Miesiące z... · Wrzesień z Agathą Christie · Ze wspomnień fana

Ze wspomnień fana: Agatha Christie

Już wam kiedyś wspominałam, że lubię klasyczne kryminały (czarne trochę mniej, ale ujdą). Był taki czas w moim młodym życiu (tak od dwunastu lat wzwyż), kiedy chciałam zostać prywatnym detektywem. Powodem tego były takie seriale jak Droopy Superdetektyw, czy Inspektor Gadżet, a także wszelkiego rodzaju odcinki kreskówek i seriali dla młodzieży, gdzie bawiono się formułą obu gatunków. Z literaturą było trochę gorzej, bo jak próbowałam przeczytać Przygody Sherlocka Holmesa, nie porwały mnie zbytnio (aczkolwiek rozumiałam, dlaczego wszyscy się nimi zachwycają).

W każdym razie pewnego dnia wydawnictwo Hachette, znane z wypuszczania różnych serii książek (tudzież komiksu) w kioskach, zaczęło reklamować nową kolekcję, a tą kolekcją były właśnie kryminały Agathy Christie. Na początku nie bardzo mnie to interesowało, ale im częściej wpadałam na tę reklamę, tym bardziej mnie intrygowała. Aż pewnego dnia poprosiłam matkę, aby mi kupiła te dwa pierwsze tomy, abym mogła się dowiedzieć, co to za kobitka ta Agatha Christie i co ona takiego pisze. I tak oto stałam się dumną właścicielką Spotkania w Bagdadzie i Morderstwa w Orient Expressie. Pierwsze zaczęłam czytać Morderstwo w Orient Expressie… ale lektura nie szła mi zbyt dobrze, więc zajęłam się Spotkaniem w Bagdadzie. I co by nie mówić – ta powieść (mimo że bardziej podchodząca pod literaturę szpiegowską, niż kryminał) tak mi się spodobała, że z miejsca stałam się fanką Agathy Christie.

Morderstwo w Orient Expressie również przeczytałam, ale nieco później. Co więcej – przeczytałam je w samolocie, lecąc do Australii (dwudziestopięciogodzinny lot sprzyja czytaniu, nie ma co). Potem, już w Polsce, zapoznałam się z serialem ITV, adaptującym powieści z Poirotem. Puszczała go telewizja Hallmark, w sobotnie wieczory, niemniej jednak serial z Suchetem sprzyjał mojemu fanostwu. Wstyd się przyznać, ale wielu książek z Poirotem w roli głównej nigdy nie przeczytałam, za to znam je właśnie z tego serialu… ale na swoją obronę mam to, że to dobry serial. Trzyma klimat, aktorstwo jest na wysokim poziomie, a Poirot… Poirot w wykonaniu Sucheta jest po prostu wspaniały.

Może już o tym mówiłam, może nie, ale dla mnie David Suchet jest jedynie słusznym Poirotem. Małego Belga grało wielu znakomitych aktorów – Albert Finney, Alfred Molina, a nawet Peter Ustinov – i być może przemawia przeze mnie nostalgia, jednakże żaden z nich, moim skromnym zdaniem, nie zrobił dla tej postaci tyle, co David Suchet. Pamiętajmy przy tym, że Suchet grał Poirota z przerwami od lat osiemdziesiątych do 2013 roku. W tym czasie zdążył dopracować rolę w taki sposób, że jego Poirot wydaje się pełnokrwisty, a i wielbiciele serialu zdążyli go pokochać w tej roli. Kiedy oglądałam te ekranizacje Agathy Christie, gdzie Poirota gra Peter Ustinov, to mały Belg wydawał mi się taki jakiś miałki. A w każdym razie nie wzbudzał we mnie takich emocji jak Poirot Sucheta. (Teraz taka mała ciekawostka – w ekranizacji Śmierci lorda Edgware z Ustinovem, Suchet gra inspektora Jappa. W filmie znajduje się więc taka scena, kiedy Suchet i Ustinov ze sobą rozmawiają i właściwie mamy w jednym kadrze dwóch Poirotów.)

Poirot do dzisiaj pozostaje moim ulubionym detektywem Agathy Christie, ale przecież jest jeszcze panna Marple. Pannę Marple poznałam najpierw w Zatrutym piórze, które dostałam na klasową Wigilię… ale w tamtej książce panna Marple pojawiła się tak trochę pod koniec i mało jej było, więc była raczej postacią drugoplanową i Deux Ex Machiną. W liceum udało mi się jednak znaleźć i wypożyczyć ze szkolnej biblioteki Noc w bibliotece (ha, widzicie jak się złożyło…) i tam panna Marple wypadła o wiele lepiej. Mogłam poznać jej cechy charakterystyczne i to jak operuje. Nie wzbudzała we mnie takich emocji, jak Poirot, ale i tak wydawała mi się postacią interesującą.

