
Polski tytuł tego odcinka poniekąd zawiera spoiler. Oryginalny – The Return of the Archons – brzmi bardziej poważnie i zapowiada coś bardziej mistycznego, coś na miarę jakiejś wielkiej przygody w tajemniczym mieście. Bo też kultura, którą odwiedzają dzisiaj nasi bohaterowie, pełna jest wzniosłych słów, osobników w strojach druidów oraz nabożnej bojaźni przed niejakim Landru.
Ponieważ jednak to Star Trek, a nie Indiana Jones, wytłumaczenie będzie związane z technologią albo kosmitami, a nie z magią.
Opis Fabuły:
Odcinek otwiera scena, w której dwóch członków załogi – porucznik Sulu i niejaki O’Neil – biegną przez miejsce przypominające miasteczko na Dzikim Zachodzie, przebrani w garnitury z XIX wieku. Tak się składa, że gonią ich zakapturzone postaci z dziwnymi kijami w rękach. O’Neil nie załapuje się na transporter, Sulu zaś przed przeniesieniem na Enterprise zostaje trafiony promieniem z jednego z kijków i zaczyna zachowywać się dziwnie. Tak się składa, że załoga Kirka miała zbadać planetę Beta III, na której sto lat temu rozbił się statek Archon, ale okazuje się, że będą musieli zejść na dół i dowiedzieć się, co stało się O’Neilowi i co spowodowało osobliwy stan Sulu. Kirk, Spock, McCoy i dwóch innych oficerów pojawiają się w miasteczku i od razu uderza ich to, że ludzie wydają się dziwnie zadowoleni i przyjacielscy, mówią też o jakimś Festiwalu i o niejakim Landru. Im dłużej Kirk i spółka są na Becie III, tym bardziej przekonują się, że jej mieszkańcy są przez kogoś kierowani.
Co Z Tego Pamiętam:
Przede wszystkim Festiwal, który zmienia spokojnych, przyjacielskich ludzi w rzucających się na siebie nawzajem szaleńców. Pamiętałam też, że córka właściciela pensjonatu zostaje na zewnątrz podczas Festiwalu i mimo że coś jej się może zdarzyć, jej ojciec nie idzie jej szukać; no i jeszcze faceta, który nagle zaczyna wołać w przestrzeń: “Festiwal! Festiwal!” (chociaż w mojej pamięci zawsze mówi to trochę inaczej).
Wnioski Ogólne:
Jakoś tak zapamiętałam, że ten Festiwal pełni podobną rolę, co Noc Oczyszczenia – przez jedną noc w roku hulaj dusza, piekła nie ma, możesz kogoś zaatakować albo zgwałcić, aby pozbyć się wszystkich negatywnych uczuć, a przez resztę roku wszyscy są ułożeni i przyjacielscy. A fakt, że ktoś najwyraźniej ma tak wielką władzę nad społecznością, że wszyscy czują przemożną potrzebę, aby robić to, co im się każe, sprawia, że ten natychmiastowy powrót do harmonii ma o wiele więcej sensu.
Z tym, że nigdzie w odcinku nie jest wprost powiedziane, że Festiwal ma służyć zaspokojeniu pierwotnej żądzy mordu. To jest właściwie coś, do czego widz sam dochodzi na podstawie podanych mu informacji.
Tak czy inaczej, załoga Enterprise zastaje na odwiedzanej planecie pewien porządek i musi się jakoś do niego odnieść. Ten porządek nie jest idealny, do pewnego stopnia na pewno przypomina dyktaturę (zwłaszcza religijną: Landru to przecież przywódca, który 6000 lat temu pokazał ludziom z Beta III jak żyć w harmonii, a teraz narzuca swoją wolę), ale na początku Kirk i reszta tylko go infiltrują, a dopiero później decydują się podjąć jakieś bardziej radykalne kroki. Teoretycznie Pierwsza Dyrektywa (która właśnie w tym odcinku zostaje wprowadzona po praz pierwszy) zakazuje interwencji w obce kultury, jednakże Kirk twierdzi, że odnosi się ona do żywych, rozwijających się kultur, tymczasem rządy Landru cechuje stagnacja. Tak, jest to społeczeństwo, które wydaje się harmonijne, a ludzie robią wrażenie nastawionych do siebie nawzajem życzliwie, ale tak naprawdę pozbawieni są wolnej woli, kreatywności, współczucia i człowieczeństwa. Kirk wielokrotnie wspomina o tym, że ta kultura nie ma duszy.
A do tego dochodzi jeszcze kwestia dobra członków załogi – najpierw Sulu i O’Neila, a potem doktora McCoya, który zostaje poddany praniu mózgu. Kirk będzie musiał ich uwolnić spod władzy Landru.
Różne startrekowe załogi schodziły na powierzchnie różnych planet i badały tamtejsze społeczności, podając się za ludzi “z doliny”, “z południa” albo skądśtam jeszcze. I właśnie swoim pochodzeniem tłumaczyli niewiedzę na temat zwyczajów panujących w osadzie, do której przybyli. Oczywiście z czasem przynajmniej kilku mieszkańców społeczności zdawało sobie sprawę z tego, że obcy kłamią i są z zupełnie innego miejsca. Zawsze znajdzie się chociaż jedna osoba, której zaistniały porządek się nie podoba, i dlatego spróbuje pomóc obcym, w nadziei, że oni z kolei pomogą jej. I rzeczywiście, załoga potem opuszcza daną planetę w trochę innym stanie, niż była ona na początku.
Ostatnio odcinkiem z takim schematem był Nowy Eden, z najnowszego, drugiego sezonu Star Trek: Discovery. Czasem – tak jak w przypadku Nowego Edenu – społeczność, którą trzeba zinfiltrować, jest z Ziemi, ale są to potomkowie Ziemian zabranych dawno temu z ich ojczystej planety i tworzącej własną, unikalną kulturę, tak więc Pierwsza Dyrektywa odnosi się również do nich.
Za tydzień mamy szczególny odcinek. Albowiem za tydzień pojawi się po raz pierwszy Khan.