[FF:Przygody Merlina] Rzeczy, o których nie wiedziałem – część 4

Smok spojrzał na Gajusza.
– Zostaw nas samych.
Gajusz nic nie powiedział. Po prostu odwrócił się i zniknął w ciemnościach przejścia. Teraz w jaskini byli tylko smok i Artur. Książę był zdenerwowany, i to nie tylko dlatego, że czekał na odpowiedź smoka. Nie wiedział, co mogło się zaraz stać, czego powinien się spodziewać od istoty przed sobą. Oparł rękę na trzonku miecza – tak na wszelki wypadek. Wreszcie smok się odezwał:
– Najpierw musisz mi powiedzieć, dlaczego chcesz pomóc Merlinowi.
Zaskoczony Artur zamrugał. Oniemiał. Co powinien powiedzieć? Czy powinien wyznać obcemu – i do tego smokowi – rozważania, które przeszły mu przez myśl podczas tych niecałych trzech dni?
– To rzecz, która nie powinna cię obchodzić – odpowiedział w końcu.
– Chcę wiedzieć, dlaczego dziedzic Camelotu pragnie lekarstwa na chorobę swojego sługi. Chcę wiedzieć, dlaczego powinienem ci pomóc. Robisz to, bo Gajusz poprosił cie o to? A może to coś głębszego?

Artur spojrzał w dół. Nic nie odpowiedział.
– Rozumiem, dlaczego Merlin miałby to robić. Obowiązkiem sługi jest opieka nad jego panem.
– Ale nie jest jego obowiązkiem umierać za niego. – Oczy Artura świdrowały wściekle smoka. Potem jego wyraz twarzy złagodniał i chłopak znów spojrzał w dół. – A Merlin już raz prawie za mnie umarł.
– A więc robisz to, aby mu się odpłacić?
– Nie. Niezupełnie.
– Więc dlaczego? Im szybciej mi powiesz, tym szybciej ja powiem tobie, jak go uratować.
– Po prostu chcę, aby wszystko było z nim dobrze.
– Dlaczego?
Książę powoli podniósł wzrok. Smok mógł z łatwością wyczytać smutek w jego oczach. Te oczy błagały go, aby przestał pytać Artura. Przez chwilę smok nic nie mówił. Po prostu obserwował chłopaka przed sobą.
– Będziesz miał mnóstwo czasu, aby pomyśleć, dlaczego chcesz, aby wszystko było z nim dobrze. To ważniejsze, niż sobie wyobrażasz, młody Pendragonie. Teraz posłuchaj mnie uważnie.
– Tak więc powiesz mi jak wyleczyć Merlnia? – W jego oczach zalśniła nadzieja.
– Oczywiście, że tak. Aby pomóc swojemu słudze, będziesz musiał udać się w podróż. Niezbyt długą. Zajmie wam ona ledwie pół dnia na koniu.
– Gdzie będę musiał pojechać?
– W lesie, po drugiej stronie jeziora, żyje uzdrowicielka, która jest w stanie wyleczyć wiele chorób, w tym chorobę piersiową. Jednak jeśli chcesz uzdrowienia, jest kilka warunków, które powinieneś spełnić, młody Pendragonie.
– Jakie to warunki? – Głos Artura był spokojny.
– Przede wszystkim…
…ty i Merlin musicie udać się tam sami. Uzdrowicielka otworzy swoje drzwi tylko dwóm osobom…
Artur położył swoją torbę na grzbiecie konia i odwrócił się. Gajusz mówił coś do Merlina, a chłopak przytakiwał od czasu do czasu. W końcu medyk zakończył wykład i z lekkim uśmiechem uściskał swojego podopiecznego. Kiedy przerwali objęcia, Merlin również się rozpromienił i powoli podszedł do swojego konia. Gajusz szedł za nim i stanął przed Arturem. Książę wiedział, co on chciał powiedzieć, więc zbliżył się do Gajusza i szepnął:
– Będę go chronił z narażeniem życia. Obiecuję, że wróci do ciebie cały i zdrowy.
Gajusz popatrzył na niego ze zdumieniem, ale tylko przytaknął. Przemówił do obu chłopców:
– Proszę bądźcie ostrożni. Nie wiecie, co może was spotkać w tym lesie. Arturze – spojrzał jeszcze raz na księcia – pilnuj, aby było mu ciepło. Jeśli się zmęczy, zrób postój i pozwól mu odpocząć. A, i jeszcze nie zapomnij…
– Gajuszu, to tylko pół dnia – przerwał mu Merlin i uśmiechnął.
