Gwiezdnowojnowe Wyzwanie · Miesiące z...

Gwiezdnowojnowe Wyzwanie – Nowa Trylogia

Uwaga! Tekst zawiera spoilery (zwłaszcza do Skywalker. Odrodzenie)!

Pod wieloma względami Nowa Trylogia była dla mnie jak powtórka z historii. I nie chodzi mi o to, że jest podobna do Oryginalnej Trylogii. O nie, chodzi mi o to, że po pierwsze – podobnie jak z Oryginalną Trylogią przez dłuższy czas znałam tylko jej pierwszą część; a po drugie – podobnie jak z Prequelami ludzie najpierw byli entuzjastycznie nastawieni, no bo Star Warsy powróciły i w ogóle… a potem pojawiły się ostre słowa krytyki pod adresem Ostatniego Jedi i nagle mieliśmy powtórkę z Prequeli. Jednocześnie – o dziwo! – wielu ludzi doszło do wniosku, że Prequelowa Trylogia nie była znowu taka zła (czyli miało miejsce coś, co dzieje się za każdym razem jak powstaje nowa seria Star Treka i fani dochodzą do wniosku, że jednak ta poprzednia nie była dnem dna).

Kiedy oglądałam Przebudzenie Mocy po raz pierwszy, starałam się nie zapoznawać z niczyimi wrażeniami z Epizodu Siódmego. W przypadku Ostatniego Jedi, widziałam recenzję, która opisywała pokrótce fabułę filmu, tak więc zyskałam różne spoilery. Nie tylko to, ale też kilka osób, które śledzę na tumblrze, wypowiadało się na temat Nowej Trylogii, często w dość niepochlebny sposób (ale mam też wśród obserwowanych blogów co najmniej dwie osoby, której shippują Reylo) i tu i tam widziałam jakieś spoilery.

Jednakże Wy przyszliście dowiedzieć się co ja myślę. Tak więc nie przedłużając, oto moje przemyślenia na temat Nowej Trylogii.

Część 7 – Przebudzenie Mocy

Trochę już o tym filmie opowiadałam, i wiele z tego, co wtedy powiedziałam, podtrzymuję: Rey to nie Mary Sue, śmierć Hana Solo była jak najbardziej In Character, a Finn – jako nawrócony szturmowiec – jest bardzo ciekawą postacią. Niemniej jednak po ponownym seansie, znalazło się kilka dodatkowych przemyśleń na temat Przebudzenia Mocy.

Przede wszystkim mamy taką ciekawą relację miedzy Poe Dameronem a Finnem. Od momentu, w którym Finn pomaga Poe uciec, nawiązuje się między oboma panami więź, a Poe wręcz wydaje się do pewnego stopnia opiekuńczy wobec Finna. W ogóle przyjmuje fakt, że szturmowiec chce mu pomóc, bez zbędnej wojowniczości czy wrogości. Być może jest to kwestia tego, że widział, iż Finn wcześniej zawahał się przed zmasakrowaniem zakładników; być może tego, że jest na tym statku osoba, która chce mu pomóc, a być może obu tych powodów, w każdym razie panowie zżywają się dość szybko i Poe powierza nawet Finnowi misję dostarczenia BB8 do Rebeliantów (co biorąc pod uwagę jego sytuację ma niejako sens – nikomu innemu nie może tej misji powierzyć).

Sam Finn podaje się za Rebelianta, ale nie czuje się Rebeliantem – jemu zależy nie tyle na sprawie, co na dwojgu przyjaciół, których udało mu się zdobyć w tak krótkim czasie: na Poe i Rey. Jest mu smutno, kiedy wydaje się, że Poe umarł, cieszy się, kiedy widzi go żywego i ciągle namawia Rey na ucieczkę, bo chce ją chronić. W dużej mierze ma to zapewne podłoże w tym, że przez prawie całe życie walczył dla Wielkiej Sprawy, a niedawno był świadkiem krwawej śmierci towarzyszy broni, dlatego nie chce się mieszać w kolejną Wielką Sprawę i znów patrzeć, jak jego bliscy giną.

