Site icon Planeta Kapeluszy

Meg ogląda Star Trek: TOS – 1×23 “Wojna totalna”

Advertisements

Dzisiejszy odcinek to jeden z tych, w których występuje motyw tak zwanej Planety Kapeluszy (Planet of Hats). Tak po prawdzie to za każdym razem, kiedy myślę o tym motywie w Star Treku, pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to właśnie Wojna totalna, bo w taki jaskrawy, doprowadzony do skrajności sposób przedstawia logiczne wady pewnej postawy wobec wojny.

Tak, ten odcinek jest o wojnie. Pamiętajmy, że w 1967 roku Stany Zjednoczone toczyły wojnę w Wietnamie i wiele tworów kultury podejmowało ten temat w ten czy inny sposób. Również Star Trek się za niego wziął i zrobił coś bardzo ciekawego.

Opis Fabuły:

Enterprise wyrusza wraz z ambasadorem Robertem Foxem do Eminiaru VII, aby nawiązać z tą planetą stosunki dyplomatyczne. Kiedy tylko kontaktują się z Eminiarem, jej władze zakazują im się zbliżać, niemniej jednak rozkazy od Federacji są jasne i ambasador Fox nie zamierza od nich odstępować. Wkrótce Kirk, Spock i kilkoro ochroniarzy schodzi na dół, aby rozeznać się w sytuacji. Na miejscu wita ich niejaka Mea 3, a później sam przewodniczący Rady Wojennej Eminiaru, Anan 7. Nagle ogłoszony zostaje alarm – to sąsiednia planeta, Vendikar, atakuje… tyle, że nie słychać żadnych wybuchów, a obserwujący Eminiar VII z góry Scotty twierdzi, że nie ma żadnych śladów eksplozji, zanieczyszczenia czy radiacji. To dlatego, że wojna między Eminiarem i Vendikarem ma charakter arytmetyczny – komputery na obu planetach wyliczają ile osób na danym obszarze powinno zginąć i te osoby muszą potem iść do komory dezintegracyjnej. Jest to rozwiązanie powstałe w wyniku traktatu, który obie planety podpisały, aby uczynić trwającą od 500 lat wojnę bardziej “cywilizowaną”. Niestety, okazuje się, że komputer wliczył Enterprise do ofiar wojny i załoga ma 24 godziny, aby udać się do komór dezintegracyjnych.

Co Z Tego Pamiętam:

To kolejny odcinek, który pamiętam w miarę dobrze. Najbardziej zapadł mi w pamięć sam koncept planety, na której “prawdziwą” wojnę z bombami i karabinami zastąpiono arytmetycznym wyliczaniem ilu w symulowanym ataku powinno zginąć obywateli i wysyłaniem tychże obywateli na śmierć. Pamiętam też Meę, która najpierw wita przybyłych, a potem sama zostaje wytypowana na ofiarę, a Kirk od początku się na to nie zgadza.

Wnioski Ogólne:

Jak pewnie wiecie (chociażby z tej zakładki), Planet of Hats to motyw, w którym pewne zagadnienie przedstawia się na przykładzie jakiejś planety, gdzie panują konkretne zwyczaje. Star Trek ma mnóstwo ras o konkretnych “kapeluszach” – Wulkanie są logiczni do bólu, Klingoni to wojownicy, kultura Farengich kręci się wokół handlu i zdobywania zysku, i tak dalej. Z tym, że o ile do tamtych “kapeluszy” seria powraca i nieraz wgłębia się w ich kultury na tyle, aby zrobić je nieco bardziej zniuansowane albo mniej sztampowe, o tyle na przestrzeni tych sześćdziesięciu lat różne startrekowe załogi odwiedzały Planety Kapeluszy, które pojawiały się tylko raz i seria nigdy do nich nie wracała. Eminiar VII jest właśnie taką planetą.

Wielokrotnie kiedy myślałam o Wojnie totalnej, miałam wrażenie, że krytykuje ona podejście do ofiar wojny jako tylko numeru w statystykach i usprawiedliwienia do kolejnych walk. Ludzie na Eminiarze i Vendikarze umierają szybką, bezbolesną śmiercią i są traktowani jak sprawiedliwa cena za to, aby na ich planety nie spadły prawdziwe bomby. Ponieważ jedna strona konfliktu “zabiła” ileś tam ludzi, druga domaga się, aby podobna liczba ofiar znalazła się również po stronie przeciwnika. Wielokrotnie tak właśnie myślimy o wojnie, tak usprawiedliwiamy ataki na osady, szpitale, szkoły… jednym słowem: na cywili. Ponieważ “oni” zrzucili bombę na naszych cywili, “my” zrzucimy bomby na ich cywili, no bo “Oko za oko. Ząb za ząb.” I tak jest w kółko, bo obie strony mają nadzieję zadać tak silny cios, że ten drugi nie będzie miał wyboru, jak tylko poddać się.

Z tym, że Anan i jego pobratymcy są przekonani, że takie arytmetyczne podejście do wojny, czyni ją bardziej cywilizowaną. W końcu, gdyby nie ono, mieszkańcy obu planet skazani byliby na “prawdziwą”, siejącą zniszczenie wojnę, a tego się zarówno Eminiar VII, jak i Vendikar boją. Nie chcą wrócić do dawnych praktyk, ale też mają silne przeświadczenie o tym, że wojny nie da się przerwać, bo przecież trwa ona nieprzerwanie od pięciu stuleci.

Tak jak w przypadku Sztucznej inteligencji, tak i tutaj mamy porządek, który dana planeta znała od stuleci… z tym, że w Sztucznej inteligencji mieliśmy jakiś ruch oporu, ludzi, którzy uważali, że jest inna droga, tymczasem w Wojnie totalnej nie ma czegoś takiego. Anan, Mea i reszta są święcie przekonani o tym, że to jedyny sposób, aby zapobiec “prawdziwej” wojnie, której powrotu się boją. Potrzeba dopiero Kirka, Spocka i Foxa, aby Anan wziął pod uwagę, że jest coś takiego jak dyplomacja i można by jej spróbować.

Ambasador Robert Fox zresztą zaczyna jako ktoś, kto się szarogęsi, nie widzi pewnych zagrożeń i podejmuje głupie decyzje (dlatego właśnie Scotty, który pełni obowiązki tymczasowego dowódcy, się mu przeciwstawia; jest to zresztą zainspirowane podobną historią z czasów grającego Scotty’ego Jamesa Doohana w wojsku). Potem jednak Fox zostaje pojmany i zdaje sobie sprawę z tego, że sytuacja jest o wiele bardziej złożona i Enterprise ma prawo się bronić. W historii Star Treka będzie wielu ambasadorów, którzy z różnych powodów będą krytykować głównych bohaterów (już choćby w Zaginionym promie był jeden). Będą mieli swoje racje, ale będą też do pewnego stopnia utrudniać bohaterom życie. Jeden z takich ambasadorów – ambasador Soval z Wulkana – będzie powracał co jakiś czas w Star Trek: Enterprise.

Sama Wojna totalna zestarzała się bardzo dobrze i właściwie jest dzisiaj nawet bardziej aktualna niż wcześniej. W końcu teraz mamy wojskowe drony, które umożliwiają zrzucanie bomb zdalnie, nawet z odległości kilku kontynentów, co sprawia, że tym bardziej można zdystansować się od ofiar wojny. W końcu ten, kto steruje dronem, nigdy nie zobaczy swoich ofiar na oczy. Łatwo myśleć o tym jak o czystej robocie.

To tyle o Wojnie totalnej. Za tydzień zobaczymy Spocka na grzybkowym haju.

Exit mobile version