
Dzisiejszy odcinek jest trochę o Morganie – rozwija wątek, który przetaczał się dotąd po cichu, a który nabierze dodatkowego znaczenia w odcinku następnym.
Dość powiedzieć, że Bramy Avalonu to jeden z wielu epizodów, w których pojawia się dama albo królewna, która spędza czas z księciem Arturem i niesie ze sobą pewne problemy (choć nie wszystkie panny, które spotka Artur, będą go chciały zabić albo uwieść).
Opis Fabuły:
Morgana ma sen, w którym Artur tonie, a pewna kobieta się temu przygląda. Niebawem podczas polowania książę i jego wierny sługa natykają się na dwoje szlachciców – Aulfrica i jego córkę, Sophię – którzy zostali zaatakowani przez zbójców. Artur ratuje ich z opałów i zaprasza do Camelotu. Tam Aulfric mówi Utherowi, że jego ziemie zostały napadnięte, dlatego uciekł z córką i całym dobytkiem. Król udziela im gościny, co księcia bardzo cieszy, bo Sophia wpadła mu w oko – do tego stopnia, że prosi Merlina o to, aby krył go przed ojcem podczas ich potajemnych spotkań. Jednak Morgana nie jest zadowolona z pobytu obcych w zamku, albowiem to właśnie Sophię widziała w swoim śnie. Mówi o tym Gajuszowi.
Co Z Tego Pamiętam:
Dla mnie najbardziej pamiętną sceną tego odcinka jest ta, w której Sophia wchodzi do tymczasowej komnaty ojca i wyjaśnia mu, że właśnie została uratowana przez Artura przed zabłąkaną strzałą strażnika. A w jej słowach i w tonie jest tyle pogardy i obrzydzenia do tego, że w ogóle potrzebowała ratunku od Artura, że łatwo zrozumieć jak nisko jej gatunek ceni ludzkość.
To była scena, którą pamiętałam z tego odcinka w szczególności. O ile lubiłam sobie powtórzyć od czasu do czasu Zatruty kielich, Lekarstwo na wszystkie choroby i parę odcinków, do których jeszcze dojdziemy, o tyle Bramy Avalonu mnie ani trochę nie ciekawiły i prawie wcale do niego nie wracałam.
Wnioski Ogólne:
Nie wspominałam o tym we wcześniejszych częściach tej retrospektywy, ale już w poprzednich odcinkach temat proroczych snów Morgany był napomknięty przez poszczególne postaci. Po raz pierwszy ta sprawa pojawia się w Valiancie – Morgana ma sen o śmierci Artura; potem Uther albo Gajusz wspominają coś o koszmarach królewskiej protegowanej, ale dopiero w Lekarstwie na wszystkie choroby ten szczegół gra jakąś większą rolę, kiedy Edwin Miurden (w ramach podkopywania autorytetu Gajusza) twierdzi, że koszmary to typowy objaw krwotoku mózgu.
Niemniej jednak tutaj koszmarom Morgany poświęcone jest o wiele więcej miejsca niż dotychczas. Bo kiedy tylko Morgana zdaje sobie sprawę z tego, że kobieta z jej snu jest w Camelocie, idzie do Gajusza, aby z nim o tym pomówić. W przeciągu całego odcinka dowiadujemy się, że Morgana jest jasnowidzem; że wizje przyszłości ukazywały jej się w snach w zasadzie od dziecka; że Gajusz wiedział o tym, ale starał się tłumić moce dziewczyny i ukrywał przed nią prawdę, bo chciał ją chronić przed Utherem. Nie mówienie jej, co się z nią dzieje tak naprawdę, nie jest najlepszym pomysłem i Morgana ma, jak najbardziej, prawo, aby to wiedzieć; niemniej jednak poza powodem, który Gajusz podał Merlinowi, istnieje jeszcze jeden – jeżeli dziewczyna dowie się, że ma magię, może sama bać się o swoje bezpieczeństwo.
Niemniej jednak istnieje spore prawdopodobieństwo, że ukrywanie przed nią czegoś takiego ugryzie Merlina i Gajusza w tyłek. Zwłaszcza że – według legend – ta kobieta ma przynieść upadek Artura. Wieść o tym, że przez całe życie była okłamywana, może być równie dobrym momentem jak każdy inny, aby Morgana stała się złoczyńcą.
