Uwaga! Spoiler do poprzedniego odcinka!

Powracamy z uroczą historią o chłopcu i jego… czymś.
Tak, proszę państwa, tym, co Dustin znajduje w śmieciach na końcu poprzedniego odcinka to dziwnie duża kijanka. Dustin szybko przygarnia stworka, karmi batonikami i nadaje mu imię D’Artanian (w skrócie Dart). Przy okazji odkrywa też, że jego nowe zwierzątko nie lubi światła i ciepła, a po zapoznaniu się z książkami o płazach i pokazaniu stworka kolegom, zostaje ustalone, że Dart musi pochodzić z Odwróconego Świata…
A tak poza tym chłopaki mają sekrety przed Max, Will ciągle się zbiera po wizji z Halloween, Jonathan nie lubi Boba, Bob zaś próbuje być ojcowski wobec Willa. No i moja ulubiona część – wyjawiono nam wreszcie całą historię o tym jak Nastka trafiła pod opiekę Hoppera. Z kolei w teraźniejszości dziewczynka postanawia wybrać się na mały spacer i spotkać się z Mikiem.
Oto nasze wrażenia z tego odcinka.
Poprzednio niejako zostało ustanowione, że Dustin i jego matka lubią zwierzęta. Tzn. mają kota, ale odniosłam takie wrażenie, że ta rodzina ma doświadczenie z zajmowaniem się zwierzętami różnego rodzaju. To zostało potem potwierdzone w samej Kijance tym, że Dustin ma żółwia.
Oczywiście od razu wiadomo, że Dart to jakiś stwór z Odwróconego Świata, ale ja akurat podzielałam opinię Dustina, że może być dobry.
Ja się w sumie nie łudziłam, choć malutki Dart był przesłodki, no i opiekuńczość Dustina wobec Darta była po prostu rozbrajająca od pierwszych scen.
Przejdźmy do Mike’a. Ta scena, kiedy dochodzi do konfrontacji między nim a Max a propos tego, że Mike nie kryje swojej niechęci do dziewczyny, przypomniało mi ten vlog Horror Guru i Count Jackuli, z którego dowiedziałam się o Stranger Things. To dlatego, że panowie wysunęli przypuszczenie, że chłopcy i Nastka odpowiadają konkretnym rolom w D&D, z kolei w tej scenie Mike stwierdza wprost, że on jest paladynem, Dustin bardem, Lucas łowczym, Will klerykiem, a Nastka magiem. Z tym, że Horror Guru i Count Jackula rozłożyli role nieco inaczej (ale weźmy pod uwagę to, że mówili wtedy o pierwszym sezonie) – Nastka była magiem, który wszedł w miejsce Willa, tymczasowo będącego poza drużyną; Mike nadal pozostał paladynem, a Lucas – łowczym, ale klerykiem był Dustin.
Wracając jednak do samej sceny – Mike, lubię cię stary, ale nie bądź wredny. W sumie w trzecim odcinku poprzedniego sezonu też miał taki moment, że był oschły względem Nastki, ale wtedy miał ważny powód i mu w końcu przeszło. No ale…
A co sądzisz o scenie zazdrości Nastki? Ten jej odruch mówi dużo o tym, jak ważna jest dla niej relacja z Mikiem nie tylko pod kątem przyjacielskim, co mi się podoba, bo lubię ten pairing. Ale ta skłonność do bezrefleksyjnego ranienia innych jest niepokojąca.
Mnie się ta scena nie podobała. Poza tym, że mamy ten wytarty motyw: “bohater myśli, że jego love interest go zdradza więc jest zazdrosny i zachowuje się wrednie”, to jest ta sprawa, którą poruszyłaś – bezrefleksyjne ranienie ludzi. Jeszcze w zeszłym sezonie było to podyktowane tym, że albo Brenner ją zmuszał do różnych rzeczy, albo ona broniła siebie i innych. Tutaj mamy Nastkę, która używa swoich mocy, bo chce wyładować złość. Miejmy nadzieję, że z tego wyrośnie.
Ach, Bob Newbe… Próbowałeś i kochamy cię za to, jednak twoja rada nie była całkiem trafiona. W ogóle Bob się w tym odcinku stara, ale mu nie wychodzi. W pewnym momencie Joyce nawet odkłada słuchawkę, kiedy nie potrzebuje już jego pomocy z wideo odtwarzaczem, a on akurat chciał coś jej zaproponować.
No nie do końca. Jego rada była bardzo trafiona, tylko że facet nie zdawał sobie sprawy, że ma do czynienia z jakimiś Slendermenami z kosmosu/piekła/nie wiadomo czego 😉 W normalnym konflikcie dzieciaka z prześladującymi innymi dzieciakami postawienie się oprawcom to dobry pomysł. Mnie te sceny z Samem (tak, będę go dalej nazywać Sam!) urzekły i uważam, że taka w stu procentach pozytywna postać w tym serialu to całkiem fajna rzecz. Zwłaszcza że świetnie się dogaduje z Willem.
No, scena w samochodzie sama w sobie jest przeurocza i Bob jest cudowną postacią. I też wydaje mi się, że gdyby nie kaliber przeciwnika, rada byłaby do rzeczy.