Jakiś czas potem, kiedy byłam już na studiach, ITV zaczęło ekranizować powieści z panną Marple w roli głównej (i tak, wiem, że jest również wersja z lat osiemdziesiątych, tworzona prawie równolegle z wczesnym Poirotem i pierwszy odcinek wciąż czeka, aż go obejrzę). Samą staruszkę zagrała najpierw Geraldine McEwan, a po kilku odcinkach zastąpiła ją Julia McKenzie. Ta nagła zmiana obsady nie za bardzo przypadła mi do gustu, ponieważ w tym czasie zdążyłam już się przywiązać do McEwan. (Choć teraz widzę, że moje przywiązanie był ździebko płytkie, bo przede wszystkim Geraldine McEwan robiła wrażenie bardzo miłej staruszki. To jedna z tych starszych osób, które są po prostu ładne.) W każdym razie McKenzie również polubiłam, a i zapoznałam się z innymi wcieleniami panny Marple (poza Helen Hayes i Joan Hickson, ale kiedyś to nadrobię). Angela Lansbury, która grała w Pękniętym lustrze, zastosowała wiele manieryzmów, które potem nadała Jessice Fletcher w Napisała: morderstwo, z kolei Margaret Rutherford… cóż, filmy z jej udziałem były pomyślane jako komedie, ale mimo wszystko scenarzyści robili z panną Marple jakieś dziwne rzeczy.

ostatnim rankingu wspomniałam, że w tych filmach dwóch mężczyzn oświadczyło się pannie Marple i że była taka sugestia, że jakby Jane Marple miała wybrać sobie męża, to wybrałaby swojego lekko roztargnionego pomocnika-bibliotekarza, ale to jeszcze nie koniec udziwnień. Otóż ciągle powtarzającym się gagiem we wszystkich czterech filmach z Rutherford jest to, że swego czasu panna Marple była złotą medalistką w różnych dziedzinach sportu – jeździectwie, strzelectwie, szermierce… Ja rozumiem, co scenarzyści chcieli zrobić. Chcieli dodać Marple jakieś umiejętności, które mogłyby się okazać przydatne w walce z uzbrojonym przeciwnikiem. Niemniej jednak przecież pierwotny zamysł był taki, że panna Marple jest słabą staruszką, dlatego przestępcy uważają, że jest niegroźna. Jej bronią miało być jej doświadczenie i znajomość ludzkiej natury. Więc może Margaret Rutherford jest zabawna z tymi medalami olimpijskimi, ale kłóci mi się to z wizją postaci Jane Marple.

W ciągu wszystkich tych lat zdążyłam zapoznać się z wieloma powieściami i zbiorami opowiadań Christie. Na działce znalazłam Dwanaście prac Herkulesa. Dzięki kolekcji Literatury Dwudziestego Wieku „Gazety Wyborczej” udało mi się przeczytać I nie było już nikogo. Czasem wędrując po Empiku, najdzie mnie ochota na kupienie czegoś Agathy Christie, niezależnie czy jest to wydanie kieszonkowe (jak Parker Pyne prowadzi śledztwo), czy w normalnym formacie (jak Wczesne sprawy Poirota).

Moja kolekcja książek Agathy Christie (niepełna, bo z działki, a mam jeszcze trzy rzeczy w domu).

Również – jak zdołaliście się już przekonać – różne adaptacje nie są mi obce. Tommy’ego i Tuppence znam tylko z adaptacji: Tajemniczego przeciwnika i francuskiej produkcji Śledztwa na cztery ręce. Dowiedziałam się także, że jest anime Agatha Christie’s Great Detectives Poirot and Marple i nawet obejrzałam dwa odcinki… jednakże nie porwało mnie. A to dlatego, że scenarzyści postanowili wprowadzić OC – Maybelle West. Otóż Mabelle jest córką siostrzeńca panny Marple, Raymonda – pisarza kryminałów i kobieciarza, który czasem pełni rolę Watsona dla swojej ciotki. Maybelle właśnie porzuciła szkołę dla dziewcząt i postanowiła sama o sobie stanowić, więc szuka mieszkania i pracy w Londynie. Spotyka Poirota i po przygodzie z pewnym mieszkaniem zostaje jego asystentką. Tak więc z jednej strony Maybelle może brać udział w sprawach Poirota, a kiedy odwiedza ciotkę – sprawach panny Marple. Niestety, Maybelle jest tak miałka, że do dzisiaj nie jestem w stanie wyjść z tym anime poza dwa pierwsze odcinki. Jak dla mnie jest ona całkiem zbędna.

