Jednym z moich ulubionych motywów w fikcji są relacje ojciec-syn, których znaczenie obejmuje nie tylko rodzonych ojców i synów, ale też tak zwane „father figures” – wszelkiego rodzaju mentorów, ojców zastępczych, tymczasowych opiekunów, którzy zaczynają przejawiać ojcowskie uczucia wobec młodych ludzi, których biorą pod swoje skrzydła. Z tego względu właśnie do moich ulubionych postaci zaliczają się mistrz Splinter z Wojowniczych Żółwi Ninja, czy Rudowłosy Shanks z One Piece, a moim ulubionym odcinkiem animowanego Powrotu do przyszłości jest Puszczanie latawca. Ponieważ ostatnio zaczęłam znów interesować się Marvel Cinematic Universe i piszę (już drugiego) fanfika o ojcu Iron Mana, Howardzie Starku, przyszło mi do głowy kilka refleksji na temat relacji ojciec-syn w fikcji, którymi to refleksjami zamierzam się podzielić w tym artykule. Pozwolę sobie przy tym na kilka odniesień do MCU.
Kiedy Nostalgia Critic robił listę najfajniejszych schematów w filmach i przeszedł do punktu poświęconego mrocznej przeszłości, zwrócił uwagę na to, że dość często elementem owej mrocznej przyszłości jest śmierć ojca postaci z ręki jakiegoś zbira. W związku z tym bohater czuje się w obowiązku pomścić rodzica i jedną z głównych motywacji (jeśli nie jedyną motywacją) życiowych jest wytropienie i zabicie człowieka, który zamordował jego (bądź jej) ojca. Można zauważyć pewien wielokrotnie powtarzany wzór dotyczący martwych rodziców jako elementu przeszłości postaci. O ile rodzice nie zginęli razem (jak państwo Stark, którzy ponieśli śmierć w wypadku samochodowym, czy państwo Wayne, którzy zostali zabici przez ulicznego przestępcę), o tyle ojcowie zwykle są zabijani, a matki umierają w łóżku na jakieś choroby. Być może jest to pozostałość po zamierzchłych czasach, kiedy to mężczyźni szli na wojnę i masowo polegali w bitwach, a kobiety umierały przy porodzie, niemniej jednak istnieją, oczywiście, wyjątki.
Jednakże o wiele częściej ojciec w fikcji jest jak najbardziej żywy. Zanim jednak do tego przejdziemy, musimy zwrócić uwagę na rolę, jaką ojcowie pełnili przez te wszystkie lata w niemal wszystkich kulturach świata. Nie da się ukryć, że na barkach ojca zawsze spoczywały liczne obowiązki. Jako głowa rodziny, musiał on wyżywić i obronić rodzinę przed niebezpieczeństwami; musiał wpoić dzieciom wartości i przygotować je do życia. Jeżeli był rzemieślnikiem, mieszczaninem albo rolnikiem, musiał nauczyć swoich synów fachu. Jeżeli był szlachcicem, musiał zapewnić im wyższe wykształcenie, a nawet wyposażyć ich w broń, zbroję i konia w razie wojny. Jeżeli miał córki, musiał zadbać o to, aby nie utraciły czci i żeby wyszły za mężów, którzy zapewnią im godziwy byt i dobrze się nimi zajmą. To bardzo duża odpowiedzialność jak na jedną osobę w rodzinie, dlatego niektóre z tych obowiązków ojciec dzielił z matką, swoimi rodzicami, a nawet z najstarszym z potomstwa, jednakże ostatecznie to on był głową rodziny; to od niego społeczeństwo oczekiwało, że wychowa swoje dzieci na porządnych obywateli i to do niego kierowane były często przeróżne pretensje. Co więcej – akt odcięcia pępowiny przez ojca symbolizuje odrębność bytową dziecka od matki, a relacje z ojcem wielokrotnie wpływają na sposób postrzegania Boga przez człowieka. Nie dziwmy się więc, że do dzisiaj dynamika między ojcem a jego potomstwem (czy nawet „figurą ojcowską” a jej przybranymi dziećmi) jest jednym z ważniejszych motywów w fikcji.
