Krótka notka · Miesiące z... · Październik z Agathą Christie

Październik z Agathą Christie – Krótka notka o „Zabitym na śmierć”

Dzisiaj opowiemy sobie nie tyle o filmie na podstawie Agathy Christie, co o filmie, który czerpał z powieści zarówno jej, jak i innych autorów kryminałów.

Zabity na śmierć z 1976 roku to komedia kryminalna Neila Simona, z gwiazdorską obsadą, zwariowaną intrygą i fabułą, która bawi się konwencją. Pod wieloma względami przypomina ona klasyczne kryminały… ale tak naprawdę jest ona ich ostrą krytyką. Humor również nie zestarzał się dobrze (chociaż niektórzy jeszcze mogą się śmiać z żartów z niewidomego lokaja, głucho-niemej pokojówki i Petera Sellersa udającego Chińczyka). Podejrzewam też, że nie każdy Polak zrozumie, jakich detektywów mają parodiować niektóre postaci.

Tak czy inaczej, szykujcie się, bo w tej notce pojawią się spoilery.

Fabuła Zabitego na śmierć zarysowuje się tak: ekscentryczny bogacz Lionel Twain zaprasza do swojej starej rezydencji pięciu znanych detektywów na „kolację i morderstwo”. Owymi gośćmi są: małżeństwo detektywów Dora i Dick Charlestonowie, chiński inspektor Sidney Wang, Belg Milo Perrier, starsza pani Jessica Marbles oraz cyniczny prywatny śledczy Sam Diamond. Wkrótce goście przybywają na miejsce i przekonują się, że Twain ma osobliwe upodobanie do makabry i ponurej atmosfery, a kiedy już spotykają się razem przy stole podczas uroczystej kolacji, gospodarz oznajmia, że ma dla nich wyzwanie: o północy zdarzy się morderstwo, a kto prawidłowo wskaże mordercę, ten będzie mógł odejść z milionem dolarów nagrody. Wkrótce dochodzi do tego, że zostaje zamordowany właśnie Twain, a to tylko początek dziwnych wydarzeń, których będą świadkami detektywi.

Jak mówiłam, przeciętny Polak raczej nie będzie kojarzyć, kogo ma parodiować każdy z detektywów. Oczywiście, będzie wiedział, że Milo Perrier i Jessica Marbles to Herkules Poirot i panna Jane Marple, ale Wang, Charlestonowie i Diamond będą mu nastręczać problemów. A tak się składa, że tak jak powieści i filmy z Poirotem i panną Marple wywarły pewien wpływ na kryminał, tak i powieści i filmy o reszcie parodiowanych w Zabitym na śmierć detektywów należą do klasyki gatunku.

Po prawej: Sidney Wang, po prawej: Charlie Chan.

Sidney Wang wzorowany jest na Charliem Chanie – bohaterze stworzonym przez Earla Derra Biggersa. Swego czasu Charlie Chan był przełomową postacią, tak w kryminale, jak i fikcji w ogóle, ponieważ był jednym z pierwszych Azjatów w fikcji, którzy nie byli przestępcami ani złoczyńcami pokroju Fu Manchu. Pracujący na Hawajach Chan był policjantem chińskiego pochodzenia, który dziwnie mówił i miał liczne potomstwo, ale odwracał stereotyp „żółtego niebezpieczeństwa”, tak popularnego w literaturze lat dwudziestych XX wieku (a podobno Biggers wzorował go na prawdziwym policjancie Changu Apanie). Grany przez Petera Sellersa (prawdopodobnie, aby wyśmiać to, że w adaptacjach filmowych Chan grany był zawsze przez białych aktorów) Sidney Wang jest nie tylko do bólu stereotypowy, ale też nieprzyjemny wobec swojego adoptowanego, japońskiego syna, Willy’ego.

Po lewej: Dora i Dick Charlestonowie, po prawej: Nora i Nick Charles.

Dora i Dick Charlestonowie oparci są na Norze i Nicku Charlesach z powieści The Thin Man Dashiella Hammetta. Powszechnie uważa się, że Nora i Nick byli pionierskim duo, jeśli chodzi o powieści i filmy detektywistyczne – chociaż zakochana w sobie para detektywów nie była niczym nowym (Tommy i Tuppence, anyone?), to jako małżeństwo detektywów Charlesowie kładli podwaliny pod przyszłe pary zajmujące się wspólne rozwiązywaniem zagadek. Wpływ ich dynamiki można znaleźć w Na wariackich papierach, Castle, a nawet w państwu Dibny (twórca komiksów, Don Markstein, wręcz nazywał Elongated Mana i jego żonę Sue, Nickem i Norą Charles komiksów). Sęk w tym, że o ile Nora pochodziła z wyższych sfer, jej mąż, Nick, starał się raczej od nich odciąć, tymczasem Dick i Dora Charleston wydają się bardzo snobistyczni, a wręcz brytyjscy.

Po prawej: Sam Diamond, po lewej: Sam Spade.

