
Zauważyłam jednak pewną rzecz – już od jakiegoś czasu jest tak, że nie widujemy w adaptacjach jednego przeciwnika Człowieka-Nietoperza (jak to było, na przykład, przy pierwszym Batmanie Burtona); zwykle jest tak, że atakuje ich kilku, a czasem jest ich nawet cała horda. Przy serii Arkham to jest jeszcze zrozumiałe… no bo mamy zbiegów z Arkham. Ale na przykład Lego Batman: Film otwiera scena, w której Joker nie tylko porywa samolot, ale też zatrudnia do pomocy innych złoczyńców, aby siali chaos w Gotham. A skoro już przy tym jesteśmy, to Lego Batman: Moc Superbohaterów DC zaczyna się od tego, że Joker w towarzystwie Pingwina, Harley, Człowieka Zagadki i Kobiety-Kota atakuje Galę Człowieka Roku; w Lego Batmanie: Lidze Sprawiedliwości Pingwin, Man-Bat i Joker napadają na muzeum, a w Lego Lidze Sprawiedliwości: Na ratunek Gotham złoczyńcy w ogóle korzystają z nieobecności swojego nemezis i wkrótce dają Supermenowi i reszcie Ligi w kość. W filmach aktorskich zaś chyba tylko w Batmanie Tima Burtona mieliśmy tylko jednego Big Bada; w pozostałych zawsze jest więcej niż jeden antagonista do pokonania i to wcale nie zaczęło się od Powrotu Batmana, bo już w Batman zbawia świat (filmie będącym kontynuacją serialu z Adamem Westem) mieliśmy połączone siły Jokera, Kobiety-Kot, Pingwina i Człowieka Zagadki.
![]() |
Frank Gorshin jako Człowiek Zagadka. |
Właśnie serial z lat sześćdziesiątych w dużej mierze przyczynił się do tego, że złoczyńcy Mrocznego Rycerza przebili się z komiksów do tak zwanego mainstreamu. Choć później scenarzyści zaczęli tworzyć własnych superzłoczyńców, wielu komiksowych członków Galerii Łotrów stało się bardziej rozpoznawalnych (zwłaszcza Joker, Kobieta-Kot, Pingwin i Człowiek Zagadka), a grający ich w innych adaptacjach aktorzy często zapożyczali jakieś manieryzmy od tych, którzy grali te postaci pierwsi (dobrym przykładem jest choćby Pingwin – aktorzy głosowi w serialach animowanych o Człowieku-Nietoperza naśladują głos Burgessa Mereditha). Batman z 1966 uratował też od zapomnienia Człowieka Zagadkę. Przed serialem Riddler pojawił się tylko w trzech komiksach (z czego dwa powstały w latach czterdziestych), a dzięki scenarzystom oraz Frankowi Gorshinowi (pierwszemu odtwórcy roli Riddlera), Edward Nygma stał się jednym z najbardziej ikonicznych złoczyńców Człowieka-Nietoperza.
Tak więc Batman z 1966 zaprezentował Galerię Łotrów szerokiej publiczności… ale były to ich bardziej prześmiewcze wersje. I podczas gdy w Brązowej Erze komiksy z Batmanem robiły się coraz mroczniejsze (wprowadzając, między innymi, Ra’s al Ghula), to w świadomości reszty społeczeństwa nadal superbohaterowie byli raczej niepoważni.
I tak oto pojawia się Tim Burton wraz ze swoim gotyckim Batmanem z 1989. A w nim Jack Nicholson grał Jokera, który różnił się zupełnie od granego przez Ceasara Romero Jokera z lat sześćdziesiątych – był bardziej psychotyczny, był mroczniejszy i był bardziej gangsterem niż żartownisiem. Tak czy inaczej, wkrótce po filmie Burtona pojawił się zainspirowany nim serial animowany; serial animowany, który zdefiniował Galerię Łotrów Batmana po raz kolejny. Mówię tutaj oczywiście o Batman: The Animated Series.
