
Doszliśmy do kolejnego Gajuszo-centrycznego odcinka. Łowca czarownic pod pewnymi względami jest podobny do Leku na wszystkie choroby – tutaj też podjęty zostaje temat przeszłości Gajusza, a sam medyk będzie się starał chronić Merlina i Morganę przed zdemaskowaniem – ale konkluzja będzie nieco inna.
Nie przeczę, że antagonista w tym odcinku jest dość ciekawy i szkoda trochę, że to jego jedyny występ w serii.
Opis Fabuły:
Podczas zbierania drewna w lesie w pobliżu Camelotu, Merlin dla zabawy używa czarów, aby stworzyć z dymu galopującego konia. Niestety jego czary zostają zauważone przez pewną wieśniaczkę, która informuje o nich króla. Uther postanawia sprowadzić do Camelotu Arediana – łowcę czarownic. Podczas swojego śledztwa Aredian oskarża Merlina o czary, ale Gajusz bierze winę na siebie. Łowca czarownic wtrąca go do lochu z zamiarem wyciągnięcia od niego obciążających zeznań.
Co Z Tego Pamiętam:
To jeden z tych odcinków, do którego lubiłam sobie wracać, zwłaszcza że był poświęcony Gajuszowi. A trzeba przyznać, że tytułowy łowca daje mu popalić.
Tak po prawdzie w tym odcinku po raz pierwszy widziałam na ekranie Charlesa Dance’a – faceta, którego zwykle obsadzają w rolach świetnych manipulatorów, od których bije pewność siebie, wyrafinowanie, chytrość i władza. Później widziałam go jeszcze w roli Lorda Vetinariego w adaptacji Piekła pocztowego; a także jako Tywina Lannistera w Grze o Tron. Aredian był więc takim moim wprowadzeniem do stylu gry tego aktora.
Wnioski Ogólne:
Już kiedy Uther rozkazuje sprowadzenie łowcy czarownic, po reakcjach osób w sali tronowej – po ostrożnym zapytaniu Gajusza i Artura: “Czy to konieczne?” i po przerażonej twarzy Morgany – można się spodziewać, że ów łowca czarownic jest niebezpieczny. Późniejsza rozmowa Gajusza z Merlinem potwierdza to i mimo że Merlin próbuje żartować, Gajusz jest śmiertelnie poważny, bo zna łowcę jako człowieka bezwzględnego. Wreszcie kiedy Aredian pojawia się nocną porą w Camelocie, oglądająca go z okna Gwen pyta, po co mu klatka na wozie, a Morgana odpowiada drżącym głosem: “Nie chcę wiedzieć.” Jednym słowem – Aredian ma określoną reputację, która sprawia, że budzi on powszechne przerażenie.
W poprzednim sezonie mieliśmy coś w rodzaju polowania na czarownice, ale fabuła Łowcy czarownic przypomina je o wiele bardziej. Najpierw mamy niewinną rzecz, która zostaje opacznie uznana za zagrożenie, a następnie pojawia się osobnik, który nakręca histerię, oskarża niewinnego człowieka o czarnoksięstwo, a w końcu torturami i groźbami wymusza na nim przyznanie się do winy. Świadkowie, których zeznania wydają się niedorzeczne (latający kielich, twarze w studni, człowiek, który wymiotuje ropuchami…), nerwowe przesłuchania, tortury fizyczne i psychiczne mające sprawić, że oskarżony przyzna się do wszystkiego… Pomijając to, że w świecie Przygód Merlina magia rzeczywiście istnieje i Merlin rzeczywiście na początku odcinka użył magii, Aredian wydaje się być kimś wyjętym z okresu inkwizycji czy procesów o czary w Salem. Nawet jego motywacja jest podobna do ludzi, którzy oskarżali sąsiadów o czarnoksięstwo – łowca nie tyle wierzy w to, że jego ofiary uprawiają magię, co wykorzystuje ogólną histerię, aby się wzbogacić.
Aredian bardzo zgrabnie omamia Uthera. Najpierw oświadcza mu, że w jego królestwie czuć “smród czarnoksięstwa”, a następnie przedstawia królowi świadków, którzy widzieli różne dziwne rzeczy (chociaż Gajusz i Merlin wiedzą, że owe zeznania są fałszywe). Łowca czarownic w zasadzie wmawia królowi, że tuż pod jego nosem działa jakiś czarnoksiężnik, który z nim pogrywa; i że tylko on – Aredian – wie, jak go znaleźć i pokonać, bo ma do tego odpowiednie metody. W pewnym momencie nawet oskarża Merlina o bycie czarownikiem, a na stwierdzenie Gajusza, że nie ma dowodów, odpowiada: “Znajdę je, jak przeszukam izbę chłopca.” Samo przeszukanie jest brutalne (łowca i rycerze demolują pracownię medyka) i skutkuje odnalezieniem amuletu czarownika, który najprawdopodobniej został przez Arediana podłożony.
