
Coś, co zawsze mnie dziwiło, kiedy miałam koder UPS, to to, że Star Treki były tam oznaczane jako sci-fi/horror. Prawdą jest, że wiele odcinków tak starego, jak i nowego Star Treka ociera się o horror w ten czy inny sposób (pamiętajmy, że Męska słabość była o zmiennokształtnym wampirze wysysającym sól z ciał członków załogi Enterprise), jednakże ja osobiście nie określiłabym ich jako horror; bardziej jako przygodę. Tak po prawdzie Star Trek zawsze był przede wszystkim science-fiction eksplorującym różne pomysły i komentującym w ten czy inny sposób problemy społeczne i polityczne.
Tak się jednak składa, że dzisiejszy odcinek był pomyślany jako halloweenowy special (po raz pierwszy wyemitowano go 27 października 1967 roku, czyli kilka dni przed Halloween). Czerpie dużo z historii o nawiedzonych zamczyskach i wprowadza doń interesujący zwrot akcji. Tak po prawdzie, to w historii Star Treka jest kilka odcinków, które nadają się do puszczania na Halloween.
Zanim jednak zanurzymy się w makabrę, uczcijmy minutą ciszy załoganta Jacksona, który co prawda był Żółtą, a nie Czerwoną Koszulą, ale jednak, jako jedyny uczestnik zwiadu, zginął.
Opis Fabuły:
Enterprise próbuje skontaktować się z członkami zwiadu (Sulu, Scotty’m i Jacksonem), którzy jakiś czas temu zeszli na powierzchnię pewnej planety i milczą. Nagle Jackson się odzywa, mówiąc, że jest gotowy do powrotu. Ignoruje pytania kapitana o Sulu i Scotty’ego, a kiedy wreszcie zostaje przesłany na statek, od razu pada martwy z niewyjaśnionych przyczyn. Stojąc przy ciele Jacksona, Kirk słyszy czyjś głos każący mu opuścić orbitę planety i nigdy nie wracać, jednak kapitan postanawia zejść na dół wraz ze Spockiem i McCoyem, aby dowiedzieć się co stało się ze Scotty’m i Sulu. Na miejscu panowie natykają się na mgłę, duchy wiedźm każących im zawrócić, wielkie, ponure zamczysko, oraz czarnego kota. Wkrótce spotykają dwoje ludzi – Koroba i Sylvię – którzy wydają się zmieniać rzeczywistość wokół siebie.
Co Z Tego Pamiętam:
Nic. To kolejny odcinek, którego nie widziałam, natomiast o którym słyszałam co nieco.
Wnioski Ogólne:
Od samego początku Kirk, Spock i McCoy zakładają, że mają do czynienia z iluzją. Z drugiej strony mgła, czarownice, zamek, czarny kot… to wszystko Kirkowi i McCoyowi przywodzi na myśl Halloween i zwyczaj chodzenia po domach z okazji tego święta (ponieważ Amerykanie mają zwyczaj ozdabiania domów w upiorne dekoracje). Fakt, że obca rasa korzysta w jakiś sposób z tych wzorców, na początku wydaje się obu panom dziwny, potem jednak Kirk zdaje sobie sprawę z tego, że obcy po prostu mieli dostęp do ich podświadomości i skorzystali z kulturowych wzorców mieszkańców Ziemi.
Korob i Sylvia wyglądają jak ludzie… czy też raczej Korob przypomina łysego maga w długiej szacie, a Sylvia – piękną czarownicę. Jednakże od samego początku wiadomo, że nie są ludźmi, tylko istotami zdolnymi zakrzywiać rzeczywistość. Korob wydaje się przy tym bardziej pozytywną postacią, bo sprzeciwia się zachowaniom Sylvii. Tak się bowiem składa, że posiadająca nowe ciało Sylvia jest głodna nowych doznań, tak cielesnych, jak i emocjonalnych. Znęcanie się nad więźniami daje jej poczucie ekscytacji, którego nigdy dotąd nie zaznała, tak więc niewątpliwie ma w sobie coś sadystycznego. Później, dużo, dużo później, Sylvia chce uwieść Kirka, aby doświadczyć cielesnej bliskości. Chce jednak, aby kapitan sam się jej oddał i połączył swoją jaźń z jej.
Ponadto Sylvia i Korob są w stanie za pomocą umysłu zrobić naprawdę dużo, co Sylvia demonstruje trzymając model Enterprise nad świeczką i sprawiając, że temperatura na statku podnosi się gwałtownie. W różnych momentach oboje kuszą przybyszy, ale o ile w przypadku Koroba jest to test charakteru (aby sprawić jak lojalne, odważne i odporne na przekupstwo są istoty, które do nich przyszły) i daje nam się do zrozumienia, że Korob jest tutaj, aby prowadzić badania obcych istot; o tyle Sylvia jest chciwa, żądna ekscytacji i nie dba o to, co się stanie z “okazami”, nad którymi się znęca. Po zostaniu z nią sam na sam Scotty, Sulu i McCoy są jej bezwolnymi sługami.
Tak jak w przypadku Charliego Evansa, Apolla czy Trelane’a, to, co jest przerażające w sytuacji zwiadu, to to, że jest on zdany na łaskę istot, które mogą wszystko. Niemniej jednak z perspektywy czasu Porwanie nie jest tak straszne, jak kiedyś. Na przykład, w pewnym momencie Kirka, Spocka i Koroba zaczyna gonić czarny kot, który został przez Sylvię powiększony, ale efekty specjalne pozostawiają wiele do życzenia. Oczywiście, z punktu widzenia historii, owe efekty są nawet interesujące, jednak wydają się być wzięte z jakiegoś filmu klasy B.
Następnym seriom Star Treka nieobcy był horror i – tak jak mówiłam we wstępie – są takie odcinki, które nadają się idealnie na Halloween. Istnieją całe listy poświęcone takim odcinkom i zwykle wiele z pozycji jest niezmiennych. Poza Porwaniem mamy Nocne Koszmary, gdzie załoga Picarda nie może śnić i w związku z tym popada w obłęd; Empok Nor, gdzie podczas misji na opuszczonej stacji kosmicznej jeden z członków zwiadu zostaje zainfekowany pewnym wirusem i zaczyna zabijać pozostałych; Ciemna strona, gdzie nieopatrzne mieszanie przez Doktora we własnym systemie spowodowało, że pojawiła się jego druga, mroczniejsza i bardziej psychopatyczna osobowość; czy wreszcie Szał, gdzie załoga Archera przedostaje się na dryfujący statek Wulkanów, a jego mieszkańcy zamieniają się w ogarnięte szałem zombie.
A ja akurat podałam tylko po jednym odcinku na serial; każda seria (no może poza Star Trek: Discovery) ma takich epizodów w klimatach grozy więcej, a często są to horrory zasadzające się na psychologii. Niektóre z nich możliwe, że jeszcze będę omawiać.
Za tydzień powraca Harry Mudd i tak szczerze to nie za bardzo mnie ta perspektywa cieszy.