Meg ogląda Star Trek: TOS – 2×24 “Komputer”

Dzisiejszy odcinek jest, w moim mniemaniu, jednym z najlepszych, jakie Star Trek ma do zaoferowania. Porusza temat stary jak science-fiction i zagadnienie zagrożeń technologii w ogóle; ale jest dobrze zagrany, zwłaszcza przez Williama Marshalla wcielającego się w rolę doktora Richarda Daystroma; a także samego Williama Shatnera, którego Kirk przeżywa podczas tego odcinka masę uczuć związanych z tytułowym komputerem.

Zanim przejdziemy do omawiania Komputera, uczcijmy minutą ciszy Czerwoną Koszulę (tym razem inżyniera, a nie oficera ochrony), która zostaje zabita, próbując wyłączyć komputer M-5.

Opis Fabuły:

Enterprise otrzymało rozkaz, aby przenieść większość swojej załogi na stację kosmiczną. Pozostali – w tym cały personel mostka oraz McCoy i Scotty – mają rozkaz wziąć udział w ćwiczeniach wojennych, których celem jest przetestowanie działania nowego komputera pokładowego – M-5. M-5 został stworzony przez doktora Richarda Daystroma – genialnego wynalazcę, który w młodym wieku stworzył układ scalony, na którym operują wszystkie statki Gwiezdnej Floty. Przez pewien czas, podczas ćwiczeń, nowy komputer wydaje się być o wiele bardziej wydajny i efektywny niż ludzie i w zasadzie Daystrom nie ukrywa, że jego wynalazek ma zastąpić co poniektórych członków załogi, takich jak nawigator, łącznościowiec czy kapitan. Nagle Enterprise natyka się na bezzałogowy frachtowiec i pierwszą reakcją M-5 jest zniszczenie go. Tak się bowiem składa, że uznał go za niebezpieczeństwo dla siebie. W mgnieniu oka Kirk traci kontrolę nad statkiem i musi za wszelką cenę wyłączyć M-5 zanim ten zniszczy statki Floty biorące udział w ćwiczeniach. A wyłączenie go będzie bardzo trudne.

Co Z Tego Pamiętam:

Dwie sceny z tego odcinka wryły mi się w pamięć. Pierwsza z nich to dwie rekomendacje – Kirka i M-5 – odnośnie członków zwiadu na pewną planetę. Propozycje Kirka były zupełnie inne niż propozycje komputera – M-5 proponował młodszego geologa zamiast starszego stopniem szefa geologii na Enterprise, ale również uznał, że udział Kirka i McCoya w zwiadzie nie będzie miał sensu. Ta scena jest jedną z wielu, która ma na celu pokazać, że M-5 wydaje się bardziej wydajny i podejmuje lepsze decyzje niż Kirk. Przynajmniej na początku.

Drugą sceną, która wryła mi się w pamięć, była przemowa, którą wygłasza Daystrom, wyrażając swoje frustracje z odniesienia życiowego sukcesu w młodym wieku i późniejszego wrażenia, że inni uczeni śmieją się za jego plecami, bo od dwudziestego czwartego roku życia stoi w miejscu. Ta scena była dla mnie wymowna tym bardziej, że już wtedy zdawałam sobie sprawę z tego, że w latach sześćdziesiątych panował rasizm, a czarnoskóry William Marshall grał nie tylko geniusza, lecz także wielowymiarowego bohatera.

W ogóle Komputer to jeden z lepszych odcinków Oryginalnej Serii.

Wnioski Ogólne:

To mogłaby być kolejna opowieść o tym jak superkomputer przejmuje władzę nad statkiem i w przekonaniu o tym, że jest zagrożony, za wszelką cenę próbuje się chronić, zabijając przy tym kilku ludzi, aby potem ulec unicestwieniu poprzez bombę logiczną. Na początku drugiego sezonu mieliśmy odcinek z Nomadem, który operował na podobnym schemacie. Z tym, że komputer M-5 – choć niewątpliwie niszczycielski – nie jest aż tak ważny… przynajmniej nie tak jak punkt widzenia dwóch bohaterów tego odcinka.

