Star Trek

Meg ogląda Star Trek: TOS – 1×24 „Raj”

A cóż to? Meg wreszcie ruszyła ze swoimi przemyśleniami na temat Oryginalnej Serii? Co za szok!

Dobra, prawdopodobnie nikt tutaj nie był jakoś szczególnie zawiedziony, zasmucony ani zezłoszczony z powodu tego, że przez dwa tygodnie nie było nowego Meg ogląda Star Trek: TOS… a przynajmniej nikt mi tego nie dał do zrozumienia (np. pytając w komentarzach, na Twitterze albo fejsie: „Kiedy następny tekst o Star Treku?”). Jeśli chcecie wiedzieć, jaki jest powód, dla którego musieliście tak długo czekać, to niedawno postanowiłam odświeżyć sobie i nadrobić Gotham, bo doszłam do wniosku, że skoro szykuję ten Maj z Batmanem, a i tak obecny sezon tego serialu ma być tym finałowym, to dobrze by było go sobie przypomnieć (no i w sumie nie żałuję; nie tylko przypomniałam sobie za co lubiłam swego czasu Gotham, ale też sezony trzeci, czwarty i piąty miały mnóstwo bardzo dobrych momentów… ale to rozmowa na inny dzień).

Tak czy inaczej, mój umysł był w mieście Mrocznego Rycerza, więc kiedy zaczęłam oglądać Raj, trudno mi było się skupić i postanowiłam odłożyć pisanie wrażeń na jego temat na za tydzień; a kiedy nadszedł następny wtorek, również coś mnie odstręczało od tego odcinka. W końcu dzisiaj wzięło mnie na nadrabianie Star Trek: Discovery i pomyślałam sobie: „A może wreszcie wezmę się za Raj i napiszę o nim posta?”

I oto jesteśmy.

Raj ma coś wspólnego z Wirusem, jak również z Charliem. Niebawem zobaczycie, co dokładnie.

Opis Fabuły:

Enterprise dociera do kolonii Omicron Ceti III, znajdującej się na planecie, gdzie zachodzi zjawisko zwane Falami Bertholda – niedawno odkryte silne promieniowanie, pod którym rozpadają się tkanki zwierzęce. Kirk i jego załoga spodziewają się zastać opustoszałą kolonię i martwych kolonistów, ale na miejscu okazuje się, że koloniści nie tylko żyją, ale i cieszą się doskonałym zdrowiem (nawet odrastają im usunięte organy, a ich stare blizny i dolegliwości są całkowicie wyleczone). Co więcej, wydają się spokojni i szczęśliwi. Wkrótce wychodzi na jaw kilka rzeczy. Po pierwsze – wśród kolonistów znajduje się dawna dziewczyna Spocka, botanik Leila Kalomi; po drugie – zarówno doskonałe zdrowie, jak i szczęśliwość mieszkańców Omicron Ceti III związane są z zarodnikami pewnej rośliny. Leila doprowadza do tego, że jedna z tych roślin atakuje Spocka i sprawia, że Wulkanin może wreszcie okazywać emocje. Niebawem cała załoga (poza kapitanem) zostaje zarażona i buntuje się przeciwko dowódcy, aby zostać na Omicron Ceti III. Kirk musi więc znaleźć sposób na to, aby uwolnić kolonistów i swoich ludzi spod kontroli zarodników.

Co Z Tego Pamiętam:

Nigdy wcześniej nie oglądałam tego odcinka, jednakże widziałam gifset zestawiający przemowę Kirka mającą na celu rozwścieczyć Spocka z Raju z podobną przemową w reboocie z 2009 roku, i stąd wiem, że taka scena była w Oryginalnej Serii. Tak więc – tak jak w przypadku Charliego – wiedziałam z trzeciej ręki, że taki odcinek jest i w końcu do niego dojdę.

Wnioski Ogólne:

Raj zawiera motyw, który pojawia się nie tylko w Star Treku, ale również w innych opowieściach fantasy i science fiction, a mianowicie – coś opanowało większość ludzi w mieście/na królewskim dworze/na statku kosmicznym i tylko jeden bohater to widzi i musi znaleźć sposób na to, aby wszystkich ocalić. Raz zdarzyło się, że Wesley Crusher był tą osobą, kiedy indziej byli to Trip i T’Pol ze Star Trek: Enterprise, niemniej jednak nie jest to nowy pomysł.

