Fanfiction · Marvel Cinematic Universe

[FF: Avengers] Jabłoń cz. 4 – Rozmowy od serca

Opuszczony magazyn, godzina 18:30
Po wyjściu z gabinetu Howarda, Tony, Natasha i Steve się rozdzielili. Natasha miała rozejrzeć się dyskretnie po Stark Industries i sprawdzić, czy nie było tam jakichś nowych twarzy. Zamieściła też minikamery na tyłach korporacji i w pobliżu poszczególnych fabryk. Steve poszedł razem z nią, a kiedy Tony przybył wreszcie do magazynu, który służył drugiej ekipie za kryjówkę i tymczasowe centrum dowodzenia, do Czarnej Wdowy i Kapitana Ameryki dołączył również Hawkeye z przenośną bazą danych TARCZY.
Tak czy inaczej, podczas gdy agentka Hill monitorowała ich postępy, Bruce i Tony zostali pozostawieni sami sobie. Co prawda, mieli za zadanie ustawić, a potem włączyć przyniesione przez agentkę Hill urządzenia, ale to im nie przeszkadzało w rozmowie. Zresztą takie rozmowy przy pracy zdarzały im się również podczas wielu eksperymentów przeprowadzanych w Wieży Mścicieli.
– I jak spotkanie z tatusiem? – Doktor Banner pierwszy zainicjował rozmowę.
– Nawet nieźle. Ja i Steve dostaliśmy po niedźwiedziu. – Tony zerknął szybko na Bruce’a i natychmiast wracając do pracy dodał: – Przy okazji zaprasza nas do siebie, więc jakby co, masz gdzie spać.
– Fajnie – odparł Bruce. – Powiedz ojcu, że to miło z jego strony.
Przez moment trwała cisza, zakłócana jedynie wyrywanymi komendami agentki Hill i cichymi odgłosami narzędzi. A potem Tony znów się odezwał:
– Wiesz, z jakiegoś powodu potrafię się z nim dogadać lepiej, kiedy jeszcze jest młody, niż kiedy byłem dzieckiem.
– Może to dlatego, że jesteście w jednym wieku – odrzekł doktor Banner, nie przerywając pracy.
– Może… – przyznał Tony i oparł ręce na stole, przy którym pracowali. – Ciekaw jestem co zrobił z tym listem, który mu dałem.
Dopiero teraz Bruce przerwał pracę. Popatrzył na Tony’ego ze zdumieniem, a potem westchnął ze zrezygnowaniem, bo zrozumiał już, co się stało. Był przy tym jak Tony podał Howardowi list, który nie miał być otwarty przed narodzinami młodszego Starka, ale jego ojciec nie chciał go przyjąć. Potem się uścisnęli i prawdopodobnie wtedy Tony włożył mu list do kieszeni.
– I to ty się upierałeś, że nie może dowiedzieć się niczego o przyszłości… – prychnął śmiechem doktor Banner i powrócił do swojego zajęcia.
– Powiedz prawdę, Bruce – zagadnął go Tony. – Gdybyś wiedział, że twój staruszek popełni kilka krytycznych błędów wychowawczych, a potem zginie w wypadku, czy też nie chciałbyś go ostrzec?
Ręce Bruce’a zamarły w powietrzu. Cała wcześniejsza wesołość nagle wyparowała mu z twarzy. Przez jego głowę przemknęło kilkadziesiąt obrazów, które przyprawiły go najpierw o dreszcze, a potem szybsze bicie serca. Bruce odłożył narzędzia na bok i wziął kilka głębokich oddechów, jednocześnie próbując wygnać nieprzyjemne wspomnienia. To naprawdę nie był dobry moment na atak. Fury wkurzyłby się, gdyby dowiedział się, że Ten Drugi zdemolował sprzęt TARCZY.
– Bruce, wszystko dobrze? – zapytał Tony.

