
Przyszedł czas na ostatnią rundę tegorocznego Wakacyjnego Wyzwania, czyli Zachód. Pierwotnie przypadał na niego film biograficzny Hamill o głuchym zapaśniku Matcie Hamillu, ale że nie byłam w stanie znaleźć jego polskiej wersji, Oscar zaproponował mi jako alternatywę Miasteczko Wayward Pines.
Czasem czekając na kolejne odcinki American Horror Story widziałam krótkie, mało mówiące reklamy tego serialu i z jakiegoś powodu myślałam, że to coś w stylu Twin Peaks… a przynajmniej, że jest to historia o małym miasteczku, w którym dzieje się dużo dziwnych rzeczy. Czy jednak Miasteczko Wayward Pines ma coś świeżego do zaoferowania?
Agent Tajnych Służb Ethan Burke budzi się w lesie poturbowany i z trudem pokuśtykuje do pobliskiego miasteczka Wayward Pines, gdzie traci przytomność. Tak się składa, że przybył w te okolice, aby odnaleźć dwójkę kolegów po fachu, w tym – swoją partnerkę, Kate Hewson, z którą niedawno miał romans. Szybko daje znać o sobie dziwność miasteczka: w szpitalu zdaje się pracować tylko jedna, nad wyraz radosna pielęgniarka, barmanka przekazuje agentowi Burke’owi dziwne wiadomości na kartkach, dźwięk świerszczy w krzakach pochodzi z nagrania, a niektórzy mieszkańcy mają zaburzone poczucie czasu. Podczas gdy Burke próbuje bezskutecznie skontaktować się z żoną, synem i swoim szefem, oni nie wiedzą, co się z nim dzieje, bo w samochodzie, w którym jechał, nie ma po nim żadnego śladu.
Serial powstał na podstawie trylogii książek Blake’a Croucha, jego producentami są Chad Hodge i M. Night Shyamalan, a ten drugi nawet wyreżyserował pierwszy odcinek. Podobno na początku to miał być miniserial, ale Fox postanowił zrobić drugi sezon, który jednak nie spełnił wysokich oczekiwań widzów.
Podchodząc do obejrzenia pilota, spodziewałam się pewnych schematów: skołowania głównego bohatera, pozornie idyllicznej otoczki okolicy, dziwnie zachowujących się mieszkańców i ogólnie pewnych niepokojących oznak, że coś jest nie tak albo że to małe miasteczko kryje w sobie pewną tajemnicę. To samo w sobie nie jest niczym złym – tego typu historie o małych miasteczkach kryjących sekrety ma swój powab, bo te sekrety mogą mieć różnych charakter: od serii morderstw, poprzez tajne spiski, a na zjawiskach paranormalnych skończywszy. Zazwyczaj też takie miasto ma swoją historię i po zapoznaniu się z nią osoby z zewnątrz, wszystko składa się w spójną całość. W pewien sposób samo miasteczko zyskuje dzięki temu charakter i nieraz staje się samo w sobie postacią. (Zresztą sama chciałam osiągnąć podobny efekt, tworząc Clive’s Grove.)
Wiadomo, że pierwszy odcinek serialu o takim miasteczku ma na celu pobudzić ciekawość widza, a jednocześnie nie zdradzić zbyt wiele. A jak było w przypadku Miasteczka Wayward Pines? No cóż, wydawało mi się, że serial będzie się dział wyłącznie w tytułowej miejscowości i tylko od czasu do czasu w retrospekcjach odnosił się do “zewnętrznego świata”, a tymczasem w pilocie przechodzimy od agenta Burke’a targanego z jednego miejsca w Wayward Pines w drugie; do jego rodziny i szefa zastanawiających się co się z nim stało i czy on jeszcze żyje. Tak więc zapewne będziemy śledzić zarówno to, co dzieje się wewnątrz miasteczka, jak i to, co dzieje się na zewnątrz. I tu przyznam, że ostatnia scena pilota wydała mi się najbardziej zaskakująca ze wszystkich rzeczy związanych z tajemnicami Wayward Pines.
Jeśli chodzi o głównego bohatera, to na pewno jest złożoną postacią. Jak niemal każdy protagonista z thrillera/horroru, ma smutną przeszłość i zmaga się z pewnymi decyzjami, które rzucają się cieniem na jego relacje z rodziną, ale na razie sprawia na tyle pozytywne wrażenie, że chce mu się kibicować. Można też w jakiś sposób zrozumieć jego moment słabości, czyli romans z koleżanką z pracy. Jednak podejrzewam, że w kolejnych odcinkach serial będzie sugerować, że żonaty Burke tak naprawdę znajduje prawdziwą miłość właśnie w swojej kochance.
Sama partnerka Burke’a, Kate Hewson, która zaginęła w Wayward Pines, wydaje się na razie dość nijaka, ale to dlatego, że w pilocie widzimy ją tylko przez pryzmat wspomnień Burke’a i tego, że kiedyś łączył ich romans. Prawdę mówiąc, Kate zrobiła się interesująca dopiero kiedy widzimy, jak odmieniło ją miasteczko. Z jednej strony wydaje się ona świadoma tego, że coś jest nie tak i że jeden zły ruch może kosztować życie ją i jej nowego męża, ale z drugiej strony dziewczyna stwierdza, że Burke “byłby tu szczęśliwy” i mówi to całkiem serio. Tak więc zachodzi pytanie: Co jej się stało? I co niektóre jej wypowiedzi oznaczają?
Trzecia osoba, która zwróciła moją uwagę to doktor Jenkins, grany przez Toby’ego Jonesa, którego ja znam głównie z ról Arnima Zoli z MCU i Ratcheta z adaptacji Morderstwa w Orient Expressie z 2004 roku – z postaci, które były, delikatnie mówiąc, negatywne. Tutaj robi wrażenie takiego trochę dwulicowego. Od razu wiadomo, że to on będzie tym głównym złym… chociaż kto wie – może jednak okaże się inny. Tak więc jestem ciekawa, co kieruje doktorem Jenkinsem.
Myślę, że Oscara mogłoby zainteresować Miasteczko Wayward Pines i obejrzałby przynajmniej kilka odcinków, zanim by zdecydował, czy intryga go wciągnęła, czy nie.
Teraz muszę tylko poczekać na ostatni wpis Oscara i pozostanie mi tylko przygotować podsumowanie Wakacyjnego Wyzwania.
Oglądałaś Twin Peaks? Mam podobne skojarzenie z Twin Peaks, ale to raczej bardzo luźne skojarzenie. O tym serialu usłyszałem wiele lat temu i chyba od Vampi, jeśli mnie pamięć nie myli. Miło chęci obejrzenia zawsze mnie coś powstrzymywało. Mam nadzieję, że poprzez to wyzwanie wreszcie się przemogę :/
A jeszcze jedno:
“Jak niemal każdy protagonista z thrillera/horroru” No… trochę naciąg ięta opinia…