Listy top #

Moich siedmiu ulubionych fikcyjnych policjantów

Uwaga! Tekst zawiera małe spoilery.

O tym, że lubię kryminały, zwłaszcza te klasyczne, pewnie już od dawna wiecie. Lubię również seriale o superbohaterach. Siłą rzeczy zwykle w tego typu utworach pojawiają się postaci policjantów – czasami w rolach głównych, czasami tylko jako pomocnicy głównych bohaterów. I też od jakiegoś czasu – a tak dokładnie od października – krążył mi po głowie pomysł na listę, w której opowiedziałabym Wam o moich ulubionych policjantach, bo prawdę mówiąc nazbierało ich się kilku przez te lata.

Tak jak zwykle, przyjmuję zasadę nie pisania o tych postaciach, które już kiedyś omawiałam, dlatego niestety nie pojawi się tutaj ani Cole Phelps z L.A. Noire, ani żaden z jego partnerów; jak również Endeavour MorseSam Vimes i Jim Gordon z Gotham (ten ostatni też dlatego, że od dawna zatracił te cechy, za które go lubiłam i w zasadzie w połowie trzeciego sezonu przestałam oglądać Gotham). Starałam się także, aby nie było zbyt dużo Brudnych Harrych.

Wyszła z tego poniższa lista obejmująca policjantów z różnych mediów – od komiksów i seriali po gry komputerowe – i różnych gatunków. Oto oni.

Miejsce siódme: Bigby Wolf (seria Baśnie)

Po raz pierwszy z Bigby’m zetknęłam się nie w oryginalnych komiksach ze stajni Veritgo, tylko w adaptacji Wolf Among Us od TellTale Games. Historia jednak urzekła mnie tak bardzo, że sięgnęłam najpierw po historię, na podstawie której zrobiono grę, a potem po oryginalną, główną serię Fables.

Koncept Baśni opiera się na tym, że dawno, dawno temu postaci z różnych ludzkich opowieści musiały uciekać ze swojego świata do naszego przed tajemniczym Przeciwnikiem. Osiedliły się w Ameryce i utworzyły wspólnotę z własnymi prawami i systemem władzy. Tak więc obecnie w środku Nowego Jorku znajduje się dzielnica o nazwie Fabletown, w której mieszkają między innymi Jaś od Czarodziejskiej Fasoli, Krwawa Mary i Grendel.

Na stanowisku szeryfa tej społeczności stoi Bigby Wolf – czyli Wielki Zły Wilk w postaci człowieka. Jako młodzieniec Bigby lubił sobie powalczyć i poplądrować, a fakt, że był gigantyczną bestią zdolną zdmuchnąć domy swoim oddechem, sprawiał, że trudno go było powstrzymać. Wszystko się jednak zmieniło, kiedy pewnego dnia spotkał na swojej drodze Śnieżkę i z miejsca ją polubił. Śnieżka zaś postanowiła, że za pomocą czarów zamieni Bigby’ego w człowieka, aby pomóc mu uciec przed Przeciwnikiem do naszego świata. Koniec końców, przywódca Fabletown, król Cole, postanowił obsadzić Śnieżkę na stanowisku głównego administratora, a Wielkiego Złego Wilka – w roli szeryfa.

Niemniej jednak, jak można się spodziewać, wielu mieszkańców Fabletown nie zapomniała o tym, czym kiedyś był. Bigby stara się robić swoje i nawet zaprzyjaźnił się z kilkoma postaciami, między innymi z Żabim Księciem i jedną z Trzech Małych Świnek (ba! – nawet z Gajowym dogaduje się całkiem dobrze). Jednakże wielokrotnie czuje się odmieńcem, a to uczucie potęgowane jest też przez to, że na co dzień otaczają go królowie, królewny i książęta.

Nic więc dziwnego, że przez większość czasu Bigby pozostaje cynicznym, palącym jak smok mrukiem rodem z czarnego kryminału, jest jednak całkiem dobry w swojej pracy. Swego czasu walczył w obu wojnach światowych, więc sprawdza się także w przy odpieraniu zmasowanego ataku ze strony nagłej inwazji obcej armii czy podburzanych przez Złotowłosą rewolucjonistów. W ciągu swej długiej kadencji szeryfa Bigby miał okazję być nie tylko detektywem, ale też szpiegiem, generałem i cichociemnym.