Przejdźmy do mojej ulubionej części, czyli Hoppera i Nastki – z jednej strony fajnie się ogląda jak szeryf ją przygarnia i tworzy jej miejsce, gdzie mogłaby mieszkać, z drugiej strony w niektórych scenach oglądało mi się go z mieszanymi uczuciami, bo wiedziałam, że nie przemyślał pewnych rzeczy. Na przykład ta retrospekcja, kiedy czyta Nastce książkę i ona nagle pyta, czy ma matkę. On przez chwilę milczy, po czym odpowiada, że już nie. I wtedy pomyślałam, że to kłamstwo do niego wróci. I ja rozumiem, czemu to powiedział, naprawdę. Gdyby odparł, że tak i opowiedział o swojej wizycie u Terry Ives, zapewne Nastka zechciałaby natychmiast tam pojechać. O wiele łatwiej było skłamać. Jednakże Hopper powinien pamiętać, że ta dziewczynka była okłamywana całe życie i to przez ludzi, którzy również trzymali ją w zamknięciu. Nic więc dziwnego, że w końcu łamie zasady “Nie Bądź Głupi” i wychodzi z chaty.
Kłamanie dzieciom w serialach zawsze ma takie mega ogromne konsekwencje. W ogóle Hopper jakoś wyjątkowo zirytował mnie tym kłamstwem, bo nie dość, że traktuje Nastkę jak idiotkę, która nie umie odkryć prawdy, to jeszcze to kłamstwo wcale nie było specjalnie potrzebne.
Tzn. ja widzę jako taki sens – facet chce zminimalizować ryzyko, że chłopaki z laboratorium zobaczą Nastkę i coś jej zrobią. W sumie potrafię sobie wyobrazić jego tok myślenia: “Już chce się spotkać z Mikiem. Jeśli jej opowiem o matce, będzie chciała się również z nią spotkać.”
Poza tym w pewnym sensie można odczytać jego wypowiedź jako półprawdę – Nastka nie ma już matki, bo jej matka jest teraz w stanie katatonii. Nie bronię gościa, ale próbuję zrozumieć (no, dobra, trochę bronię… tak, wiem, mój faworyt jest problematyczny XD).
Z tą półprawdą to racja, też o tym myślałam. Ale znając możliwości Nastki, powinien był przewidzieć, że odkrycie prawdy nie będzie dla niej takie trudne… Mam wrażenie, że wiele ich problemów wynika z tego, że Hopper chciałby jej czegoś zakazać/coś nakazać i już, bez zbytniego wyjaśniania. Tak jak wcześniej napisałaś “o wiele łatwiej skłamać”, a on powinien już wiedzieć, że w przypadku Nastki nie ma łatwych rozwiązań, bo to nie jest zwykła nastolatka.
No, próbuje stosować standardowe metody wychowawcze i nie bierze poprawki na to, z kim ma do czynienia.
Jeszcze tak dodam a propos sceny, w której Hopper tańczy do “You Don’t Mess Around with Jim” – jakiś czas po tym jak obejrzałam ten odcinek, wsłuchałam się bardziej w tekst tej piosenki, bo zastanawiałam się, czy ma ona jakiś ukryty sens w kontekście postaci szeryfa. Utwór jest właściwie o głupim, ale cholernie silnym gościu, Jimie Walkerze, z którym zadzieranie jest równie głupie jak “ciągnięcie za pelerynę Supermana”, “plucie pod wiatr”, czy “ściąganie maski Samotnego Jeźdźca”. Jednakże potem Jim zostaje zabity przez niejakiego Williego “Slima” McCoya. Wypracowałam więc taką teorię, że to taki zwiastun tego, że albo Hopper napotka przeciwnika, który go pokona i zabije; albo do pewnego wydarzenia, które ma swoją kulminację w finale drugiego sezonu.
Potem jednak ktoś mi powiedział, że to aktor grający szeryfa – David Harbour – wybrał “You Don’t Mess Around with Jim” do tej sceny, ponieważ piosenka mu się podobała i uważał, że Jim Hopper też by ją bardzo lubił. Toteż moja teoria padła.
A ja się zastanawiam, czy jestem jedyną osobą, którą denerwuje Nancy i te jej pomysły w stylu “powiedzmy rodzicom Barb, że ich córka nie żyje, chociaż jak im powiemy, to wszystkich nas mogą pozabijać”. W ogóle mam już poważnie dość jej udręczonej miny. Ale może to dlatego, że ja niezbyt rozumiem ten fenomen Barb.
Generalnie “fenomen Barb” polega na tym, że z jednej strony nie poświęcono jej zniknięciu tyle czasu i energii, co Willowi (Willa szukali: jego matka, kumple, brat i szeryf, zaś Barb – tylko Jonathan i Nancy), więc wiesz – #JusticeForBarb; a z drugiej strony niektórzy fani uważali, że jest ona lesbijką. Ja sama jakoś nie szalałam za nią, ale uważam, że była sympatyczną postacią.
To znaczy ja wiem, skąd ten fenomen się bierze, ale sama go nie rozumiem, bo mojego serca Barb nie skradła, a jak słyszę “każdy z nas to Barb, bo ona jest takim wyrzutkiem”, to tym bardziej jej nie lubię. I sama nie miałam wrażenia, że jej zniknięcie zostało olane, bo jednak wydarzenia były przedstawione z perspektywy osób bliższych Willowi.
Coś w tym jest.
Wracając jednak do Nancy – nie można powiedzieć, aby jej “udręczona mina” była nie na miejscu. Wszystkie jej zachowania biorą się stąd, że czuje się winna, bo porzuciła przyjaciółkę, aby zabawić się ze Steve’m, a potem Barb została porwana przez potwora. Nancy myśli, że wszystko, co spotkało Hollandów, jest jej winą.
Na dzisiaj to już wszystko. Do widzenia za tydzień!
Mnie ta kijanka obrzydzała od samego początku i miałam co do niej złe przeczucia:(