
Wspominałam kiedyś, że jedną z najbardziej ikonicznych scen w legendach arturiańskich jest ręka Pani Jeziora wystająca z wody i trzymająca Excalibur. W Przygodach Merlina też w końcu doczekamy się tej sceny, najpierw jednak musimy poznać samą Panią Jeziora.
Odcinek, który dzisiaj omawiamy jest również odcinkiem, w którym Merlin zastanawia się nad tym, czy nie uciec od swojego przeznaczenia.
Opis Fabuły:
Do Camelotu przybywa łowca nagród Halig z uwięzioną w klatce dziewczyną. Merlin, pomimo ostrzeżeń Gajusza, postanawia uwolnić ją z kajdan i ukryć w podziemiach Camelotu. Okazuje się, że dziewczyna ma na imię Freya i również ma magię. Merlin zaczyna odwiedzać ją i powoli zakochuje się w niej. Tymczasem Halig szuka swojej zdobyczy, nawet posuwając się do rozmowy z królem. Ponadto niebawem po Camelocie zaczyna grasować bestia, która rozszarpuje swoje ofiary.
Co Z Tego Pamiętam:
Pani Jeziora to kolejny z moich ulubionych odcinków, do których swego czasu lubiłam wracać. Pamiętałam więc ogólny zarys fabuły, zwłaszcza zakończenie.
Nie pamiętałam jednak, że jest tam ciągnący się wątek Merlina nazywającego Artura grubym po to, aby wykradać od niego jedzenie dla Freyi.
Wnioski Ogólne:
Omawiając Nimue wspominałam o tym, że utożsamia się ją czasem z Panią Jeziora – sojuszniczką Merlina w wielu jego misjach; kobietą, która daje Arturowi Excalibur i wychowuje małego Lancelota. W pewnym sensie dzisiejszy odcinek nawiązuje do tego połączenia, bo są legendy, w których Nimue i Merlin są kochankami (chociaż to bardziej manipulacja ze strony Nimue, która chciała zdobyć od Merlina tajemną wiedzę), tutaj zaś mamy Merlina obdarzającego miłością kobietę (tym razem ze wzajemnością).
Na początku Merlin ratuje Freyę, bo – jak twierdzi – kiedy zobaczył ją w klatce Haliga, pomyślał sobie, że to równie dobrze mógł być on. Następnie podczas każdej ich interakcji widzimy, że bardzo mu się ona podoba i później Merlin wyznaje nawet, że przy Freyi nie musi ukrywać swej magicznej natury; przy niej może być całkowicie sobą. Co prawda, może być sobą również przy Gajuszu, ale to nie jest do końca to samo – Freya jest nie tylko rówieśniczką Merlina, ale jest też w podobnej sytuacji, co on; ona też boi się siebie samej. Poza tym, choć Freya mówi Merlinowi, aby był ostrożny, nie gani go cały czas za to, że używa magii (w przeciwieństwie do Gajusza).
W pewnym momencie Merlin dochodzi do wniosku, że chce z nią być – że chce uciec z Freyą z Camelotu i osiedlić się w jakimś odludnym i spokojnym miejscu, gdzie oboje będą mogli być sobą i będą bezpieczni. To jest chwila, w której Merlin nie myśli o swoim przeznaczeniu i o Arturze; to chwila, w której myśli o własnym szczęściu. Wielokrotnie mieliśmy i będziemy jeszcze mieć okazję zobaczyć, jak to wielkie przeznaczenie przygniata Merlina, zwłaszcza że wymaga od niego ogromnych wyrzeczeń. Życie z Freyą jest życiem z dala od przeznaczenia, z dala od nienawidzącego magii Uthera i z dala od dylematów, z którymi ciągle Merlin się mierzy.
Ale wiemy, że Merlin nie ucieknie do spokojniejszego życia; wiemy, że przez niecałe trzy i pół sezonu będzie w Camelocie wypełniał swoje przeznaczenie.
Sama Freya w pewnym momencie postanawia uciec bez niego, bo nie chce narażać Merlina na niebezpieczeństwo. Okazuje się bowiem, że w samoobronie zabiła pewnego człowieka, a jego matka rzuciła na nią straszliwą klątwę: w nocy Freya zamienia się w dziką bestię – skrzydlatą panterę Bastet – która czuje przemożną potrzebę zabijania. To powód, dla którego druidzi – grupa skłonna zwykle do pomocy każdemu – wyrzucili ją poza obóz. Freya jest ze wszech miar postacią tragiczną – nie chce nikogo krzywdzić i nie ma wpływu na to, kogo zabija jako Bastet, ale wszyscy się jej boją, a niektórzy polują na nią jak na dzikie zwierzę. Nawet Gajusz zdradza jej położenie, bo jest przeświadczony o tym, że Freya jest niebezpieczna. Niestety pod koniec odcinka zostaje ciężko ranna i umiera w ramionach Merlina, który może tylko zabrać ją nad jezioro, aby mogła na nie popatrzeć w ostatnich momentach życia; a następnie zapewnić jej pochówek wikingów.
Nie jest im dane żyć razem szczęśliwie – klątwa Freyi im na to nie pozwoliła. Zresztą, nawet gdyby uciekli i zadomowili się gdzieś w głuszy, klątwa nadal byłaby problemem – Merlin musiałby zamykać Freyę na noc, aby nie miała możliwości go skrzywdzić, a odnalezienie sposobu, aby ją ocalić byłoby szalenie trudne z dala od biblioteki Gajusza.
Tak więc Freya jest umierająca od ran odniesionych podczas walki z rycerzami Camelotu i Merlin zabiera ją nad jezioro (ponieważ dorastała przy jeziorze i oboje zgodzili się, że w pobliżu ich wymarzonego nowego domu powinno być jezioro) i Merlin ubolewa nad tym, że nie potrafił jej uratować. Freya zaś odpowiada, że i tak ją uratował, bo sprawił, że czuła się kochana. Merlin był pierwszym, który się jej nie bał, więcej – był kimś, kto był dla niej miły i kto chciał ją chronić. Dlatego na łożu śmierci Freya mówi, że kiedyś mu się odpłaci.
Tak jak w przypadku Lancelota, chciałam, aby Freya – już jako Pani Jeziora – była częścią stałej obsady; aby w późniejszych odcinkach pełniła tę sama rolę, co jej legendarny odpowiednik i żeby Merlin mógł z nią być, spełniając swoje przeznaczenie. Tak po prawdzie, to w dwóch moich fanfikach osadzonych w przyszłości serialu, Pani Jeziora żyje i ma się dobrze. Niestety jednak Freya miała pokazać się tylko raz; a w piątym sezonie jest do niej pewne subtelne nawiązanie.
W następnym odcinku pojawi się para dość ciekawych antagonistów, a na Artura zostanie rzucony miłosny czar.