Krótka notka

Krótka notka o "Shazamie"

Trochę to trwało, ale wreszcie udało mi się wybrać się na Shazama.

Powiem Wam szczerze, że choć moja znajomość artysty znanego wcześniej jako Kapitan Marvel ogranicza się głównie do filmu Linkary z serii Secret Origins Month, pewnego animowanego one-shota oraz dwóch odcinków Batman: Odważni i Bezwzględni, o tyle na film DCEU o nim czekałam o wiele bardziej niż na Avengers: Koniec Gry, już chociażby dlatego, że Marvel zmęczył mnie już trochę trzecimi Avengersami i chciałam zobaczyć coś lżejszego (a przygotowania do Maja z Batmanem tylko bardziej zainteresowały mnie DC).

Tak czy inaczej, od pierwszego zdjęcia z planu, pokazującego Shazama i Freddy’ego Freemana pijących napoje z puszki przed sklepem, od razu wiedziałam, że będę chciała zobaczyć ten film, bo ten obrazek był trochę jak Rocket strzelający z karabinu i stojący na ramionach Groota; jak taka zapowiedź, że w danym uniwersum czeka nas niezła jazda.

I nie powiem, była to niezła jazda.

Film zaczyna się właściwie od flashbacku z młodym Thadduesem Sivaną, który w drodze do dziadka, zostaje przeniesiony do dziwnego miejsca przez tajemniczego Czarodzieja Shazama. Czarodziej twierdzi, że szuka człowieka o czystym sercu, aby obdarzyć go swoją mocą, ale niestety mały Teddy nie przechodzi ostatecznej próby i zostaje uznany za niegodnego. Lata później inny chłopiec – Billy Batson – ucieka z kolejnych rodzin zastępczych, aby odnaleźć matkę, którą zgubił dawno temu podczas festynu. Niebawem trafia do rodziny Vasquezów, która prowadzi dom zastępczy już dla piątki innych dzieci, w tym – dla niepełnosprawnego Freddy’ego Freemana, który uwielbia superbohaterów i wie o nich całkiem dużo. Podczas pierwszego dnia w nowej szkole Billy staje w obronie atakowanego przez łobuzów Freddy’ego, a potem, samemu przed nimi uciekając trafia do metra, gdzie również spotyka Czarodzieja Shazama. Starzec przekazuje mu swoje moce, po części również dlatego, że dorosły doktor Sivana uwolnił demony reprezentujące Siedem Grzechów Głównych, a sam Czarodziej jest już umierający. Billy wypowiada więc imię Czarodzieja i przybiera postać dorosłego, obdarzonego supermocami bohatera, Shazama. Ponieważ jednak nie ma pojęcia o superbohaterach, prosi o pomoc Freddy’ego.
To, co większość ludzi powtarza o tym filmie, to prawda – jest to komedia, trochę miejscami przaśna, ale jednak z sercem. Przygody Kapitana Marvela/Shazama zawsze były do pewnego stopnia opowieścią o rodzinie (ba – późniejsza drużyna Shazama nazywa się Marvel Family i jej częścią jest siostra bliźniaczka Billy’ego, Mary), tak więc nic dziwnego, że film o nim jest w dużej mierze filmem o wartości rodziny (nie tylko tej związanej więzami krwi).
Sceny, w której Billy i Freddy sprawdzają moce Shazama, a sam Billy się potem wygłupia, korzystając ze swojej mocy w mniej szlachetnych celach, wychodzą bardzo naturalnie i prawdę mówiąc prawie nie doświadczyłam przy nich zażenowania i takiego poczucia, że “to się źle skończy, a ja nie chcę tego oglądać” (wyjątek stanowi moment, w którym Freddy chwali się dzieciakom w szkole, że kumpluje się z Shazamem).
