Krótka notka · Wakacyjne Wyzwanie

Wakacyjne Wyzwanie – krótka notka o „Siedem minut po północy”

No to jestem emocjonalnie zaorana.

Naprawdę, Oscar przerósł tą propozycją samego siebie. Niby powinnam się spodziewać, że puszczą mi wodotryski, bo nieopacznie przeczytałam o czym ten film jest, ale z drugiej strony – pewnie i tak bym się domyśliła po jakimś czasie. Niemniej jednak jestem trochę teraz na Oscara zła i to z wielu różnych powodów.

W każdym razie Siedem minut po północy jest filmem, który jest trochę baśniowy, a trochę w stylu takiego typowego filmu o dorastaniu. Bardziej w stylu Mostu do Terabithii niż Labiryntu Fauna.

Ale po kolei.

Dwunastoletni Conor O’Malley boryka się z jednej strony z łobuzami w szkole, a z drugiej – chorobą nowotworową matki. Ostatnie leki nie przynoszą za bardzo skutku, ale Conor wierzy – pomimo tego, co myślą wszyscy wokoło – że lada chwila stan jego rodzicielki się polepszy. Jednocześnie wciąż ma sen o tym, jak ziemia się zapada, a wraz z nią – jego matka. Pewnej nocy, dokładnie siedem minut po północy, pojawia się przypominający drzewo potwór, który oświadcza, że pojawi się jeszcze trzy razy, za każdym razem opowiadając chłopcu jedną historię. Kiedy pojawi się czwarty raz, Conor będzie musiał opowiedzieć potworowi koszmar, który mu się ciągle śni.

Siedem minut po północy (w oryginale A Monster Calls; Potwór wzywa) jest ekranizacją powieści Patricka Nessa, która powstała na podstawie pomysłu Siobhan Dowd, znanej pisarki, która zmarła przed wydaniem książki na raka piersi. Zapewne kiedy Ness pisał swoją książkę, wylał na nią przynajmniej część własnych uczuć względem nadchodzącej śmierci przyjaciółki. Aczkolwiek Siedem minut po północy jest pisane z punktu widzenia dziecka i przedstawia perspektywę właśnie dziecka, które musi poradzić sobie z tą straszną rzeczą, z którą nawet dorośli sobie ledwo radzą.

Na pewno film świetnie przedstawia sytuację Conora, który nie tylko żyje z matką zmożoną potworną, wyniszczającą chorobą, lecz także, że ciągła litość ze strony otoczenia sprawia, że czuje się on dodatkowo zdołowany. Jednocześnie wciąż lawiruje miedzy dwoma pierwszymi etapami żałoby – jeszcze wierzy w to, że jego matka wróci do zdrowia, dzięki kolejnej terapii albo nowym lekom… ale jest też ciągle wściekły: na surową babcię, na ojca, który założył nową rodzinę, czy wreszcie na potwora, który przybywa, aby opowiadać mu historie.

A teraz mały wgląd na naszego potwora, Liama Neesona.

Bardzo łatwo jest zinterpretować potwora jako wytwór wyobraźni Conora, który to wytwór wyobraźni ma za zadanie pomóc chłopcu w przepracowaniu żałoby i pogodzeniu się z tym, że stan jego matki się nie polepszy. Opowieści, które snuje przed chłopcem mają charakter baśni, ale kończą się zwrotem akcji, który sprawia, że mają bardziej melancholijny wydźwięk i wpisują się w pewien sposób w sytuację Conora… chociaż w sensie bardziej ogólnym. Niektóre sceny jednak każą nam myśleć, że może potwór jest prawdziwy (mam nawet pewną teorię, którą się podzielę z tymi, którzy już widzieli film).

Tak czy inaczej, jest to dramat owinięty w baśniowe elementy (ha, nie czuję jak rymuję!) – i jako taki potrafi pociągnąć za sercowe sznurki. W pewnym momencie zaczęłam płakać i już nie przestałam do końca filmu. To może nie jest jakiś wielki wyczyn, bo mnie łatwo wzruszyć, ale jednak też nie każdemu dramatowi się to udaje.

Ogólnie rzecz biorąc, jak dla mnie Siedem minut po północy to całkiem dobry film, który warto by omówić kiedyś szerzej, niemniej jednak mam z nim dwa problemy:

Serio? Serio?!

Po pierwsze – szkolni prześladowcy i to, jak zostali przedstawieni. Ja wiem, ja wiem, oni są po to, aby ich nienawidzić, a przy okazji rozwodzić się nad tym jak bardzo system edukacji jest niewydolny (no i technicznie rzecz biorąc, szkolne łobuzy miały pewną rolę do odegrania w fabule), ale jednak wstawienie do tej historii takiej kliszy po prostu wydawało mi się wtórne. Zwłaszcza że ich motywacja wydaje się przegięciem (chociaż wiem, że nie z takich powodów szkolni gnębiciele znęcają się nad ofiarami).

Po drugie – w drugiej opowieści potwora niby mówi się nam, że Aptekarz był gburem i chciwcem, ale jego dalsze działania w historii są jak najbardziej usprawiedliwione, zwłaszcza, że pastor robi mu czarny PR. Więcej – animacja stanowiąca ilustracje do opowieści przedstawia Aptekarza w o wiele bardziej sympatycznym świetle, niż pastora.

Mogę jednak jakoś przełknąć te dwie niedogodności i polecić ten film.

Ciekawe jak Oscar radzi sobie podczas apokalipsy.

1 thoughts on “Wakacyjne Wyzwanie – krótka notka o „Siedem minut po północy”

  1. Nie myślałem, że ten film w ciebie uderzy emocjonalnie. Pewnie domyślasz się, że został zadany bardziej przypadkowo, ale i tak jestem ciekawy twoich obserwacji.
    Sam film znalazłem z kolei lata temu na jakiejś liście „top underrated movies 2016”, a poza tym w obsadzie znajdował się L.Neeson, którego bardzo lubię. Film spodobał mi się na tyle, że trafił do mojej topki obejrzanych filmów roku.

Leave a Reply