MCU · Meg ogląda...

Meg ogląda MCU – Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie

Jak widzicie, bardzo długo nie mogłam się zabrać za ten film. Być może dlatego, że jest to mój ulubiony film Marvela ever, który sprawił, że pokochałam nie tylko Steve’a Rogersa, ale też Howarda Starka; przeto obawiałam się mojej reakcji na niego po latach… A być może chodziło o to, że tak wiele się działo przez ten czas z Kapitanem Ameryką, z Bucky’m i z całą resztą MCU, że wolałam nie przechodzić do dalszych filmów MCU. Tak czy inaczej, przez bardzo długi czas nie czułam się na siłach, aby omawiać Pierwsze Starcie.

Ale wreszcie się przemogłam. I tak oto przechodzimy do ostatniego członkach oryginalnych Avengersów, którzy przy okazji był pierwszym superbohaterem w MCU.

Opis Fabuły:

Jest rok 1942. Johann Schmidt – dowódca naukowego oddziału nazistowskiego Hydra – odkrywa w Norwegii magiczny artefakt: Tesseract, który stanowi niesamowite źródło mocy. Tymczasem w Nowym Jorku pewien młody człowiek – Steve Rogers – desperacko próbuje się dostać do wojska, ale jego chorowitość i szereg dolegliwości dyskwalifikują go z wojska. Jednakże Steve zwraca sobą uwagę naukowca, Abrahama Erskine’a, który wprowadza go do programu mającego na celu stworzenia superżołnierza. Wkrótce Steve zostaje poddany eksperymentowi, który czyni go silniejszym, szybszym i bardziej wytrzymałym. Tak oto zaczyna się droga, którą Steve będzie musiał przejść, aby z narzędzia propagandy stać się Kapitanem Ameryką.

Wnioski Ogólne:

Jako ostatni film przed Avengersami, Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie łączy się w pewien sposób, zarówno z poprzednimi odsłonami MCU, jak i z filmem, którego sam poprzedza. Poprzez postać młodego Howarda Starka mamy nawiązanie do Iron Manów; poprzez wątek Serum Superżołnierza i tego, co ono robi z ludźmi, mamy odniesienie do Niesamowitego Hulka, a poprzez fascynację Johanna Schimidta mitologią nordycką (i przeświadczenie, że nie jest to magia, tylko nauka) mamy nawiązanie do Thora. Wokół samego Tesseractu zaś będzie się kręcić fabuła Avengers. Odnoszę wrażenie, że Pierwsze Starcie – jako że opowiada o jednym z pierwszych superbohaterów Marvela, do tego działającym w czasach drugiej wojny światowej – ma pokazać, że to uniwersum sięga dalej, ma swoją historię i że już wcześniej – przed Iron Manem – byli jacyś superbohaterowie; było science-fiction i była magia. Poniekąd Thor też nam to pokazywał, ale w przypadku Thora mieliśmy bogów/kosmitów stępujących na Ziemię. Tutaj zaś mamy człowieka, który staje się bohaterem.

W większości historii Kapitan Ameryka jest człowiekiem wyrwanym ze swoich czasów i próbującym jakoś poradzić sobie w epoce, w której akurat się obudził (a z każdą dekadą jest coraz gorzej, bo o ile w latach sześćdziesiątych przespał tylko dwadzieścia lat, o tyle w 2011 już ponad siedemdziesiąt) i w sumie wszystkie poprzednie adaptacje Kapitana Ameryki popełniały jeden zasadniczy błąd – poświęcały za mało czasu okresowi działalności Kapitana w latach drugiej wojny światowej. Pamiętajmy, że oryginalny Kapitan Ameryka powstał właśnie w latach czterdziestych, ale jeszcze przed przystąpieniem USA do drugiej wojny światowej (i było to bardzo odważne ze strony jego twórców, bo Stany oficjalnie chciały zostać neutralne, a i wśród Amerykanów było pełno nazistowskich sympatyków). Opowieści o wojennych początkach Steve’a Rogersa są bardzo ważną częścią historii tej postaci, a do tej pory w adaptacjach (czy to filmowych, czy to animowanych) były traktowane po macoszemu. Toteż twórcy Filmowego Uniwersum Marvela podjęli bardzo mądrą decyzję, aby pierwszy film z trylogii o Kapitanie Ameryce poświęcić właśnie owym wojennym początkom Steve’a Rogersa.

Niejako właśnie dlatego film utrzymany jest w konwencji pulpu, czyli specyficznej mieszanki egzotycznych miejsc, wspaniałych machin, pościgów i zwariowanych nazistów, który był popularny w latach dwudziestych i wzrósł na sile w latach czterdziestych. Co więcej – reżyserem Pierwszego Starcia był twórca Człowieka rakiety utrzymanego w podobnej stylistyce. Aby jeszcze nadać filmowi ten „feel” lat czterdziestych i osadzenia w innej epoce niż pozostałe filmy MCU, pierwszy Kapitan Ameryka utrzymany jest w brązowej kolorystyce (do tego stopnia, że w niektórych scenach ma się wrażenie, że użyto sepii).