W ogóle oglądanie Freddy’ego i Billy’ego/Shazama to istna przyjemność i powiem teraz kolejną rzecz, która przebrzmiewa przez recenzje tego filmu – Freddy Freeman rzeczywiście kradnie trochę show. Jest nie tylko kimś w rodzaju pomocnika, który mówi Shazamowi co i jak, ale również w pewnym momencie wygarnia mu, że Billy nie docenia tego, co dostał (i w jego ustach jest to nawet bardziej dosadne, niż mogłoby być u kogoś innego, ze względu na jego sytuację). Tak po prawdzie, to kiedy sytuacja zrobiła się już nieco poważniejsza i Sivana zaczął walczyć z Shazamem po raz pierwszy (a niedoświadczony Billy ma pewne problemy z pokonaniem przeciwnika, który dla odmiany jest odporny na jego supersiłę), to ja bardziej martwiłam się o to, że główny czarny charakter weźmie Freddy’ego za zakładnika albo zrobi mu jeszcze coś gorszego.
Reszta rodziny zastępczej jest… całkiem całkiem, chociaż jest kilka zgrzytów. Na przykład, w scenie z łobuzami żadne z przyszywanego rodzeństwa Billy’ego nie próbuje powstrzymać jego prześladowców przed gonieniem go, a postać Eugene’a może zostać przez niektórych ludzi odczytana jako taki stereotyp Azjaty-komputerowca. Jednak kiedy już muszą stawić czoła Sivanie i pomóc Billy’emu, nagle wszystko wydaje się być na swoim miejscu.
Jeśli chodzi o Zachary’ego Leviego jako Shazama, to myślę, że powód, dla którego sceny wygłupów nie są tak żenujące jak mogłyby być, wynika również z tego, że ten aktor potrafi sprawić, aby jego bohater był na tyle sympatyczny i na tyle niewinny, że nie wydaje się przeginać. Grający Billy’ego Asher Angel również radzi sobie całkiem nieźle, zwłaszcza, że ma do zagrania rolę miejscami bardzo dramatyczną i wychodzi w niej bardzo naturalnie. Mimo wszystko jednak chciałabym, aby było trochę więcej scen z Billy’m, bo w pewnym momencie widzimy częściej Shazama niż Billy’ego.
Doktor Sivana wyszedł… sztampowo i jego motywacja też sprowadzała się głównie do pragnienia władzy i do zemsty, ale powiem tak: ten flashback z początku filmu na pewno sprawił, że ten nasz sztampowy czarny charakter był odrobinę głębszy. Interakcje z bratem i ojcem na pewno sprawiają, że przyszły doktor Sivana wydaje się postacią trochę tragiczną, a późniejsze spotkanie z Czarodziejem uderza w chłopca tym bardziej i wydaje się być jakby powtórką z tego, co mówi mu jego rodzina. Sivana Senior z całą pewnością jest fatalnym ojcem, który zafundował młodszemu synowi kompleksy, a już fakt, że brat naszego antagonisty zwala winę za późniejszy wypadek na kilkuletniego chłopca, tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że mały Teddy miał uraz na całe życie. (Sivanę Seniora gra zresztą John Glover, który grał również Lionela Lexa w Tajemnicach Smallville, tak więc ma doświadczenie w rolach łajzowatych ojców w DC.)
I w tym flashbacku Czarodziej Shazam wydaje się o wiele bardziej szukać tego Człowieka O Czystym Sercu(TM) na ślepo. Tak w komiksach, jak i w animowanej adaptacji było pokazane, że Czarodziej obserwował Billy’ego Batsona już od jakiegoś czasu i widział, że jest to ktoś godzien bycia jego następcą. Tymczasem w tym filmie ani w przypadku małego doktora Sivany, ani w przypadku Bill’yego, nie było czegoś takiego. U Sivany mamy mały Sekretny Test Charakteru, ale przy Billy’m nie można go już przeprowadzić, więc trochę też wydaje się, że Czarodziej wybrał chłopca, bo był zdesperowany.
Natomiast ten film zaskoczył mnie dwa razy tym, że wprowadził elementy, które myślałam, że pojawią się dopiero w sequelu (co prawda, jedna z tych rzeczy faktycznie była zapowiedzią sequela, ale myślałam, że nie będzie aż tak prominentna… Po namyśle dochodzę do wniosku, że powinnam się spodziewać, że będzie inaczej, skoro Aquaman zrobił coś podobnego).
Tak czy inaczej, wrażenia po Shazamie mam jak najbardziej pozytywne i chętnie zobaczę obie wersje Billy’ego w jakichś przyszłych filmach.

Leave a Reply