Pewnego dnia TVP1 puszczało późnym wieczorem film biograficzny Agata. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam o słynnym zniknięciu Agathy Christie (później, pewien dokument utwierdził mnie w przekonaniu, że była to zaplanowana akcja, ale teraz nie jestem tego taka pewna). Właściwie Agata próbuje odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę miało miejsce podczas tego jedenastodniowego zniknięcia pisarki. Autorzy filmu chcą nam powiedzieć, że Christie (grana przez Vanessę Redgrave) po prostu uciekła do tego samego hotelu, w którym zatrzymała się kochanka jej męża, i tam przeżyła przelotny (należący bardziej do tych dworskich) romans z dziennikarzem, Wally’m Stantonem (Dustin Hoffman), który uległ zauroczeniu pisarką podczas jej spotkania autorskiego i postanowił ją odnaleźć, zanim zrobi to ktokolwiek inny. Przy czym o ile niechęć do Archibalda Christie (Timothy Dalton) jest w pełni uzasadniona, o tyle widzimy jego punkt widzenia i rozumiemy, dlaczego mógłby nie być zbyt chętny do szukania swojej zaginionej żony (co z kolei wzbudza podejrzenia u inspektora prowadzącego poszukiwania). Jednocześnie sam romans Christie i Stantona może się niektórym wydać bardzo uroczy, choć innym może się nie podobać wcale. Christie jest głęboko nieszczęśliwa, ale próbuje nadal być wierna mężowi, Stanton zaś przeczuwa, że dzieje się coś niedobrego i chce się Agathą zapiekować.

Jakieś dwa lata temu dowiedziałam się, że wydano książkę o notatnikach Christie i niedługo potem dostałam ją w swoje ręce. John Curran, znawca twórczości pisarki, został zaproszony przez jej rodzinę do domu i niechcący odkrył na strychu stare zeszyty, w których Agatha Christie spisywała swoje pomysły i obmyślała fabułę swoich powieści. Dzięki książce Currana możemy mieć wgląd w proces twórczy Christie. Możemy się, na przykład, dowiedzieć, że zabójca zmieniał się wielokrotnie, zanim Christie dochodziła do ostatecznej wersji rozwiązania. Curran zresztą dzieli rozdziały według pewnego motywu, który pojawia się w określonej grupie powieści Królowej Kryminału (śmierć w środku transportu, morderstwo sprzed lat, wykorzystanie cytatu albo wyliczanek…), a także robi małe przerywniki w formie ciekawostek na temat spraw kryminalnych, którymi inspirowała się Agatha Christie, jej kolegów po fachu, pierwotnych propozycji tytułów, a także powieści, które Christie chciała zaadaptować jako sztuki teatralne. Na końcu książki zaś znajduje się dodatek w postaci dwóch, niepublikowanych dotąd opowiadań Christie, w tym jednego, będącego alternatywną wersją Uprowadzenia Cerbera ze zbioru Dwanaście prac Herkulesa.

John Curran “Sekretne zapiski Agathy Christie”. Polecam wszystkim.

Tak czy inaczej, moje wieloletnie zainteresowanie prozą Christie nie przeszło bez wpływu na moje własne pisarstwo. Wielokrotnie chciałam zacząć pisać klasyczne kryminały, poczynając od bardzo dziwnego, poruszającego nieudolnie kwestię rasizmu i mającego cztery wersje (w tym jedną bardzo w stylu Harry’ego PotteraMistrza akupunktury, poprzez do dzisiaj niedokończoną serię zagadek z Władymirem Lwowiczem Korowiowem jako rosyjskim detektywem pracującym w Warszawie, a na Krwawej Barbarze skończywszy.

Jednakże nie stroniłam od kryminału jako gatunku również w fanfikach. Takim fanfikowym kryminałem było Dla Fletchera (do fandomu Fullmetal Alchemist), gdzie zagadką było otrucie młodszego i zniknięcie starszego z braci Tringhamów, a rolę detektywa odgrywał Edward Elric. I choć do dzisiaj mam sentyment do tego fika, to pisałam go dawno temu i dzisiaj widzę jego niedoskonałości (za szybkie przechodzenie od jednego zdarzenia do drugiego, krótkie rozdziały, sporo dialogów, lekko przesłodzona końcówka…).