Można wyróżnić kilka schematów relacji ojciec-syn, a większość z nich zasadza się właściwie na konflikcie. W fikcji dość rzadko występują między ojcem a nastoletnim (a nawet dorosłym) synem relacje bezkonfliktowe, podobne do tych z dzieciństwa, kiedy to ojciec jest największym wzorem do naśladowania. Obecnie psychologowie są zgodni co do tego, że konflikt dziecka z rodzicami jest naturalnym punktem rozwoju osobowości dorastającego człowieka, jednak w fikcji owe konflikty często mają charakter głębszy niż po prostu bunt. O wiele częściej są one związane z tym, jaki jest wobec swoich synów i córek ojciec.

Mamy więc ojca, który jest pracoholikiem i dlatego nie ma czasu dla rodziny. Disney w wielu swoich filmach familijnych wykorzystywał ten motyw, pod koniec ucząc głowę rodziny, że to nie praca jest priorytetem, tylko żona i dzieci. Marvel z kolei przedstawia nam dwa przykłady zapracowanych ojców (co więcej, obaj są właścicielami dużych firm) – Normana Osborna, który stał się potem Zielonym Goblinem; i Howarda Starka, ojca Iron Mana. Obaj panowie kochają swoich synów, chociaż tego nie okazują, aczkolwiek Norman Osborn to bardziej typ ojca nieobecnego, zapominającego o ważnych wydarzeniach w życiu Harry’ego, a Howard Stark to typ człowieka, który stawia przed dzieckiem bardzo wysokie wymagania i wydaje się być chłodny w obyciu.

W większości wersji Norman przed przemianą w Zielonego Goblina (i powolnym zatracaniu resztek swojego człowieczeństwa) w sytuacji ataku jakiegoś złoczyńcy, zawsze najbardziej martwi się o bezpieczeństwo syna. Animowany Spiderman zawiera nawet scenę, w której tytułowy bohater gani prezesa Oscorp za jego zaniedbania wobec Harry’ego, a Norman wyznaje, że żałuje swojego postępowania i że mimo wszystko kocha swojego syna. Z kolei w Mega Spidermanie mamy sytuację o wiele bardziej niepokojącą. Już od pierwszego odcinka wiemy, że Norman Osborn jest zainteresowany Spidermanem, a jego zainteresowanie graniczy z obsesją. Kiedy Venom opanowuje Harry’ego (i tak – w tej wersji historii o Spidermanie Venomem jest Harry, a nie Brock), a Norman to odkrywa, od razu widać, że taki Harry mu bardziej odpowiada; że Harry zwyczajny nie może się równać z Harry’m posiadającym moc. Ostatecznie we wszystkich wersjach niedopowiedzenia i nieporozumienia doprowadzają do sytuacji, w której Harry obwinia Spidermana za krzywdę wyrządzoną ojcu i ślubuje wywrzeć na superbohaterze zemstę.

Howard Stark z kolei jest postacią wielowymiarową, zwłaszcza pod kątem ojcostwa. Po kilku miesiącach dowiadywania się czego popadnie o tym człowieku, wciąż nie jestem do końca pewna, skąd wzięła się owa chłodna postawa Howarda wobec Tony’ego, zwłaszcza, że – jeśli wierzyć Kapitanowi Ameryce: Pierwszemu Starciu i tie-inowemu komiksowi do Iron Mana 2 – przynajmniej do lat sześćdziesiątych był bardzo podobny do syna. Być może właśnie incydent z Antonem Vanko – człowiekiem, którego Howard uważał za przyjaciela i z którym wiązał wielkie nadzieje na świetlaną przyszłość ludzkości – sprawił, że przedsiębiorca stracił swój pierwotny entuzjazm i idealizm. Howard nadal realizował wiele ze swoich pierwotnych zamierzeń, ale nie z takim zapałem, jak podczas współpracy z Vanko. Nagranie, które przekazał Tony’emu Nick Fury w drugim Iron Manie, oprócz słynnej mowy o największym dziele Howarda, zawiera również parę nieudanych ujęć z prezentacji filmowej na Stark Expo. Najpierw jest owa scena, w której przedsiębiorca gani czteroletniego syna za majstrowanie przy makiecie Expo; potem pokazany jest Howard chodzący w te i we wte i próbujący jak najlepiej wypaść przed kamerą; następnie zmęczony ciągłą pompatycznością, oświadcza: „Panie i panowie, przedstawiam wam mój tyłek.”, aby po kolejnym cięciu zostać sfilmowanym ze szklanką whisky w ręku (wątek problemu alkoholowego obu Starków został tylko muśnięty w filmach); w końcu ostatnie ujęcie to wiadomość skierowana do dorosłego syna, zawierająca nie tylko wskazówki, co do tajemniczego pierwiastka, który Howard odkrył, badając Tesseract, ale też słowa ojcowskiej miłości, wyrażające nadzieję na to, że co nie udało się Howardowi, na pewno uda się Tony’emu.

Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to bez Howarda Starka nie byłoby Iron Mana, i to nie tylko w sensie biologicznym. Howard bardzo się starał rozwijać talent technologiczny syna, toteż wysyłał go do najlepszych szkół, w tym – do MIT. Ponadto, gdyby nie skonstruowany przez niego reaktor łukowy, Tony nigdy nie wydostałby się z niewoli u Dziesięciu Pierścieni i nie wpadłby na pomysł zbroi Iron Mana. W komiksach Howard był nie tylko założycielem TARCZY, ale również jednym z pierwszych specjalistów, którzy zajmowali się nadzwyczajnymi zagrożeniami, zanim pojawili się superbohaterowie. Warto też wspomnieć, że w alternatywnej rzeczywistości – Ultimate Universe – matka Tony’ego uległa napromieniowaniu, kiedy była z nim w ciąży i zmarła przy porodzie. Howard był więc w tym uniwersum samotnym ojcem, a w związku z tym jego stosunki z synem były o wiele lepsze.

Konflikt między ojcem a synem może być spowodowany przez różnicę pokoleniową, różnicę poglądów albo podejście do życia. Dobrze obrazują to relacje z ojcami bohaterów serialu Jak poznałem waszą matkę, bo każdy z nich – poza Marshallem – ma powód, aby chować do rodzicieli urazę.
Ojciec Robin chciał mieć syna, więc od jej najmłodszych lat traktował ją jak chłopca, nie okazując jej przy tym czułości i tego, że jest z niej dumny. W rzeczy samej motyw ojca, który dołuje własne dziecko (szczególnie gdy jest to chłopiec nie dorastający do konkretnej wizji męskości i sukcesu), jest bardzo popularny, chociaż przeważnie występuje w wersji komediowej, niż dramatycznej. Skutkiem takiego wychowania jest zwykle zaniżona samoocena bohatera, a także desperackie pragnienie zaimponowania rodzicowi, które rzadko kiedy kończy się sukcesem.
Następnie mamy Lily, której ojciec spędził większość swojego życia na wyścigach konnych i próbował stworzyć nową grę planszową, tym samym zaniedbując rodzinę. Czasem to nie tyle dziecko zachowuje się nieodpowiedzialnie, co właśnie rodzic. Wspomnieliśmy wcześniej, że ojciec musi wpoić dzieciom pewne wartości i że ma wyżywić rodzinę. W fikcji – jak w życiu – pojawiają się ojcowie, którzy nie tylko nie mają pracy, ale też jej nie szukają, zamiast tego zaś albo gonią za marzeniem, zapominając o obowiązkach, albo popadają w jakiś nałóg (niekoniecznie alkoholowy; dość często powtarza się motyw ojca hazardzisty).
Rodzice Teda rozwiedli się i nic mu o tym nie powiedzieli, a ojciec wdał się w romans. Ojcowie romansujący z innymi kobietami i tym samym przyczyniający się do rozpadu własnego małżeństwa, dość często przedstawiani są jako ci samolubni i niewrażliwi na uczucia swoich dzieci. Mogą nawet rozwieść się z żoną i założyć nową rodzinę, zapominając o tym, że z poprzedniego małżeństwa również mają dzieci. Czasem podawane są jakieś szczególne powody, które usprawiedliwiają takie zachowanie, a najczęściej chodzi o to, że ojciec był w swoim małżeństwie po prostu nieszczęśliwy. Zwykle jednak nawet te powody nie wystarczą, aby taki ojciec zyskał w oczach widza, bo mimo wszystko jest on nadal niewrażliwy i samolubny.
W końcu ojciec Barney’a opuścił go, kiedy ten był małym dzieckiem, w rezultacie doprowadzając do sytuacji, w której był on wychowywany tylko przez matkę. Porzucenie przez ojca (czy rodziców w ogóle) zawsze odciska piętno na dziecku. Najczęściej porzucone potomstwo ma wrażenie, że powodem porzucenia było właśnie ono i do końca życia ma problemy z bliskością, wręcz się jej boi.
