Czerwiec z Supermanem · Miesiące z... · Recenzje

Czerwiec z Supermanem – Sezon pierwszy "Kryptonu" (recenzja)

Uwaga! Tekst zawiera spoilery do pierwszego sezonu Kryptonu.

Jeszcze kiedy Arrowverse zaczynało się rozpędzać, a Gotham wchodziło na antenę, już pojawiały się informacje o tym, że w planach jest serial o ojczystej planecie Supermana. Na początku Krypton miał być osadzony w tym samym uniwersum co obecne filmy Warnera i DC… co było zrozumiałe, bo wielu ludzi uważało, że najciekawszym elementem Człowieka ze Stali był właśnie początek mający miejsce na Kryptonie. Jednakże z czasem producenci postanowili, że Krypton powinien być oddzielony od DC Extended Universe i od Arrowverse (a więc nie ma nic wspólnego z Kryptonem z Supergirl, na przykład).

Ja osobiście nie byłam zainteresowana Kryptonem. Po części dlatego, że producentem miał być David S. Goyer (którego ja kojarzyłam głównie ze stwierdzenia, że Hulk jest nerdowską power fantasy, a She-Hulk nadaje się na gwiazdę porno); a po części dlatego, że wydawał mi się wtedy powstawać na fali popularności Gotham, a przecież mieliśmy już kiedyś supermanowski odpowiednik Gotham – Smallville.

Mimo wszystko jednak kiedy w kwietniu wyszedł pierwszy odcinek, z ciekawości go obejrzałam i był… taki sobie. Potem obejrzałam drugi i się wciągnęłam nieco bardziej.

Głównym bohaterem Kryptonu jest Seg-El – przyszły dziadek Człowieka ze Stali. Dziadek Sega, Val-El, zostaje postawiony przed sądem za szerzenie herezji o tym, że poza Kryptonem istnieje życie i że Kryptonowi grozi niebezpieczeństwo. Val zostaje skazany na śmierć, a ród El – pozbawiony rangi (czyli dobrego imienia i pozycji). Seg dorasta więc wśród nizin społecznych i dorabia bijąc się za pieniądze w barze swojego przyjaciela, Kema. Traf jednak sprawia, że pewnego dnia Seg ratuje przed atakiem terrorystycznym Wielką Radę i niejaki Daron-Vex proponuje młodzieńcowi powrót do elit poprzez małżeństwo ze swoją córką, Nyssą (co w rezultacie oznaczałoby, że Seg przyjąłby nazwisko Vex). Wydaje się, że przed Segiem roztacza się cudowna przyszłość, jednak nagle pojawia się obcy, Adam Strange, który twierdzi, że pochodzi z Ziemi i został wysłany, aby ostrzec Sega przed niebezpieczeństwem w postaci Kolekcjonera Światów, Brainiaca.

Tak więc główny wątek, to wątek Brainiaca, który najpierw wysyła sondy na Kryptona, a potem sam na niego przybywa. W pewnym momencie pojawia się też kwestia tego, czy Brainiac powinien w ogóle zostać powstrzymany, skoro to, że Kolekcjoner Światów zamknął w butelce stolicę Kryptona, Kandor, zaowocowało potem katastrofą, która pochłonęła planetę i zmusiła Jor-Ela do wysłania jedynego syna na Ziemię. Jednocześnie mamy wątek ściśle polityczny – Darona-Vexa, który chce obalić rządy Głosu Rao; Lytę-Zod, kochankę Sega i jedną z wojowniczek Sagitari, która przeżywa konflikty moralne związane ze swoją pozycją; matkę Lyty, Jaynę-Zod, która musi wybierać między rodziną a honorem; Nyssę, która ma własne plany co do Sega; i w końcu tajemniczego przywódcę organizacji terrorystycznej Czarne Zero.