Pierwszym z nich jest kapitan Kirk, dla którego pojawienie się M-5 jest z jednej strony okazją do refleksji, a z drugiej – powodem do rozpaczy. Przez pierwsze dziesięć minut komputer sprawuje się znakomicie – na każdym kroku wykazuje swoją wydajność i logiczne podejście do rzeczywistości. W pewnym momencie oficer prowadzący ćwiczenia, komodor Wesley, nazywa Kirka Kapitanem Dunselem (co polski tłumacz przełożył na “kapitana Kwintę”), gdzie “dunsel” oznacza w przyszłościowym slangu kogoś lub coś, co jest bezużyteczne i niczemu nie służy (co ciekawe, osadzona w czasach Star Trek: Enterprise powieść wyjawia, że człowiek, od którego pochodzi to określenie, zginął śmiercią heroiczną, a więc jednak nie był bezużyteczny). Kirk kocha bycie kapitanem, a Enterprise to jego życie, tak więc perspektywa bycia zastąpionym przez maszynę, go dobija. Przez chwilę komentarz Daystroma o stanowisku kapitana wiążącym się z prestiżem, poddaje w wątpliwość powód, dla którego Kirk chce pozostać kapitanem, ale zarówno McCoy, jak i Spock na swój sposób zapewniają go, że jest dobrym, niezastąpionym dowódcą. McCoy przeprowadza z Kirkiem rozmowę przy kieliszku i wznosi za przyjaciela toast, a Spock oznajmia, że o ile komputery są doskonałymi sługami, o tyle nie nadają się na dowódców; i że dowódca potrzebuje również intuicji i lojalności podwładnych, żeby prawidłowo sprawować swoją funkcję. Ostatecznie szybkie myślenie Kirka i jego wiara w człowieczeństwo Wesleya w krytycznym momencie, ratuje Enterprise przed zagładą.

Drugim bohaterem tego odcinka jest doktor Daystrom. Daystrom kocha swój wynalazek i jest z niego dumny, tak bardzo, że usprawiedliwia każdy następny zły uczynek dokonany przez M-5. Warto tu zaznaczyć, że duma z M-5 jest też ściśle związana z nadzieją Daystroma, że nowy wynalazek okaże się spektakularnym sukcesem, który udowodni reszcie środowiska naukowego, że Daystrom nie jest tylko autorem jednego genialnego wynalazku; że nie jest tylko byłym młodocianym geniuszem, “któremu się poszczęściło”. Jak już wspominałam wyżej, Daystrom ma wrażenie, że stoi w miejscu, ale jego frustracja bierze się również z tego, że inni naukowcy idą do przodu, korzystając z jego pracy.

Jednocześnie w pewnym momencie musi spojrzeć prawdzie w oczy – M-5 jest niebezpieczny i zabił mnóstwo ludzi, tak więc trzeba go powstrzymać. Zwłaszcza, że w zamyśle M-5 miał zmniejszyć potencjalne ofiary podróży międzygwiezdnych.

Interesujące jest też to, że Daystrom oparł program M-5 na swoich engramach mózgowych, tak więc – przynajmniej w teorii – jest przeciwny zabijaniu, jako czemuś “sprzecznemu z prawami ludzkimi i boskimi”. M-5 może i jest maszyną operującą na logice, ale ma też pewne przekonania swojego twórcy. Nie jest jednak jedyną sztuczną inteligencją w uniwersum Star Treka wzorowaną w jakiś sposób na swoim twórcy. Data i Lore wyglądają jak ich “ojciec”, Noonien Soong, a Doktor i jemu podobne Awaryjne Hologramy Medyczne przypominają swojego twórcę, doktora Zimmermanna, zarówno z wyglądu jak i z osobowości (w pewnym momencie również doktor Bashir z Deep Space Nine prawie stał się wzorcem dla AHM-u, a w Star Trek: Picard kapitan Rios pozwolił przeskanować swoje engramy i przez to większość jego załogi stanowią hologramy z jego twarzą). Doktor Zimermann jest o tyle ciekawym przypadkiem, że kiedy Doktor odwiedza swojego “ojca”, aby go leczyć, dowiadujemy się, że AHM-y z jego podobizną zostały wycofane ze statków Floty i oddelegowane do pracy w kopalni (a fakt ten dobija Zimermanna, no bo przecież dzieło, z którego był tak dumny, okazało się porażką).

Ostatecznie życie Daystroma ułożyło się całkiem nieźle, biorąc pod uwagę to, że w najnowszej odsłonie Star Treka znajduje się instytut jego imienia poświęcony badaniom nad sztuczną inteligencją.

Za tydzień dowiecie się, co mogło być jedną z inspiracji Suzanne Collins do Igrzysk Śmierci.

Leave a Reply