– Ale nie zapominaj, Merlinie, że powrót zajmie nam również pół dnia – odpowiedział Artur, poprawiając swoją torbę. Następnie zbliżył się do swojego sługi. – Poza tym, pamiętaj po co w ogóle tam idziemy. Długa podróż nie polepszy twojej kondycji.
Pożegnali się z Gajuszem i Artur pomógł Merlinowi wsiąść na konia. Dziwna rzecz. Zwykle było na odwrót. W ogóle podczas tych trzech dni Artur był tym, który służył Merlinowi – przynosił mu jedzenie, dawał koce, dotrzymywał towarzystwa. Może robił to z poczucia winy albo wewnętrznej potrzeby pomocy Merlinowi, ale nie obchodziło go to zbytnio.
Ponieważ wyruszyli przed świtem, było bardzo ciemno. Z rozkazu Artura pewien rycerz miał powiedzieć królowi, że książę wyruszył na jednodniowe polowanie. Gdyby jego ojciec poznał prawdę, próbowałby go powstrzymać przed wyruszeniem na długą wyprawę jedynie z chorym sługą u boku.
Wkrótce ujrzeli słońce wschodzące nieśpiesznie nad lasem. Obaj mężczyźni przez większość czasu nie rozmawiali ze sobą. Jedyne, co Artur mógł usłyszeć od swojego przyjaciela był jego nierówny oddech i kaszel od czasu do czasu. Czasem książę spoglądał za siebie, aby sprawdzić, co z Merlinem. Artur był bardzo zmartwiony, ale dla dobra Merlina starał się tego nie okazywać.
Sam Merlin był zagubiony. Artur przyszedł do niego późno w nocy i oświadczył, że wkrótce wyruszą w podróż do pewnej uzdrowicielki. Przez chwilę Merlin myślał, że Artur żartuje, ale on był poważny, niemal śmiertelnie poważny. Powiedział, że usłyszał o tej uzdrowicielce od wiarygodnego źródła, ale nie wyjaśnił, co to było za źródło. No a teraz byli tu – dwóch samotnych i cichych jeźdźców. Mag miał co do tego złe przeczucia. Kiedy Uther się dowie, że jego syn wyruszył w podróż tylko w towarzystwie osobistego sługi, będzie wściekły. Artur mógł chociaż wziąć ze sobą paru strażników. A co, jeśli ktoś albo coś ich zaatakuje?  Merlin nie wiedział, czy byłby w stanie użyć magii, kiedy miał problemy z oddychaniem i mógł rozkaszleć się podczas wypowiadania zaklęcia.
Ale najbardziej intrygujące w tej podróży było to, że Artur robił to wszystko dla niego. Merlin przyglądał się wciąż swojemu panu, rozmyślając cały czas o tej całej sytuacji. Pewnie, doświadczył już kilka razy troski Artura, ale podróż do jakiejś tajemniczej uzdrowicielki, narażanie się na niebezpieczeństwa czyhające w lesie było ponad pojęcie Merlina. W takich momentach Merlin był jednocześnie szczęśliwy, wiedząc, że ich relacje wykraczały znacznie ponad zwykły związek pan-sługa; i wściekły, bo – do cholery! – czemu Artur musiał pokazywać, że mu na nim zależało, tylko w takich sytuacjach jak zagrożenie życia?
Poza tym troskliwy Artur był jakby nie na miejscu.
…Następna rzecz: nie możecie jeść nic blisko jeziora…
Późnym rankiem Merlin nagle się odezwał.
– Arturze…
Książę odwrócił się do niego.
– Tak, Merlinie?
– Nie czuje się dobrze. I od kiedy opuściliśmy zamek, nie zjedliśmy zbyt dużo. Może zatrzymajmy się na chwilę.
Artur spojrzał na przestrzeń przed sobą. Z łatwością mógł dostrzec wodę na końcu długiej ścieżki biegnącej przez las. To było jezioro. Artur znał ten las bardzo dobrze i z całą pewnością on i Merlin zdołają tam szybko dotrzeć. Tak więc odwrócił się znów do Merlina i powiedział:
– Widzisz to? – Wskazał palcem jezioro. – Dojdziemy tam i zrobimy postój.
– Skoro tak mówisz…
Nad jeziorem obaj stanęli na ziemi i pozwolili swoim koniom napić się wody. Merlin usiadł i oparł się o drzewo. Zaburczało mu w brzuchu. Był rozpalony, zmęczony i głodny. Jedyne, czego pragnął, to coś do jedzenia i krótka drzemka. Jednak chciał też dostać się do tajemniczej uzdrowicielki i zostać wyleczonym, więc ten postój nie powinien trwać zbyt długo.
