Wielu ludzi uważa Tolkiena za ojca fantastyki, a zarazem najbardziej znamienitego przedstawiciela tego gatunku. I choć można nie zgadzać się z drugim stwierdzeniem, o tyle to pierwsze jest poniekąd uzasadnione. Nie chodzi tylko o to, że Tolkien rozpowszechnił gatunek fantasy, ale również o to, że położył pod niego podwaliny i zdefiniował na długie lata nasze wyobrażenie o tym, co powieść fantasy powinna zawierać. Pokazał przyszłym pisarzom fantastyki, że tworzenie nowego świata nie polega tylko na wrzuceniu kilku zaczerpniętych z folkloru istot, czy wymyśleniu dziwacznych imion i nazw. O, nie. Jeśli chcesz stworzyć zupełnie nowe uniwersum, musisz obmyślić relacje pomiędzy poszczególnymi rasami i ich kulturę, periodyzację ich historii, zasady działania magii, a także narysować mapę, która zostanie umieszczona na początku albo na końcu twojej powieści jako pomoc dla czytelnika.
Tolkien przedstawił nam również pewną wizję poszczególnych „fantastycznych” ras, która potem rozpowszechniły się dzięki grach Dungeons and Dragons. Wziął różne podania ludowe na temat człekopodobnych, magicznych stworzeń i na tej podstawie stworzył charakterystyki swoich ras, które zagnieździły się już w kulturze masowej. Tak więc (między innymi) krasnoludy mieszkają we wnętrzach gór i są rubaszne, elfy są do pewnego stopnia wyidealizowane, orki ciągle walczą i plądrują, a ludzie żyją krótko i często popełniają błędy, ale zawsze zdobywają się na heroizm i dowodzą swojej wartości. Teraz odchodzi się od tak zdefiniowanych ras w fantasy, czasem na rzecz własnej ich wizji, czasem na rzecz dekonstrukcji.
Jednak poza elfami, krasnoludami, goblinami, orkami i tak dalej, Tolkien umieścił w Śródziemiu jeszcze jedną, małą rasę. Rasę, która nie pochodziła z żadnej legendy i nie należała do żadnego ludu. Rasę, którą stworzył on sam, od początku do końca (mimo że można doszukać się w literaturze jakichś jego inspiracji), i która znalazła sobie miejsce w ludzkiej świadomości tak samo, jak krasnoludy czy elfy.
Tolkien stworzył hobbity, zwane także niziołkami.
(…) ale co to jest hobbit? Zdaje mi się, że wymaga to wyjaśnienia. W dzisiejszych czasach bowiem hobbitów bardzo rzadko można spotkać: nie ma ich wiele, a poza tym unikają Dużych Ludzi — jak nazywają nas. Hobbici są — czy może byli — małymi ludźmi, mniejszymi od krasnoludów — różnią się też od nich tym, że nie noszą brody — lecz znacznie większymi od liliputów. Nie uprawiają wcale albo prawie wcale czarów, z wyjątkiem chyba zwykłej, powszedniej sztuki, która pozwala im znikać bezszelestnie i błyskawicznie, kiedy duzi, niemądrzy ludzie, jak ty i ja, zabłądzą w ich pobliże, hałasując niczym słonie, tak że na milę można ich usłyszeć. Hobbici są skłonni do tycia, zwłaszcza w pasie: miewają wypięte brzuchy; ubierają się kolorowo (najchętniej zielono i żółto); nie używają obuwia, ponieważ stopy ich z przyrodzenia opatrzone są twardą podeszwą i porośnięte bujnym, ciemnym, brunatnym włosem, podobnie jak głowa (zwykle kędzierzawa); mają długie, zręczne, smagłe palce i poczciwe twarze, a śmieją się dużo, basowo i serdecznie (szczególnie po obiedzie, który — w miarę możności — jadają dwa razy dziennie). Teraz już wiecie o nich dość na początek.
