Site icon Planeta Kapeluszy

Meg ogląda Star Trek: TOS – 2×15 „Kłopoty z Tribblami”

Advertisements

Tak jak wspominałam tydzień temu, jest to odcinek-legenda. Do tego stopnia, że zapewne Kłopoty z Tribblami (w oryginale The Trouble with Tribbles) jest jedną z pierwszych rzeczy, które przychodzą wszystkim na myśl o Oryginalnej Serii; a tribble są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych elementów Star Treka, już choćby przez samą scenę, w której Kirk zostaje przez nie pogrzebany.

Ale w Kłopotach z Tribble’ami dzieje się o wiele więcej niż można by przypuszczać.

Opis Fabuły:

Enterprise otrzymuje powiadomienie o czerwonym alarmie ze stacji kosmicznej K-7, która znajduje się w pobliżu planety Shermana, będącej kwestią sporną między Federacją a Imperium Klingońskim. Na miejscu okazuje się, że alarm został wysłany przez urzędnika Berisa, który chce, aby Kirk wysłał całą swoją ochronę do strzeżenia magazynów z czworoprzenożytem. Kirk decyduje się wysłać tylko dwóch ochroniarzy, ale pozwala też swoim ludziom na to, aby poszli na przepustki na K-7. Na przepustce porucznik Uhura i chorąży Czechow spotykają wędrownego kupca, Cyrano Jonesa, który podarowuje Uhurze małe, puchate zwierzątko – tribbla. Pani porucznik przynosi zwierzątko na Enterprise, gdzie okazuje się, że ma ono małe. Tribble szybko okazują się być nie tylko miłe, ale też szybko się rozmnażające. Ale to nie koniec kłopotów, albowiem na stację przybywają również Klingoni pod dowództwem kapitana Kolotha, a Kirk musi znosić humory Berisa.

Co Z Tego Pamiętam:

Oczywiście same tribble i to, że po jakimś czasie McCoy i Spock odkrywają, że futrzaki rodzą się już w ciąży i że wystarczy ich nie karmić, aby się z nimi uporać.

Poza tym z tego odcinka pochodzi też scena, w której Scotty rozpoczyna bójkę z Klingonami, bo śmieli nazwać Enterprise śmieciarką.

Wnioski Ogólne:

Kłopoty z Tribblami to niewątpliwie jeden z najbardziej jajcarskich odcinków w całej startrekowej franczyzie. Jest to o tyle szczególna historia, że przypada po Obsesji i Mordercy, których ton był o wiele, wiele cięższy, a i stawki wydawały się być dość wysokie.

Tymczasem tutaj główny wątek fabularny i problem, z jakim musi sobie radzić załoga Enterprise, polega na tym, że są na nim małe, niewinne stworki, które się mnożą w zastraszającym tempie. Podobno inspiracją dla Kłopotów z Tribblami była historia o tym, jak do Australii trafiły króliki, a że nie miały tam naturalnych drapieżników, zaczęły się rozmnażać i wkrótce stanowiły realne zagrożenie dla rolników.

Tutaj z kolei mamy jeszcze delikatną sytuację dyplomatyczną. Według traktatu między Federacją a Klingonami, ta strona konfliktu zdobędzie prawa do Planety Shermana, która ową planetę najszybciej rozwinie. Dlatego czworoprzenżyto jest takie ważne – potrafi rosnąć szybciej niż zwykłe zboża i daje większe plony, tak więc naturalnie daje Federacji przewagę. I w momencie, kiedy pokazowy stworek Cyrano Jonesa zjada zboże, które trzymał Czechow, już wiadomo, że tribble + zboże = katastrofa.

Jednocześnie tribble są tak przesłodkie, że szybko zdobywają serca większości załogi. Po części jest to kwestia ich naturalnego uroku, a po części miłego dla ucha dźwięku, który z siebie wydają. Nawet Spock – chociaż twierdzi, że zachwyt nad tribblami jest nielogiczny – wydaje się nie być tak do końca odporny na ich odgłosy. Dopiero, kiedy tribble zaczynają być bardziej kłopotliwe, ponieważ nagle jest ich od groma, ich urok zaczyna słabnąć, a Kirk, który dotąd pochłonięty był swoimi sprawami, zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje na jego statku.

Chociaż Klingoni od razu pałają niechęcią do tribblów. Co więcej – tribble też nie lubią Klingonów. Przez dłuższy czas wątek Kolotha i jego ludzi na K-7 jest oderwany od wątku tribblów. Później jednak tribble pomagają w wyjawieniu klingońskiego spisku.

Sam kapitan Koloth (grany przez tego samego aktora, co Trelane z Chłopięcej zabawy) miał być powracającym antagonistą dla Kirka. Widać to chociażby po tym, jak obaj się witają – można w tej scenie odnieść takie wrażenie, że jest między nimi jakaś historia. Niestety nic z tego nie wyszło, ale Koloth był jednym z Klingonów, który wraz z Korem i Curzonem Daxem złożyli przysięgę krwi, że zabiją niejakiego Albinosa (o czym mówiłam przy okazji Wyzwolenia).

A skoro już jesteśmy przy Deep Space Nine, to kiedy w 1996 obchodzona była trzydziesta rocznica Star Treka, ta seria postanowiła uczcić ją poprzez odcinek specjalny. Tak więc w szóstym odcinku piątego sezonu, pod tytułem Wczoraj było futro (w oryginale Trials and Tribble-ations) kapitan Sisko wraz z Odo, Worfem, Bashirem, O’Brienem i Jadzią Dax są przesłuchiwani przez dwóch agentów temporalnych w związku z ich niedawną wyprawą w przeszłość. Ową przeszłością zaś jest właśnie Enterprise podczas wydarzeń z Kłopotów z Tribblami. Okazuje się, że inny podróżnik w czasie zamierza dokonać zamachu na życie kapitana Kirka, tak więc nasi bohaterowie przebierają się w stroje z epoki i są świadkami kilku najważniejszych momentów z oryginalnego odcinka (biorą również udział w bójce z Klingonami, którą zaczął Scotty). Przy okazji twórcy postarali się jak najlepiej odwzorować estetykę Oryginalnej Serii, do tego stopnia, że wykorzystywano nawet podobne filtry w kamerze. Niewątpliwie Wczoraj było futro jest przepięknym hołdem dla Oryginalnej Serii i jednym z najlepszych odcinków Deep Space Nine.

Same tribble (chociaż wyżej wspomniany epizod DS9 twierdzi, że po doprowadzeniu katastrofy ekologicznej na rodzinnej planecie Klingonów zostały doprowadzone do wymarcia) jeszcze się pojawiają tu i tam w uniwersum Star Treka. Już w serialu animowanym Cyrano Jones sprowadza na statek Kirka nowe, zmodyfikowane genetycznie tribble; w drugim rebootowym filmie McCoy przeprowadza na tribblu eksperyment, a w Star Trek: Online – niezależnie od tego jaką kampanię się wybierze – można znaleźć w ekwipunku tribbla, który jednak jest tam tylko jako ciekawostka.

W następnym odcinku Kirk i jego załoga trafią do niewoli u kosmitów uprawiających hazard.

Exit mobile version