Październik z Agathą Christie – Krótka notka o Poirotach Sophie Hannah

Nieraz żałowałam, że – pomimo swojego statusu jednego z największych detektywów w historii literatury – Herkules Poirot nie jest tak eksplorowany jak Sherlock Holmes. Chodzi mi o to, że poza kanonem Conan Doyle’a Holmes dorobił się nowych przygód, a nawet jego postać i rodzina były tematem utworów kolejnych twórców (wystarczy wspomnieć chociażby to, że miesiąc temu premierę miała netfliksowa adaptacja pierwszej książki o Enoli Holmes). Naprawdę chciałabym, aby ktoś spróbował zrobić coś podobnego z Poirotem.

Trochę rozumiem dlaczego jest inaczej. Po pierwsze – mamy kwestię tego, że bardzo mało wiemy o przeszłości Poirota. Nawet jeśli mały Belg wspomni coś o swojej rodzinie lub dzieciństwie, jest duża szansa, że powiedział to tylko po to, aby zmanipulować podejrzanych i tak naprawdę kłamie; stąd tak naprawdę nie wiadomo zbyt wiele o jego przeszłości i trudno jest na tym kanonie coś budować. Po drugie – pomimo ambiwalentnego podejścia do swojego najsłynniejszego tworu, sama Christie nie przepadała za bardzo za zmianami w charakterze Poirota w adaptacjach (co widać, na przykład, w tym, że nie podobała jej się kreacja Tony’ego Randalla, a była pod wielkim wrażeniem Alberta Finney’a). Po trzecie wreszcie – teraz pieczę nad schedą po pisarce sprawuje jej rodzina i to ona decyduje o tym, co dzieje się z postaciami Królowej Kryminału. Poza tym istnieje kwestia tego, że nowi twórcy mogliby doprowadzić do bastardyzacji postaci czy dzieła macierzystego do tego stopnia, że bohater stałby się swoją własną antytezą. Trzeba więc być ostrożnym w wyborze kontynuatora.

Sophie Hannah, autorka nowych przygód Poirota.

I tak oto w 2014 roku do księgarń weszła nowa powieść z Herkulesem Poirotem w roli głównej. Rzecz o tyle ciekawa, że ostatnia powieść o małym Belgu, Kurtyna, ukazała się tuż po śmierci Christie (zgodnie zresztą z wolą pisarki). Autorką nowego Poirota była Sophie Hannah, która otrzymała błogosławieństwo rodziny Królowej Kryminału. Co więcej – Hannah miała opisywać wczesne sprawy Poirota. Od razu mnie to zainteresowało.

Do pewnego stopnia miałam wobec Inicjałów zbrodni – pierwszej książki Hannah z Poirotem – wielkie nadzieje. Jak tylko dowiedziałam się, że w zamierzeniu miały to być wczesne sprawy małego Belga, myślałam, że chodzi o te tajemnice zbrodni, które rozwiązywał jeszcze w Belgii, jako policjant i na których budował reputację. Chętnie przeczytałabym powieść o młodym Poirocie z czasów przed pierwszą wojną światową, wspinającym się po szczeblach kariery policyjnej. Chciałabym, abyśmy dostali coś więcej o tym okresie jego życia niż tylko Bombonierka.

I kiedy wreszcie wzięłam się za czytanie Inicjałów zbrodni, od razu spotkało mnie małe rozczarowanie – już w pierwszym rozdziale narratorem jest Edward Catchpool – inspektor Scotland Yardu, który spotyka Poirota w londyńskim hotelu.

Tak więc wychodzi na to, że te “wczesne sprawy Poirota” to nie będą sprawy, nad którymi pracował za młodu; to nie będą sprawy, które rozwiązywał będąc policjantem w Belgii, tylko po raz kolejny były to zagadki, które zdarzały się w Anglii, dotyczyły Anglików i miały miejsce w latach dwudziestych XX wieku. Oczywiście, sama Christie napisała serię opowiadań okraszoną tytułem Wczesne sprawy Poirota i były to “wczesne sprawy”, które podejmował po osiedleniu się w Wielkiej Brytanii, ale i tak osadzenie książek Hannah w tym okresie jest trochę wtórne, podczas gdy jest tyle rzeczy związanych z małym Belgiem, które można poeksplorować.

Do tego inspektor Catchpool gra tutaj rolę podobną do tej, którą w oryginalnych powieściach odgrywał kapitan Hastings – jest pomocnikiem Poirota, często droczącym się z detektywem, ale będącym z nim w przyjaznych stosunkach. Nawet od czasu do czasu Poirot mówi Catchpoolowi, że nie myśli on prawidłowo, jest niemetodyczny i umykają mu istotne szczegóły.

Niemniej jednak zarówno Inicjały zbrodni, jak i kolejne trzy książki z serii – Zamknięta trumna, Zagadka trzech czwartych i najnowsze Morderstwa w Kingfisher Hill – mają wciągającą fabułę. Kiedy czytałam Inicjały zbrodni, odniosłam wrażenie, że Sophie Hannah na pewno umie naśladować styl Christie – jej książki trzymają w napięciu, mają zaskakujące zakończenia (moim ulubionym jest to z Zamkniętej trumny), a przy okazji pojawiają się tam ciekawe psychologicznie postaci, między którym zachodzą skomplikowane relacje.

Z drugiej strony właśnie po tych postaciach czuć, że nie jest to Christie. Niby Królowa Kryminału opisywała różne postaci i różne sytuacje życiowe, ale jednak czytając bohaterów Hannah, ma się wrażenie, że zostali stworzeni przez kogoś innego niż Christie. Trudno mi to wyjaśnić, bo nie są oni anachroniczni; po prostu są… inni. To nawet dobrze, że Hannah zachowała jednak trochę z własnego stylu.

Sam Catchpool już od swojej pierwszej strony jest na tyle wyrazistą postacią, że chce się go czytać. W zasadzie zaczynamy całą serię książek od bardzo dobrze napisanego wspomnienia ciała dziadka Catchpoola na pogrzebie, a potem inspektor daje się poznać jako sympatyczny młody człowiek, znający się na swojej robocie i służący Poirotowi swoją asystą. W następnych książkach dowiadujemy się o jego matce i jego niechęci do bycia swatanym. O ile więc czasami ma się wrażenie, że jest zastępczym Hastingsem, o tyle jest on też swoją własną postacią, która reaguje na dziwactwa Poirota.

To czy udało się Hannah należycie oddać charakter małego Belga może być kwestią sporną. Ja osobiście nie widzę jakiegoś wielkiego OOC czy spłycenia Poirota, ale spotkałam się z opiniami, że jest on zbyt złośliwy i poniekąd widzę skąd to się bierze. Na pewno Hannah nie próbuje odkrywać Poirota na nowo – nie chce go unowocześniać ani dawać mu mhrocznej przeszłości. To jest bardzo klasyczny Poirot bez żadnych udziwnień.

Podsumowując – mimo mojego pierwotnego rozczarowania, książki Sophie Hannah okazały się dla mnie niczego sobie lekturą. Jak wiadomo, Królowa Kryminału jest tylko jedna, ale jeśli ktoś tęsknił za lżejszym Poirotem, książki Hannah są całkiem niezłym wyborem.

Leave a Reply