Tak jak wiele osób, przeczytałam w trakcie swoich lat szkolnych książkę Tolkiena Hobbit, czyli tam i z powrotem, będącą niejako wstępem do trylogii Władcy Pierścieni. Powyższa charakterystyka pochodzi właśnie z tej książki. W związku z tym, że niedawno obejrzałam ekranizację Hobbita, zaczęłam się zastanawiać nad stworzoną przez Tolkiena rasą, jej kulturą i tym, czym się stała.
Pozostałe rasy – ludzie, krasnoludy, elfy – to rasy, które robią politykę, prowadzą wojny między sobą i z Nekromantą; decydują o losach Śródziemia, naradzając się między sobą. Shire – kraj zamieszkany przez hobbity – leży daleko od tych spraw, a jego mieszkańcy żyją w swoich norkach, zajmują się swoimi małymi ogródkami, spacerują, palą fajki i robią wiele innych, przyziemnych rzeczy. Jedyna polityka, jaką uprawiają, to ewentualnie wybory burmistrza raz na siedem lat. Tak więc hobbity to rasa spokojna, zajęta swoim małym światkiem i nie interesująca się sprawami reszty Śródziemia. I dlatego właśnie są oni metaforą zwykłych ludzi, być może nawet klasy średniej (aczkolwiek istnieje u nich pewnego rodzaju hierarchia i etatyzm… w końcu Frodo ma ogrodnika). Jest jeden wyjątek, ale jeszcze do niego dojdę.

Bilbo Baggins, bohater Hobbita, czyli tam i z powrotem, wydaje się właśnie takim statecznym, spokojnym mieszkańcem Shire. Kiedy przybywa do niego Gandalf, Bilbo siedzi sobie przed swoją norką, pyka fajeczkę i rozkoszuje się miłym porankiem. Wiemy też, że ma już pięćdziesiąt lat i nawet zachowuje się do pewnego stopnia jak starzec.

Gandalf – który poszukuje wśród hobbitów włamywacza (o tym jeszcze sobie powiemy) – mówi, że szuka kogoś, kto zechciałby uczestniczyć w przygodzie, a Bilbo odpowiada: “My tu jesteśmy naród prosty i spokojny, nie potrzeba nam przygód. Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad. Nie pojmuję, co się w tym komuś może podobać…”
Kiedy jednak Gandalf wyjawia swoje imię, Bilbo nagle się ożywia.
Gandalf! Gandalf! Wielkie nieba! Czyżby ten sam wędrowny czarodziej, który Staremu Tukowi podarował magiczne brylantowe spinki, co to same się zapinały, a odpinały tylko na rozkaz? Ten, co podczas przyjęć opowiadał takie cudowne historie o smokach, goblinach i wielkoludach, o ratowaniu księżniczek i o niespodziewanym szczęściu wdowich synów? Ten Gandalf może, który puszczał takie nadzwyczajne, wspaniałe ognie sztuczne? Pamiętam je! Stary Tuk bawił nas nimi w noc sobótkową. Cudowne! Strzelały w górę jak olbrzymie ogniste lilie, lwie pyszczki i złoty deszcz i wisiały w półmroku na niebie przez cały wieczór. (…) A niechże cię! — ciągnął dalej. — Czyżby ten sam Gandalf, z którego namowy wiele spokojnych chłopców i dziewcząt ruszyło w świat po szaleńcze przygody, zaczynając od łażenia po drzewach, a kończąc na podróżowaniu na gapę statkami pływającymi między tym a Drugim Brzegiem? Słowo daję, życie było wtedy wcale zabaw… to znaczy, chciałem powiedzieć, że w swoim czasie narobiłeś niemało zamieszania w tej okolicy. Przepraszam cię, nie miałem pojęcia, że wciąż jeszcze zajmujesz się tymi rzeczami.
I w tym momencie Gandalf wie już, że Bilbo Baggins jest tym, który wyruszy w szykowaną przez niego wyprawę. Bo mimo że hobbity to „spokojny naród”, również w tym „spokojnym narodzie” znajdzie się ktoś, kto, pod wpływem różnych zasłyszanych historii, pragnie czegoś więcej – przygody, podróży, bogactwa, zaszczytów… Tak jak wielu zwykłych ludzi pragnie wyrwać się z sennego miasteczka czy wsi, i poznać wielki świat, chociaż niekoniecznie od razu go zmieniać.