O wiele lepiej (choć również z paroma błędami, na które moja wytrwała czytelniczka, Astroni, raczyła mi zwrócić uwagę) wyszedł mi Pękający lódPękający lód posiada wiele pomysłów (nawiązania do bratobójstwa w fikcji, opis pogrążającego się w rozpaczy Mycrofta, rzucanie podejrzeń na pewne osoby), z których jestem bardzo dumna, i do dzisiaj lubię sobie zerknąć na ostateczną konfrontację Mycrofta ze swoim prześladowcą, aczkolwiek teraz widzę, że mogłabym wiele rzeczy lepiej rozegrać (zwłaszcza jeśli chodzi o zapowiedź sprawcy, bo mimo wszystko pojawia się on tak jakoś znikąd).

Wątek kryminalny jest również obecny w do dziś niedokończonych Kronikach Rodzeństwa Piasku, o czym wiecie już z innego Ze wspomnień fana. Teraz tak patrzę na to i choć sam wątek kryminalny i śledztwo prowadzone przez Shikamaru wygląda nieźle, jak na tak wczesny fik, to i tak widzę, że zaangażowanie do śledztwa Temari, czyli siostry poszkodowanego Kankuro, było raczej durnym pomysłem z punktu widzenia prawnego (no bo członkowie rodziny jednak nie powinni prowadzić śledztwa w sprawie swoich bliskich).

Obecnie również piszę kryminalnego fanfika, chociaż po angielsku. Fanfik jest do fandomu Strażników Galaktyki i nosi nazwę Big bad wolf, a zagadka w nim dotyczy nagłego omdlenia Yondu Udonty, które skutkowało jego zapadnięciem w śpiączkę. Sam Yondu ma wizje, które nawiązują do trzech baśni – Trzech ŚwinekCzerwonego Kapturka oraz Wilka i Siedmiu Koźlątek – ponieważ jego własny umysł próbuje mu powiedzieć coś ważnego, a mianowicie – że ktoś (tak jak słynny wielki, zły wilk z ziemskich opowiadań) ukrywa się przed jego wzrokiem i czyha na jego załogę. W między czasie owa załoga dostaje się na stację kosmiczną, gdzie jest traktowana raczej chłodno, a na samej stacji znajdują się także Strażnicy Galaktyki. Big bad wolf w zasadzie ma wiele cech wspólnych z poprzednimi trzema fanfikami. Po pierwsze – Yondu zostaje otruty tak jak Fletcher Tringham, po drugie – zapada w śpiączkę, tak jak Kankuro; po trzecie – tak jak w Pękającym lodzie, występuje tam motyw przewodni; no i po czwarte – we wszystkich czterech fikach poza wątkiem kryminalnym, jest też inny, dotyczący relacji między pewnymi postaciami (w tym wypadku – relacji Petera Quilla do dawnej załogi i kapitana, Yondu Udonty).

Przez długi czas chodziło mi po głowie napisanie również czegoś do prozy samej Christie, a mianowicie – miałam taki pomysł, aby kilkuletni Herkules Poirot został postawiony przed wyborem między postąpieniem słusznie i niesłusznie, co miało być nawiązaniem do słynnej przypowieści Prodikosa z Keos o Herkulesie na rozdrożu. Niedawno zaczęłam to nawet pisać, ale szło mi bardzo topornie, głównie też dlatego, że nie wiem, co takiego mogłoby postawić młodego Herkulesa przed takim wyborem. Poza tym jest jeszcze inna trudność – za mało wiadomo o dzieciństwie Poirota, więc trudno mi się wczuć w tę postać. Może kiedyś wrócę do tego fika. Na razie się na to nie zapowiada.

To prawdopodobnie ostatni artykuł z okazji Września z Agathą Christie. Nie wiem, co jeszcze mogłabym przygotować. Tak czy inaczej, Agatha Christie jest niekwestionowaną Królową Kryminałów, a jej detektywi są stawiani tuż obok Sherlocka Holmesa, jako najsłynniejsi detektywi w historii literatury kryminalnej. Do dziś uważam ją za swój literacki wzór do naśladowania, wiem jednak, że nigdy jej nie prześcignę, niemniej jednak jest to jeden z tych autorów, których warto naśladować. Gdyby możliwie było, abym spotkała Agathę Christie w jakichś zaświatach, być może byłabym w stanie powiedzieć jej jak bardzo cenię jej książki i jak wspaniałe postaci stworzyła… a być może tylko bym słuchała tego, co miałaby do powiedzenia. W każdym razie byłabym niewymownie szczęśliwa.

Leave a Reply