
Uwierzycie, że szkic do tego posta czekał na mnie przez prawie półtora miesiąca?
Ale w końcu doszliśmy do filmu wieńczącego trylogię Thora.
Reżyser Taika Waititi tworząc Thora: Ragnarok, chciał odciąć się od Thora: Mrocznego Świata. Powstała z tego historia, w której Thor jest o wiele mniej patetyczny, a za to wszystko jest bardziej kolorowe i “rockowe”. Niektórzy uważali to za krok w dobrym kierunku, inni uznali, że Waititi nie okazał postaci należytego szacunku i olał wątki z poprzednich filmów (a wypowiedzi reżysera, jakoby Thor był dla niego tylko rozpuszczonym księciem, z którym nie można się utożsamiać, tylko podsycały te nastroje).
Tak czy inaczej, Thor: Ragnarok różnił się znacznie od poprzedników. Czy to dobrze, czy źle, zaraz zobaczymy.
Opis Fabuły:
Po wydarzeniach w Sokovii, Thor próbuje rozwiązać zagadkę przepowiedni Ragnaroku – wielkiej zagłady Asgardu. W tym celu podróżuje po Dziewięciu Królestwach i neutralizuje zagrożenia (między innymi kradnie ognistą koronę demona Surtura). Po powrocie do Asgardu Thor odkrywa, że doszło do pewnych istotnych zmian – Heimdall został okrzyknięty zdrajcą i zastąpiony niejakim Skurge’m, a na tronie nie siedzi Wszechojciec Odyn, tylko podszywający się pod niego Loki. Thor zmusza Lokiego, aby zaprowadził go do ojca, ale okazuje się, że dom spokojnej starości, w którym Bóg Psot zostawił Odyna, został zburzony. Dzięki pomocy Doktora Strange’a, udaje się im namierzyć staruszka, zanim ten umrze. Okazuje się, że Rangarok przyjdzie z ręki najstarszej córki Odyna, Heli, która jest żądna władzy i którą przez lata Odyn trzymał w zamknięciu. Teraz kiedy Wszechojciec słabnie Hela uwalnia się ze swojego więzienia i atakuje braci, niszcząc Mjolnir. Uciekając przed Helą, Thor i Loki trafiają na Sakaar, gdzie Thor zostaje schwytany i zmuszony do walk gladiatorów. Okazuje się jednak, że na Sakaarze znajduje się też Hulk.
Wnioski ogólne:
Jak mówiłam, Thor: Ragnarok odcinał się od Mrocznego Świata. W zasadzie Taika Waititi zrobił wszystko, aby jego film był różny od drugiego Thora. Zamiast poświęcać czas na ludzkich bohaterów i znów wysyłać Thora na Ziemię, tym razem mamy Thora i Lokiego, którzy spędzają większość czasu antenowego na Sakaarze, w otoczeniu kosmitów. Bardziej komediowy ton sprawia że nie ma wrażenia zadęcia jak w scenach w Asgardzie w poprzednich filmach, a Loki nie kradnie aż tak bardzo całego show i Thor może zabłysnąć bardziej niż dotychczas. Również Hulk ma w tym filmie interesujący wątek (czerpiący trochę z linii fabularnej Planet Hulk).
W rezultacie wyszło coś, co bardzo przypominało w swoim klimacie Strażników Galaktyki, a przez co do dzisiaj jest uważane za najlepszą część trylogii Thora.
Zacznijmy może od cameo mojego ulubieńca, Doktora Stephena Strange’a. W scenie pomiędzy napisami jego solowego filmu mieliśmy zresztą fragment tej wizyty Thora w Sanctum Sanctorum. Przeważnie Doktor Strange pełni rolę takiego konsultanta do spraw magicznych dla superbohaterów Marvela (i nie bez znaczenia jest to, że to właśnie Thor jest pierwszym Mścicielem, z którym przyszły Najwyższy Czarnoksiężnik ma do czynienia – w komiksach też Stephen najpierw spotyka Thora, a dopiero potem resztę Avengersów). Przez większość tej wizyty przyszły Najwyższy Czarnoksiężnik co chwila konfunduje swojego gościa ciągłą zmianą scenerii, jednocześnie rozmawiając o tym, dlaczego w ogóle zaprosił do siebie Boga Piorunów. Jak wiemy Doktor Strange ma mieć oko na zagrożenia bardziej mistyczne i międzygalaktyczne, a takim zagrożeniem jest Loki, który już dwa razy narozrabiał. Potem okazuje się, że to właśnie Doktor Strange wysłał Odyna do Norwegii na prośbę Wszechojca, i postanawia ich do niego zaprowadzić pod warunkiem, że wszyscy trzej potem wrócą do Asgardu i zostawią Ziemię w spokoju. I tyle Strange’a.