Coś, co mnie osobiście zaintrygowało w tym bohaterze to fakt, że pomiędzy Wielkim Złym Wilkiem a szeryfem Wolfem był nieco zagubiony, próbujący jakoś ogarnąć ludzkie prawa Bigby Wolf. Tak mniej więcej od trzynastego zeszytu Fables. Wolf Among Us, poza główną osią fabularną, mamy krótkie historyjki o przeszłości Bigby’ego w Salem, gdzie próbował się jakoś dostosować zarówno do nowej skóry jak i do ludzkich zwyczajów. Ten Bigby z Salem do pewnego stopnia wzbudza w czytelniku instynkty opiekuńcze i aż trudno uwierzyć, że to ten sam potwór z opowieści i ten sam cyniczny facet, sprawujący urząd szeryfa w Fabletown.

Miejsce szóste: Policjant Rick (Rick i Morty)

W pierwszym sezonie Ricka i Morty’ego dowiedzieliśmy się, że z powodu licznych wrogów we wszechświecie alternatywne wersje Ricka Sancheza stworzyły nie tylko Radę Ricków, ale też całą społeczność złożoną z Ricków i Mortych. Ta społeczność rezyduje w tak zwanej Cytadeli, a w premierowym odcinku trzeciego sezonu tak się złożyło, że główny bohater zdemolował jej całkiem spory kawałek i zamordował kilku Ricków u władzy.

Tak czy inaczej w odcinku The Ricklantis Mish-Up, zamiast oglądać protagonistów na wyprawie do Atlantydy, mamy wgląd w życie codzienne mieszkańców Cytadeli – od grupki Mortych szkolonych na to, aby zostać pomocnikami Ricków, poprzez pracownika fabryki, który postanowił się zbuntować, a na wyborach nowego przywódcy skończywszy.

Moją ulubioną historią z tego odcinka jest pierwszy dzień pewnego Ricka policjanta z nowym partnerem, którym okazuje się być Morty. I dziwna rzecz, bo w tej parze Morty jest apatycznym, skorumpowanym gliną, który postrzega pozostałych Mortych jako gorszy sort; a Rick jest idealistycznym, trzymającym się przepisów policjantem, który chce postępować słusznie. Towarzyszymy więc tej niedobranej dwójce podczas ich pierwszego wspólnego patrolu, gdzie najpierw odwiedzają szemraną dzielnicę Mortych, potem odkrywają narkotykową melinę, a na końcu trafiają do klubu ze striptizem, gdzie rozmawiają z gangsterami. I podczas całej tej akcji glina Morty co chwila łamie przepisy i próbuje przekonać do tego nowego partnera; a Rick policjant stara się postępować zgodnie z własnym kompasem moralnym. Mamy więc Ricka Sancheza, który – w przeciwieństwie do większości dotychczas pokazanych nam Ricków Sanchezów – postępuje heroicznie.

Jest taka scena w melinie narkotykowej, kiedy Rick odkrywa pokój z wyraźnie wystraszonym Mortym. Wystrój każe nam myśleć, że z młodzieńcem działy się rzeczy co najmniej niepokojące. I też, kiedy Morty odzywa się, pyta policjanta: „Czy ty jesteś moim dziadkiem?” Rick bierze go na ręce jak małe dziecko, po czym zostaje znienacka zaatakowany i uchodzi z życiem tylko dzięki interwencji swojego Morty’ego.

W zasadzie cały ten odcinek ma posmak nieco tragiczny i segment poświęcony Rickowi policjantowi nie jest od niego wolny. Są momenty, w których widzimy rodzącą się między Rickiem i jego partnerem więź; są momenty, kiedy Morty rzeczywiście pokazuje, że zależy mu na Ricku. Jednakże ta przyjaźń zostaje wystawiona na próbę.

Tak czy inaczej, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę Ricka policjanta.

Miejsce piąte: Sebastian Castellanos (Evil Within)

Evil Within jest czymś pomiędzy Silent Hill i Resident Evil. Z jednej strony mamy zapełnione zombie miasto (za co odpowiada nawet pewna złowieszcza organizacja), z drugiej – wgląd w psychikę kilku ludzi, z którymi coś jest nie tak; i bardzo malownicze potwory. A wszystko zaczyna się od tego, że detektyw Sebastian Castellanos i jego dwoje współpracowników – Juli Kidman i Joseph Ooda zostają wysłani do Beacon Mental Hospital, aby zbadać, co tam się stało.

Co by nie mówić, Sebastian Castellanos przeżywa w tej (i w następnej) grze piekło. A przecież już wcześniej jego życie nie było usłane różami: nie dość, że jako policjant widział do czego ludzie są zdolni, to jeszcze jego córeczka zginęła w pożarze, a żona (również policjantka) upierała się, że to nie był wypadek i po jakimś czasie zaginęła. A teraz Sebastian musi się mierzyć z rozpadającym się miastem, zombiakami, zmyślnymi pułapkami i psychopatą, Ruvikiem, który serwuje mu tę całą makabrę.