Tak wiec Gajusz oświadcza, że amulet należy do niego i choć Uther na początku wierzy w lojalność swojego nadwornego medyka, Aredian przytacza przeszłe paranie się magią przez Gajusza, aby go zdyskredytować… tak jak swego czasu próbował to zrobić Edwin Miurden. O ile jednak Edwin chciał tylko przedstawić Gajusza jako starego i niekompetentnego medyka, o tyle Aredian twierdzi, że Gajusz działa na szkodę swojego króla. I o ile w Leku na wszystkie choroby Uther tylko usuwa swojego starego przyjaciela ze stanowiska nadwornego medyka, o tyle w Łowcy czarownic prawie nie waha się skazać go na tortury. To nie są, co prawda, takie tortury jakie znamy z opowieści o procesach czarownic – nie ma tam hiszpańskiego buta, wyrywania paznokci, łamania kołem, czy innych tego typu okrucieństw… ale jednak widzimy jak starszy mężczyzna jest oblewany zimną wodą, ciągnięty z miejsca na miejsce, godzinami przesłuchiwany i odmawia mu się wody, kiedy jest spragniony. W pewnym momencie widzimy, że Gajusz jest już w fatalnym stanie i lada chwila pęknie.
W końcu Aredian łamie Gajusza, oświadczając, że jak już medyk zostanie spalony, to łowca weźmie się za Merlina i Morganę… ale jeśli Gajusz przyzna się do uprawiania czarów, to oboje zostaną oszczędzeni. Tak więc Gajusz przyznaje się do wszystkiego, Uther rzuca w jego stronę kilka ostrych słów o tym, że zdradził królestwo, króla i samego siebie, a potem skazuje go na stos.
Merlin, oczywiście, strasznie przeżywa tę całą sytuację. Tuż po zwolnieniu z lochu jest taka bardzo smutna scena, kiedy chłopak wraca do pracowni Gajusza i widzi porozbijane probówki i porozrzucane książki. Merlin w zasadzie przyczynił się do sytuacji Gajusza swoim nierozważnym zachowaniem (bo ileż to razy medyk kazał mu być ostrożnym w używaniu magii?), a teraz starzec może zginąć za to nierozważne zachowanie. Merlin, jak zwykle, idzie po radę do Wielkiego Smoka, który na początku jest skupiony na tym, aby Merlin przeżył (dlatego krytykuje jego plan wyznania prawdy, bo wtedy nie uratowałby Gajusza, a tylko został skazany na stos razem z nim), ale potem spogląda na chłopaka o wiele łagodniej i mówi: “Widzę twoje cierpienie, ale nie pomogę ci… bo nie wiem jak. Przepraszam.” (To w sumie jest jeden z niewielu momentów, kiedy Wielki Smok okazuje swoje bardziej współczujące oblicze. Zwykle jest raczej wyniosły i wycofany, a tutaj widać, że mu autentycznie żal Merlina.)
Generalnie sytuacja wygląda beznadziejnie, bo skoro Wielki Smok nie wie, jak uratować Gajusza, to pewnie nikt nie wie. Aredian ma króla w garści i jest bardzo sprytny w swoim działaniu. Spalenie medyka zaś ma się odbyć już następnego dnia… Ale nagle pojawia się Gwen, która motywuje Merlina, aby się nie poddawał, a potem razem z nim odkrywa, jak łowca zmanipulował dowody. Chociaż to Merlin włamuje się do komnaty Arediana i znajduje potem w książce wpis o belladonie, która wywołuje halucynacje, to Gwen wpada na to, że skoro wszyscy świadkowie to kobiety, to belladona została im sprzedana u kupca zajmującego się kosmetykami. Gwen jest też tą, która namawia Artura na to, aby opóźnił egzekucję.
Ostatecznie Merlinowi i Gwen udaje się nie tylko dowieść, że Aredian kłamał, ale też Merlin rzucił na niego po kryjomu kilka zaklęć, aby wyszło na to, że to on jest czarownikiem. Łowca kończy marnie – wypada z okna i skręca sobie kark. Wydaje się, że wszystko wróci do normy, prawda?
No więc nie do końca.
Pamiętacie jak w Leku na wszystkie choroby Uther przeprosił Gajusza za to, że go “zdradził”, a Gajusz mu to wybaczył? Tym razem mamy scenę, w której król przychodzi do pracowni swojego nadwornego medyka i w zasadzie zrzuca odpowiedzialność za wszystkie jego cierpienia na Arediana… ale Gajusz odpowiada, że, co prawda, łowca go torturował, ale to król wydał rozkaz, aby posłać swojego wiernego sługę na tortury. Medyk wręcz wygarnia Utherowi to, że jego paranoja sprawia, iż widzi wrogów tam, gdzie są jego przyjaciele, i daje władcy do zrozumienia, że nie zamierza mu tak łatwo wybaczyć. Do tej pory Gajusz starał się być lojalnym sługą Uthera (nawet go do pewnego stopnia bronił) i zwykle napominał króla raczej łagodnie. Teraz stanowczo wygarnął mu, że Uther “sam siebie oszukuje” i to ewidentnie zawstydza władcę. Czy ta mała połajanka coś daje w późniejszych odcinkach, to już kwestia interpretacji.
Ale wiecie, trochę szkoda, że Aredian zginął w tym odcinku. To był bardzo ciekawy czarny charakter – przerażający, chytry i charyzmatyczny. Chętnie zobaczyłabym go w następnych sezonach. Ale cóż… pewnie po zdemaskowaniu kolejne historie z jego udziałem byłyby trudne do napisania.
A tymczasem w następnym odcinku spotykamy główną antagonistkę w drugim sezonie Przygód Merlina – tajemniczą Morgause, która wyjawi Arturowi pewną mroczną tajemnicę.