Przez całe lata nie interesowałam się Światem Dysku. Wynikało to z tego, że książki z tej serii miały okładki przypominające malowidła Hieronima Boscha – dziwaczne, groteskowe i chaotyczne. Prawdę mówiąc miałam wtedy nikłe pojęcie na temat samej serii, nie wiedziałam o niej właściwie nic i miałam wrażenie, że jest to jakaś poważna seria science-fiction. Naprawdę tak myślałam! Zwłaszcza po tym, jak przeczytałam opis fabuły Kosiarza – Śmierć znika ze świata, bum! – jest chaos. Co prawda, słyszałam od różnych ludzi, że Świat Dysku jest niesamowity, ale im nie wierzyłam.
Dopiero, kiedy na studiach odkryłam Widelec.pl, to przekonanie zaczęło zanikać. Dość często redaktorzy tego geekowego portalu w swoich rankingach zamieszczali postaci ze Świata Dysku. To właśnie świętej pamięci Widelec.pl poinformował mnie pierwszy, że Bibliotekarz Niewidocznego Uniwersytetu został zamieniony w orangutana i cieszy się z takiego stanu rzeczy; że Paskudny Stary Ron ma zapach tak silny, że zyskał on własną świadomość; że koń Śmierci nazywa się Pimpuś. Te rzeczy sprawiły, że poznałam szaloną, humorystyczną stronę Świata Dysku i jakaś część mnie chciała się z nim zapoznać, jednak wciąż coś mnie przed tym hamowało.
I tak naprawdę tym, co ostatecznie przekonało mnie do Świata Dysku, był miniserial produkcji SkyOne na podstawie Piekła pocztowego. Wszystko mi się w nim podobało: przedstawiona w niej historia oszusta, który nie tylko przywraca do dawnej świetności Urząd Pocztowy, ale też zdaje sobie sprawę z dokonanych przez siebie krzywd; poszczególne postaci, jak owładnięty obsesją szpilek Stanley, walcząca o prawa golemów Adora Belle Dearheart, czy Patrycjusz Vetinari; i estetyka świata przedstawionego, gdzie obok okutej w zbroje Straży Miejskiej chodzili ludzie ubrani jak z wiktoriańskiej powieści; a na ulicach Ankh-Morpolk można było spotkać, zarówno zwykłych ludzi, jak i golemy, wampiry i magów. Piekło pocztowe było pełne akcji, humoru, dramatu i kapitalnych pomysłów. Pokazało mi, o czym tak naprawdę jest Świat Dysku – przedstawiło mi Wielkiego A’Tuina, czyli ten cały koncept żółwia płynącego przez kosmos i dźwigającego cztery słonie, które z kolei dźwigają na swoich grzbietach cały wielki, płaski świat; a także lekki klimat, w jakim zachowane są historie opisywane przez Terry’ego Pratchetta. Jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale również sam Moist von Lipwig był moim wprowadzeniem do tego, jakich protagonistów ma przeważnie Świat Dysku – bohaterów pełnych wad i cynicznie patrzących na świat, ale jednak zdolnych do heroizmu.