochę niepoważny staruszek. Stanowi tym samym ciekawy kontrast w stosunku do swojego ponurego i skupionego na zadaniu bratanka, księcia Zuko. Z czasem dowiadujemy się o obu panach z Narodu Ognia coraz więcej i odkrywamy, że Iroh jest bardzo dobroduszny i lubi herbatę. Od czasu do czasu rzuca też jakąś mądrością. Wydaje się nie traktować zadania, jakie stoi przed nimi (odnalezienie Avatara w celu przywrócenia Zuko utraconego honoru), poważnie.

Po czym pewnego dnia, odpoczywając w gorących źródłach, on i Zuko zostają otoczeni przez wojska wrogiego generała. Co wtedy robi dotąd bardzo wesoły i skupiony na trywialnych rzeczach Iroh? Zaczyna dosłownie ziać ogniem, ratując tym samym siebie i bratanka. Tak się bowiem składa, że ten niepozorny, wesoły staruszek jest żywą legendą – generałem Narodu Ognia, wysławionym podbiciem miasta Ba Sing Se i nazywanym Smokiem Zachodu za swoje wielkie czyny.

Z Zuko podróżuje, ponieważ od śmierci syna (pod Ba Sing Se właśnie) przywiązał się do bratanka i zaczął go nawet traktować jak przybrane dziecko. I w sumie wyszło to młodemu księciu na dobre, bo jego własny ojciec, Lord Ozai, traktuje go oschle, a Iroh stara się pomóc chłopakowi uporać się z jego własnymi demonami. Przy czym Zuko wielokrotnie krytykuje swojego stryja za jego brak skupienia na powierzonym zadaniu i w ogóle za jego niepoważne zachowanie. Zdarza się nawet w pewnym momencie, że książę dochodzi do wniosku, że Iroh mu przeszkadza i że obaj muszą iść oddzielnymi drogami. Kiedy indziej podejmuje fatalną decyzję, zdradzając swego mentora i choć wydaje się, że osiągnął wszystko, czego zawsze pragnął, nie czuje się z tego powodu szczęśliwy. Mimo wszystko niezależnie od tego, jak wygląda sytuacja i jak często dochodzi do rozłąki między nimi, Zuko i Iroh zawsze się odnajdują. Zresztą wątek Zuko – jego droga od prześladowcy Avatara do jednego z jego największych sojuszników – jest zawiły i wyboisty, a jedną z rzeczy, które uświadamia sobie podczas przygotowań do ostatecznej potyczki z Lordem Ozaiem, jest to, że nie docenił w pełni tego, co stryj dla niego zrobił. Na szczęście, kiedy znów się widzą, Iroh jest tak samo niesamowity, jak zawsze.

Iroh jest wojownikiem, człowiekiem doświadczonym przez życie i wiedzącym na czym świat stoi… lecz jest także przewodnikiem, nauczycielem i opiekunem młodego człowieka, który mu towarzyszy. I choć omawianych tutaj postaci wiele dzieli w kwestii poglądów na życie, wykonywanego zawodu i sztuki, w jakiej się specjalizują, wszystkich łączy jedno – posiadają oni pewnego rodzaju mądrość, którą dzielą się ze swoimi podopiecznymi, wywierając na nich wpływ. No bo w końcu od czego jest mentor?

2 thoughts on “Moich siedmiu ulubionych mentorów

  1. Jest to więc świetna okazja, aby się zapoznać z podanymi tu dziełami XD.Tak po prawdzie, to jestem ciekawa jakby ci się \”Avatar: Legenda Aanga\” podobał. Albo \”Strażnicy Galaktyki\”.

Leave a Reply