Czy to możliwe? Meg wróciła do swojej retrospektywy Oryginalnej Serii? Szok!
No cóż, po niedawnym seansie Star Trek: Picarda zachciało mi się wrócić do tej serii. A dzisiejszy odcinek jest jednym z tych odcinków, w których Kirk łamie Pierwszą Dyrektywę i ma ku temu ważny powód.
Poza tym jakoś tak się składa, że każdy członek Triumwiratu podczas tej bitwy obrywa w ten czy inny sposób.
Opis Fabuły:
Kirk, Spock i McCoy znajdują się na pewnej planecie, którą trzynaście lat temu odwiedził po raz pierwszy kapitan Enterprise (wtedy jeszcze w stopniu porucznika) i na której zaprzyjaźnił się z niejakim Tyree – przywódcą mieszkającego w górach ludu. Podczas zwiadu panowie odkrywają, że mieszkańcy osadzonej w dolinie wioski mają strzelby, a to oznacza, że ktoś ingeruje w ich rozwój technologiczny. Podczas ucieczki przed ludem z wioski, Spock zostaje ranny. Po odstawieniu go do laboratorium i odkryciu, że w pobliżu planety kręci się klingoński statek, kapitan i lekarz pokładowy schodzą z powrotem na planetę, aby zbadać dokładnie całą sprawę. Po zejściu na powierzchnię Kirk zostaje zaatakowany przez dziką małpę, która ma trujące pazury. Bones musi więc zabrać go do osady Tyree, gdzie może mu pomóc tamtejszy szaman. Tymczasem żona Tyree, szamanka Nona, chce go namówić do tego, aby zdobył trochę strzelb i podbił ludzi z wioski.
Co Z Tego Pamiętam:
I po raz kolejny trafia mi się odcinek, którego nigdy wcześniej nie widziałam! Aczkolwiek męskie stroje ludowe na tej planecie będą krzykiem mody na co najmniej jednym innym ciele niebieskim.
Wnioski Ogólne:
Ten odcinek nawiązuje do wojny w Wietnamie. W tym sensie, że dwa mocarstwa zaczynają ingerować w konflikt wewnętrzny tubylców i dozbrajać strony tegoż konfliktu. Klingoni to, oczywiście, Związek Radziecki, podczas gdy Zjednoczona Federacja Planet to USA. W czasie, kiedy Równowaga sił była emitowana, wojna w Wietnamie jeszcze trwała, ale już dawno udało się zakończyć wojnę w Korei, doprowadzając do tego, że żadna ze stron konfliktu nie zdobyła przewagi nad drugą.
Oczywiście, kwestia jest daleko bardziej skomplikowana, jak to bywa z wojną i polityką, niemniej jednak Kirk w końcu podejmuje się uzbroić ludzi Tyree w strzelby, ponieważ rozumuje w taki sposób: Na tej planecie ważne jest, aby zachować równowagę sił pomiędzy góralami i mieszkańcami wioski. Lud z wioski jest już “skażony” przez Klingonów, którzy ich uzbroili i wytrenowali, tak więc dysponujący dotąd strzałami i łukami górale muszą się jakoś bronić przed nowymi zagrożeniami. Dlatego Federacja wyposaży górali w strzelby… ale tylko na takim samym poziomie technologicznym, jak broń ich przeciwników. Jeśli Klingoni daliby mieszkańcom wioski coś bardziej zaawansowanego, Federacja uzbroiłaby ich adwersarzy w taką samą broń.
Przy czym decyzja ta nie jest dla Kirka łatwa. Z tej prostej przyczyny, że planeta, na której rozgrywa się akcja dzisiejszego odcinka, jawi mu się jako raj, ale “w tym Raju ludzie zostali”. Z jednej strony mamy sielski krajobraz, pełen licznych leczniczych roślin, z drugiej – zarówno Tyree i jego ludzie, jak i mieszkańcy z wioski, żyją bardzo prosto, polują i walczą za pomocą łuku i strzał. Kirka fascynuje ta kultura i chciałby, aby rozwijała się w naturalnym tempie, ale okoliczności niejako zmuszają go do tego, aby ingerować w ich rozwój. McCoy stanowczo mu to odradza, stwierdzając nawet, że w tym raju nie potrzeba węża.
