
Witamy ponownie!
W drugim odcinku dowiadujemy się, co działo się z Jedenastką tuż po tym jak poświęciła się dla chłopaków. Z kolei w teraźniejszości w Hawkins odbywa się Halloween. Mike, Will, Lucas i Dustin chodzą po domach, przebrani za Pogromców Duchów, jednak ta noc nie należy do zbyt udanych, bo nie dość, że Will ma przebłyski z Odwróconego Świata, to jeszcze Lucas i Dustin zaprosili Max, co nie za bardzo się Mike’owi podoba. Tymczasem na imprezie starszych klas Nancy upija się na smutno, aby zapomnieć o Barb, Dustin nawiązuje nowe przyjaźnie, a Steve ma ciężko. Powraca również wątek dyń.
No i mamy wyraźną już kontynuację trójkąta miłosnego między Nancy a chłopakami. I w sumie to trochę przykre, bo obaj są bardzo w porządku, a któryś z nich skończy ze złamanym serduszkiem.
To mi przypomina taki tekst, który krąży po tumblrze od premiery drugiej serii: “Stranger Things, Sezon 1: Steve nie zasługuje na Nancy; Stranger Things, Sezon 2: Nancy nie zasługuje na Steve’a.” Jeszcze do tego wrócimy w późniejszych odcinkach.
A na razie zajmijmy się tym.
Wydaje mi się, że teraz możemy już bardziej się zagłębić w relację między Hopperem a Nastką. Zaistniała sytuacja jest trudna, więc właściwie dziewczynka musi cały czas siedzieć w tej chatce dla własnego bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że może się czuć nieszczęśliwa i mieć przebłyski z instytutu, w którym spędziła większość życia. Z drugiej strony Hopper stara się brać pod uwagę jej uczucia i sprawić, aby nie czuła, że coś ją omija. W pewnym sensie jest to dla niego druga szansa, bo pamiętajmy, że był kiedyś ojcem małej dziewczynki.
Ja tym wątkiem jestem zachwycona. I Hopper, i Nastka dostają substytut utraconej rodziny. Ona nigdy nie miała rodziców, on stracił dziecko. I ciekawe jest to, że pomimo całej niesamowitości tej sytuacji, ich relacje nie odbiegają za bardzo od częstego konfliktu rodziców ze zbuntowanym nastolatkiem – oboje mają swoje racje, oboje próbują się dogadać, ale nie zawsze to wychodzi… To, że to Hopperowi zdarza się więcej “wpadek”, a Nastka jest mało wyrozumiała, też jest bardzo życiowe.
Natomiast flashback z życia Jedenastki tuż po wydarzeniach z finału; to, że przez jakiś czas musiała żyć w lesie, żywiąc się wiewiórkami i że w pewnym momencie nawet ogłuszyła pewnego myśliwego, aby mu ukraść ciepłe ubranie, przypomina nam, że nie jest ona tylko biedną małą dziewczynką, ale też, że już zdarzyło jej się zabijać. W poprzednim sezonie była trochę jak takie dzikie, zaszczute zwierzę i tutaj też się tak zachowuje.
W tym sezonie jak dla mnie jeszcze bardziej widać ten kontrast: z jednej strony zagubione, nieco naiwne, uczące się świata dziecko, a z drugiej strony potężna istota, która nie tylko umie się o siebie zatroszczyć, ale na dodatek może zrobić krzywdę czy nawet zabić. Nie dość, że przykre, to taka mieszanka wybuchowa może mieć tragiczne skutki.
Prawdę mówiąc, jak zostawiła tego faceta na śniegu, to się zaczęłam zastanawiać, co się z nim potem stało. Przecież on mógł zamarznąć na śmierć. Tak mi teraz przyszło do głowy, że w poprzednim sezonie mieliśmy odcinek (chyba Rozdział Szósty: Potwór) o tym, jak Nastka uciekła od chłopaków, okradła supermarket i zaszyła się w dziczy.
Mamy też lepszy wgląd w brata Maxine. Już w swojej pierwszej scenie z poprzedniego odcinka było w nim coś takiego, co sprawiało, że domyślałam się, że jest przemocowcem względem swojej siostry, a scena w samochodzie nie tylko mnie w tym utwierdziła, ale też udowodniła, że jest on lekko niestabilny umysłowo. A ty co myślisz, Mir?
Nie znoszę typa, irytująca postać. Ale jestem ciekawa, skąd u niego taki poziom zwyrolstwa i za co tak nienawidzi Maxine.
Jest kilka spraw związanych z Billy’m (bo tak kochany braciszek ma na imię), które chciałabym poruszyć, ale na razie nie mogę, bo zostaną wyjawione w późniejszych odcinkach. Ale tutaj dane nam jest do zrozumienia, że cokolwiek zmusiło ich do przeprowadzki, on obwinia o to siostrę.
Nie wiem jak tobie, Mir, ale mnie stylówa Billa przypomina takiego buca z lat osiemdziesiątych – długie włosy, lekki wąsik… Ostatnio ten typ “urody” zresztą często widzę, bo był i w Gru, Dru i minionki (kiedy przedstawiano moment, w którym czarny charakter przechodził przez okres dojrzewania), i w grze TellTale na podstawie Strażników Galaktyki (gdzie we flashbacku znajomy Petera Quilla naigrywał się z tego, że jego matka cierpi na śmiertelną chorobę).
W ogóle nie wiem, co te dziewczyny z pierwszego odcinka w Billy’m widziały.
Ja też nie, ale widocznie nie czaimy ideału męskości lat osiemdziesiątych 😀
To może być to XD.
Jeszcze tak a propos Max, to nawet zabawne, że to Mike właśnie uważa dołączenie dziewczyny do grupy za popsucie całej dynamiki. Aż czekam jak Dustin albo Lucas (najlepiej ten drugi) wytkną mu tę małą hipokryzję.
Z jednej strony Mike mnie tym irytuje (zwłaszcza że bardzo lubię Max), a z drugiej strony trochę go rozumiem. No i ta jego lojalność wobec Nastki jest urocza. Swoją drogą, Max miałaby duże zadatki na Mary Sue, gdyby nie to, że Nastka jeszcze bardziej miażdży system 😉
Jak dla mnie żadna z nich nie jest Mary Sue. Tzn. może i wpadają w pewne schematy, ale są napisane na tyle dobrze, że nie czuć tych schematów. Przynajmniej ja ich nie czuję.
W ogóle fajnie się oglądało jak chłopcy się po prostu szykowali do Halloween. Cała ta scena, jak ich mamy robią im zdjęcia w kostiumach była urocza. No i jeszcze ta scena, kiedy Mike odkrył, że on i Lucas poszli jako Venkman i tak się trochę zrobiło nieswojo, no bo Lucas, z racji bycia czarnym, miał iść jako Winston i się temu małemu tokienizmowi przeciwstawił.
Chłopaki w strojach pogromców duchów to najlepsza rzecz w tym odcinku i z tego, co widać, grafiki z tym motywem już podbijają internet.
W ogóle drugi odcinek pierwszego sezonu nosił tytuł Dziwadło z Maple Street, a ten – Cukierek albo psikus, dziwaku. Myślisz, że te paralele były zamierzone?
Pewnie tak, bo w tym serialu chyba każdy szczegół jest dopracowany.
To na razie tyle. Do widzenia w Rozdziale Trzecim: Kijance!
Lubię tą nową dziewczynę Max. Cieszę się, że ją dodali do serialu.