Sam Krypton przedstawiony jest jako bardzo klasowe społeczeństwo. Mamy rządzące Kryptonem rody z rangami; mamy gildie, mamy niziny społeczne, czyli bezrangowców, a ponadto anty-rządowe Podziemie. A żeby było ciekawiej każde dziecko „rangowców” ma już określoną przyszłość – komora Genesis wyznacza gildię, do której przyszły obywatel będzie należeć; a w wojsku istnieje sposób przejęcia władzy poprzez próbę walki. Mamy więc takie dziwne połączenie społeczeństwa plemiennego i teokracji z wysoko rozwiniętą technologią (przy czym pojęcie honoru Kryptonianie mają specyficzne). Można tutaj odnaleźć ślady tego Kryptona z Człowieka ze Stali, gdzie genetycznie uwarunkowany generał Zod stoi przed Wielką Radą w dziwnych strojach. I o ile owa Wielka Rada w różnych adaptacjach opowieści o Supermanie nie słuchała ostrzeżeń Jor-Ela, bo uważała, że sieje niepotrzebną panikę, o tyle tutaj jest ona gotowa skazać na śmierć dziadka Sega za to, do jakich wniosków doszedł podczas swoich badań kosmosu.

Seg-El jako bohater jest ciekawy nie tyle poprzez swoją osobowość, co przez sytuację, w której się znalazł. Bo oto on – potomek upadłego rodu, próbujący żyć z dnia na dzień „bezrangowiec” – ze wszystkich stron jest informowany o tym, że jego czyny będą decydować o życiu wielu istnień, zarówno na Kryptonie, jak i na Ziemi. Adam Strange wręcz zawiesza mu w Fortecy Samotności pelerynę Supermana, która powoli zaczyna znikać i jej właściciel może zostać na zawsze wymazany z linii czasowej. Seg chce stworzyć lepsze jutro, ochronić Krypton przed Brainiakiem, chociaż musi się mierzyć nie tylko z nieokreśloną przyszłością, lecz także grzechami swoich przodków z przeszłości.

W rzeczy samej, serial próbuje zbudować Supermanowi jakieś dziedzictwo. Pokazać nam jaki był ten ród El, za czym stał i do czego dążył. Z jednej strony mamy więc przemowę hologramu Val-Ela o tym, że „tak długo jak jest na Kryptonie El, jest nadzieja.”; a z drugiej żyjąca w Podziemiach społeczność strzeże broni, którą dawno temu stworzyli razem Elowie i Zodowie.

Pozostałe postaci są nierówne. Obiektywnie rzecz biorąc każda z nich jest na swój sposób ciekawa, skonfliktowana i wielowymiarowa… ale, na przykład, Lyta mnie w ogóle nie porwała swoim idealizmem i życiem w cieniu matki-wojowniczki (i też wiem, że w dużej mierze moja niechęć do tej postaci wynika z jej niemrawego wątku romansowego z Segiem), a Daron-Vex, moim zdaniem, może śmiało dołączyć do Malcolma Merlyna i Lilian Luthor, jako wkurzająca postać, która jest dodatkowo łajzowatym rodzicem względem dorosłej córki; i której śmierci pragnę, ale – znając życie – się jej nigdy nie doczekam.

Właściwie jedyne postaci, które jakoś lubiłam, to Kem, Nyssa-Vex i przywódczyni Czarnego Zera, Jax-Ur. Kem był fajny, bo mimo że na początku wydawał się takim lekko szemranym gościem, był gotów nie tylko pomóc Segowi w jego misji, lecz także zaopiekować się Oną. Nyssa okazała wyrachowanie i zmysł polityczny, a ponadto targały ją wątpliwości i w pewnym momencie zbuntowała się przeciwko ojcu. W końcu Jax-Ur lubiłam za to, że jako lekarz była przeciwko eugenice i chciała ulepszyć życie wszystkich, a nie tylko elity (no i spuściła Daronowi zasłużony łomot, co było piękne).

Chociaż nie – chciałabym jeszcze, aby było więcej Val-Ela. Wydawał się całkiem miłym staruszkiem, a fajnie by było się dowiedzieć czegoś więcej na jego temat. Chociażby poprzez jego relacje z rodzicami Sega (którzy właściwie byli po to, aby pokazać to upodlenie rodu El, wyjaśnić synowi, co odkrył jego dziadek, a potem tragicznie zginąć), czy nawet z samym Segiem.

Popatrzcie tylko na tę creepy mordeczkę!

