Site icon Planeta Kapeluszy

Krótka notka o pierwszym odcinku Star Trek: Picard

Advertisements

Uwaga! Tekst zawiera spoilery do Star Trek: Nemezis, pierwszego rebootowego filmu, Star Trek: Online i Star Trek: Picard.

Star Trek: Discovery było pierwszym serialem, który zwiastował nie tylko wielki powrót Star Treka do ramówki, ale też nową erę w historii serii. Zapowiadano nam, że wkrótce pojawią się dwa nowe seriale w tym uniwersum – animowany Star Trek: Lower Decks, który opowiadałby o życiu codziennym zwykłych chorążych; oraz Star Trek: Picard, w którym tytułowy kapitan Enterprise niedawno przeszedł w stan spoczynku z powodu zniszczenia Romulusa. W Picardzie mieli też pojawić się komandor Data, komandor Riker, doradczyni Troi oraz Siedem z Dziewięciu.

Byłam ciekawa Picarda, chociaż pierwszy zwiastun nieco mnie od niego odrzucił, bo zdawało się, że serial będzie powielał pewien wytarty schemat. Jednakże muszę przyznać, że byłam miło zaskoczona pilotem.

Fabuła zarysowuje się tak: po tym jak w trakcie wybuchu Romulusa, Gwiezdna Flota w pewnym momencie odmówiła pomocy w ewakuacji planety, a po ataku na Marsa przez syntetyczne formy życia, Federacja zakazała ich tworzenia, kapitan Jean-Luc Picard odszedł na emeryturę, aby zająć się swoją winnicą. Tymczasem niejaka Dahj spędza miły wieczór ze swoim chłopakiem. Niestety ich randka szybko się kończy, gdyż do ich apartamentu wbijają jacyś żołnierze, którzy najpierw zabijają chłopaka Dahj, a potem próbują ją porwać. Jednakże w dziewczynę niespodziewanie wstępują nowe siły i mechanicznie udaje jej się pokonać przeciwników. Ostatnie, co widzi, przed odzyskaniem świadomości, to twarz Jean-Luca Picarda. Postanawia więc co odszukać.

Coś, co niewątpliwie działało na niekorzyść Star Trek: Discovery było to, że serial osadzony był w czasach Oryginalnej Serii (no może kilka lat przed), ale estetyka tak scenerii, jak i strojów nijak nie pasowały do tamtego „okresu historycznego” (co najwyżej do estetyki rebootów… ale do nich twórcy Discovery nie mieli praw). Linkara twierdził, że o wiele lepszym ruchem byłoby osadzenie serialu w przyszłości, czyli jakiś czas po wydarzeniach z Voyagera, a nawet oryginalnych startrekowych filmów. Linkara pokusił się nawet o stwierdzenie, że seria nie powinna skupiać się tak bardzo na prequelach (rebootach, Star Trek: Enterprise, czy właśnie Discovery), tylko iść do przodu, bo w Star Treku chodzi właśnie o wybieganie w przyszłość i dążenie do doskonałości.

Dlatego też wiadomość o tym, że Star Trek: Picard będzie się dział dwadzieścia lat po wydarzeniach ze Star Trek: Nemezis i poruszy temat zniszczenia Romulusa (który jest faktem w Star Trek: Online i który jest powodem, dla którego w pierwszym reboocie cofnięty w czasie Nero chce się zemścić na Federacji), sprawiła, że byłam nieco bardziej zainteresowana Picardem. I cóż, osadzenie serialu w przyszłości było strzałem w dziesiątkę. Nie tylko estetyka i efekty specjalne wydają się być bardziej na swoim miejscu niż Discovery, to jeszcze mamy dość ciekawą sytuację polityczną i społeczną – Federacja nie tylko jest znów w konflikcie z Romulusem, ale też były przez pewien czas próby stworzenia syntetycznego życia podobnego do komandora Daty, ale sytuacja z Marsem spowodowała zakazanie tych praktyk.

Fajne jest też to, że w pierwszym odcinku spędzamy większość czasu na Ziemi. Zdarzało się, oczywiście, że w Star Treku widzieliśmy naszą planetę w przyszłości, która dla bohaterów jest teraźniejszością (na przykład, w Star Trek: Deep Space Nine Sisko odwiedzał ojca, a przy okazji odkrył pewien spisek; a pierwszy odcinek Star Trek: Enterprise zaczyna się od tego, że na Ziemi pojawia się Klingon). Niemniej jednak zwykle odwiedzamy inne planety w tym uniwersum, tak więc Ziemia może nie wydawać się aż tak ciekawa. Tutaj zaś twórcy pozwalają nam się przyjrzeć Ziemi, na której rezydują nasi główni bohaterowie, zwłaszcza, że – jak wspominałam – znajdujemy ją w określonej sytuacji politycznej.

