Pewnego razu Diabeł schwytał czterech mężczyzn – Artura Kirklanda, Francisa Bonafoy, Ludwiga Beilschmidta i Feliksa Łukasiewicza – i postawił ich na krawędzi bezdennej przepaści. Diabeł uśmiechnął się, a potem podszedł do Artura i powiedział:
– Skacz!
– Co, kurwa?! Nie! To cholerna bezdenna przepaść! – zaprotestował Anglik.
– Dżentelmen by skoczył – odparł Diabeł, spoglądając na niego z zawiedzeniem.
Artur spojrzał w dół. Do diabła, nikt nie będzie mówił, że Artur Kirkland nie jest dżentelmenem! No i skoczył z klifu.
Diabeł podszedł do Francisa.
– Skacz!
– W żadnym razie, mesieur. Ta przepaść wydaje się bardzo niebezpieczna.
– Dżentelmen by skoczył.
– Nie skoczę tylko dlatego, że mi każesz.
– Ale taka jest teraz moda.
Francis spojrzał w przepaść. Jeśli skakanie z klifu jest teraz w modzie, on powinien skoczyć. Kiedy to zrobi, będzie mógł o tym opowiadać innym, a oni pękną z zazdrości. Tak więc Francis również skoczył.
Potem Diabeł podszedł do Ludwiga.
– Skacz!
– Nie ma mowy!
– Dżentelmen by skoczył.
– Nie zrobię tego.
– Ale taka jest teraz moda!
– Nie skoczę.
– To rozkaz.
Nagle oczy Ludwiga się rozszerzyły. Jakim byłby Niemcem, gdyby nie słuchał rozkazów? Tak więc on również skoczył w dół.
W końcu Diabeł podszedł do Feliksa.
– Skacz!
– W żadnym razie!
– Dżentelmen by skoczył.
– Ale ja nie jestem dżentelmenem, więc się odpieprz.
– Ale taka jest teraz moda.
– Nie obchodzi mnie to.
– To rozkaz.
– Posłuchaj, Diable: Jeśli myślisz, że argumenty, których użyłeś, aby przekonać ich do skoku, podziałają na mnie, to, tak jakby, się totalnie mylisz.
– Dobra, zapomnij o tym. Nie skacz.