![]() |
Mr. Freeze w Batman: The Animated Series. |
Batman: TAS uważany jest dzisiaj za jedną z najlepszych, najbardziej dojrzałych serii animowanych w historii. Zawdzięcza tę reputację również temu, jak przedstawiał złoczyńców Batmana; temu, że wgryzał się w ich psychikę i czynił ich bardziej ludzkimi. Z jednej strony mieliśmy więc psychopatycznego Jokera, owładniętego obsesją na punkcie strachu Scarecrawa i pragnącego zemsty Człowieka Zagadkę, a z drugiej – chcącego powrócić do dawnego życia Clayface’a oraz cierpiącego na rozdwojenie jaźni Dwie Twarze. I tak jak Riddler zawdzięcza popularność serialowi z Adamem Westem, tak Mr. Freeze zawdzięcza Batman: The Animated Series swoje nowe, smutniejsze origin story, które czyni go najlepszym przykładem tak zwanego Anti-Villaina. Bo o ile stary Victor Fries stał się Mr. Freeze’m, próbując stworzyć promień mrożący, o tyle od czasów Batman: TAS bardziej znany jest jako naukowiec, który chciał znaleźć lekarstwo na Syndrom McGregora, na który choruje jego żona, Nora. Co więcej – nawet jak znajdzie to lekarstwo i uleczy Norę, nie będzie mógł z nią być, bo z powodu sabotażu w laboratorium, może przeżyć tylko w środowisku o ekstremalnie niskich temperaturach.
Jeszcze będziemy o tym mówić, ale wielu złoczyńców Batmana cierpi w komiksach na jakieś choroby psychiczne (chociaż są to nieraz takie choroby psychiczne, jak je rozumie telewizja), inni mają zrozumiały powód, aby robić to, co robią (jak walcząca o prawa roślin Trujący Bluszcz), jeszcze inni to postaci owładnięte obsesją (jak Ra’s al Ghul, który chce odwlec od siebie widmo śmierci). Są takie momenty, kiedy im współczujemy, a nawet kibicujemy; są takie momenty, w których wydają się wręcz tragicznymi postaciami.
A jednocześnie potrafią być przerażający, zwłaszcza, kiedy postanowili zniszczyć Batmana psychicznie. Wiele z najlepszych linii fabularnych w komiksach opiera się na tym, że jakiś złoczyńca (albo nawet grupa złoczyńców) chce doprowadzić Bruce’a Wayne’a i/lub jego sojuszników do szaleństwa (i znów – to materiał na inny post), i to, jak bohaterom uda się przetrwać tę próbę… to jest właśnie najlepsza część historii.
Ponadto wielu z nich umożliwia stworzenie ciekawej historii – od Scarecrawa, którego gaz wyzwala największe lęki tych, którzy się go nawdychają; poprzez Ra’s al Ghula, który chce przeciągnąć Batmana na swoją stronę, aż po Kobietę-Kota, którą z Batmanem łączą stosunki raczej skomplikowane. A jest jeszcze Joker, który jest pod każdym względem przeciwieństwem Mrocznego Rycerza i dlatego jest uważany za jego arcywroga.
Ostatnie dwie dekady rozpoczęły renesans filmów i seriali superbohaterskich, tak więc powoli szeroka publiczność ma okazję zapoznać się z Galeriami Łotrów innych superbohaterów. Jednocześnie ciągle powracającym zarzutem wobec filmów MCU jest to, że mają one słabych, schematycznych złoczyńców. Być może jest to o tyle rażące, że wszelkiego rodzaju filmy i seriale z Batmanem pokazały nam, jakich wspaniałych przeciwników może mieć superbohater.
Jest takie powiedzenie: „Bohater jest jedyne tak dobry, jak jego złoczyńca”. Genialnie napisany antagonista potrafi sprawić, że protagonista świeci tym jaśniej. I Galeria Łotrów Batmana niewątpliwie wydaje się potwierdzać tę regułę. Może i są za bardzo wyeksploatowani, ale z drugiej strony nie można im zarzucić braku stylu.