Bruce’owi udało się uspokoić wzburzone fale dawno uśpionych emocji i popatrzył na Tony’ego, który przyglądał mu się z troską. Kiedy ich oczy się spotkały, doktor Banner zdał sobie sprawę z tego, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Wystarczył ten wyraz troski na twarzy Iron Mana, aby Bruce poczuł, że jest wśród przyjaciół i że złe wspomnienia są tylko wspomnieniami.
– Bruce – zaczął ponownie Stark. – Czy wszystko dobrze?
Bruce uśmiechnął się do niego lekko i biorąc ostatni głęboki oddech, wyprostował się.
– Tak, teraz już tak.
– Co się stało?
– Nic – odrzekł doktor Banner. – Wracajmy do pracy.
– Wiesz, że możemy zawsze pogadać?
Bruce w zasadzie powinien wiedzieć, że jeśli Tony będzie chciał się czegoś dowiedzieć, to będzie próbował to wyciągnąć od kogoś różnymi sposobami. Na szczęście w tym przypadku nie przejawiał swojego zwyczajnego, złośliwego wścibstwa, tylko chęć pomocy, którą okazywał Bruce’owi wiele razy podczas ich wspólnych rozmów. Z czasem Bruce nauczył się mu ufać. Prawdę mówiąc, cudownie było się tak otwierać przed drugą osobą i pogadać o wszystkich tych rzeczach, które Bruce musiał w sobie dusić przez tak długi czas. Czasem nawet, kiedy Bruce przeczuwał, że jakiś temat może zbudzić Tego Drugiego, wybierali się w jakieś ustronne miejsce (które i tak było już do wyburzenia), aby tam „wyrzucić z organizmu” to, co go dręczyło.
Ale czy teraz powinien też powiedzieć Tony’emu co go trapi? W końcu to nie była jakaś tam błahostka. A co jeśli Ten Drugi się obudzi, kiedy Bruce będzie wszystko tłumaczyć Tony’emu?
Tymczasem Tony zastanowił się przez chwilę, co mogło wywołać taką reakcję u jego przyjaciela. Najpierw sobie spokojnie rozmawiali o Howardzie i o liście, a potem Tony zapytał… O w mordę… Cokolwiek niemal wywołało u niego atak, miało związek z jego ojcem. Czy to oznaczało, że…?
– Wiesz, co, Bruce? – zaczął, kładąc ręce na ramionach doktora Bannera. – Zapomnij o tym, co mówiłem. Pogadamy, jak to wszystko się skończy. Albo i nie – dodał szybko. – Jak nie chcesz, nie będziemy o nim mówić.
To nagłe wycofanie się sprawiło, że Bruce doszedł jednak do wniosku, że w sumie mógłby uchylić rąbka tajemnicy. Nie wszystko, oczywiście… przynajmniej nie teraz. Skoro Tony już kiedyś opowiadał mu o swoim ojcu, Bruce mógłby opowiedzieć mu trochę o swoim.
– Wiesz, co napisałbym swojemu ojcu? – zapytał szeptem, aby agentka Hill go nie usłyszała.
– Żeby się walił? – spytał domyślnie Tony.
– Powiedziałbym mu, żeby poszukał pomocy u psychiatry – odparł spokojnie Bruce, a potem dodał nieco mniej poważnie: – No i żeby się walił. – Westchnął i popatrzył smutno na Tony’ego. – Obaj nie mieliśmy szczęścia do ojców, ale twój przynajmniej nie zabił twojej matki, kiedy chciała od niego odejść.
Oczy wynalazcy rozszerzyły się, kiedy o tym usłyszał. Zrazu chciał wiedzieć więcej, ale powstrzymał się od wypytywania.
– Myślę, że Ten Drugi też jest na niego wściekły. W końcu ostatecznie miał rację.
Bruce zaczął nerwowo ściskać i rozluźniać pięści. Tony wiedział, że powinien zmienić temat na lżejszy.
