Site icon Planeta Kapeluszy

Krótka notka o Guilty Pleasures

Advertisements
Wielokrotnie rozważałam napisanie listy swoich Guilty Pleasures – ulubionych filmów, seriali, książek itd., których jakość pozostawia wiele do życzenia.
Problem w tym, że aby coś kwalifikowało się jako Guilty Pleasure, odbiorca musi być świadomy tego, że dany produkt nie jest zbyt dobry; a ja o okropności wielu moich ulubionych serii jestem niejako informowana przez osoby trzecie. Krótko mówiąc – wszyscy dookoła uważają, że ten konkretny film, serial itd. jest zły, tylko ja nie. Dotyczy to w szczególności filmów.
Zwykle mają miejsce dwie opcje. Albo:
– przez lata oglądam jakiś film, podobają mi się postaci, fabuła i cały koncept… a po jakimś czasie natrafiam na opinie, że jest on totalnym dnem i ma takie a takie wady, których wcześniej nie zauważyłam. Może i się wściekam przez jakiś czas, ale potem uznaję jego wady. Tak jest, na przykład, z Indianą Jonesem i Świątynią Zagłady, czyli jednym z moich najulubieńszych filmów; i z Ghost Riderem, który, nie powiem, bardzo mi się podoba i mam do tego filmu sentyment.
Albo:
– Słyszę od różnych ludzi jak to bardzo zły jest jakiś film, aż w końcu sama mam okazję go obejrzeć i przekonać się czy rzeczywiście taki jest… no i po seansie nagle – mimo tej całej negatywnej krytyki – ten film mi się podoba. I tutaj za przykład posłuży mi Wolverine: Geneza. Może to też dlatego, że nie oglądałam reszty X-Menów, ale po prostu jest wiele elementów, które w nim bardzo lubię.
I tu nasuwa się problem – czy to, że coś naprawdę lubię, choć wszyscy uważają, że jest złe; i że nie zwracam jakiejś szczególnej uwagi na nawet oczywiste braki tego czegoś, świadczy źle o mnie? Czy jestem ślepa na niedociągnięcia fabularne, miałkie postaci i inne wady danego filmu? A może po jedzeniu popkulturowej papki mózg mi się rozmiękczył, a standardy poszły w cholerę, skoro nie traktuję czegoś jako Guilty Pleasure, ale to naprawdę lubię?
Zwykle, kiedy takie wątpliwości mnie nachodzą, odrzucam je jako możliwość. No bo mam prawo lubić, co lubię, niezależnie od tego, co inni o tym myślą.
Koniec końców, moja lista Guilty Pleasures nie byłaby listą Guilty Pleasures, tylko tym, co kiedyś zrobił Nostalgia Critic – listą filmów, które wszyscy nienawidzą, a on lubi. Prawda, jest kilka moich ulubieńców, co do których okropności nie mam wątpliwości (Osiem szalonych nocy, na przykład), ale nie jest ich aż tyle, aby wypełniły choćby pięć miejsc… w przeciwieństwie do filmów, które naprawdę lubię, ale reszta świata uważa za dno.
Exit mobile version