Trzeba też zaznaczyć, że Bilbo jest w połowie Tukiem, co czyni go jeszcze lepszym kandydatem na członka niebezpiecznej wyprawy, albowiem – mimo że większość hobbitów jest spokojna – Tukowie mają przygodę we krwi. Są popędliwi i szaleni, można by nawet rzec – bohaterscy. Jeden z przodków Bilba po kądzieli przetrącił goblinowi głowę i jeździł na prawdziwym koniu, a nie kucu. Można by powiedzieć, że Tukowie to tacy shire’owi Wędrowycze. Na początku spotkania między Gandalfem a Bilbem, czarodziej stwierdza wręcz, że nie spodziewał się, iż dożyje dnia, w którym syn Belladonny Tuk będzie mu życzył dobrego dnia.
I kiedy do norki Bilba przybywa te trzynaście krasnoludów, z początku on nie bardzo rozumie, co się dzieje, co oni tu robią i czemu traktują tak ostro jego zastawę i sztućce. Jednak kiedy zaczynają rozmawiać z Gandalfem o odzyskaniu swojego skarbu i kiedy śpiewają starą pieśń o Mglistej Górze daleko stąd, w Bilbie Bagginsie odzywa się krew Tuków. W filmie Hobbit: Niezwykła podróż jest taka scena, w której Gandalf pyta Bilba, od kiedy to rodowa zastawa stała się dla niego taka ważna. Gdy Bilbo zaczyna argumentować, że ponieważ jest Bagginsem, nie nadaje się do przygód, Gandalf mówi: „Ale jesteś także Tukiem.”
Z drugiej strony w tym samym filmie kiedy Galadriela pyta: „Dlaczego niziołek?”, Gandalf odpowiada:
Saruman wierzy, że tylko wielka moc może powstrzymać zło, ale ja odkryłem coś zupełnie innego. Ja odkryłem, że to małe, codzienne czynności zwykłego ludu trzymają ciemność z dala… małe akty dobroci i miłości. Dlaczego Bilbo Baggins? To dlatego, że się boję, a on daje mi odwagę.
W ten sposób Peter Jackson daje nam do zrozumienia, że Bagginsowa część Bilba jest równie ważna jak ta Tukowa, a być może nawet ważniejsza. Część Tukowa pcha hobbita w stronę przygody i dodaje mu potrzebnej podczas niebezpiecznej wyprawy odwagi, a część Baggnisowa każe mu doradzić Thorinowi, aby najpierw spróbował dyplomacji, zanim zdecyduje się na wojnę z elfami i ludźmi z Dal; a także powstrzymuje Bilba przed zabiciem Golluma. Część Tukowa sprawia, że w filmie Bilbo rzuca się na pomoc powalonemu na ziemię Thorinowi, a część Bagginsowa – że hobbit decyduje się zostać w drużynie, aby krasnoludy mogły odzyskać swój utracony dom. Część Bagginsowa to rozsądek i dobroć, część Bagginsowa to ta część, która czyni Bilba bohaterem.