Okazuje się, że Odyn jest umierający i w zasadzie, kiedy jego synowie po niego przychodzą, żegna się z nimi i ostrzega przed ich starszą siostrą, Helą, którą trzymał w zamknięciu od wielu lat. Kiedy tylko Wszechojciec zamienia się w złocisty pył i odchodzi w niebyt, Hela uwalnia się i od razu pokazuje, że jest naprawdę groźna – nie tylko chwyta Mjolnira w dłoń, lecz także niszczy go szybko i bez większego wysiłku. Przez większość filmu Hela będzie rezydować w Asgardzie, szykując się do podbojów.
Omawiając poprzednie części trylogii Thora, rozwodziłam się nad tym, jakim bucem jest Odyn. Hela daje nam większy wgląd w jego dawne życie: w to, że Wszechojciec był łasy na podboje i splamił się krwią Dziewięciu Królestw, a jego pierworodna córka była jego prawą ręką i katem… ale nagle postanowił być dobrym i miłosiernym władcą, a że nie mógł panować nad Helą, postanowił ją uwięzić. Więcej – w ogóle usunął ją z historii, zamiast tego kreując się na od zawsze dobrego i sprawiedliwego króla. Hela nawet wyrzuca mu, że uwięził ją i zapragnął spłodzić syna, jakby nigdy nic. I Thor też krytykuje ojca w rozmowie z nią, twierdząc, że Odyn stawiał im zbyt wysokie wymagania. Oczywiście, można to nagłe pragnienie Wszechojcia, aby być dobrym władcą, odczytać jako rozwój jego postaci… ale biorąc pod uwagę jego zachowanie w Mrocznym Świecie ta rządza krwi i poczucie wyższości nadal w nim pozostały.
To, co chcę powiedzieć, to to, że Odyn jest pełen łajna, a Hela jest tego ostatecznym dowodem.
Tak więc Hela przybywa do Asgardu i oczekuje ciepłego powitania ze strony Asgardczyków, jako że jest ich prawowitą królową… ale zamiast tego spotyka się z chłodnym przyjęciem (sic!). Jest tym rozczarowana i postanawia siłą i strachem przejąć władzę, tak jak miała to w zwyczaju robić kiedyś. Powołuje do życia armię umarłych i werbuje Skurge’a – strażnika międzywymiarowego przejścia, który objął posadę po Heimdallu – jako swojego przybocznego.
(Nawiasem mówiąc propsy dla Cate Blanchet, która ma w tym filmie mnóstwo momentów komediowych – rzadko kiedy widzę tę aktorkę w tego typu rolach.)
Thor chce ją powstrzymać; chce uratować Asgard… ale po wylądowaniu na Sakaarze, najpierw zostaje schwytany, a potem – odkrywając, że na planecie przebywają Hulk i jedna z byłych Walkirii – próbuje ich zwerbować do pomocy, a oni mu odmawiają.
Hulk czuje się dobrze na Sakaarze, gdzie jest – dla odmiany – kochany i podziwiany za swoją siłę. Na Ziemi Hulka się bano, uważano go za bezmyślną bestię i w zasadzie przez większość czasu w Avengersach stery przejmował Banner. Na Sakaarze Hulk został nagle odkryty przez Arcymistrza i stał się jego “Mistrzuniem” – wielką gwiazdą walk gladiatorów. Ludzie na Sakaarze traktują go nie jak potwora, którego trzeba okiełznać, ale jako wojownika, który codziennie daje im wspaniałe widowisko. Hulk jest nie tylko podziwiany za walkę, ale wręcz nagradzany dobrą kwaterą, jedzeniem i alkoholem. Nic więc dziwnego, że chce zostać tam, gdzie jest.
