Nadszedł finał sezonu! A wydaje się jakbyśmy dopiero niedawno omawiali Męską słabość, rozpoczynając naszą przygodę z Oryginalną Serią.
Późniejsze serie Star Treka będą kończyć sezony cliffhangerem, tutaj jednak mamy zamkniętą historię. Nie jest też ona specjalnie monumentalna, jednakże nie można powiedzieć, aby nie trzymała w napięciu.
Nie przedłużając, oto Pasożyty.
Opis Fabuły:
Enterprise śledzi przypadki masowej histerii, która przenosi się z jednej planety w pewnym układzie na drugą. Następną planetą w kolejce jest Deneva, gdzie stacjonuje wraz z rodziną brat kapitana Kirka, Sam. W drodze na Denevę, Enterprise natyka się na wylatujący z niej statek kosmiczny kierujący się wprost na słońce. Statek ignoruje próbującą się z nim skontaktować porucznik Uhurę, ale tuż przed spaleniem się w słońcu załoga Kirka słyszy ostatnie słowa pilota o tym, że “wreszcie się od nich uwolnił”. Schodząc na powierzchnie planety, Kirk, Spock, Scotty i kilka Czerwonych Koszul odkrywają, że wszyscy mieszkańcy kryją się po domach, a jedyni, którzy wychodzą im na przeciw, jednocześnie wymachują kijami i mówią przybyszom, aby odeszli, bo nie chcą im zrobić krzywdy. W końcu, kiedy zwiad dociera do laboratorium, w którym pracuje brat kapitana, zastają zwłoki Sama Kirka, jego syna, Petera, nieprzytomnego, a jego żonę, Arulan, w stanie kompletnego przerażenia. Po odstawieniu Petera i Arulan do ambulatorium i po dowiedzeniu się od bratowej o tajemniczych istotach, które przybyły statkiem dostawczym, kontrolując jego załogę, Kirk, Spock i reszta zwiadu schodzi znów na Denevę. Tam jedno z dziwnych stworzeń atakuje Spocka.
Co Z Tego Pamiętam:
Na pewno dziwne, przypominające pizzę istoty, które przyczepiały się do pleców ofiary; no i ostateczne rozwiązanie ze słońcem. Coś mi też świtało piąte przez dziesiąte, że w tym odcinku pojawia się też bratanek kapitana Kirka.
Wnioski Ogólne:
To jeden z tych odcinków Star Treka, które ocierają się o horror. W przeciwieństwie do takiego Potwora, istoty, z którymi mierzy się w tym odcinku załoga Enterprise są traktowane przede wszystkim jako zagrożenie i nigdy nie dochodzimy do momentu, w którym jest nam ich żal albo ich zachowanie jest racjonalizowane w jakiś sposób. Kirk nie próbuje nawet z nimi negocjować, kiedy dowiaduje się, że są to istoty (do pewnego stopnia) inteligentne. Od samego początku aż po sam koniec są traktowane jak wróg, którego trzeba pokonać, bo inaczej dojdzie do tragedii.
Obcy są organizmami jednokomórkowymi, które atakują system nerwowy ofiary i zmuszają ją do tego, aby wykonywała ich polecenia. Powodują przy tym u niej ból, który nasila się przy stawianiu oporu. Doktor McCoy stwierdza, że nawet będąc nieprzytomnymi, osobniki zarażone mają pobudzony system nerwowy.
I w pewnym momencie nie tylko bratanek kapitana jest pod wpływem tytułowych pasożytów, ale również pan Spock. O ile Peter Kirk spędza większość odcinka będąc nieprzytomnym, o tyle Spock jest przytomny cały czas. Jest taki moment, kiedy nie wiadomo tak do końca, czy działa zgodnie z wolą obcych, czy swoją własną, bo próbuje przejąć władzę nad statkiem, a potem, próbując dostać się na powierzchnię planety, wdaje się w bójkę z będącymi tam oficerami ochrony i Scotty’m. W końcu jednak dowiadujemy się, że dzięki wulkańskiej dyscyplinie umysłów, Spock jest w stanie zapanować nad bólem i walczyć z chcącymi opanować go pasożytami. Widać, że nie przychodzi mu to łatwo, niemniej jednak przez dłuższy czas zachowuje jasność umysłu.
Kirk jest jednak postawiony w trudnej sytuacji. Nie może pozwolić na to, aby obcy się rozprzestrzenili, ale nie widać też, aby był jakiś sposób na to, aby ich zabić. Tak więc w pewnym momencie Kirk staje przed ewentualnością zniszczenia milionowej kolonii na Denevie, dlatego naciska na laboratorium medyczne i biologiczne Enterprise, aby znaleźli jakieś rozwiązanie. Jedyny trop, jaki ma załoga Enterprise to ostatnie słowa pilota, a badania McCoya potwierdziły, że ani radiacja, ani wysoka temperatura porównywalne z tymi wytwarzanymi przez słońce nie robią pasożytom żadnej krzywdy. Ostatecznie to Kirk odkrywa, że odpowiedzią może być światło słoneczne.
I tak oto zakończył się pierwszy sezon Oryginalnej Serii. Miał kilka bardzo dobrych odcinków, które przeszły do historii, ale miał też kilka takich, które były… nieco gorsze. Wprowadził jednak do serialu elementy, które potem staną się nieodzowną częścią franczyzy (Gwiezdna Flota, konflikt z Romulanami, Klingoni, Wulkanie…). Większość postaci z pierwszego Star Treka, które znamy i kochamy, już została przedstawiona: wiemy, kim są Kirk, Spock, McCoy, porucznik Uhura, siostra Chapel, Hikaru Sulu czy Scotty. Nie ma tam jednak pewnego bohatera, który później stał się ważnym członkiem załogi.
Ale cóż, o nim powiem dopiero w następnym odcinku – otwierającym drugi sezon Amoku, który nie tylko wprowadza nowego członka załogi, ale też zawiera słynną walkę między Kirkiem a Spockiem podczas rytuału pon farr.