Meg ogląda... · Star Trek

Meg ogląda Star Trek: TOS – 2×9 „Metamorfoza”

Teoretycznie jest to kolejny odcinek o tym jak jakiś kosmita chce przetrzymywać Kirka i spółkę wbrew ich woli. Jednakże jest pewien szczególny element, który sprawia, że Metamorfoza jest wyjątkowa, a konkretnie – pojawia się tutaj po raz pierwszy Zefram Cochrane, twórca napędu warp (przynajmniej ten ziemski). Tak jak w przypadku Pike’a czy Deckera, Cochrane będzie wspominany w przyszłych seriach… jednak we własnej osobie pojawi się znów dopiero w filmie Star Trek: Pierwszy Kontakt.

Debiut Cochrane’a jest wyjątkowy z kilku powodów, o których zaraz Wam opowiem.

Opis Fabuły:

Kirk, Spock, McCoy i komisarz Nancy Hadford wracają wahadłowcem Galileo na Enterprise. Pani komisarz miała pomagać w negocjacjach na pewnej planecie, ale zaraziła się rzadką acz śmiertelną chorobą, dlatego jest eskortowana na Enterprise, aby zajęto się nią w zaawansowanym ambulatorium doktora McCoya. Wtem wahadłowiec zostaje przechwycony przez tajemniczą energię i rozbija się na pewnej planecie. Tam nasi bohaterowie natykają się na dziwnego człowieka, który informuje ich o tym, że nawet jeśli naprawią statek, są uwięzieni. Wkrótce odkrywają, że ów człowiek to słynny Zefram Cochrane – wynalazca napędu warp, który zniknął w tajemniczych okolicznościach 150 lat temu; i że energia, która ich sprowadziła, to niejaki Towarzysz, który wstrzymał starzenie się Cochrane’a, komunikuje się z nim telepatycznie i sprowadził Kirka, Spocka, McCoya i panią komisarz, aby dotrzymali mu towarzystwa. Panowie muszą więc odnaleźć sposób na to, aby wyzwolić się jak najszybciej od Towarzysza, zwłaszcza, że stan komisarz Hadford się pogarsza.

Co Z Tego Pamiętam:

To kolejny odcinek, który jako tako kojarzę, chociaż widziałam go tylko raz, dawno, dawno temu. Ogólny pomysł z twórcą napędu warp, żyjącym i będącym uwięzionym na planecie przez przywiązaną do niego istotę, pamiętałam, ale w mojej pamięci Cochrane był nieco bardziej posiwiały i nosił zieloną kurtkę.

Wnioski Ogólne:

W tym odcinku dowiadujemy się o wynalazku Cochrane’a, ale jest on znany również z tego, że to z nim Wulkanie nawiązali Pierwszy Kontakt, rozpoczynając tym samym eksplorację nowych cywilizacji przez ludzkość. Jest to poniekąd zrozumiałe, bo zasady Pierwszego Kontaktu zakładają, że wyjawiać istnienie kosmitów można dopiero, kiedy dana cywilizacja osiągnie poziom szybkich podróży międzygwiezdnych – poziom silnika warp (są od tego wyjątki i do nich też są różne procedury, ale generalnie przyjmuje się taki wymóg).

Star Trek: Voyager dowiadujemy się, że Ziemianie obchodzą Dzień Zeframa Cochrane’a, w którym świętują rocznicę Pierwszego Kontaktu; a w Star Trek: Enterprise (dziejącym się zaledwie kilka dekad od tamtego wydarzenia) dowiadujemy się, że ojciec kapitana Archera współpracował z Cochrane’m podczas późniejszych prac nad napędem warp… ale tak naprawdę Cochrane pojawia się jako pełnoprawna postać tylko dwa razy i w obu przypadkach jest bardzo ludzki.

Zanim zajmę się omawianiem Metamorfozy, wydaje mi się konieczne powiedzieć coś o Cochranie w Star Trek: Pierwszy Kontakt. Generalnie ten film opowiada o tym jak Borg cofnęli się w czasie, aby zapobiec historycznemu Pierwszemu Kontaktowi i zasymilować Ziemię, dlatego Picard i reszta ruszają za nimi w pogoń, aby doprowadzić do tego, aby wszystko potoczyło się jak powinno. Dlatego mamy tam, między innymi, wątek załogi Enterprise wchodzącej w interakcje z Cochrane’m i pomagającej mu przeprowadzić lot próbny rakiety Phoenix, która później zostanie dostrzeżona przez małą jednostkę badawczą Wulkanów.

Cochrane znajduje się w dziwnym momencie swojego życia. Ziemia jest świeżo po trzeciej wojnie światowej i wciąż trwają między poszczególnymi frakcjami konflikty, a on siedzi na jakimś pustkowiu wraz z innymi naukowcami i próbuje skonstruować jakiś genialny napęd. Sam nie do końca wierzy w ten projekt, bo przyjął go właściwie tylko dla pieniędzy; do tego spędza dość dużo czasu w barze, najwyraźniej mając problem alkoholowy. I nagle zjawiają się jacyś obcy, którzy twierdzą, że w przyszłości będzie wielkim człowiekiem; że w miejscu, w którym teraz jest, powstanie uniwersytet i stanie pomnik jego, Zeframa Cochrane’a. W dodatku większość członków załogi Enterprise (zwłaszcza Geordi) patrzy na niego jak na wielkiego bohatera, ale on sam nie czuje się bohaterem – nie w tym konkretnym momencie życia. Właściwie to w pewnym momencie ucieka nawet ludziom Picarda, bo cała ta jego przyszła wielkość go przytłacza. Dopiero rozmowa z Rikerem pomaga mu wziąć się w garść i skupić na pracy.