We Władcy Pierścieni mamy czterech hobbitów (nie licząc Golluma, ale o nim potem), w tym jednego Bagginsa (Froda) i jednego Tuka (Pippina), ale wszyscy czterej odznaczają się odwagą i dobrocią na swój unikalny sposób. Widzimy ich na początku w Shire, kiedy siedzą wspólnie w karczmie i spędzają razem czas. Są pełni radości życia, jedzą, piją, tańczą i śpiewają. I tak pewnego dnia, jakiś czas po tym jak stary Bilbo Baggins odszedł do Rivendell, do Shire przybywają Naz’ghule, aby odszukać Jedyny Pierścień. Frodo, który jest w posiadaniu pierścienia, musi uciekać; jego ogrodnik, Samwise Gamgee, słyszał wcześniejszą rozmowę Gandalfa i Froda o pierścieniu, idzie wraz ze swoim pracodawcą, aby go chronić, a rozrywkowi kuzyni Froda – Merry i Pippin – ruszają za nimi w zasadzie z ciekawości. Po burzliwej podróży w końcu udaje im się dostać do Rivendell, gdzie inne rasy – te rasy, które decydują o losach Śródziemia – mają zadecydować, co zrobić z Jedynym Pierścieniem. Z początku hobbity odstają, wydają się być tam tylko przez przypadek. Ale Galadriela pozwala Frodu spojrzeć w przyszłość, która mogłaby się ziścić, gdyby on – jako Powiernik Pierścienia – zawiódł. I oto Frodo widzi Shire zdobyte przez Saurona, ciemność, ogień i zakutych w kajdany pobratymców. I nagle zdaje sobie sprawę z tego, że ta walka dotyczy także ich. Właśnie dlatego Frodo wyrusza wraz z resztą drużyny, aby zniszczyć Pierścień. Sam wyrusza, aby go chronić, a Merry i Pippin – by również walczyć.
W filmie Petera Jacksona bardzo dobrze przedstawiono los wszystkich czterech hobbitów po bitwie o Śródziemie. Z jednej strony Aragorn wraz innymi przedstawicielami „ważnych” ras, wyraził swoją wdzięczność, oddając hobbitom pokłon podczas sceny koronacji; z drugiej strony – kiedy Frodo, Sam, Merry i Pippin wracają do Shire i zasiadają znów w karczmie, wydają się już nie tak radośni jak na początku. Byli w Mordorze, walczyli z orkami, widzieli śmierć, szaleństwo i przerażenie (a Frodo nawet stracił palec!), i przez to właśnie nie mogą być tak beztroscy jak ich pobratymcy. Jak wielu weteranów, są owionięci zdobytą w boju chwałą, ale ich smutne doświadczenia przeważają nad nią i nie dają im o sobie zapomnieć. A mimo to chcą iść do przodu – Sam Gamgee żeni się przecież z Różyczką i ma z nią dzieci – jednak Frodo musi odejść wraz z elfami i swoim wujem.

Teraz chciałabym podjąć temat wpływu jaki Jedyny Pierścień miał na trzy hobbity, które miały go w swoimi posiadaniu. Jak wiadomo, wiele osób przypisuje Jedynemu Pierścieniowi pewną symbolikę. Z jednej strony jest on metaforą chorobliwego przywiązania do rzeczy w ogóle, z drugiej – potężnej i niszczycielskiej broni, która kusi wielkich tego świata, aby zostać użyta w bitwie, ale w przypadku hobbitów możemy uznać, że to przenośnia nałogu – narkomanii, alkoholizmu itd. Jedyny Pierścień potrafi bowiem zawrócić w głowie niemal każdemu, i hobbity – mimo swojej prostolinijności – nie są wyjątkiem. Jak już wspomniałam, nosiło go trzech przedstawicieli tej rasy, a byli to kolejno: Smeagol, zwany też Gollumem; Bilbo Baggins i jego bratanek, Frodo. Każdy z nich w końcu uległ mocy pierścienia, ale u każdego z nich objawiało się to zupełnie inaczej, bo też sytuacja każdego z nich była zupełnie inna.

Smeagol (czy też Gollum) upadł zdecydowanie najniżej. Jest to ten typ nałogowca, który wyzbywa się godności i moralnych zahamowań; jest jak bezdomny narkoman, który kradnie buty martwemu koledze. W mordę! – zabija swojego przyjaciela tylko po to, aby odebrać od niego pierścień. Obsesja na punkcie tego przedmiotu zaprowadza Smeagola do podziemi, przez co powoli się degeneruje, nie tylko fizycznie (blednąc i tracąc włosy na skutek ciągłego przebywania w ciemnościach i niedostatecznej ilości witaminy D), ale również psychicznie – zapada na chorobę umysłową, a konkretnie rozdwojenie jaźni (prawdopodobnie wynikłą z ciągłego przebywania z samym sobą i pierścieniem). Smeagol to ta część jego świadomości, która nie jest do końca zdegenerowana; ta, która jest lojalna wobec Froda i nie chce go zdradzić dla pierścienia. Przez dłuższy czas była represjonowana przez bardziej dominującą, agresywną i będącą pod władzą Jedynego Pierścienia osobowością Golluma, która grozi Bilbu Bagginsowi, że zje go całego, jeśli ten przegra ich grę w zagadki. Koniec Smeagola jest zresztą też poniekąd symboliczny – Gollum spada wraz z pierścieniem do Góry Przeznaczenia, ginąc w morzu lawy.