Nasz biedny, zmęczony życiem bohater.

Sam tytułowy bohater na początku znajduje się w dość smutnym położeniu. Śmierć komandora Daty w Star Trek: Nemezis (nota bene – śmierć podobna do poświęcenia Spocka w Gniewie Khana) była dla kapitana wielkim ciosem, a zachowanie Gwiezdnej Floty podczas wybuchu supernovej Romulusa i porzucenie Romulan podczas ewakuacji sprawiło, że zatracił wiarę w instytucję, której poświęcił całe swoje życie. W ogóle scena z wywiadem (gdzie, oczywiście, dziennikarka musi zadać pytanie o rzecz, która sprawia jej rozmówcy ból; a Picard zgodził się na ten wywiad tylko dlatego, że obiecano mu nie poruszanie tej kwestii) pięknie przedstawia zarówno nastroje Ziemian po wydarzeniach z Romulusem i Marsem, jak i krytyczną postawę Picarda wobec tychże nastrojów. Picard jawi się jako starzec, który widzi, co dzieje się na świecie, odnosi się do tego negatywnie, ale trudno się z nim nie zgodzić.

Jeśli chodzi o Dahj, to po pierwszym zwiastunie myślałam, że jej nie polubię. Nie jestem zbytnią fanką motywu dziewczyny, którą nagle chcą dostać jacyś złole, bo ma moce albo jest kluczem do odkrycia jakiejś tam wielkiej tajemnicy… ale to, co zrobili z Dahj było o tyle fajne, że poczułam taki powiew świeżości.

Uwaga. Teraz jadę spoilerami.

Widzicie tę panią? Ona jest ważna.

No więc okazuje się, że Dahj jest androidem. Co więcej – jest córką Daty… W sensie – do jej konstrukcji wykorzystano, między innymi, pozytonowe tkanki komandora. I kiedy nadchodzi moment, żeby jej o tym powiedzieć, Picard wydaje się rozumieć, co takie odkrycie może wywołać w umyśle kogoś, kto przez całe życie myślał, że jest człowiekiem, więc na każdym kroku zapewnia dziewczynę, że nie, jej wcześniejsze doświadczenia nie są kłamstwem, a ona sama nie traci na wyjątkowości ani człowieczeństwie tylko dlatego, że jest syntetyczną formą życia. A wręcz fakt, że jest córką Daty sprawia, że jest tym bardziej wyjątkowa, ponieważ Data był ludzki, był „samym znaczeniem i sama odwagą”. Cała ta przemowa jest przepiękna i stanowi najlepszy element pilota.

Niestety, Dahj ginie w tym samym odcinku, w którym została wprowadzona. Ale hej – okazuje się, że gdzieś tam jest jej bliźniaczka, więc może nie wszystko stracone. Trzeba ją teraz tylko odnaleźć.

No cóż, najwyżej androidy też się starzeją.

Jedyne, do czego mogę się jako tako przyczepić, to sceny z samym komandorem. Sekwencje marzeń sennych Picarda, w których pojawia się Data, z jednej strony są pełne melancholii i mają nam pokazać co nieco o stanie duchowym starego kapitana, z drugiej strony jednak… nie wiem na ile wygląd Daty miał sprawić, żeby wpadał w Dolinę Niesamowitości; i na ile różne sugestie rzucane przez androida miały świadczyć o tym, że pamięć kolegi Jean-Luca nie jest taka sama, co kiedyś, ale były takie momenty, kiedy te sceny na mnie nie zadziałały.

Swoją drogą fakt, że widzimy dwójkę Romulan w Chateau Picard, która jest przyjaźnie nastawiona do pana domu; a potem, na końcu odcinka widzimy też inną grupkę Romulan, sprawiła, że obudziła się we mnie nadzieja, że wreszcie będziemy mieć jakąś ważną postać z Romulusa i wreszcie będziemy mogli przyjrzeć się tak dokładnie kulturze tej rasy. Marzy mi się bohater na miarę Worfa, Quarka albo Shrana – taka postać, która byłaby na tyle ważna, że mielibyśmy okazję w odcinkach jej poświęconych dowiedzieć się czegoś o Romulanach; czegoś, co wychodzi poza standardowe: „Och, to kuzyni Wulkanów, ale lubią wojnę, a tak w ogóle to są oparci o komunistyczne Chiny i cesarstwo rzymskie.” Wiecie o co mi chodzi, nie?

W każdym razie na pewno będę oglądać Star Trek: Picarda, bo na razie mnie zaintrygował.

No i teraz czekam tylko na pilota Star Trek: Lower Decks.

Exit mobile version