Jednak wszystkim tym czterem typom wyrodnych ojców można wybaczyć, jeżeli okażą miłość swoim dzieciom – jeżeli okażą żal za swoje czyny i chęć przynajmniej częściowego naprawienia krzywd; jeżeli powiedzą, że są dumni ze swoich dzieci, a nawet staną w ich obronie. Są to więc te typy pomyłek, które przy odrobinie dobrej woli z obu stron i przy odrobinie cierpliwości da się jeszcze naprawić. Więzy mogą jeszcze zostać odbudowane.
Jest jednakże jeden typ wyrodnego ojca, który nigdy nie doczeka się przebaczenia i który zawsze będzie ganiony, a jest nim oczywiście ojciec, który znęca się nad dzieckiem psychicznie i fizycznie. I tutaj powracamy znów do Marvela, a konkretnie – do Bruce’a Bannera i jego alter ego, Hulka. Bo też żeby zrozumieć Hulka – zwłaszcza w powiązaniu z występującym w MCU motywem, jakoby był on wynikiem odtworzenia Serum Superżołnierza przy pomocy promieni gamma (a więc uwydatnieniem czegoś, co było już wewnątrz Bannera) – warto przyjrzeć się ojcu Bruce’a, Brianowi Bannerowi. Brian ma wiele cech typowego brutalnego ojca – znęcającego się psychicznie i fizycznie nad żoną i dzieckiem, a nawet doprowadzającego do śmierci swojej małżonki na oczach dziecka. Jednak jego motywacja do takiego zachowania nie wynika z frustracji, chorej przyjemności, czy alkoholizmu. Jest ona silnie zakorzeniona w jego własnym smutnym dzieciństwie. Tak się bowiem składa, że Brian Banner był również maltretowany przez swojego ojca. Fakt ten doprowadził go do przeświadczenia, że Bannerowie noszą w sobie „gen potwora”. Z tego też powodu Brian postanowił nigdy nie mieć dzieci, aby „gen” się nie rozprzestrzenił. Jako dorosły człowiek i specjalista od fizyki nuklearnej został zatrudniony przez wojsko. Pewnego dnia został przypadkiem napromieniowany, przez co wpadł w panikę i doszedł do wniosku, że promienie jeszcze bardziej wzmocniły tkwiący w nim „gen potwora”, chociaż tak naprawdę były niegroźne. Wkrótce żona Briana, Rebecca, zaszła w ciążę i urodziła syna, Bruce’a, który z czasem zaczął przejawiać nad wiek wysokie IQ, co tylko utwierdziło Briana, że posiada on „gen potwora”. Brian zaczął więc znęcać się nad własnym synem, a kiedy Rebecca chciała uciec z Bruce’m, została zabita przez męża na podjeździe. Po latach zaś posunął się nawet do stwierdzenia, że to nie on, tylko właśnie Bruce zabił Rebeccę, przez co w przypływie wściekłości młody Bruce doprowadził niechcący do jego śmierci.

Należy zwrócić uwagę na to, że ojciec Briana miał na imię tak samo jak jego syn – Bruce. Można więc się zastanawiać, czy czasem okrucieństwo Briana nie miało też na celu wyżycia się przez niego za doznane w młodości krzywdy poprzez znęcanie się nad młodszym i słabszym imiennikiem ojca. Obojętnie jednak, czy jest to słuszne założenie, czy nie, wiedza o przeszłości Bruce’a Bannera daje nam większy wgląd w to, czym jest Hulk. Hulk pojawia się, kiedy Banner jest wściekły, a raz nawet pojawił się, gdy doktor próbował popełnić samobójstwo. Można więc powiedzieć, że Hulk jest z jednej strony manifestacją frustracji i wściekłości, które przez lata narastały w Bannerze kiedy był maltretowany przez ojca; z drugiej zaś – przejawem instynktu samozachowawczego, który reaguje na zagrożenie. Ponadto zwróćmy uwagę na to, w jaki sposób Hulk mówi o doktorze: „Hulk nie być mały, słaby Banner.” Hulk jest silny, wielki i groźny, nie mówiąc o tym, że wzbudza lęk w swoich agresorach. Bruce jest chuderlawy i niepewny siebie. Być może więc Hulk jest tą częścią Bruce’a, która gardzi niezdolnością Bruce’a-dziecka do obrony siebie i swoich bliskich; jego niemożności przeciwstawienia się własnemu ojcu. Innymi słowy złe zdanie Hulka o Bannerze jest tak naprawdę poczuciem winy Bruce’a i jego nienawiścią do samego siebie za to, że jako dziecko nie potrafił nic zrobić i pozwalał ojcu wmawiać sobie różne rzeczy. Być może nawet to, że Hulk przyjmuje taką, a nie inną postać, bierze się z ciągłego powtarzania przez Briana Bannera frazy o „genie potwora”. Zresztą za każdym razem, kiedy w komiksach ktoś chce znęcać się psychicznie nad Bruce’m i Hulkiem, przyjmuje postać Briana.