Następnym hobbitem, który miał w swoim posiadaniu Jedyny Pierścień, jest Bilbo Baggins. W zasadzie w poświęconym mu dziele raczej nie widać, aby pierścień na niego wpływał, co najwyżej Bilbo używa go do ucieczki albo sprawdzania terytorium, i zataja przed Gandalfem i krasnoludami, że go ma. Właściwy wgląd w jego nałóg możemy zaobserwować dopiero na początku pierwszego tomu Władcy Pierścieni, kiedy to Bilbo jest już stary i lekko zdziwaczały. I trzeba tu zaznaczyć, że – w przeciwieństwie do Golluma – Bilbo Baggins pozostał miłym i dobrodusznym hobbitem. Ponieważ Jedyny Pierścień daje temu, kto go nosi na palcu, niewidzialność, na stare lata Bilbo używa go głównie po to, aby ukryć się przed natrętnymi krewnymi (głównie dybiącymi na spadek po nim Seville-Bagginsami) i sąsiadami. Jest to więc w jego przypadku swego rodzaju eskapizm. Tak jak Smeagol-Gollum przypominał zdeprawowanego przez nałóg narkomana, tak Bilbo przypomina słabego, ale łagodnego alkoholika – z jednej strony wie, że Jedyny Pierścień go niewoli, z drugiej – uważa go za swojego przyjaciela i żal mu się z nim rozstawać. Mimo że oddali się od niego do samego Rivendell, nigdy nie pozostanie od niego całkowicie wolny, co Peter Jackson przedstawił w bardzo sugestywny sposób w scenie, w której stary i schorowany Bilbo pyta Froda, czy ma jeszcze jego pierścień. Jest to na swój sposób smutne, że ten, od którego zaczęła się cała historia, staje się cieniem hobbita, którym kiedyś był.

No i na końcu był Frodo. Frodo, w przeciwieństwie do Golluma i swojego wuja, miał ten komfort, że po pierwsze – bardzo szybko dowiedział się o tym, czym jest Jedyny Pierścień i jakie niesie ze sobą zagrożenie, a po drugie – miał moralne i emocjonalne wsparcie w postaci Sama Gumgee. Pierścień przez większość podróży Froda do Góry Przeznaczenia nie ma nad nim takiej władzy, jaką miał nad Smeagolem, który uległ jego czarowi niemal natychmiast. Co najwyżej daje odczuć Frodu swoje brzemię – z czasem robi się cięższy i wywołuje w hobbicie gorączkę. Osłabia go psychicznie i fizycznie. Poza tym Frodo i Sam muszą stawić czoło różnym przeciwnikom – od Golluma po armię Saurona – którzy chcą odebrać im Jedyny Pierścień. Przez dłuższy czas jednak trwa przy Frodzie jego wierny ogrodnik i przyjaciel, który stara się, jak tylko może, ulżyć w cierpieniu swojemu panu i ochronić go przed niebezpieczeństwami. Jednak niebawem – na skutek działania pierścienia i knowań Golluma – Frodo zaczyna robić się podejrzliwy i odtrąca swojego przyjaciela. Zaś w momencie, kiedy ma wrzucić pierścień do lawy i wypełnić swoją misję, ostatecznie ulega mocy pierścienia i zakłada go sobie na palec. W ekranizacji Petera Jacksona jest to o tyle symboliczne, że kilkaset lat wcześniej król Gondoru (i przodek Aragorna) stał w tym samym miejscu i zrobił dokładnie to samo. Świadczy to o tym, że obojętnie czy jesteś monarchą toczącym bitwy, czy też zwykłym człowiekiem – są rzeczy, na które wszyscy jesteśmy podatni. Jeśli przykład Froda ma nas czegoś nauczyć, to tego, że nawet osoby o silnej woli i z moralnym wsparciem przyjaciół mogą przegrać z nałogiem.