Mimo wszystko jednak detektyw Castellanos radzi sobie całkiem nieźle i z samoobroną, i z ochroną pacjenta, którego chce dorwać Ruvik, i z całą resztą. Co więcej, na różnych etapach rozgrywki Ruvik pokazuje mu swoje smutne dzieciństwo, zapewne mając na celu wzbudzić współczucie u detektywa i przeciągnąć go na swoją stronę. Sebastian jednak nie daje się zmanipulować i nawet wygarnia przeciwnikowi, że jest psychopatą.

W drugiej części zaś Sebastian nie tylko musi się jakoś uporać z tym, co przeżył w pierwszej, ale też jest zmuszony współpracować z ludźmi, którzy niejako go w to wszystko wciągnęli. Niemniej jednak jeśli chce uratować pewną ważną dla siebie osobę, musi to zrobić. Jednocześnie musi też skonfrontować się ze swoją przeszłością.

Evil Within 2 niejako domyka historię detektywa Castellanosa, jest jednak pewna sprawa, która każe mi przypuszczać, że to jeszcze nie koniec. I może to i źle, bo facet swoje przeszedł, ale wolałabym, aby następna część gry też miała Sebastiana za protagonistę.

Miejsce czwarte: George Crabtree (Detektyw Murdoch)

Jeśli chodzi o współpracowników Williama Murdocha, to z czasem pokochałam dwóch z nich: inspektora Brackenreida i posterunkowego George’a Crabtree. Postanowiłam omówić tego drugiego, bo jest on jak mały promyk słońca w pochmurny dzień.

Crabtree zaczął jako postać poboczna, trochę taki comic relief, który zawsze proponował najbardziej odjechane teorie na temat tego, kto popełnił przestępstwo (szczególnie upodobał sobie rozwiązania nadnaturalne, jak duchy, kosmici czy magia). Do tego często wspomina o ciotkach, które go wychowały (każda z imieniem od kwiatu), a jego powierzchowność sprawia, że robi wrażenie trochę niewinnego i trochę naiwnego (ach te bobrze ząbki…).

Mimo wszystko zawsze służył pomocą interesującemu się kryminalistyką i technologią detektywowi Murdochowi i był o wiele bardziej skory do pomocy, niż jego partner Henry Higgins. I też z czasem jego wątek rozwijał się i powoli, powoli Crabtree stawał się jedną z ważniejszych postaci w serialu. Nagle posterunkowy miał swoje miłości, a do tego gdzieś tak w piątym sezonie postanowił napisać książkę… ale jakby tak prześledzić wszystkie odcinki, w których decyduje się wykorzystać w swojej twórczości różne doświadczenia z prowadzonych przez Murdocha spraw, to nie wiadomo, o czym tak dokładnie ta książka ma być – czy jest to horror, czy romans, czy powieść przygodowa… Na szczęście powstał miniserial internetowy – Murdoch Mysteries: The Curse of the Lost Pharaohs – który właśnie przedstawia fabułę tej nieszczęsnej książki.

Tak czy inaczej Crabtree wprowadza do serialu pewnego rodzaju optymizm, nie mówiąc już o tym, że jest na swój sposób uroczy. Na pewno jest dobrym człowiekiem, który chce postępować dobrze, a do tego jest jednym z najbliższych przyjaciół detektywa Murdocha. Jego związek z doktor Grace był również o wiele sympatyczniejszy i o wiele znośniejszy od znienawidzonego przeze mnie wątku doktor Ogden i Murdocha (dlatego więc scenarzyści musieli go popsuć w najgorszy możliwy sposób… do dziś mnie to wkurza). Crabtree jest po prostu taką postacią, która wnosi powiew świeżości i promyk światła do fabuły, która skupia się za bardzo na wewnętrznych dramatach głównego bohatera.

Miejsce trzecie: Rosa Diaz (Brooklyn 99)

Właściwie wszyscy policjanci z dziewięćdziesiątego dziewiątego posterunku są wspaniali, ja jednak najbardziej z nich ukochałam Rosę Diaz.

Rosa jest typową ponurą twardzielką, która do tego nie znosi ckliwego sentymentalizmu i zawsze mówi tym samym, beznamiętnym głosem. Lubi też broń, jeździ na motorze i podniecają ja mężczyźni, którzy mają lekko nierówno pod sufitem. Biorąc pod uwagę jej zwykłą chłodną powierzchowność, za każdym razem kiedy raczy widownię promiennym uśmiechem, robi on tym większe wrażenie.