Powiem jednak tak: Brainiac – jak na gościa, którzy przez pierwsze kilka odcinków tylko pływa w kosmosie, a przez resztę chowa się za maską Głosu Rao – jest fantastycznym czarnym charakterem. Zacznijmy od tego, że lubię jego design ze zwiastuna: te wielkie czarne oczy, zieloną skórę i latające na wszystkie strony mechaniczne macki… jest w tym coś niesamowitego. A kiedy już Kolekcjoner Światów przejmuje ciało Głosu Rao, jest niepokojący, zwłaszcza, kiedy się odzywa tym swoim cichym, syczącym głosem. Jest to szczególnie widoczne w jego relacjach z Oną – dziewczynką, którą Seg i Kem znają a która zostaje w pewnym momencie wzięta na nowicjuszkę. Za każdym razem, kiedy Ona i Brainiac rozmawiają, ma się wrażenie, że on jej zaraz coś zrobi; że w pewnym momencie Brainiac ją zabije.

Ciekawą rolę odgrywa w tym serialu generał Zod i wszystko, co z nim związane – to, kim jest dla Sega i Lyty; to, jakich metod chce użyć, aby pokonać Brainiaca; to, że Adam Strange chce go zabić, bo jest on wrogiem Supermana. Ja osobiście nigdy nie przepadałam za Zodem, więc nie interesował mnie jakoś zbytnio (może też dlatego, że był on tak bardzo sprzęgnięty z Lytą; i że Zodowie w ogóle mnie mało obchodzą), muszę jednak przyznać, że jako podróżnik w czasie, który ma w zasadzie ten sam cel, co bohaterowie, generał Zod stawia widza w dość ciekawej pozycji. No bo z jednej strony my wiemy, co to za człowiek i wiemy, że nie za bardzo można mu ufać. Z drugiej strony jednak on też nie chce doprowadzić do tego, aby Kandor padł ofiarą Brainiaca i jest gotów współpracować z Segiem i innymi, aby uratować Krypton. Wiemy, że pewnie w którymś momencie w jakiś sposób zdradzi protagonistów, jednakże na ten moment mają oni o wiele większy problem, z którym trzeba się zmierzyć.

Niemniej jednak finał pierwszego sezonu kończy się w taki sposób, że w drugim sezonie to właśnie generał Zod będzie głównym złym.

I tak szczerze, to jestem troszeczkę rozdarta między tym, czy będę oglądać dalszy ciąg Kryptona. Mimo wszystko jednak jest to produkcja co najwyżej średnia. Nie nudzi, ale też nie powala. Jest taka trochę nijaka.

Jednakże powiem tak: na pewno najciekawsza rzecz w tym serialu to właśnie kultura i społeczeństwo nieistniejącej już planety Supermana – zwykle taki przeciętny fan, który nie siedzi w komiksach, nic nie wie o Kryptonie i jego kulturze. Również temat rodu El i jego dziedzictwa (zwłaszcza w kontekście głównego bohatera) jest poprowadzony nie najgorzej. I chociażby dlatego warto by sprawdzić przynajmniej kilka odcinków Kryptonu.

Poza tym serial, mimo wszystko, przedstawił w finale kilka wątków, które warto by było eksplorować. Zobaczymy więc, co z tego będzie.

1 thoughts on “Czerwiec z Supermanem – Sezon pierwszy "Kryptonu" (recenzja)

  1. \”Hulk jest nerdowską power fantasy, a She-Hulk nadaje się na gwiazdę porno\”made my dayChyba najgorszy zarzut dla każdego serialu to bycie nijakim, bo co dalej z tym robić? O \”Kryptonie\” jakiś czas temu słyszałem wzmianki na fw, ale to wsio. Z jednej strony, wydaje mi się, osadzenie historii przed Supermanem to ciekawe rozwiązanie, w końcu i \”Smallville\” i \”Przygody\” były fajne, noale wszelakie prequele, budowanie dziedzictw – łatwo w tym o wtórność oraz nudę.Btw. lubiłem odtwórcę roli (Callum Blue) Zoda w Tajemnicach Smallville.

Leave a Reply