Sam Tyree jest człowiekiem nastawionym raczej pokojowo i przez dłuższy czas nie chce strzelać z broni palnej. Nawet kiedy widzi Kirka i swoją żonę w dwuznacznej sytuacji i już przymierza się ze strzelbą, ostatecznie się od tego powstrzymuje.
Z kolei jego żona, Nona, namawia go na to, aby zdobył kilka “strzelających patyków”, bo marzy jej się być żoną potężnego władcy, który zapanuje nad przeciwnikiem. Na TVTropes porównano ją nawet do Lady Makbet, bo rzeczywiście podchodzi ona pod ten typ ambitnej kobiety, która zręcznie manipuluje swoim mężczyzną, aby doprowadzić go na szczyt i rządzić razem z nim. Jako szamanka zna się również na mocy ziół i rytuałów. Nie tylko ratuje życie Kirkowi, ale też – za pomocą afrodyzjaku – rozpala zarówno swojego męża, jak i “przybysza z gwiazd”. Widziała również jak McCoy rozgrzewa kamienie fazerem, tak więc od pewnego momentu chce dostać w swoje ręce tę broń, aby wykorzystać ją do swoich celów.
Ostatecznie jednak jej ambicja staje się przyczyną jej zguby. Bo kiedy Nona idzie z fazerem do mieszkańców wioski i chce ich przekonać do tego, że ma lepszą broń od nich i może ją dać ich przywódcy, zostaje zaatakowana. Tyree, Kirk i inni przybywają jej z pomocą, ale Nona ginie. Śmierć żony wstrząsa Tyree tak bardzo, że nie tylko zabija on w szale kilku ludzi wroga, ale też po całym zajściu jest o wiele bardziej chętny korzystać z nowej broni. To jest właśnie moment, w którym Kirk zdaje sobie sprawę z tego, że stał się wężem w Raju – Tyree bezpowrotnie zatracił swoją niewinność.
Swoją drogą, w tym odcinku Klingoni okazują się być całkiem cwani. Niby na przypuszczenie, że Imperium może prowadzić tutaj swoje badania, tak jak Federacja, Kirk odpowiada: “Badania nie leżą w naturze Klingonów.”, ale do zbrojenia mieszkańców wioski podchodzą metodycznie. Raz, że wprowadzają strzelby stopniowo – nie dają tubylcom do ręki fazerów czy jakiejś broni laserowej, ale co jakiś czas prezentują im nieco lepsze modele strzelb jako formę motywacji; a dwa, że korzystają z systemu nagród, aby wpoić mieszkańcom wioski swoją ideologię i wykształcić w nich pewne postawy (w pewnym momencie zachodzi taki dialog pomiędzy jednym z mieszkańców wioski, a przywódcą Klingonów: “Trudno podzielić jedną kobietę na tylu wojowników.”, “Niech ma ją ten, który zabił najwięcej ludzi. Wtedy przekonają się, że warto być odważnym.”). Nie można im odmówić taktycznego myślenia.
Na koniec odejdźmy na chwilę od ciężkich tematów. Wspomniałam na początku, że wszyscy trzej członkowie Triumwiratu zostają w tym odcinku ranni. Spock zostaje postrzelony jeszcze przed wejściem czołówki, Kirka atakuje jadowita małpa, a McCoy w ostatecznej konfrontacji dostaje kulkę w ramię. I choć Bones trzyma się jako tako, to w przypadku kapitana i pierwszego oficera mamy sceny jak z fika hurt/comfort – zarówno Kirk jak i McCoy martwią się o stan Spocka i z ciężkim sercem zostawiają go w ambulatorium (pod opieką specjalisty od wulkańskiej fizjologii, a więc nie jest aż tak źle); a po ataku małpy McCoy jest wyraźnie zmartwiony stanem kapitana i próbuje zrobić wszystko, aby mu pomóc. No a potem wracamy do status quo i Bones nadal jest wredny dla Spocka. I prawidłowo.
A w następnym odcinku załoga Enterprise spotka niedobitki pewnej rasy obcych.