Powiedzieliśmy już, że proza Tolkiena wywarła wpływ na fantastykę, między innymi na twórcę D&D. Hobbity zostały dodane do puli ras „fantastycznych”, ale poza twórczością związaną z Tolkienem nazywane są niziołkami. Przyjrzyjmy się temu słowu. Już po polsku nazwa ta zdaje się kłaść nacisk na to, że niziołki są małe, ma ono w sobie również pewnego rodzaju pieszczotliwość. Z kolei angielskie słowo „halfling” składa się z dwóch członów – „half”, czyli „pół” i końcówki „-ling” występującej w słowach określających małe jakiegoś zwierzęcia („duckling” – „kaczątko”), jak również w angielskim terminie określającym Ziemianina – mieszkańca planety Ziemia, i używanym przez fikcyjnych kosmitów („Earthling”). Samo słowo „halfling” pochodzi z dialektu szkockiego i oznacza osobliwego chłopaka ze wsi, który nie jest jeszcze mężczyzną, ale nie jest już dzieckiem, stoi więc na granicy między chłopięctwem a wiekiem męskim. Natomiast warto zaznaczyć, że Peter Jackson w swoich ekranizacjach prozy Tolkiena używa słowa „niziołek” jak synonim „hobbita” i raczej nie ma ono jakichś pejoratywnych konotacji.
W grach RPG dość często pojawia się niziołek-złodziej. Można by powiedzieć, że ta profesja została przypisana do tej rasy, tak jak elfom przypisuje się łucznictwo albo magię, a krasnoludom – kowalstwo. Jest to poniekąd zrozumiałe. W końcu Bilbo Baggins został wynajęty przez Gandalfa i krasnoludy do roli włamywacza; i biorąc pod uwagę różne cechy, jakimi dysponują hobbity/niziołki, trudno się dziwić, że czarodziej szukał włamywacza właśnie w Shire. Niziołki są nie tylko małe (a więc łatwo je przeoczyć), ale również posiadają zdolność bezszelestnego skradania się, szczególnie w lesie. Poza tym nie brakuje im sprytu i zręczności. Tak więc nadają się do tego, aby kraść i rozbrajać pułapki. Oczywiście to nie jest obowiązkiem i trafiają się niziołki czarodzieje, wojownicy, paladyni, klerycy, bardowie… Spoony One wspomniał w jednej ze swoich opowieści o RPG, że swego czasu jego postacią był nadpobudliwy niziołek-barbarzyńca.
Poza tym w osadzonej w świecie Zapomnianych Krain Trylogii Mrocznego Elfa jednym z towarzyszy Drizzta Do’Urena jest niziołek Regis, który zwykle unika walki i potrafi hipnotyzować. Nie czytałam tej książki, ale dowiedziałam się ze źródeł pośrednich, że z czasem udaje mu się dowieść swojej odwagi. Wpisywałby się wtedy w tolkienowską tradycję spokojnych niziołków/hobbitów wykazujących się walecznością (i udowadniających, że są kimś więcej niż się wszystkim wydaje), którą to tradycję kultywuje również ekranizacja Hobbita.
Czekają nas jeszcze dwa filmy będące adaptacją przygód Bilbo Bagginsa. Możemy być pewni, że pan Baggins, który reprezentuje sobą zwykłego człowieka wrzuconego nagle w wir przygód, okaże się tym małym bohaterem o dobrym sercu. W końcu sam Gandalf powiedział, że Bilbo doje mu odwagę.

Bardzo fajnie się czytało… ale to są Nazgule (bez \”h\” i apostrofu) i Gamgee (przez 'a') ^^;