Kiedy słucha się rozmowy Hana i Leii na temat Bena i tego, że już go stracili, późniejsza śmierć Hana nabiera dodatkowego znaczenia – jest to bowiem ostatnia próba przeciągnięcia ich syna na Jasną Stronę. Ponieważ Kylo Ren jest odpowiednikiem Dartha Vadera (co jest zrozumiałe wewnątrz uniwersum, bo przecież swojego dziadka wręcz idolizuje), Han próbuje dokonać tego, co kiedyś udało się Luke’owi. Nie udaje mu się, niemniej jednak ta śmierć pozostawi w Kylo pewien ślad, jak zobaczymy.

Część 8 – Ostatni Jedi

Przy poprzednim filmie trochę mi było mało Generała Huxa. Zwłaszcza że w starwarsowych fikach omawianych przez Niezatapialną Armadę Hux przedstawiany jest jako ostatnia łajza, a z tego, co pamiętałam z Przebudzenia Mocy facet robił wrażenie raczej zmęczonego humorami Kylo niż kogoś szczególnie złego. Potem dowiedziałam się, że Domhnall Gleeson (z pochodzenia Irlandczyk) miał wielką frajdę z grania Huxa, który przypominał nieco typowego brytyjskiego oficera. Toteż bardzo mnie ucieszyło to, że Hux pojawia się już w scenie otwierającej Ostatniego Jedi, a do tego zostaje w bardzo piękny sposób zwiedziony przez Poe Damerona (serio, ten dialog między nimi był genialny). Potem zaś widzimy Huxa przed Snokiem i Snoke wyraża później przekonanie, że “nawet takie ścierwa jak Hux mogą się przydać”. Najlepsze jest to, że nadal nie wiem tak do końca, czemu kolega generał ma taką reputację w Pierwszym Porządku – czy chodzi tylko o niekompetencję, czy o coś jeszcze. Ja w każdym razie uważam, że w porównaniu z innymi przedstawicielami tej frakcji, jest dość stonowany.

Jeśli chodzi o pozostałe czarne charaktery, to Snoke w tym filmie próbuje być jak Palpatine, ale w sumie nie dowiadujemy się tak do końca kim jest, skąd pochodzi i jakie są tak naprawdę jego cele. Jedyne, co wiemy na pewno, to to, że Kylo Ren uważa go za mistrza i chce mu być posłuszny.

Postać Kylo Rena rysuje się tutaj nieco lepiej niż w Przebudzeniu Mocy. W Ostatnim Jedi jego wewnętrzne rozdarcie jest o wiele bardziej wyraźne. Z jednej strony chce dalej podążać Ciemną Stroną Mocy, a z drugiej – waha się czy zestrzelić statek, na którym znajduje się jego matka, i źle się czuje z tym, że zabił ojca.

Dodatkowo mamy tę kwestię psychicznego połączenia Kylo Rena i Rey. Rey na początku uważa Kylo za kompletnego potwora, którego trzeba zabić, ale potem, przebywając na wyspie wraz z Lukiem Skywalkerem, przypomina sobie opowieść o Vaderze i zmienia swoje nastawienie – tym razem chce przeciągnąć Kylo na swoją stronę. On sam zresztą chce zrobić to samo z Rey. W pewnym momencie Rey mówi Kylo, że miała wizję, w której do niej dołączył, na co on odpowiada: “Ja miałem swoją wizję: w niej dołączyłaś do Ciemnej Strony.” I znów – Kylo jest Vaderem i tak jak w przypadku Oryginalnej Trylogii, jemu i głównej bohaterce zależy na tym, aby nawrócić tę druga osobę, bo inaczej musieliby ją zabić.

I jak tak patrzyłam na relację między Kylo a Rey, to nie dziwię się, że są ludzie, którzy ich shippują. Zwłaszcza że w Ostatnim Jedi Kylo nie jest już tylko oprawcą Rey. Tym razem istnieje nadzieja, że może zostać odkupiony (tak jak przed laty Vader).

W ogóle nadzieja jest w tym filmie ciągnącym się motywem. Rey ma nadzieję, że nie tylko pomoże Kylo, ale też, że skłoni Luke’a Skywalkera to walki, a on pomoże Rebeliantom wygrać. Admirał Holdo poucza Poe o nadziei, kiedy ten przeciwstawia się jej rozkazom. Rose i Finn wyruszają w niebezpieczną misję w nadziei, że uda im się zniszczyć napęd Pierwszego Porządku. W końcu Luke Skywalker jest człowiekiem pozbawionym nadziei.

