Uwaga, tekst zawiera spoilery do Trzech wiedźm, Wyprawy czarownic, Panów i Dam oraz Carpe Jugulum.
Był taki czas, kiedy słyszałam, że niektórzy twórcy potrafią pisać wspaniałe, pełnokrwiste postaci kobiece. Wśród tych twórców nieodmiennie wymieniane były dwa nazwiska: Joss Whedon i George R. R. Martin. O ile moja znajomość twórczości tego pierwszego jest zbyt nikła, abym to mogła ocenić, o tyle lektura Pieśni Lodu i Ognia, oraz serial na jej podstawie sprawiły, że trudno mi się nie zgodzić w związku z drugim z panów. I tak się jakoś złożyło, że od jakiegoś roku zaczęłam zwracać uwagę na kreację postaci kobiecych w fikcji i w pewnym momencie pomyślałam sobie, że do tych wielkich, piszących wspaniałe kobiety twórców powinien dołączyć Terry Pratchett.
Kobiety Pratchetta – tak jak zresztą inne jego postaci – są ciekawe, czasem trochę dziwne, nieraz wielowarstwowe. Tam nie ma kobiet, które byłyby tylko love interestami. Tam jest przemiła, masywna lady Sybil, żona komendanta Vimesa, która przy okazji tak się składa, że hoduje smoki. Tam nie ma silnych heroin, których jedynym celem życiowym jest udowodnienie czegoś mężczyznom. Tam jest córka Cohena Barbarzyńcy, Conena, która czuje przymus, aby być taka jak ojciec, choć tak naprawdę chciałaby zostać fryzjerką. Tam nie ma denerwujących Mary Sue. Tam jest wnuczka Śmierci, Susan Sto Helit, która już w pierwszej swojej książce okazuje się nie tylko nie mieć racji, ale być też w stanie przyznać się do błędu. A to dopiero początek wyliczeń!
Niejako wychodząc od tych refleksji, chciałabym poświęcić dzisiejszy artykuł pewnej postaci kobiecej, a właściwie grupce takich postaci, czyli Wiedźmom z Lancre, ze szczególnym uwzględnieniem Babci Weatherwax.
Czytaj dalej “Artykuł: Babcia Sama Zarąbistość”