Meg ogląda Star Trek: TOS – 2×8 “Stary, dobry Mudd”

W oryginale ten odcinek nazywa się I, Mudd (Ja, Mudd), co jest, oczywiście, nawiązaniem do Ja, Robot i jest tytułem bardziej adekwatnym, biorąc pod uwagę fabułę tego epizodu.

Prawdę mówiąc, nieszczególnie chciałam obejrzeć ten odcinek, a to dlatego, że występuje w nim Harry Mudd, którego nie lubiłam, kiedy widziałam go po raz pierwszy; i którego znienawidziłam w Star Trek: Discovery. Niemniej jednak, gdy wreszcie wzięłam się za oglądanie Starego, dobrego Mudda, okazało się, że nie był to znowu taki zły odcinek.

Ale po kolei.

Opis Fabuły:

Doktor McCoy ma złe przeczucia co do nowego członka załogi, Normana. Wkrótce okazuje się, że miał rację, bo Norman przejmuje kontrolę nad statkiem i wyznacza mu nowy kurs: nie widniejącą na żadnej mapie gwiezdnej planetę. Przy okazji zdradza Spockowi i Kirkowi, że jest androidem. Kiedy Kirk, Spock, McCoy, Uhura i Czechow przedostają się na planetę wraz z Normanem, na miejscu spotykają starego znajomego – drobnego oszusta, Harry’ego Mudda (który pojawił się pierwszy raz w Dziewczynach Mudda). Mudd urządził się wcale nieźle – jako jedyny człowiek na planecie stał się władcą androidów, które zostały już wcześniej zaprogramowane do tego, aby spełniać pragnienia i potrzeby humanoidów. Jednakże oszust znudził się trochę byciem w złotej klatce i ma zamiar zostawić załogę Enterprise na planecie, a sam polecieć w siną dal. Już ma brać bagaże i przenieść się na statek, kiedy nagle androidy odmawiają mu posłuszeństwa, uznając, że ludzie są za bardzo skłonni do autodestrukcyjnych zachowań, aby pozwolić im robić co chcą.

Co Z Tego Pamiętam:

Nic, ale wiele gifów z tumblra – jak kłaniająca się, a potem policzkująca Czechowa Uhura czy dygający McCoy i Scotty – pochodzą z tego odcinka właśnie.

Wnioski Ogólne:

Harry Mudd jest wkurzającą łajzą. Tak, powiedziałam to. Nie znoszę jego wąsów, jego durnego uśmieszku, a przede wszystkim jego paskudnego charakterku… A w Star Trek: Discovery to już naprawdę nie pozostawało wątpliwości, że to łajza, biorąc pod uwagę to, że uwięził statek w pętli czasowej, aby wciąż dokonywać na nim rzezi.

Co jednak nie znaczy, że  nie rozumiem, dlaczego inni mogą go lubić. Jego aktor – Roger C. Carmel – potrafił być zabawny i czarujący, a do tego większość scen, w których się pojawia ma zabarwienie raczej humorystyczne. Mimo wszystko jednak uważam, że Quark był o wiele lepszym typem pechowego oszusta nastawionego na zysk, bo choć zdarzało mu się naprawdę, naprawdę przegiąć, miał też o wiele więcej momentów, w których odkupywał swoje winy.

Wydaje mi się też, że Mudd jest taką postacią, której nieszczęście chce się oglądać. To bardziej sitcomowy antagonista niż ktoś kalibru Khana czy Kora. I też Stary, dobry Mudd jest bardziej Breather Episode, niż czymś poważniejszym… aczkolwiek porusza również istotną kwestię.

Stara, humanoidalna rasa z układu Andromedy zbudowała androidy, które miały wykonywać wszystkie ciężkie prace i dogadzać swoim panom, aby ci mogli zajmować się samodoskonaleniem się (po raz drugi okazuje się, że jakaś starożytna cywilizacja robiła bardziej zaawansowane roboty od komandora Daty). Z tym, że owa rasa zginęła w wyniku wybuchu supernovej i Mudd był pierwszym od setek lat humanoidem, którego androidy miały okazję oglądać. Generalnie roboty chcą mieć panów, którym mogliby służyć i o których mogliby dbać, i też kiedy załoga Enterprise trafia na planetę, każdy z oficerów wydaje się znajdować coś, co kusi go do pozostania na planecie – McCoy i Scotty są zachwyceni tamtejszą nauką i technologią, dzięki której mogliby poszerzać swoje horyzonty; Uhurę pociąga wizja nieśmiertelności i wiecznej młodości w ciele androida, a Czechowa – wizja bycia otoczonym przez piękne i zdolne do aktów seksualnych roboty.

Mimo wszystko jednak Kirk przekonuje ich o tym, że są więźniami na planecie rozkoszy. Mogą na niej robić wszystko, ale nie mogą z niej odlecieć – na początku dlatego, że Mudd zamierza zabrać ich statek, a potem dlatego, że androidy nie pozwalają im odejść. Sam Mudd chce opuścić planetę z jednej strony dlatego, że chciałby zbić fortunę na sprzedaży androidów, a z drugiej – dlatego, że znudziło mu się być na niej jedynym człowiekiem (twierdzi, że skończyły mu się pomysły na rozkazy). Poza tym androidy chcą badać ludzkość, aby móc jej właściwie służyć. Z chwilą, kiedy postanawiają zatrzymać ludzi na planecie, Kirk wraz z Muddem i resztą swoich oficerów musi unieszkodliwić roboty.

A najlepszym sposobem, aby to zrobić, jest zachowywanie się nielogicznie, aby przeciążyć ich systemy. Stąd właśnie pochodzi scena z Uhurą policzkującą Czechowa (na co Kirk mówi: “Lubi go.”) i dygającymi McCoyem i Scotty’m.

Jedno co mnie zastanawia to to, w jaki sposób Norman dostał się na Enterprise. Na początku informowani jesteśmy, że to nowy członek załogi, który stacjonuje na statku od 72 godzin, ale pomijając takie szczegóły jak znalezienie munduru, czy załatwienie dokumentów potwierdzających transfer, pozostaje kwestia tego, w jaki sposób udało mu się w ogóle opuścić planetę androidów, skoro nie posiada ona statków kosmicznych.

Za tydzień pozostaniemy trochę przy kwestii technologii. Poznamy bowiem Zeframa Cochrane’a, twórcę napędu warp.

Leave a Reply