Czas teraz pomówić o bodajże najbardziej kontrowersyjnej rzeczy związanej z Ostatnim Jedi – sposobie, w jaki przedstawiony jest sam Luke Skywalker.

Dla jednych jest to zrozumiała kolej rzeczy: idealistyczny młodzieniec w wyniku późniejszych doświadczeń oraz własnych niepowodzeń i błędów, traci swój idealizm i staje się zgorzkniałym starcem, dążącym do tego, aby Zakon Jedi umarł razem z nim. Dla innych jest to naplucie na dziedzictwo tej postaci i kolejna mhorczna dekonstrukcja prawdziwie dobrego i empatycznego bohatera; dekonstrukcja, o którą nikt nie prosił i która jest niezgodna z charakterystyką Luke’a w Oryginalnej Trylogii. Ja osobiście uważam, że Luke Skywalker w takiej wersji ma jak najbardziej sens… z drugiej strony jednak żal, że mimo wszystko nie odnowił Zakonu Jedi, tak jak to zrobił podobno w książkach; i że zatracił swój dawny idealizm. Zwłaszcza że po tym, co stało się z Kylo Renem, wydaje się zakładać, że to samo stanie się z Rey. W pewnym momencie mówi jej, że nawet nie opierała się przed ciemnością w dziurze na wyspie… ale wcześniej nawet nie ostrzegł dziewczyny o tym, że takowe kuszenie może nastąpić i czym ono grozi.

Z drugiej strony niby Luke chce, aby Zakon Jedi umarł razem z nim; niby jest gotów spalić święte księgi, ale kiedy duch Yody podkłada ogień za niego, Luke jest widocznie poruszony. Zresztą potem mimo wszystko wychodzi naprzeciw Kylo Rena, aby pomóc Rebeliantom i siostrze, a także stawić czoło swojej największej porażce.

Wątek Finna i Rose był całkiem fajny, zwłaszcza że był on dalszym ciągiem opowieści Finna jako kogoś, kto nie jest Rebeliantem, ale pracuje dla Rebelii ze względu na przyjaciół. W scenie, kiedy się spotykają, Rose myśli, że Finn chce zdezerterować, gdy tak naprawdę chce lecieć do Rey i powiedzieć jej o zagrożeniu, które jej grozi. Ostatecznie też jego decyzja o zniszczeniu napędu Pierwszego Porządku, jest podyktowana chęcią pomocy nie tyle Rebeliantom, co właśnie Rey.

Zgadzam się natomiast z ogólną oceną Admirał Holdo. Czemu nie powiedziała reszcie Rebeliantów o planach, nie wiem. Ze wszech miar była to debilna decyzja.

Część 9 – Skywalker. Odrodzenie

To, co przede wszystkim rzuciło mi się w oczy przy oglądaniu Skywalker. Odrodzenie, to to, że chyba po raz pierwszy w filmie (przynajmniej jesli chodzi o trylogie) z serii Star Wars przez dłuższy czas był tylko jeden wątek, który śledziliśmy. Chodzi mi o to, że zwykle śledzimy kilka różnych wątków – ten gościu robi śledztwo, ta kobitka ucieka, ci znowu muszą coś dostarczyć… – i w rezultacie przeskakujemy z jednego miejsca na drugie i z powrotem. Tymczasem przez większość pierwszego i drugiego aktu Skywalker. Odrodzenie śledzimy wyprawę naszych głównych bohaterów, którzy mają jeden cel: znaleźć mapę do tajnej bazy Palpatine’a. Dopiero później robi się taki podział między tym, co dzieje się z Rey a tym, co się dzieje z Rebeliantami.

W Ostatnim Jedi było nam zasugerowane, że Rey ciągnie do Ciemnej Strony. W Skywalker. Odrodzenie mamy kontynuację tego wątku. Dowiadujemy się wraz z Rey, że rodzice próbowali ją ukryć przed jej dziadkiem, Imperatorem Palpatine’m, a sama Rey boi się tego, że zostanie Sithem. Kylo Ren roztacza przed nią wizję, w której królują razem na tronie Sith, a i Palaptine chce, aby jego wnuczka przejęła po nim władzę i świadomość milionów lordów Sith.