Koniec końców, wszystko idzie zgodnie z planem – Cochrane przeprowadza lot próbny, a potem nawiązuje Pierwszy Kontakt z Wulkanami, wprowadzając Ziemię na nowe tory. Tak wygląda początek drogi Zeframa Cochrane’a do wielkości.

Teraz powróćmy do Metamorfozy. Sytuacja w Metamorfozie jest o tyle specyficzna, że Zefram Cochrane jest w niej właściwie człowiekiem u kresu swojego życia. Dowiadujemy się, że 150 lat temu wyruszył rakietą w kosmos, aby tam umrzeć ze starości, ale został przechwycony przez Towarzysza, który go sprowadził na swoją planetę, odmłodził i w zasadzie o niego dbał. Przez te wszystkie lata Zefram Cochrane żył sobie w symbiozie z Towarzyszem z dala od reszty wszechświata.

Kiedy Kirk, Spock, McCoy i Hadford spotykają Cochrane’a, jest trochę tajemniczy, ale jednocześnie przyjazny i na razie przedstawia się tylko nazwiskiem. Wydaje się być pod wrażeniem wahadłowca Galileo (jako że jest to pierwszy statek kosmiczny, jaki chłopak widział od wielu, wielu lat), jednak utrzymuje, że wszelkie próby wydostania się z planety spełzną na niczym. Prowadzi przybyszów do swojego domu – zbudowanego z resztek statku Cochrane’a i otoczonego małym ogródkiem uprawnym. Jednocześnie Kirk i McCoy zgadzają się, że gdzieś już Cochrane’a widzieli, ale nie wiedzą skąd i dopiero kiedy poznają jego imię, zdają sobie sprawę z tego, kto przed nimi stoi.

Ponieważ komisarz Hadford potrzebuje pomocy zaawansowanej medycyny, a Towarzysz twierdzi, że nie jest w stanie jej pomóc, Kirk, Spock i McCoy są tym bardziej zmotywowani do tego, aby wydostać się z planety. Na początku Cochrane jak najbardziej chce im pomóc, ale kiedy Spock (po odkryciu, że Towarzysz stworzony jest w dużej mierze z energii elektrycznej) wpada na pomysł, aby wywołać w Towarzyszu spięcie, Cochrane jest wyraźnie rozdarty i jakaś jego część nie chce zrobić jego wybawicielowi krzywdy. Kiedy pierwszy plan nie wypala, McCoy proponuje porozumieć się z Towarzyszem i sprawdzić, czego on chce, dlatego właśnie Spock przekonfigurowuje uniwersalnego tłumacza. Przy pierwszej rozmowie Kirka z dziwną istotą okazuje się, że jest ona nie tyle Towarzyszem, co Towarzyszką; i że traktuje Cochrane’a nie jak zwierzątko, tylko jak kochanka.

Kirk, Spock, McCoy – a nawet złożona chorobą Hardford – dziwią się gwałtownej reakcji Cochrane’a na tę wiadomość, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, jego oburzenie jest do pewnego stopnia uzasadnione. Pomijając już to, że jakaś istota „z miłości” trzyma go uwięzionego na obcej planecie, to jeszcze niewerbalna więź, która łączy Cochrane’a z Towarzyszką jest tak intymna, że można powiedzieć, że jest w niej coś seksualnego. Z całą pewnością czuje się właśnie skołowany i zastanawia się czy czasem Towarzyszka nie wykorzystała go w jakiś sposób. Nawet jeśli do tej pory symbioza z nią dawała mu przyjemność, Cochrane ma prawo zastanowić się nad właśnie zdobytą informacją i jakoś ją przetrawić.

W końcu Towarzyszka znajduje sposób na to, aby stać się człowiekiem i być z ukochanym, a i sam Cochrane dochodzi do wniosku, że jednak kocha Towarzyszkę. Pod koniec odcinka dostaje możliwość odejścia z planety i poznawania nowych galaktyk, ale uczucia wobec Towarzyszki (która nie może opuścić swojej planety, bo umrze) sprawiają, że postanawia jednak zostać na planecie. Zasygnalizowane jest nam, że zamierza się zestarzeć z Towarzyszką i dokonać żywota u jej boku. Jest to na swój sposób piękne zwieńczenie jego życia.

Za tydzień poznamy wreszcie rodziców Spocka.

2 thoughts on “Meg ogląda Star Trek: TOS – 2×9 „Metamorfoza”

  1. W tym odcinku najbardziej rozwaliło mnie podejście, że wszystko we wszechświecie musi mieć płeć. Ale pewnie założenie było takie, że w ten sposób łatwiej trafić do widzów.

  2. To raczej kwestia czasów. Wtedy nie było pojęcia płci społecznej albo gender (a przynajmniej nie było w mainstreamie), więc pewnie chodziło bardziej o płeć biologiczną, która występuje u większości stworzeń we wszechświecie. To dopiero później Star Trek zaczął eksperymentować z rasami, które w ogóle nie mają płci albo mają ich więcej niż dwie.Tak trochę pomijając tę kwestię, sama przyznasz, że uniwersalnego tłumacza wyjaśnili całkiem nieźle.

Leave a Reply