– Jak myślisz, czy porucznik Fury będzie równie sztywny, jak nasz dyrektor Fury? Założę się, że urodził się z kijem w tyłku i że mu nawet nadał imię. Na przykład Larry.
Doktor Banner prychnął śmiechem. Dzięki Bogu za Tony’ego Starka.
Tymczasem kilka metrów dalej agentka Hill rozmawiała z trzema osobami na raz, a każda z nich sprawdzała każdego pracownika, który opuszczał fabryki i tylne wejście do głównej siedziby Stark Industries. Jak na razie wyglądało na to, że wszyscy byli w rejestrze, a żadnego z nich nie było w bazie danych TARCZY dotyczącej przestępców i członków tajnych organizacji. Być może wyjdzie coś przy małym photoshopie – dodaniu, tudzież usunięciu wszelkiego rodzaju owłosienia na twarzy i głowie. To byłaby żmudna i trwoniąca cenny czas praca, zwłaszcza, że miała tak mało agentów do pomocy. Maria miała wrażenie, że źle się do tego zabiera. Dlatego musiała się zastanowić nad jakimś lepszym sposobem.
– Zróbcie tak – odezwała się po krótkiej chwili namysłu – pozaglądajcie przez okna na górze i sprawdźcie, czy czasem nikt nie zostaje po godzinach, aby omówić czegoś z kolegami. I czy czasem ten ktoś i jego koledzy nie są nam znajomi.
– Tak jest – powiedzieli wszyscy troje.
– Bez odbioru.
Agentka Hill nie rozłączyła się, ale i tak zastanowiła się przez chwilę. Już wcześniej zadali sobie pytanie z Fury’m, kto chciałby śmierci Howarda Starka. Zakładając, że był to ktoś, kto chciałby śmierci również jego syna i upadku Stark Industries, już wtedy mieli kilkuset kandydatów, od jednostek, przez organizacje przestępcze, aż po państwa. Hammer odpadał, bo o ile był rywalem Starka, o tyle kradł jego technologię. Nawet gdyby dostałby w swoje ręce wehikuł czasu od kosmitów, nie byłby aż tak głupi, aby zabijać człowieka, którego wynalazki mogły wzbogacić jego firmę. Dziesięć Pierścieni… raczej mieliby trudności ze zmieszaniem się w tłum, a poza tym mogłoby im zależeć nie tyle na śmierci Howarda Starka, co osłabieniu Ameryki w ogóle. Zresztą Obserwator wyraźnie zwrócił uwagę na to, że zamachowcy nie tylko zabili Howarda Starka, ale też zniszczyli reaktor łukowy. Czy chodziło im tylko o to, że reaktor napędzał zbroję Iron Mana? A może ten wynalazek miał większe znaczenie?
– Agentko Hill, odbiór – odezwał się po jakichś dwóch godzinach Hawkeye.
– Tak, Burton? – zapytała, wsłuchując się bardziej uważnie w jego głos.
– Obszedłem wszystkie fabryki na wschodzie i nic nie znalazłem.
– Ja też nic – wtrąciła Czarna Wdowa. – Fabryki na zachodzie puste.
– To samo na północy i w głównym budynku – oświadczył Kapitan Ameryka. – Albo się już dawno zmyli, albo nie zatrudnili się w Stark Industries.
Ich szefowa westchnęła ze zrezygnowaniem i nakazała im:
– Wracajcie do Starka i odpocznijcie. Porozmawiamy jutro.
Rozłączyła się i mimowolnie spojrzała w stronę Tony’ego i Bruce’a. Klucz tkwił w reaktorze i jego znaczeniu dla przyszłości. Avengers i TARCZA musieli je poznać, aby móc zrozumieć, kto chce dokonać zamachu.