Zrobienie z Rey wnuczki Palpatine’a może się wydać trochę wzięte znikąd, ale po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że jest to ciekawy koncept, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że Rey połączona jest Mocą z potomkiem trzech bohaterów Rebelii. Już w pierwszym filmie dano nam do zrozumienia, że Ben nie czuje jakiejś szczególnej więzi z dziedzictwem Hana Solo, Luke’a Skywalkera i Leii Organy (a nie zapomnijmy też, że ma imię po Obi-Wanie); i że bliżej mu do dziadka. Co więcej także w Skywalker. Odrodzenie Kylo Ren wydaje się być święcie przekonany o tym, że przeznaczone mu jest iść w ślady Anakina. Po odkryciu swojego mrocznego rodowodu Rey zastanawia się, czy nie jest jej pisane przejść na Ciemna Stronę i ta perspektywa przeraża ją tak bardzo, że w pewnym momencie dziewczyna postanawia zaszyć się na tej samej wyspie, na której swego czasu zaszył się Luke. W ostateczności zarówno Rey, jak i Ben postanawiają wspólnie pokonać Palpatine’a i pozostać po Jasnej Stronie. A na końcu Rey decyduje się przyjąć nazwisko Skywalker, bo to jest rodzina, z którą się identyfikuje.

Jednym z nielicznych gifów z tego filmu, które udało mi się zobaczyć przed właściwym seansem, była scena, w której Kylo Ren spotyka ducha swojego ojca. Kiedy obejrzałam tę scenę w filmie i we właściwym kontekście, doszłam do wniosku, że jest ona naprawdę piękna. Han wcale nie jest wściekły na syna, tylko wyraża miłość do niego. Z kolei Kylo na początku nadal twierdzi, że syn Hana Solo już dawno nie żyje. Co zaś odpowiada nasz ukochany przemytnik? “Nie, to Kylo Ren umarł. Mój Ben żyje.” W pewnym sensie rana, którą Rey wcześniej zadała Kylo, oznaczała symboliczną śmierć kroczącego Ciemną Nocą Kylo Rena i odrodzenie Bena Solo. Również odpowiedź Hana Solo, będąca nawiązaniem do słynnej wymiany zdań między nim a Leią w Imperium Kontratakuje, jest takim ładnym akcentem, wskazującym na to, że synowi i ojcowi na sobie zależy.

Bardzo podobała mi się scena, w której okazało się, że Hux jest szpiegiem Rebeliantów. Wprawdzie szpiegował, bo nie lubił Kylo Rena i robił mu koło pióra, ale się liczy! Zwłaszcza że po wielkim revealu zbierałam szczękę z podłogi.

No i hej – okazało się, że Leia też trenowała posługiwanie się Mocą. Wiecie, ja po finale Imperium Kontratakuje byłam przekonana o tym, że Leia jest wrażliwa na Moc, tak więc fajnie, że mimo śmierci Luke’a, jeszcze ktoś jako-tako ogarnięty w drogach Jedi się znalazł (chociaż sam zrezygnował szybko ze szkolenia). A później jeszcze dostaliśmy fajną scenę z odmłodzonymi komputerowo Markiem Hamillem i Carrie Fisher z mieczami świetlnymi, i nikt tam tego nie odbierze.

Finn po raz kolejny kieruje się nie tyle walką o Wielką Sprawę, co lojalnością wobec przyjaciół. Chce pomóc Rey jak umie, a posadę Generała Rebelii przejmuje tylko dlatego, żeby wesprzeć Poe. Wątek Finna jako byłego szturmowca, który nie chce patrzeć na śmierć nowych przyjaciół, idzie w całkiem ciekawym kierunku, kiedy znajduje on innych byłych szturmowców, takich jak on i od razu buduje z ich przywódczynią więź.

W ogóle relacje Finna z Poe zaczynają przypominać bardziej relacje między dwoma facetami, którzy wiele razem przeszli, często się sprzeczają, ale zrobiliby dla siebie wszystko. I ja wiem, że wiele osób (łącznie z samym Oscarem Isaakiem) chciałoby, aby było to coś bardziej romantycznego, ale dla mnie jest to relacja prawie że na miarę tej między Hanem a Chewiem.