Sam Diamond prawdopodobnie kojarzy się przeciętnemu Polakowi z Philipem Marlowem, detektywem z powieści Raymonda Chandlera, ale tak naprawdę wzorowany jest na Samie Spadzie – bohaterze Sokoła Maltańskiego autorstwa również Dashiella Hammetta. Hammett ogólnie uważany jest za człowieka, który spopularyzował gatunek kryminału określony jako hardboiled („gotowany na twardo”). Hardboiled detective to detektyw, który regularnie stawia czoła przemocy, co sprawia, że staje się coraz twardszy, ale też coraz bardziej cyniczny i zmęczony życiem. Innymi słowy – jest to typowy bohater czarnego kryminału, ale zanim ów czarny kryminał powstał, hardboiled było jego prekursorem. A Sam Spade Hammetta jest sztandarowym przykładem takiego twardego, cynicznego detektywa. Wzorowany na nim Sam Diamond jest również cyniczny, okropnie traktuje swoją sekretarkę, Tess, i jest brutalnie szczery. Grany jest przez Petera Falka, który akurat w tamtych czasach robił karierę jako porucznik Colombo, ale postać Diamonda jest też do pewnego stopnia parodią Humphreya Bogarta, który często grał właśnie ten typ detektywów.

Mówi się, że czarny kryminał wyprowadził klasyczną zbrodnię z wyższych sfer (które opisywała, między innymi, Agatha Christie) na brudne, miejskie ulice. W pewnym sensie widać to w scenie, w której Sam Diamond spotyka się wreszcie z resztą detektywów i wygłasza mowę, w której wyrzuca im ich ogromne bogactwo i przepełnione blichtrem życie, porównując je do swojej pełnej długów egzystencji i ciężkiego dzieciństwa na ulicach. Do pewnego stopnia Sam Diamond wydaje się tutaj nie na miejscu, albowiem Zabity na śmierć operuje na schematach z klasycznego kryminału, a nie czarnego kryminału czy hardboiled.

Grupka osób zostaje zebrana w jednym domu przez tajemniczego ekscentrycznego milionera. Zarówno w drodze na miejsce, jak i po dotarciu do rezydencji, natykają się na liczne niebezpieczeństwa i osobliwe szczegóły. W końcu, kiedy już dochodzi do morderstwa, wychodzą na jaw różne tajemnice, zarówno na temat zmarłego, jak i zebranych, którzy okazują się mieć ważne powody, aby go zabić. Poza tym dom jest pełen pułapek i tajnych przejść, a służba też okazuje się nie być taka, jaka się na początku wydawała.

W pewnym momencie widz zdaje sobie sprawę, że ta cała intryga jest przekombinowana. Twain stworzył dwie identyczne jadalnie, tylko po to, aby namieszać gościom w głowach, ale nigdy nie zostaje wyjaśniony mechanizm, który sprawia, że dochodzi do zamiany pomieszczeń. Lokaj ginie i jest goły, a zaraz potem jego ciało znika i pozostaje tylko jego ubranie, ale po co morderca miałby to robić? Na domiar złego kucharka okazuje się być robotem, ale to jeszcze nic w porównaniu z wymyślnymi rozwiązaniami, które detektywi wygłaszają w wielkim finale, a każde z nich jest coraz dziwniejsze i coraz bardziej przekombinowane od poprzedniego.

I o to właśnie chodzi. To właśnie Neil Simon parodiuje. Właśnie to ma za złe klasycznym kryminałom i ich twórcom. I daje temu wyraz, kiedy zmartwychwstały Twain wygarnia po kolei każdemu z detektywów (i pośrednio twórcom kryminałów) tanie chwyty, które są stosowane w poświęconych im książkach.

Przez liczne sukcesy zapomnieliście o pokorze. Od lat oszukujesz czytelników, preferujesz nielogiczne zakończenia, wprowadzasz bohaterów na ostatnich pięciu stronach opowiadania, zatajasz informacje pozwalające zidentyfikować mordercę. Sytuacja się odwróciła. Miłośnicy kryminałów wreszcie się zemszczą!

W latach dwudziestych XX wieku ksiądz Ronald Knox i krytyk literacki S. S. Van Dine skonstruowali (każdy z osobna) zasady pisania kryminałów, które miały za zadanie z jednej strony oduczyć pisarzy kryminałów wykorzystywania tanich sztuczek, a z drugiej – zachęcić ich do dawania czytelnikowi „równych szans” na rozwiązanie zagadki. Czytelnik ma poznawać te same fakty, co detektyw i na ich podstawie odgadnąć rozwiązanie. Wtedy, gdy już dochodzi do zaskakującego zakończenia, jest ono logiczne i prawdopodobne, a czytelnik nie czuje się oszukany. Twain – a poprzez niego Neil Simon – odnosi się do tych zasad i do idei, jaka im przyświecała. Fakt, że intrygi gmatwane są tak, aby zaskakiwać, ale niekoniecznie dawać czytelnikom „równe szanse”, uważa za objaw pychy.

Agacie Christie zwykle udawało się konstruować logiczne i spójne fabuły, ale jednak zdarzało jej się łamać zasady Knoxa i Van Dine’a. Sama pamiętam jak w gimnazjum rozmawiałam z przyjacielem o Christie i on stwierdził, że Królowa Kryminału miała zwyczaj wprowadzać do fabuły „wydumane trucizny”, o których mało kto słyszał (to jest właściwie zboczenie zawodowe, które zostało Christie po praktyce w aptece). Generalnie jednak Christie raczej starała się być fair wobec czytelnika i do dziś wiele z jej zaskakujących zakończeń przeszło do historii dlatego, że przekraczały oczekiwania czytelnika, a jednocześnie były sensowne. Do tego stopnia, że kiedy czyta lub ogląda się je po raz drugi, różne małe szczegóły, na które wcześniej nie zwracało się uwagi, nabierają znaczenia. Między innymi właśnie dlatego nazywana jest Królową Kryminału.

Leave a Reply