Site icon Planeta Kapeluszy

Meg ogląda Star Trek: TOS – 1×18 „Arena”

Advertisements

Wiecie, że dzisiejszy odcinek zawiera walkę, która przeszła do historii telewizji (przynajmniej tej amerykańskiej)?

No, a ja nie wiedziałam. I tak prawdę powiedziawszy, to jak dowiedziałam się, że w Arenie pojawiają się Gornowie (gadopodobna rasa kosmitów), to myślałam, że będzie to odcinek zupełnie inny, ale też zawierający przedstawiciela rasy Gornów i walkę na śmierć i życie (więcej powiem o tym w dziale Co Z Tego Pamiętam).

Zanim przejdziemy do Areny, uczcijmy minutą ciszy Czerwoną Koszulę, która w tym odcinku straciła życie, czyli niejakiego O’Hearihy’ego, zdezintegrowanego przez broń Gornów.

Opis Fabuły:

Enterprise odbiera dwie wiadomości ze znajdującej się na krańcu sektora kolonii Cestus III. Jedna z nich zawiera prośbę do kapitana Kirka o to, aby przybył do kolonii i wziął ze sobą kilku oficerów ochrony. Na miejscu okazuje się, że Cestus został prawie że doszczętnie zniszczony, z masakry ocalał tylko jeden kolonista i zarówno grupa zwiadowcza, jak i Enterprsie są atakowane przez tajemniczych obcych. Statkowi Kirka udaje się odeprzeć atak i sprowokować przeciwnika do ucieczki. Kapitan – przekonany o tym, że zarówno masakra Cestusa III, jak i atak na Enterprise to dowód na to, że obcy chcą wkrótce najechać Federację – postanawia ruszyć w pogoń za statkiem napastnika i zniszczyć go. Kiedy jednak wydaje się, że ma już obcych na talerzu, jakaś dziwna siła pozbawia Enterprise energii i niejacy Metroni oświadczają, że Enterprise i statek obcych – tak zwanych Gornów – zakłóciły ich przestrzeń gwiezdną. Ponieważ zaś oba gatunki mają pełną przemocy historię i jest między nimi konflikt, Metroni sprowadzają kapitanów obu statków na pobliską planetę. Kirk i kapitan Gornów muszą rozstrzygnąć spór w pojedynku na śmierć i życie. Mają do dyspozycji wszelkie surowce planety, a na szali jest nie tylko życie samych pojedynkowiczów, ale i ich załóg.

Co Z Tego Pamiętam:

To jest z pewnością jeden z tych odcinków Oryginalnej Serii, których nigdy wcześniej nie widziałam. Tak jak wspominałam we wstępie: jak tylko dowiedziałam się, że w tym odcinku będą Gornowie, myślałam, że to zupełnie inny odcinek, a konkretnie – ten o tym jak Kirk spotyka w kosmosie Abrahama Lincolna i wraz z nim zostaje sprowadzony przez tajemniczych obcych na dziwną planetę, gdzie mają walczyć z największymi zbrodniarzami galaktyki.

Myślę, że jak już dojdziemy do tego epizodu, będzie niezła jazda. No i chyba porównam go trochę do Areny.

Wnioski Ogólne:

No widzicie, tydzień temu opowiedziałam Wam o Q, a dzisiaj mamy kolejną rasę obcych, która uważa, że ludzkość to zgraja krwiożerczych dzikusów. Właściwie w każdej serii Star Treka musi pojawić się przynajmniej jeden odcinek o tym jak to stojąca na wysokim poziomie cywilizacja stwierdza, że ludzka kultura kręci się wokół przemocy i że tak naprawdę ludzie nie są cywilizowani.

Osobiście czuję się już trochę zmęczona tym motywem. Po części dlatego, że ci niby wysokorozwinięci kosmici zawsze szufladkują ludzkość; wyciągają swoje wnioski na podstawie jakiegoś odosobnionego incydentu albo na podstawie mrocznych rozdziałów naszej historii… olewając przy tym całą resztę ludzkich dokonań: myślicieli nawołujących do współczucia, pacyfistów, ludzi, którzy ryzykowali życiem, aby ratować innych, różne zwyczaje, które miały na celu zmniejszyć rozlew krwi (taka była pierwotna funkcja pojedynków – rozwiązać konflikt na mniejszą skalę, aby nie doszło do wojny) czy po prostu opiekę nad słabszymi. To podejście typowego podróżnika, który wyrusza do egzotycznego, „zacofanego” kraju i nawet nie próbując zainteresować się obcą kulturą, uważa, że wszyscy jej przedstawiciele to barbarzyńcy.

Z drugiej strony to, co mnie męczy w tym motywie to również fakt, że ci niby oświeceni, cywilizowani obcy, którzy mówią o tym jacy to ludzie są dzicy i krwiożerczy, jakoś nigdy nie wysyłają głównych bohaterów gdzieś poza swoją przestrzeń ani nic z tych rzeczy. Zawsze muszą wymyślić im jakąś paskudną karę, która zakłada zniszczenie całego statku. Jest w tym trochę hipokryzji.

Oczywiście Gene Roddenberry miał świetlaną wizję przyszłości, w której ludzkość zlikwidowała na Ziemi wojny i ubóstwo, i teraz eksploruje kosmos. Arena jest jednym z odcinków, który – co prawda – pokazuje, że ludzkość nie jest taka, jak Metroni o niej myślą, ale z drugiej strony poświęca też trochę czasu, aby pokazać, że nie wyzbyła się jeszcze kompletnie swojej żądzy krwi. W końcu Kirk spędza połowę odcinka zasadzając się na przeciwnika, nie tyle w celu schwytania go i postawienia przed sądem, co po prostu unicestwienia go w akcie zemsty za masakrę na Cestus III. Bo według Gene’a Roddenberry’ego ludzkość nadal ulega wpływom niskich emocji, ale ma potencjał wznieść się do gwiazd. I jeden z Metronów stwierdza nawet, że być może za tysiąc lat ludzkość dojrzeje do tego, aby tworzyć relacje dyplomatyczne z jego rasą.

Trochę denerwowało mnie to, że Kirk, co chwila pyta: „No i gdzie ta broń, którą Metroni mi obiecali?”, jakby nie zrozumiał, że to on sam ma wykorzystać swój spryt i wszystko, co planeta ma do zaoferowania, aby pokonać przeciwnika (zwłaszcza, że ów przeciwnik od razu wziął się do roboty i zastawił na Kirka kilka pułapek). W końcu się jednak ogarnął.

Jeśli chodzi o Gornów, to w późniejszych seriach jakoś ich nie widać, za to kilka razy można z nimi walczyć w Star Trek: Online (na przykład w kampanii dziejącej się w czasach Oryginalnej Serii). Dowiadujemy się również, że niedawny powrót Klingonów do starych praktyk zmotywował Gornów do dalszych podbojów i szukania śladów chlubnej przeszłości.

Za tydzień mamy Spotkanie z przeszłością, czyli odcinek, w którym Enterprise cofa się w czasie.

Exit mobile version