Rezydencja Starków, godzina 23:03
Dom Howarda znajdował się na szczycie klifu i był ogromny. Jego projekt był prosty, można powiedzieć – tradycyjny. Z tarasem i wielkimi oknami, a także piramidowym dachem. Avengers i agentka Hill przybyli na miejsce zaraz po tym, jak Steve, Natasha i Clint powrócili do kryjówki. Wtedy Tony wpadł na pomysł, aby użyć przekaźników jak teleporteru – ustawić czas na jakieś dziesięć sekund do przodu i jako miejsce wskazać rezydencję Starków. W ten sposób udało im się szybko przedostać na drugą stronę. Natasha i Clint zaofiarowali się, że popilnują sprzętu w kryjówce. Agentka Hill również zdecydowała się zostać, aby pomyśleć nad pewnymi sprawami. Tak więc u Howarda mieli tej nocy spać Tony, Bruce i Steve.
Na widok swojego starego (no może nieco młodszego niż go zapamiętał) kamerdynera Tony uśmiechnął się do swoich myśli. Edwin Jarvis zaprowadził ich do wyznaczonych pokoi i poinstruował o tym, gdzie co jest. Następnie zabrał gości do jadalni, gdzie podano kolację. Howard nie był na niej obecny.
– Pan Stark niedawno zjadł kolację na mieście, a teraz zajmuje się pracą – wyjaśnił Jarvis. – Dlatego przeprasza, że nie może panom towarzyszyć. Będzie jednak rad spotkać się z panem – zwrócił się w stronę Tony’ego – panie Jarvis, w gabinecie.
Tony, Bruce i Steve z radością przystąpili do kolacji. Nie mieli wcześniej czasu, aby zjeść obiad, a poza tym miło było tak siedzieć w ciepłym miejscu po kilku godzinach spędzonych na zewnątrz i w magazynie. Tony czuł się trochę nieswojo, ale tego nie okazywał. Budynek, w którym się znajdowali był wszak jego domem rodzinnym i mimo że po ostatnim spotkaniu z ojcem zyskał kilka miłych wspomnień, i tak otaczające go ściany przywoływały wiele takich, które nie były aż tak radosne. Już to, że Howard czekał na niego w swoim gabinecie, sprawił, że Tony przypomniał sobie, jak ojciec nie pozwalał mu do niego wchodzić i wiele razy krzykiem kazał mu wyjść.
Niemniej jednak po kolacji Tony spotkał się z Howardem w jego gabinecie, tymczasem jego towarzysze poszli do swoich pokoi się wyspać. Tony zastał ojca spoglądającego przez okno ze szklanką whiskey w ręku. Kiedy tylko Howard usłyszał za sobą zamykane drzwi, odwrócił się i przywitał syna lekkim uśmiechem. Następnie odłożył szklankę na biurko i zapytał gościa, czy zechciałby się czegoś napić. Tony zażyczył sobie porto i kilka sekund później jego życzenie zostało spełnione. Tony usiadł na skórzanym fotelu i wtedy zdał sobie sprawę z tego, że jest sam na sam ze swoim ojcem, że wokoło panuje cisza, a oni dwaj piją razem alkohol.
– Wiesz co mnie zastanawia? – spytał Howard i zasiadł przy biurku.
– Co takiego?
– Sposób, w jaki chcą mnie zabić. Tak na oczach wszystkich. Gdybym ja chciał dokonać zamachu na czyjeś życie, zrobiłbym to po cichu, gdzieś na stronie. Chyba że…
– Chyba, że chciałbyś, aby cię widzieli – dokończył Tony. – Chyba, że chciałbyś coś udowodnić. Albo zrzucić winę na kogoś innego.
– Jakie byłyby skutki zamachu? – zapytał Howard i popatrzył na syna. – Co by się działo tuż po mojej śmierci?
W tym momencie Tony zdał sobie sprawę z tego, że kiedy Obserwator pokazywał mu skan z ziemskiej gazety opisujący całe zdarzenie, on nie przeczytał go do końca. A przecież mógł w ten sposób dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy, które okazałyby się pomocne w śledztwie. Ale to, że on nie przeczytał gazety, nie oznacza, że reszta była równie lekkomyślna.