Skywalker. Odrodzenie kończy się w taki słodko-gorzki sposób – tak, nasi bohaterowie wygrali, na więcej niż jeden sposób, ale mimo wszystko z oryginalnego składu z Nowej Nadziei, ostali się tylko Chewbacca, R2D2 i C3PO. Przez ostatnie trzy filmy Luke, Leia i Han robili miejsce dla Rey, Poe i Finna. Co ciekawe, we wszystkich trzech przypadkach śmierć była wynikiem poświęcenia i we wszystkich trzech przypadkach przemawiali oni do zbłąkanego członka rodziny – Bena. Jest w tym coś poetyckiego i można nawet doszukać się w tym pewnej symboliki… Niemniej jednak nie zdziwię się, jeśli wielu fanów uzna te śmierci za niepotrzebne i uwłaczające tak ważnym trzem postaciom.

Tak czy inaczej, na tym kończę tegoroczne Gwiezdnowojnowe Wyzwanie. Po raz kolejny było to dość ciekawe doświadczenie, a do tego zaowocowało niespodzianką w postaci Mandaloriana, którego na pewno będę oglądać dalej. Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze powtórzę to wyzwanie, chociaż zdaję sobie sprawę, że mogłabym, na przykład, wziąć się za kreskówki albo za te bardziej zapomniane elementy fandomu.

Być może kiedyś jeszcze powrócę do tego uniwersum.

Jedna myśl na temat “Gwiezdnowojnowe Wyzwanie – Nowa Trylogia

  1. UWAGA, są też SPOILERY w komentarzu:

    “Wielu ludzi doszło do wniosku, że Prequelowa Trylogia nie była znowu taka zła” -> haha, tak, coś w tym jest. Nagle zmienia się punkt widzenia i na siłę ludzie dopatrują się pozytywów tam, gdzie wcześniej wytykali same wady;)

    “Ja osobiście uważam, że Luke Skywalker w takiej wersji ma jak najbardziej sens” -> zgadzam się. I moim zdaniem to wcale nie było popsucie bohatera, tylko jego rozwinięcie. Dzięki temu był o wiele ciekawszy i bardziej intrygujący. Uwielbiam takie trudne, zgorzkniałe charaktery po przejściach. Luke był wtedy trochę jak Filoktet z disneyowskiego “Herculesa”: “Jestem na emeryturze!”:D

    Tak jak Tobie, mi również podobało mi się to, że w TROSie bohaterowie działali razem, to z kolei kojarzyło mi się z “Insygniami śmierci”. Harry, Ron i Hermiona dowiadują się, że Voldemort wciąż żyje i wyruszają w misję poszukiwania sposobu na to, aby go zabić… Szkoda tylko, że nie trzymali się tego, o czym wspomniałaś do samego końca. Przez to podczas ostatecznego starcia Rey jest sama, zabrakło mi tam Finna i Poe.

    “Zwłaszcza że po wielkim revealu zbierałam szczękę z podłogi.” -> ja tak samo! Tak bardzo się cieszyłam, że odważyli się na to. Szkoda tylko, że moja radość była przedwczesna, wyobraziłam sobie wspólne sceny naszych bohaterów z Huxem, ale zaraz potem okazało się, że nie będzie już żadnych scen z nim… -__-

    “I ja wiem, że wiele osób (łącznie z samym Oscarem Isaakiem) chciałoby, aby było to coś bardziej romantycznego, ale dla mnie jest to relacja prawie że na miarę tej między Hanem a Chewiem.” -> O, jakie piękne porównanie:) Rzeczywiście, można doszukiwać się wielu podobieństw w tych dwóch relacjach, na pewno są równie silne. Dopowiem jeszcze, że może nie shipowałam tych postaci jakoś bardzo, ale jednak miło byłoby zobaczyć ich razem;) Na pewno byłoby to coś nowego w tym uniwersum.

    “Niemniej jednak nie zdziwię się, jeśli wielu fanów uzna te śmierci za niepotrzebne i uwłaczające tak ważnym trzem postaciom.” -> Właśnie dziwi mnie trochę to, że niektórzy fani uważają to za tak uwłaczające. Zgodzę się z tobą, że można doszukiwać się w ich śmierci symboliki, a wręcz uważam, że to było potrzebne. Ich czas minął, zginęli honorowo, w walce. Nie wybaczę jednak twórcom śmierci innej, młodszej postaci, która miała jeszcze potencjał, chodzi mi oczywiście o Bena;(

    Cieszę się, że tak wiele elementów filmu Ci się podobało, byłam bardzo ciekawa, co napiszesz. Choć sama jestem rozczarowana ostatnią częścią (a bardziej jej zakończeniem) to ogólnie mimo wszystko warto było obejrzeć nową trylogię.

Leave a Reply