Co ciekawe nie jest wyjaśnione jakim cudem Kirk nie został zarażony za pierwszym razem, kiedy on, Sulu i DeSalle natrafili na tajemnicze rośliny pierwszy raz, dlatego przez dłuższy czas wygląda na to, że jest w Kirku coś, co daje mu odporność na zarodniki… tyle że potem, już jak jest zupełnie sam na Enterprise, znowu jakaś roślina obsypuje go zarodnikami i tym razem kapitan jest taki jak reszta jego załogi. Można to zrzucić na to, że Kirk po prostu jest tak wykokszony, że za pierwszym razem jego siła woli uniemożliwiła zarodnikom kontrolę nad nim; i że za drugim razem upadał na duchu, więc jego siła woli nieco zmalała… niemniej jednak scena, w której już się zaczyna pakować, już ma zamiar zejść na Omicron Ceti, ale nagle widzi jedno ze swoich odznaczeń i ten widok sprawia, że Kirk wyrywa się spod władzy zarodników, jest dość wymowna i daje spore pole do interpretacji. No bo to odznaczenie wywołało w Kirku silną emocję, a konkretnie – gniew. Być może była to pamiątka jakiejś bitwy, w której Kirk stracił przyjaciół… a być może to poczucie obowiązku wobec załogi sprawiło, że Kirk się uwolnił. Próbowałam się dowiedzieć, czy za tym medalem coś się kryje, ale Memory Alpha nie było zbyt pomocne.

Jednakże chyba o wiele bardziej interesującym wątkiem w tym odcinku jest to, co dzieje się ze Spockiem. No bo to już drugi (po Wirusie) odcinek, w którym widzimy Spocka pozbawionego swojej wulkańskiej logiki. Co więcej – jest to Spock zakochany. W przyszłości jeszcze kilka razy zdarzy mu się być zauroczonym, a nawet być w związku z jakąś kobietą, ale rzadko kiedy coś z tego będzie. Wprawdzie Spock jest w połowie człowiekiem, ale na przestrzeni serii Star Treka można znaleźć kilka przykładów na to, że Wulkanom nieobca jest miłość romantyczna. Poczynając choćby od ojca Spocka, ambasadora Sareka, który poślubił Amandę Grayson z miłości, poprzez T’Pol, która zakochała się w Tripie Tuckerze, a na Tuvoku skończywszy (Tuvok zresztą bardzo pięknie potrafi mówić, zarówno o miłości do żony, jak i o byciu ojcem). Może to też kwestia tego, że miłość nie jest tylko uczuciem i ma wiele różnych poziomów. Można sobie wyobrazić, że taka wulkańska miłość ma charakter… intelektualny? pragmatyczny? Przecież zdarzało się również w ludzkiej historii, że zaaranżowane małżeństwo się w sobie zakochiwało, więc może coś, co zaczęło się od pon farr, wkrótce przerodziło się w coś głębszego.

Tak więc mamy tego rozanielonego Spocka i mamy Kirka, który właśnie odkrył, że silne emocje wyzwalają spod wpływu zarodników. Kapitan postanawia zwabić swojego pierwszego oficera na pokład Enterprise i go rozgniewać. Kiedy więc Spock przybywa, Kirk wygłasza przemowę, w której porównuje przyjaciela do maszyny, oskarża go o niezdolność do miłości, nazywa go zdrajcą i mieszańcem. Rzuca również kilka rasistowskich twierdzeń pod adresem Wulkanów, nazywając ich rasą zdrajców, niezdolnych do uczciwości. Ogląda się to z bólem serca, a i sam Kirk potem stwierdza, że mówienie tych wszystkich okropnych rzeczy o – bądź co bądź – jego najlepszym przyjacielu, nie było łatwe.

Później Spock z przyszłości doradzi młodemu Kirkowi, aby rozwścieczył jego młodszą wersję i w ten sposób przejął dowodzenie Enterprise. A że obaj Spockowie widzieli akurat jak Wulkan zostaje doszczętnie zniszczony, Kirk może wykorzystać ten fakt do własnych celów.

Przy okazji tej przemowy z Raju dowiadujemy się, między innymi, że ojciec Spocka to ambasador, a matka – nauczycielka. Sarek i Amanda pojawią się dopiero w drugim sezonie, ale będą wracać w różnych seriach… ale o tym opowiem innym razem.

Myślę też, że Raj jest o tyle ciekawy, że w Star Trek: Discovery mamy również motyw zarodników o niesamowitych zdolnościach. Z tym, że o ile zarodniki w Raju występowały tylko na jednej planecie, o tyle zarodniki z Discovery okupują oddzielny wymiar i umożliwiają szybkie przemieszczanie się z jednego miejsca w galaktyce w drugie. Cały pierwszy sezon jest o tym jak Stemets eksperymentuje z napędem zarodnikowym, a w drugim sezonie dowiadujemy się, że zarodniki potrafią przekształcać ludzi, że potrafią się komunikować z innymi żywymi istotami i że eksperymenty Stemetsa poczyniły pewne szkody w ich środowisku naturalnym.

I to tyle, jeśli chodzi o Raj. Następny odcinek będzie miał ekologiczne przesłanie.

Leave a Reply