
Tydzień temu wspomnieliśmy o niefortunnych implikacjach rozwiązania wątku podoficer Rand w Rozdwojeniu. Tym razem mamy sytuację, w której pojawia się stary jak świat motyw przepięknych kobiet, którym żaden mężczyzna nie może się oprzeć. Jak zobaczymy dalej Dziewczyny Mudda są poniekąd o ludzkiej (zwłaszcza męskiej) powierzchowności.
Nie przedłużając przejdźmy do omawiania Dziewczyn Mudda.
Opis Fabuły:
Enterprise ściga mały stateczek, który dopuścił się kilku wykroczeń, a jego silniki są na skraju wybuchu. W końcu udaje się ściągnąć jego kapitana, niejakiego Walsha, wraz z jego trzema towarzyszkami na Enterprise. Wszystkie trzy panie od razu wzbudzają zainteresowanie McCoya i Scotty’ego, gdyż są niesamowicie piękne, kiedy zaś Walsh zostaje zapytany, czy to jego załoga, on odpowiada: “Nie. To mój towar.” Tak się bowiem składa, że wiezie dziewczęta na pewną kolonię, gdzie jest deficyt kobiet. Zostaje zatrzymany i okazuje się, że tak naprawdę nazywa się Harry Mudd i jest znanym przemytnikiem. Ponieważ podczas pogoni za Muddem zużyły się prawie wszystkie kryształy litu i Enterprise ciągnie już tylko na akumulatorach zastępczych, Kirk postanawia zatrzymać się w jednostce górniczej Regel XII. Mudd zwęsza okazję i decyduje się sprzedać swoje dziewczęta trzem górnikom z Regel XII.
Co Z Tego Pamiętam:
Januszowatego Harry’ego Mudda, oraz to, że kiedy pierwszy raz widziałam jego wdzianko, wydawało mi się ono wzięte z jakiegoś dramatu kostiumowego.
Wnioski ogólne:
To jeden z tych odcinków, gdzie na pokład statku/stacji wchodzą jacyś dziwni kosmici, którzy wydają się w miarę przyjaźni, ale potem dzieją się osobliwe rzeczy; a przy okazji z samym statkiem/stacją też coś się dzieje (i też często nie wiadomo do końca co). I chociaż tym razem nagłe spalanie kryształów litowych nie jest spowodowane przez Mudda i jego dziewczyny, które w jakiś tajemniczy sposób wysysają z Enterprise energię, to i tak lata oglądania starych i nowych Star Treków nauczyły mnie oczekiwać, że jakiś związek między gośćmi a nagłymi awariami statku zachodzi.
Niemniej jednak mamy tutaj bardziej sytuację z Wirusa, w sensie – goście wpływają na załogę i sprawiają, że zachowuje się ona dziwnie. Nie jakoś specjalnie dziwnie, po prostu McCoy, Scotty i paru przypadkowych mężczyzn nie potrafi oderwać oczu od trzech pięknych panien, co oczywiście na dłuższą metę może okazać się męczące, jeśli nie wprost niepokojące. Od razu wiadomo, że dziewczyny Mudda są za piękne; że za ich hipnotyzującą urodą kryje się coś nienaturalnego. Kirk w pewnym momencie nawet zastanawia się, czy przybyszki nie są jakimiś kosmitami. Ale nie – okazuje się, że źródło niezwykłej urody dziewczyn Mudda bierze się z nielegalnego narkotyku o nazwie Venus, który sprawia, że mężczyźni są bardziej męscy (rośnie im masa mięśniowa), a kobiety bardziej kobiece (niesamowicie piękne).
Jest w Muddzie coś z alfonsa, chociaż odcinek mało skupia się na tym, że Mudd zajmuje się sprzedażą ludzi, ponieważ teoretycznie jego “towary” zgodziły się na to, aby zostać żonami przypadkowych mężczyzn, bo nie mogły znaleźć partnerów w swoich koloniach. Niemniej jednak kiedy górnicy na Regel XII chcą wymienić kryształy litu na dziewczyny, Kirk od razu zgłasza sprzeciw.
Jedna z dziewczyn Mudda, Eve, od samego początku zdaje się różnić od pozostałej dwójki. To ona przeprasza Spocka za wypowiedź Mudda o Wulkanach, to ona postanawia ostatecznie nie uwodzić Kirka na polecenie swojego szefa, to ona w końcu buntuje się przeciwko całemu procederowi. Również kiedy górnik Childless zdaje sobie sprawę z tego, że Eve nie jest tak zachwycająco piękna, jak mu się na początku wydawało, dziewczyna odgryza mu się. Bo tak naprawdę oślepieni przez działanie Venus mężczyźni nie chcą kobiety z potrzebami, ba, nie chcą nawet kobiety, która by im gotowała i szyła – oni chcą zachwycającej lalki, na którą mogliby patrzeć. I to właśnie uwiera Eve – że to, co mężczyźni w niej kochają, jest farmakologiczną iluzją.
Można to poniekąd potraktować jako komentarz na temat tego, że mężczyźni potrafią być powierzchowni – zwracać uwagę tylko na wygląd kobiety, a nie na jej osobowość. Jednocześnie okazuje się, że Eve tak naprawdę nie potrzebuje Venus – ma wewnętrzną siłę i kobiecość, które same się manifestują przy odrobinie pewności siebie (co jest trochę naciągane, zważywszy na to, że nagle w mgnieniu oka Eve z zapuszczonej robi się olśniewająca, no ale cóż…).
(Trochę też szkoda, że odcinek nie wgłębia się bardziej w to, dlaczego Venus jest narkotykiem nielegalnym. Nie widać, aby miał jakieś skutki uboczne, ani niszczył w jakiś sposób osobę, która ją połyka. Mudd twierdzi, że Venus jest nieszkodliwe i tyle w tej kwestii.)
W następnym odcinku poznamy narzeczonego siostry Chapel i jego dwa roboty. Do widzenia za tydzień!