– Niestety nie wiem – odpowiedział po chwili namysłu. – Być może agentka Hill będzie wiedziała. Poza tym pamiętaj, że aby skutki podróży w czasie nadpisały się na linię czasową, musi minąć pięć godzin, a myśmy wyruszyli zaraz po tym jak się dowiedzieliśmy.
– Rozumiem – odparł Howard i oparł się wygodnie na fotelu. Przez chwilę jeszcze milczał, ale zaraz znów przemówił: – Tu chodzi o reaktor łukowy.
– Na to wygląda – stwierdził Tony.
– Do jakich celów jest wykorzystany w twoich czasach? – spytał Howard, znów spoglądając na syna.
– Na razie tylko jako źródło energii, chociaż i tak większość ludzi wciąż polega na zasobach naturalnych.
– Oh… – Twarz Howarda przybrała wyraz zawiedzenia. I Tony zdał sobie sprawę z tego, że jego ojciec wiązał z reaktorem wielkie nadzieje i zapewne spodziewał się, że reaktor będzie ogólnie dostępny w czasach, kiedy jego syn jest dorosły. Szybko jednak Howard wyprostował się i powrócił do sedna sprawy: – Więc może chodzi o to, do czego ma być wykorzystywany później… – Przechylił się do przodu i oparł łokcie na biurku. – Skoro to źródło energii, może napędzać prawie wszystko, od szpitali po broń masowego raże…
Nie dokończył. Howard poczuł wzbierającą w nim gorycz. Nawet nie spojrzał na syna, tylko wziął łyk whiskey i wbił wzrok w blat stołu. Tony w pełni rozumiał, co krążyło po głowie jego ojca, bo to samo przychodziło mu do głowy wiele razy od czasu, kiedy został porwany przez Dziesięć Pierścieni.
Howard prychnął śmiechem i uśmiechnął się z goryczą.
– A ja myślałem, że reaktor łukowy wszystko zmieni – powiedział, w zasadzie nie wiadomo, czy do swojego gościa, czy do siebie. – Takie moje szczęście…
Nagle Tony zdał sobie sprawę z tego, że może wreszcie zadać jedno z wielu pytań, które chciał zadać podczas ich poprzedniego, przypadkowego spotkania.
– A więc nie chciałeś już robić broni dla amerykańskiej armii?
– Nie zrozum mnie źle, Tony. – Howard znów się uśmiechnął, tym razem bardziej łagodnie. – Od czasów drugiej wojny światowej wciąż uważam, że budowane przeze mnie rakiety, pociski i karabiny służą mojemu krajowi. – Jego twarz posmutniała. – Jednak od tamtego czasu wszystko się zmieniło. I wciąż się zmienia przez wojnę w Wietnamie i ruch hipisowski. Od jakiegoś czasu nasi żołnierze przestali być dla wielu Amerykanów bohaterami. A służba na wojnie przestała już być czymś przynoszącym chlubę. – Wypił kolejny łyk whiskey i oparł się wygodnie w fotelu. – A najdziwniejsze jest to, że w pełni rozumiem, co hipisi mi zarzucają i rozumiem, dlaczego nazywają mnie chciwym mordercą.
– Nie martw się – odpowiedział Tony, chcąc go pocieszyć. – Jeszcze ci się uda pokazać, że jesteś kimś więcej niż producentem i sprzedawcą broni.
Howard popatrzył na niego melancholijnym wzrokiem.
– Tony, ja brałem udział w projekcie „Manhattan”. – Jego głos stał się cichy, prawie przechodził w szept. Było w tym szepcie coś bardzo smutnego, rozpaczliwego wręcz. – Choćbym nie wiem jak się starał, dla wielu ludzi na zawsze pozostanę mordercą. I mogę mieć tylko nadzieję, że ty nie powtórzysz moich błędów.