Ale nie – nie to sprawi, że Morgana będzie pragnęła upadku Camelotu. Jednak nie uprzedzajmy wypadków…
Morgana ostrzega Artura przed Sophią, ale ponieważ kiedyś on wzgardził względami Morgany, myśli, że przemawia przez nią zazdrość. Jednakże Gajusz jej wierzy, chociaż na początku próbuje ją przekonać, że miała tylko zły sen, który nic nie znaczy; później stwierdza, że jej wierzy, ale on i ona nie mogą nic zrobić. Nie mogą nawet powiadomić o tym Uthera, bo jak mu wyjaśnią, skąd wiedzą, on każe Morganę spalić (co więcej – w jednej scenie Morgana nawet próbuje ostrzec króla przez Sophią, ale ostatecznie się powstrzymuje, właśnie z tego powodu). Niemniej jednak Gajusz zapewnia ją, że zdążył już powiadomić kogoś, kto może coś zrobić (w domyśle – Merlina).
Przejdźmy do czarnych charakterów, bo dzisiaj zamiast zbójców i czarowników mamy dla odmiany magiczne istoty – tak zwane sidhy (szidy) – w ludzkiej skórze. Okazuje się, że Aulfric swego czasu dokonał mordu na jednym z pobratymców i za to został wraz córką ukarany śmiertelną, cielesną powłoką oraz wygnaniem z Avalonu – krainy wiecznej szczęśliwości, którą widzi przed śmiercią każdy umierający. Avalon jest zresztą sprzężony z legendami arturiańskimi – to wyspa zamieszkała przez elfy, wróżki i inne magiczne istoty; gdzie pola są wiecznie urodzajne, nie ma głodu, cierpienia ani śmierci. To tam trafia Artur, aby czekać dnia, kiedy Anglia będzie go znów potrzebowała.
Tutaj jednak Avalon to kraina sidhe, do której chcą wrócić Aulfric i Sophia, gdyż oznacza to odzyskanie nieśmiertelności i zrzucenie znienawidzonych ludzkich powłok. Aulfric – ze względu na swoją zbrodnię – nie może wrócić do Avalonu, jednak to mu nie przeszkadza – tak naprawdę chce on chociaż uratować przed śmiertelnością córkę. W zamian za przyjęcie Sophii z powrotem, rada starszych sidhe żąda ludzkiej duszy. Właśnie dlatego Sophia uwodzi księcia Artura i nawet go hipnotyzuje.
W tym kontekście scena, o której wspominałam w sekcji Co Z Tego Pamiętam, nabiera większego znaczenia. Aulfric i Sophia nie są ludźmi, ale fakt, że Sophia mogła umrzeć od strzały strażnika i została ocalona przez szybkie działanie człowieka, sprawia, że czuje się upokorzona. Sidhe generalnie wydają się nieszczególnie przejmować ludzkim życiem, i nie chodzi tylko o to, że nasi antagoniści tygodnia zabijają ostatniego ze zbójców, których wynajęli, aby odegrali scenkę z atakiem. Rada starszych sidhe nie widzi nic złego w tym, że Aulfric chce poświęcić duszę Artura, aby jego córka mogła wrócić do Avalonu; ba – to właśnie oni żądają takiej zapłaty. W gruncie rzeczy właściwie po co mieliby się tym przejmować? Dla nich ludzie są po prostu czymś gorszym.
Spotkamy jeszcze w tym serialu kilka humanoidalnych magicznych stworzeń (między innymi mantykorę, goblina i trollicę), ale trochę mi żal, że nie spotkamy więcej sidhe. W sumie ta rasa ma potencjał fabularny, zwłaszcza jeśli chodzi o ich design i więzi z Avalonem. Fajnie by było, gdyby znalazło się więcej odcinków, w których te dwa światy – świat ludzki i świat sidhe – się przenikają, a Merlin musi się z tym mierzyć. (Ale cóż – może się jeszcze okazać, że po prostu nie pamiętam, aby takie odcinki były i czeka mnie miła niespodzianka.)
W Bramach Avalonu Merlin przez dłuższy czas stoi raczej z boku. Kibicuje Arturowi w jego związku z Sophią i nawet kryje go (co kończy się tym, że trzy razy trafia w dyby), ale kiedy Gajusz wyjaśnia mu zagrożenie, wreszcie staje się bardziej proaktywny. A fakt, że Morgana ma moce, budzi w nim pewne nadzieje. Pyta nawet Gajusza, czy Morgana jest taka jak on (prawdopodobnie dlatego, że chciałby mieć kogoś, kto go zrozumie), a medyk nieopatrznie mówi mu: “Nikt nie jest taki jak ty.”
Następny odcinek będzie bardziej poświęcony Morganie oraz temu, jaką rolę w przeznaczeniu Merlina i Artura będzie miała do odegrania ona i pewien mały chłopiec.