Lipiec z Lucky Lukiem · Miesiące z...

Lipiec z Lucky Lukiem – Daltonowie (serial animowany)

Dawno, dawno temu opublikowałam na Polskiej Bazie Opowiadań i Fanfiction artykuł o braciach Dalton. Trzy lata temu, kiedy robiłam pierwszy Lipiec z Lucky Lukiem, ów artykuł zredagowałam pod kątem błędów merytorycznych i nowych informacji, i przesłałam go na bloga. Jedną z nowych rzeczy, które zawarłam w tym tekście, było odniesienie się do serialu animowanego produkcji Xilam (tej stacji, która dała nam Nowe przygody Lucky Luke’a i Lucky Luke wyrusza na Zachód) opowiadającego o wyłącznie Daltonach. Oto co wtedy napisałam:

W zasadzie główny pomysł opiera się na tym, że serial ma pokazywać próby wydostania się bandytów z więzienia. Mnie osobiście serial się bardzo podoba, z dwóch powodów. Po pierwsze – plany, które mają ich wyciągnąć na wolność są bardzo pomysłowe i inteligentne, i tak naprawdę do ich niepowodzenia dochodzi w skutek przyczyn nie związanych z rzekomą głupotą Daltonów. Po drugie – William albo Jack (twórcy serialu nie sprecyzowali tego, a szkoda) wykazuje nieraz ogromne oczytanie, zwłaszcza w naukach ścisłych, czyli tak naprawdę odchodzi od standardowej bierności obu środkowych braci, która charakteryzowała ich niemal od zawsze.

Przed Lipcem z Lucky Lukiem wzięło mnie na oglądanie odcinków Daltonów, tak dla wejścia w nastrój. I ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, wciągnęłam się w tę kreskówkę i zaczęłam lepiej dostrzegać, co ma ona do zaoferowania.

Zapraszam do czytania.

Przede wszystkim zacznijmy od tego, że serial tylko o Daltonach, bez Lucky Luke’a, ma potencjał na to, aby opowiedzieć kilka ciekawych historii. Co robią Joe, Jack, William i Averell, kiedy siedzą w więzieniu (oczywiście poza tłuczeniem kamieni i planowaniem ucieczki)? Czy są momenty, gdy wychodzi na jaw, że im na sobie zależy? Jacy są inni członkowie ich bandyckiej familii i jakie łączą ich z braćmi relacje? Jak toczy się życie w więzieniu, w którym bracia Dalton są osadzeni? Komiksy i Nowe przygody Lucky Luke’a dały nam pewną podbudowę na temat Daltonów, ale można by się w nich bardziej “wgryźć”.

Ciekawe jest to, że cały pomysł na fabułę zasadza się na tym, że Daltonowie siedzą w więzieniu, próbują z niego uciec, ale zawsze coś im nie wychodzi. Ten pomysł jest osobliwy dlatego, że dotąd w uniwersum Lucky Luke’a nie było takiego więzienia, z którego Daltonowie by prędzej czy później nie uciekli. Luke wielokrotnie skarżył się na to, że naczelnicy i strażnicy nie potrafili zapobiec ucieczce Joego i jego braci. Tutaj zaś mamy po raz pierwszy więzienie, z którego nie są w stanie zbiec, choćby Joe wymyślał najbardziej genialne plany ucieczki.

Samo więzienie jest o tyle interesujące, że występuje tam panna Betty – ktoś w rodzaju psychologa i animatorki kultury, kto wymyśla coraz to nowe sposoby na resocjalizację osadzonych, dba o to, aby uczyli się o kulturze pobliskich Indian, spożytkowywali swoją energię w pozytywny sposób, dobrze się czuli i zajmowali się kreatywnymi zajęciami (naczelnik Peabody zaś zgadza się na większość jej pomysłów, bo uważa je za postępowe i dobre dla PR-u w Waszyngtonie). Takie podejście do więźniów i ich resocjalizacji pasuje bardziej do współczesności niż do XIX wieku. Serial jest w tym (ale nie tylko w tym) względzie anachroniczny.

Poza panną Betty stałymi postaciami drugoplanowymi są: naczelnik Peabody, który dba o wizerunek więzienia i jego budżet, i ma zwyczaj tworzenia dziwnych słów jak “postępowościowość”; dwaj zblazowani strażnicy Pete i Emmett, którzy zwykli robić między sobą zakłady; plemię Indian Gołych Stóp, których wódz i szaman często odwiedzają więzienie w ramach wykładów o swojej kulturze i nieraz dziwią się temu, co też te blade twarze robią… no i zmora mojego życia, czyli pies Rin Tin Can. A tak poza tym, to jest również mnóstwo postaci, które pojawiają się w tylko jednym odcinku, ale są unikalne, począwszy od więźniów (aby przytoczyć kilka przykładów, wraz z Daltonami siedzieli: jasnowidz, chirurg plastyczny i paleontolog), a na ludziach wolnych skończywszy. Trafiło się nawet kilka krewniaków naszych bohaterów (chociaż nie w odcinkach przetłumaczonych na polski), jak podobne do nich cztery kuzynki i dziwnie zainteresowany stopami Joego i jego braci wujek.