Poznajemy Rosę niejako przez pryzmat zakochanego w niej Charlesa Boyle’a, któremu pani detektyw daje jasno do zrozumienia, że nie lubi go w ten sposób, choć nadal uważa za przyjaciela (koniec końców, Boyle znajduje sobie nową miłość, a on i Rosa pozostają w przyjaznych stosunkach). Z czasem dowiadujemy się o detektyw Diaz coraz więcej – między innymi to, że lubi Kochane kłopoty i że uczyła się baletu. Do Rosy należy też jeden z najbardziej rozpoznawalnych cytatów z Brooklyn 99:

Rosa: I want to say a few words. When Jason died seven days ago, I didn’t give a rat’s ass.
Charles: This is your speech?
Rosa: 'Cause I didn’t understand why people care so much about their dumb dogs till I got a dumb dog myself. I’ve only had Arlo for a day and a half, but if anything happened to him, I would kill everyone in this room and then myself.

A skoro już jesteśmy przy cytatach, oto kompilacja najlepszych tekstów Rosy Diaz.

Miejsce drugie: Joe West (The Flash)

Pamiętam jak wchodziły pierwsze zapowiedzi Flasha i jak przeczytałam na Wikipedii o postaciach z serialu. Wtedy Joe West wydawał mi się trochę wtórny, ze względu na to, że był ojcem ukochanej głównego bohatera i do tego policjantem (cechy, które Joe dzielił z detektywem Quentinem Lance’m z Arrow). W pierwszym odcinku serialu dowiedzieliśmy się, że swego czasu prowadził sprawę morderstwa Nory Allen; że przygarnął do siebie kilkuletniego Barry’ego Allena i że jest jednym z wielu ludzi, którzy uważają, że Barry skłamał w sprawie czerwonego tornada, które zabiło mu matkę, aby chronić ojca przed więzieniem. Sympatia do detektywa Westa przychodzi w późniejszych odcinkach, kiedy mamy wreszcie okazję zobaczyć, że jednak traktuje głównego bohatera jak własne dziecko.

Joe West jest przede wszystkim ojcem. Dodajmy do tego, że jest samotnym ojcem, który w momencie przygarnięcia Barry’ego niedawno stracił żonę. Joe kocha zarówno Iris, jak i Barry’ego, a pojawienie się meta-ludzi sprawia, że ma większe powody do zmartwień, bo z jednej strony musi mierzyć się z osobnikami, których w pełni nie pojmuje, a z drugiej – pojawia się problem jego adoptowanego syna, który walczy z przestępczością. Detektyw West jest też tym, który ukrywa tożsamość Flasha nie tylko przed resztą policji Central City, ale też przed swoją własną córką (co ma potem swoje konsekwencje, jak łatwo się domyślić).

Do tego jest w pierwszym sezonie pewnego rodzaju napięcie między Joe a Barry’m, spowodowane przez sytuację Henry’ego Allena, odsiadującego wyrok za zbrodnię, której nie popełnił. Joe postanawia otworzyć sprawę Henry’ego i odnaleźć prawdziwego mordercę, ale fakt, że tak długo Barry musiał czekać, aby przybrany ojciec mu uwierzył; i że śledztwo idzie tak topornie, jest zarzewiem frustracji Flasha i nawet w pierwszym crossoverze z Arrow, Barry będąc pod wpływem meta-człowieka zdolnego do wywoływania agresji u innych, wygrania Joemu, że nie robi dość, aby wyciągnąć Henry’ego z więzienia.

Tak czy inaczej, Joe pełni rolę komisarza Gordona – pomaga chronić tożsamość Flasha, regularnie konsultuje się z Cisco i Caitlin ze STAR Labs i stanowi moralne wsparcie za każdym razem, kiedy Barry’ego przytłacza rola superbohatera. Zresztą jak się popatrzy na relacje między Barry’m a jego przybranym ojcem, widać, że nawet jeśli Barry miał już wcześniej zakorzenione współczucie i poczucie sprawiedliwości, to na pewno wychowanie Joego pomogło kultywować te cechy, bo sam detektyw West jest bardzo ciepłą osobą (a łagodne oczy Jessego L. Martina tylko pogłębiają to wrażenie). Niewątpliwie Barry miał szczęście, że trafił do Joe, a Joe miał szczęście, że w tak ponurym okresie jego życia pojawił się Barry. W pierwszym odcinku trzeciego sezonu, mamy wszak rzeczywistość, w której Nora Allen nie zginęła, i tam Joe jest kompletnym wrakiem człowieka.