Dla odmiany Banner, kiedy wreszcie powraca do swojej dawnej postaci i odkrywa, że był Hulkiem nieprzerywanie od dwóch lat, jest przeciążony nowymi bodźcami i boi się, że jeśli znów zmieni się w Hulka, nie powróci do dawnej postaci. Fakt, że Thor nalega na to, aby Banner pomógł mu w walce z Helą, sprawia, że Banner nie czuje się doceniany. Tak po prawdzie to zarówno Hulk, jak i Banner zarzucają Thorowi to, że traktuje ich przedmiotowo i tak naprawdę chodzi mu o pomoc tego drugiego.
Walkiria z kolei odmawia współpracy, bo już kiedyś stoczyła walkę z Helą i była jedyną ocalałą z tej bitwy. W momencie, kiedy Thor ją poznaje, Walkiria lubi sobie pochlać, zarabia łapiąc kolejnych gladiatorów dla Arcymistrza i nic ją nie obchodzi. Ona chce zapomnieć o tym, kim była i co widziała. Dla niej asgardcy królewicze i królewny pragną tylko władzy i chwały, nie myśląc o tym, jaki to będzie miało skutek dla ich poddanych (biorąc pod uwagę zachowania Heli, trudno nie przyznać Walkirii racji).
W końcu Loki też nie chce odchodzić z Sakaaru, bo zdobył uznanie u Arcymistrza i czuje się na tej planecie znacznie lepiej, niż w Asgardzie czy na Ziemi. Thor nawet przyznaje mu rację: Sakaar to siedlisko chaosu i anarchii, tak więc Loki będzie się tam czuł, jak u siebie.
Ostatecznie jednak Thorowi udaje się przekonać Bannera i Walkirię do pomocy, gdyż od samego początku chodzi mu nie o to, aby przejąć władzę nad Asgardem, ale aby uratować swój lud przed tym, co Hela może zrobić. Posuwa się nawet do tego, że niszczy Asgard – źródło mocy Heli – i ewakuuje Asgardczyków na statek kosmiczny, aby mogli znaleźć nowy dom.
Jedno, co trzeba przyznać Taice Waititiemu, to to, że pozwolił Thorowi być nie tylko zabawny, ale i sprytny. Thorowi udaje się nie tylko uwolnić, wykradając od Walkirii pilot deaktywujący jego obrożę, lecz także przechytrzyć Lokiego, unieszkodliwiając go na krótki czas. To nie jest już Thor, który daje się oszukać Lokiemu; który daje się nabrać na iluzję Boga Psot. Naprawdę ma się wrażenie rozwoju postaci Thora, a jego nowa moc – to, że bez Mjolnira jest w stanie władać piorunami – sprawia, że staje się kimś więcej niż tylko głupim mięśniakiem z pierwszego filmu. Pod sam koniec Ragnaroku zaś Thor przyjmuje rolę, do której nie dorastał w pierwszym filmie i którą odrzucił w drugim – staje się królem Asgardczyków i prowadzi ich ku lepszej przyszłości.
Loki też kończy w Ragnaroku swoją długą drogę ku odkupieniu – żegna się z Odynem, który uznaje go za syna; choć wielokrotnie w przeciągu filmu postępuje samolubnie, są momenty, w których działa bardziej bezinteresownie, a nawet pod sam koniec pomaga w ewakuacji Asgardu i włącza się do walki z Helą; a także wspiera brata jako króla. Bracia Odinsonowie mają też możliwość ze sobą szczerze porozmawiać i to nie jeden raz.
I w sumie, kiedy wreszcie Thor i Loki stykają się w Wojnie Bez Granic z Thanosem, zachowanie Lokiego będzie miało sens. Ale to jest historia na inny post. Zwłaszcza że w scenie po napisach Ragnaroku Asgardczycy dopiero natykają się na tajemniczy statek kosmiczny.
Następny film w Filmowym Uniwersum Marvela to Czarna Pantera. Nie wiem jednak, kiedy go omówię, bo może przystopuję na razie z Meg ogląda MCU i zajmę się innymi tekstami (a tymczasem uzbiera się kolejne kilka filmów Marvela).