W filmie Anga Lee Hulk pojawia się Brian Banner, a jego reakcja na dorosłego syna zmieniającego się w zielonego potwora jest podobna do reakcji Normana Osborna w Mega Spidermanie – Brian nie interesuje się Bruce’m, chociaż chciał go zabić w wieku niemowlęcym (wierząc, że jego wypadek z promieniowaniem uczynił z Bruce’a potwora), za to pragnie wywołać u niego atak, wierząc, że to właśnie Hulk jest jego wymarzonym synem. Obojętnie jakby na to nie patrzeć, działania Briana Bannera względem własnego syna pozostawiły trwały ślad w psychice Bruce’a. Co więcej, do końca swojego życia Brian nie okazał szczerej skruchy za to, czego się dopuścił, za to wykazał się okrucieństwem, kto wie czy nawet nie ocierającym się o sadyzm. Był tym typem złego ojca, któremu się nie wybacza i któremu nie można wybaczyć ze względu na to, jakie spustoszenia poczynił w psychice własnego dziecka. W porównaniu z nim, wielu niedoskonałych, a nawet fatalnych ojców w uniwersum Marvela i poza nim to Ojcowie Roku. Brian Banner był nieobliczalny – mógł nie tylko znęcać się nad własnym synem, ale także istnieje spore prawdopodobieństwo, że prędzej czy później mógłby go zabić.
W takich okrutnych ojcach przerażająca jest właśnie ta nieobliczalność. Zwykły rodzic kieruje się dobrem swojego dziecka, ma wewnętrzny odruch chronienia go przed każdym zagrożeniem, nawet przed samym sobą. Ojciec okrutny nie posiada tego mechanizmu – nie posiada odruchu kierowania się dobrem dziecka. Dlatego chłodni ojcowie, ojcowie znikający, ojcowie pracoholicy, ojcowie stawiający wysokie wymagania… oni mimo wszystko kierują się miłością do swoich dzieci, chociażby dlatego, że są one ich „ciałem i krwią”. Mogą nawet skoczyć za nie w ogień. Pozbawieni tego odruchu ojcowie okrutni traktują swoje potomstwo przedmiotowo, nie widzą go jako części siebie. Dlatego też ojcowie okrutni – czy to w fikcji, czy to w prawdziwym życiu – zawsze będą potępiani.
W fikcji widoczne jest całe spektrum typów postaci ojcowskich – od tych zmarłych przedwcześnie, których należy pomścić, poprzez tych niedoskonałych, ale kochających, a na tych znęcających się nad własnymi pociechami skończywszy – a co za tym idzie obecne tam jest również pełne spektrum relacji między ojcami/„figurami ojcowskimi” i dziećmi. Biorąc pod uwagę rolę, jaką spełniali ojcowie na przestrzeni tych kilku tysięcy lat szczególnie, jeśli chodzi o synów, temat dynamiki ojciec-syn nigdy nie zostanie wyczerpany. Uniwersum Marvela dostarcza nam mnóstwa postaci ojcowskich, które wywarły wpływ na samych bohaterów i złoczyńców występujących, zarówno w komiksach Marvela, jak i w ich adaptacjach. Dzisiaj musnęliśmy tych najbardziej wyróżniających się, ale kto wie, co może dać nam analiza takiego Nathaniela Richardsa (ojca Pana Fantastycznego z Fantastycznej Czwórki), czy generała Thaddeusa Rossa (prześladowcy Hulka i ojca jego narzeczonej). Fikcyjni ojcowie będą badani najpierw jako postaci, a potem pod kątem sposobów, w jaki traktują swoje dzieci, a ten drugi element będzie zawsze ważniejszy niż ten pierwszy. Jednocześnie wszelkiego rodzaju pozytywne stosunki relacji ojciec-syn, opiekun-podopieczny czy mentor-uczeń cieszą się sporym powodzeniem i często są jednym w bardziej interesujących wątków fabuły.