Jednak – jak łatwo się domyślić – najlepiej wychodzą w tej produkcji sami Daltonowie. Jak wspominałam wyżej – pomysły Joe na ucieczkę nie są takie głupie. Okej, nie są genialne, ale nie można odmówić chłopakowi kreatywności i zmyślności. Kto jak kto, ale Joe potrafi zwęszyć okazję do ucieczki i ją wykorzystać. I często jego plany biorą w łeb nie dlatego, że Daltonowie zrobią coś głupiego (choć i to się zdarza), ale z powodu czynników zewnętrznych.

Serial zrobił też wielką przysługę Williamowi. Po pierwsze – już w czołówce jest pokazane który ze środkowych braci Dalton jest który (William to ten wyższy, a Jack to ten niższy), więc koniec z myleniem ich jak to było w przeszłości. Po drugie – w pierwszym sezonie zostało niejako potwierdzone, że William lubi czytać. Od czasu do czasu rzuca jakąś informacją, np. kiedy do więzienia został przyjęty Szkot, William był tym, który wytłumaczył braciom co to jest kilt; a kiedy indziej wyjaśnił działanie dzwonu nurkowego. Cieszę się bardzo z tego, że twórcy serialu przynajmniej próbują nadać Williamowi jakąś osobowość, i w sumie czekam tylko aż Jack też nabierze kolorów.

Averell, poza tym, że jest nadal bezdenne głupi, lubi jeść, wkurza Joego i służy jako tania siła robocza, okazjonalnie przejawia zapędy artystyczne. Co najmniej dwa odcinki (w tym Iluzja) związane są z tym, że najmłodszy z braci Dalton jest całkiem dobrym malarzem. Powiem szczerze, że nigdy nie przepadałam za Averellem, bo scenarzyści (czy to Goscinny, czy to ktokolwiek inny) zwykli przedobrzać z jego tępotą, co było irytujące. W tym serialu mnie to tak nie razi.

Są takie momenty, że Daltonowie są… uroczy? Chodzi mi o to, że trafiają się tam sytuacje, gdzie czuć, że to czterej bracia, którzy się o siebie troszczą. Raz Jack i William myślą, że Averell nie żyje i za nim płaczą; raz Joe wpada w depresję i jego bracia próbują go pocieszyć; raz Daltonom udaje się zająć cztery luksusowe sypialnie, ale ponieważ nigdy nie spali z dala od siebie, i tak kładą się do jednego łóżka; w końcu w odcinku specjalnym (który nie został jeszcze przetłumaczony na polski) Averell ma wyjechać do Paryża, gdzie mają być wystawione jego prace, i nie tylko ściska na odchodnym Williama i Jacka, ale i Joemu jakoś smutno z powodu rozłąki z bratem. Poza tym jest taka mała rzecz, o której mówiłam w artykule, a mianowicie to, że oni zawsze uciekają razem. Nawet jak Joe, Jack i William zostawiają Averella w Podłym i Głupim, i tak zamierzają po niego potem wrócić. A jeśli bardzo Wam zależy na fluffie z Daltonami, to są ze dwa odcinki, w których pokazani są jako małe dzieci.

Humor jest świetny. Zwłaszcza w dialogach. Moją absolutnie ulubioną sceną jest ta w Stacji Więzienie, gdzie Daltonowie, którzy zgłosili się do pracy przy torach, orientują się, że będzie ich nadzorować kobieta.

Joe: Baba! Będzie łatwiej ją wykiwać!

Jack: Eee… Mama jest kobietą i nikt jej nigdy nie wykiwał.

Joe: Mama nie jest kobietą! Mama jest mamą.

W sumie design postaci i teł jest bardzo prosty, jednak miejscami animacja potrafi zachwycić, zwłaszcza w scenach fantazji czy wspomnień.

Jeśli miałabym powiedzieć, co mi się w tym serialu nie podoba, to na pewno przeżyłabym bez Rin Tin Cana (ale cóż poradzić… ten kundel był we wszystkich więzieniach, w których trzymano Daltonów) i wolałabym więcej Mamy Dalton; niektóre odcinki są dość miałkie, a jako część uniwersum Lucky Luke’a, potrafi być niespójny z resztą (ale z drugiej strony komiksy też bywają ze sobą sprzeczne). Poza tym niech wreszcie TeleToon weźmie się za tłumaczenie pozostałych dwóch sezonów i odcinków specjalnych, bo chcę wiedzieć o czym ci ludzie mówią.

Tak czy inaczej, serial jak najbardziej polecam, zwłaszcza jak woleliście Daltonów od Luke’a i chcielibyście zobaczyć ich więcej. Jako kolejna część uniwersum Daltonowie radzą sobie całkiem nieźle.

Leave a Reply