 Przez chwilę Tony chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się od tego. Wypił trochę swojego porto. Obaj byli teraz pogrążeni we własnych myślach. Młodszy ze Starków nigdy nie widział starszego w takim stanie. Jakby przed chwilą Howard nie tyle tłumaczył się przed nim, co wyznawał swoje winy i wyrażał skruchę. Być może spodziewał się, że jego syn pochodzi z lepszej przyszłości, w której Stark Industries nie zajmuje się już produkcją broni. No cóż, rzeczywiście tak było, ale jakby nie do końca…
– Być może rzeczywiście powinienem zniszczyć reaktor łukowy – powiedział nagle Howard. – Skoro ludzie przybywają aż z przyszłości, aby mnie powstrzymać przed zaprezentowaniem go światu, może coś w tym jest.
Tym razem to Tony popatrzył na Howarda i uśmiechnął się do niego łagodnie. Podniósł się z fotela i podszedł do biurka, aby chwilę potem położyć na nim swoje porto i spojrzeć ojcu głęboko w oczy.
– Jak myślisz, za co pamiętamy Nobla? Czy za to, że wynalazł dynamit i zbił na tym fortunę? Czy też może bardziej za to, że ufundował za tę fortunę nagrodę przyznawaną ludziom za to, że zrobili coś dobrego dla świata?
– Ale ja nie jestem Noblem – odparł Howard.
Tony oparł ręce na biurku i pochylił się nieco nad ojcem.
– Z tego, co wiem, podczas wojny robiłeś też inne rzeczy poza budowaniem broni. Kręciłeś filmy, wynalazłeś latający samochód, pomogłeś przy Projekcie „Odrodzenie” i pomogłeś Steve’owi przedostać się za linię wroga. – Ściągnął ręce z biurka, wziął swoją szklankę i usiadł na blacie. Popił łyk i wciąż spoglądając na Howarda, dodał: – A teraz planujesz zorganizować w niedalekiej przyszłości expo technologiczne i zrobić coś, co dla odmiany nie będzie bronią. I powiem ci jeszcze coś, tato. Ja pamiętam o tobie różne rzeczy, ale nie to, że byłeś mordercą.
Howard poczuł się o wiele lepiej. Jakby spadł mu z serca wielki kamień. Jego oczy spoczęły nagle na torsie Tony’ego. Mimo że jego syn miał na sobie koszulę, i tak Howard zobaczył oczyma wyobraźni miejsce, gdzie znajdował się ów „rozrusznik serca” napędzany reaktorem łukowym. Tony przypomniał swojemu ojcu, że jest kimś więcej niż sprzedawcą broni. I to właśnie Howard chciał przekazać światu na czekającej ich prezentacji.
Nagle w starszego ze Starków weszły nowe siły, a jego serce napełniło się nadzieją, która zdawała się być tam zawsze i tylko przygasnąć na chwilę. Tak, teraz wszystko będzie dobrze i nawet jego zamachowcy go nie powstrzymają.

3 thoughts on “[FF: Avengers] Jabłoń cz. 4 – Rozmowy od serca

  1. Za mało się dzieje, zaczynam się nudzić :< Mam nadzieję, że to cisza przed burzą.Podobało mi się wykorzystanie wehikułu jako teleportu i sprawdzanie magazynów. Nie wiem jeszcze, co sądzę o rozmowie z Bannerem, ale to pewnie wina mojej nieznajomości Hulka.

  2. No to nie wiem, jak się zapatrzysz na dwa następnie, bo tam też bardziej gadają niż coś robią.Mogłabym ci zrobić wykład o Brianie Bannerze, ale będzie o nim trochę w następnym rozdziale. Mogę cię jeszcze odesłać do Marvel Wiki albo mojego artykułu o ojcach XD.

  3. Na razie nie trzeba, jak coś jest mi niezbędne fabularnie, a nie wiem lub nie pamiętam, czy też chcę zaspokoić ciekawość z jakiegokolwiek innego powodu, to sama lecę na wikipedię 😛

Leave a Reply