Nagle jego wzrok dostrzegł po jego lewej stronie jagody. Merlin uśmiechnął się i wyciągnął rękę, aby zebrać ich trochę, ale Artur zobaczył to i podbiegł do niego. Smok wyraził się jasno. Artur nie mógł pozwolić Merlinowi ich zjeść.
– Ty idioto! – krzyknął na Merlina, klękając przed nim i uderzając go w rękę.
– Co?
– Mamy własne zapasy, więc nie zjadaj wszystkiego, co leży na ziemi. Poczekaj tutaj.
Artur podbiegł do swojej torby i wyciągnął z niej dwa czarne chleby. Dał jeden Merlinowi i obaj mężczyźni zaczęli je powoli jeść. Przez chwilę Merlin obserwował wodę z melancholią w oczach. Wspomnienie jego pożegnania z Freyą stanęło przed nim i nagle nie był już aż taki głodny jak na początku. Jedynie dotyk ręki Artura na jego czole przywołał go z powrotem do rzeczywistości.
– Co? – zapytał lekko poirytowany Merlin.
– Nic. Sprawdzam tylko jak z twoją gorączką.
– I…?
– Nie jestem medykiem, ale wygląda na to, że trochę spadła.
Merlin chciał coś powiedzieć, ale nagły atak kaszlu mu to uniemożliwił. Jego płuca były jakby wysuszone i podrażnione od tak gwałtownego kaszlu, ale wkrótce poczuł też czyjeś ręce na swoich ramionach. Wiedział kto to i kiedy tylko atak ustał, Merlin spojrzał na zmartwioną twarz Artura.
– Przepraszam – wyszeptał książę, zabierając ręce z ramion Merlina. Potem popatrzył na ziemię. – Gdybym nie zmusił cię do pracy, kiedy zacząłeś się źle czuć, byłoby z tobą dobrze.
Merlin popatrzył na niego ze zdumieniem. Podejrzewał, że Artur czuł się winny, ale usłyszeć to od niego było raczej dziwnym doświadczeniem. Nie wiedział co powiedzieć. Artur, któremu zależało i który czuł się winny, przerażał Merlina coraz bardziej. Niezręczna cisza się przedłużała, gdy dwaj chłopcy jedli swój chleb. Kiedy skończyli swój posiłek, Artur wstał i powiedział:
– Powinniśmy już iść. Im szybciej dotrzemy do tej uzdrowicielki, tym szybciej zostaniesz uzdrowiony i wrócimy do domu.
Weszli na swoje konie i zaczęli okrążać brzeg jeziora. Zajęło im to trochę czasu, ale wkrótce znaleźli samotną, położoną na cyplu chałupę pokrytą strzechą. Obaj mężczyźni zeszli z koni (Artur znowu pomógł Merlinowi, ponieważ jego słudze kręciło się trochę w głowie) i przywiązali ich uzdy do gałęzi pobliskiego drzewa. Potem Merlin i Artur podeszli do drzwi małego domku i książę powoli zapukał.
…Ale najważniejszą rzeczą jest, abyś odpowiedział na wszystkie pytania, które zada ci uzdrowicielka. Młody Pendragonie, twój sługa nie zostanie wyleczony, zanim nie podasz szczerych odpowiedzi na wszystkie pytania uzdrowicielki. A jeśli spróbujesz skłamać, ona to wyczuje i nic nie osiągniesz. Pamiętaj o tym.
Drzwi się otworzyły i obaj mężczyźni ujrzeli starą, zgarbioną kobietę z białymi, ułożonymi w kok włosami. Była ubrana w długą, brązową tunikę, podobną do tej, którą zwykle nosił Gajusz. Jej małe, paciorkowate oczy miały kolor błękitnego nieba. Kiedy spojrzały na Artura i kobieta uśmiechnęła się w bardzo niepokojący sposób, książę miał co do niej bardzo złe przeczucia. Ale przyjął na twarzy swoją zwyczajną obojętność.
– Dobry wieczór, pani. Mam na imię Artur. Przyszedłem tutaj prosić o uzdrowienie.
– Nie wyglądasz na zbyt chorego, młodzieńcze.
– To nie dla mnie – odpowiedział i wskazał Merlina. – Mój sługa jest chory. Ma chorobę piersiową.
– Rozumem. –Przesunęła się na boku i odpowiedziała: – Wchodźcie. Oczekiwałam was.

Leave a Reply