A poza Barry’m są jeszcze Iris i Wally West, czyli biologiczny syn Joego, który pojawia się w sezonie drugim. Każde ze swoich dzieci Joe bardzo kocha i każde z nich naraża się na niebezpieczeństwo, aby walczyć z niesprawiedliwością. Joe martwi się o nich, ale wie, że nie wygra z ich uporem, pozostaje mu więc służyć pomocą i wierzyć, że jego pociechy wiedzą, co robią.

Miejsce pierwsze: Jim Hopper (Stranger Things)

Szeryf Hopper jest do pewnego stopnia bohaterem pratchettowskim – zaczyna jako stróż prawa, który wkłada minimalny wysiłek w swoją pracę i ma ludzi z podobną etyką pracy; pali jak smok i ma bardzo cyniczne podejście do życia. Potem pojawia się sprawa, za którą kryje się coś większego; sprawa, która zmusza Hoppera, aby się przyłożył i poznał prawdę o tym, co tak naprawdę stało się z Willem Byersem. I tak oto rozpoczyna się droga Jima Hoppera ku odkupieniu.

Nagle odkrywamy, że kiedyś był gliniarzem w wielkim mieście; że jego córeczka zmarła na raka, że jego małżeństwo się rozpadło i że on sam ma poczucie, że jest przeklęty. Sprawa zaginięcia Willa jest dla Hoppera sposobnością do wykorzystania swoich zdolności detektywistycznych… ale też do pogodzenia się ze śmiercią własnego dziecka. Z czasem Hopper staje się głównym sojusznikiem poszukującej synka Joyce Byers i aby ocalić Willa jest gotowy walczyć z rządową konspiracją i demonami z innego wymiaru.

Szybko przekonujemy się, że Hopper jest troskliwszy, odważniejszy, sprytniejszy i bardziej spostrzegawczy niż nam się z początku wydawało. Nie tylko jest w stanie przejrzeć naukowców z Hawkins, ale też udaje mu się ich wielokrotnie przechytrzyć (np. w drugim sezonie udaje mu się przez rok ukrywać przed ludźmi z laboratorium Jedenastkę). Jednocześnie pakuje się w różne niebezpieczne sytuacje, działając na własną rękę (czego przykładem jest np. ta akcja w Willu Roztropnym).

Coś, co jest nieco bardziej widoczne w drugim niż w pierwszym sezonie Stranger Things, to strona ojcowska Hoppera. Po pierwsze – szeryf okazuje troskę o Willa, towarzysząc Joyce w wizytach u doktora Owensa; i próbuje zaopiekować się Nastką. Po drugie – drużyna naszych bohaterów coraz bardziej zaczyna przypominać coś na kształt rodziny. W tej rodzinie Nancy jest starszą siostrą, Steve i Jonathan – starszymi braćmi, Joyce – matką, a Hopper – ojcem. Na jego barkach spoczywa bezpieczeństwo wszystkich innych, zwłaszcza dzieci.

A pamiętajmy, że zagrożenia, które na nich czyhają, są dość osobliwe. Sam Jim Hopper przyjął posadę w Hawkins, bo uważał, że jego rodzinne miasto jest nudne i nic nadzwyczajnego się tam nie dzieje. I nagle musi nie tylko uwierzyć w to, że w miasteczku dzieją się rzeczy rodem z thrillera i horroru, ale też walczyć z rządową konspiracją i istotami nie z tego świata. Dlatego nie przeszkadza mu korzystanie z wiedzy Mike’a, Dustina i Lucasa, czy Jonathana i Nancy. Drużyna ma w Hopperze cennego sprzymierzeńca.

I jeśli miałabym powiedzieć, jaka jest cecha wspólna wszystkich policjantów na tej liście, to powiedziałabym, że mimo wszystko każde z nich – mimo swoich wad i kilku wątpliwych decyzji – jest dobrym gliną. Jedni są idealistyczni, inni zmęczeni światem. Jedni kierują się poczuciem obowiązku wobec społeczności, której służą; inni kochają to, co robią. Jedni mierzą się z rzeczami, które są dla nich codziennością, inni muszą jakoś odnaleźć się w obliczu nowych zagrożeń. Wszyscy jednak ryzykują życie, aby chronić innych.

3 thoughts on “Moich siedmiu ulubionych fikcyjnych policjantów

Leave a Reply