Przejdźmy jednak do samego głównego bohatera – Steve’a Rogersa. Poznajemy go jako młodzieńca, który usilnie chce trafić do wojska. Tak bardzo, że posuwa się do fałszowania dokumentów. Można różnie interpretować, co go motywuje. Może to patriotyzm. Może to (jak twierdzi James „Bucky” Barnes) chęć wykazania się i udowodnienia w czasach, kiedy eugenika była powszechna, że ktoś taki jak Steve – ktoś z astmą, gruźlicą i szeregiem innych dolegliwości – może być użyteczny. Może to chęć bycia proaktywnym w ciężkich czasach. W każdym razie Steve jest zafiksowany na tym, aby trafić do wojska i walczyć tak jak inni. Ta fiksacja sięga takiego poziomu, że podczas wystawy Świata Jutra, Steve w pewnym momencie opuszcza Bucky’ego i dwie dziewczyny, z którymi poszli na podwójną randkę, aby po raz kolejny spróbować szczęścia w punkcie poborowym.

I właśnie w tym momencie widzi tego chudego kurdupla doktor Erskine. Jak później się dowiemy (i jak już wspominałam wiele razy, omawiając Hulka) Serum Superżołnierza wykonane przez Erskine’a, wydobywa na wierzch to, co już jest wewnątrz człowieka – „światło świeci jaśniej, ale mrok jest jeszcze mroczniejszy”, jak ujął to polski tłumacz – a po tym, co stało się z Johannem Schmidtem, Erskine woli ostrożnie dobierać żołnierzy, którym wstrzyknie swój wspaniały preparat. Podczas gdy pułkownik Philips optuje za mięśniakami, naukowiec szuka „innych charakterystyk niż fizyczne” (zwłaszcza że różni ludzie się do wojska zaciągają).

Tak więc Erskine zaczyna badać Steve’a – jeszcze w punkcie poborowym pyta go, dlaczego chce iść na wojnę. „Czy chcesz zabijać nazistów?” – specjalnie formułuje to pytanie w taki sposób, bo chce wiedzieć, czy Steve zaciąga się z żądzy mordu albo chwały. A przyszły Kapitan Ameryka odpowiada: „Nie lubię łobuzów. Obojętnie skąd pochodzą.” I nawet jeśli wcześniej Erskine nie był świadkiem, jak wielkolud w kinie chciał zbić Steve’a na kwaśne jabłko, to już jedno spojrzenie na chuderlawego i chorowitego młodzieńca musiało uświadomić naukowcowi, że miał on jakieś doświadczenia ze znęcającymi się nad nim mięśniakami. (I kiedy potem będziemy oglądać sceny z obozu treningowego, zobaczymy, że mięśniaki wybrani przez Philipsa są nie tylko niegrzeczni, ale też wredni, co najlepiej obrazuje scena z torem przeszkód, w której jeden z nich przewraca filar z drutem kolczastym, utrudniając Steve’owi przejście toru.) Odpowiedź udzielona przez Steve’a przekonuje Erskine’a o tym, aby zakwalifikować go do programu Superżołnierza.

Następnie mamy scenę ze słupkiem – podczas biegu, sierżant nadzorujący szkolenie rekrutów zatrzymuje ich i mówi, że kto ściągnie flagę z masztu, będzie mógł dalszą trasę przejechać z agentką Carter w dżipie. Podczas gdy pozostali biją się o to, kto pierwszy wejdzie na maszt, a potem próbują bezskutecznie się na niego wspiąć, Steve wyciąga bolec podtrzymujący maszt i kiedy tylko słupek spada na ziemię, chłopak bierze flagę. Tym samym pokazuje też, że myśli nieszablonowo i jest sprytny. No, a co komu po zwiększonych mięśniach, metabolizmie i tak dalej, jeśli jest się głupcem? (W ogóle jest w jednym z komiksów Captain America: The First Veangance taka fajna scena, która nadaje tej szczególnego znaczenia: matka Steve’a mówi mu o jego ojcu, który zginął w pierwszej wojnie światowej, bo wszedł na minę; i dodaje: „Bądź odważny, Steve, ale bądź odważny z głową.”) Spotkałam się też z interpretacją, że w tej scenie żaden z rekrutów nie wpadł na to, aby współpracować – aby największy z żołnierzy podparł kolegę średniego wzrostu, który zerwałby flagę – i dlatego potem, kiedy Kapitan Ameryka będzie chciał zebrać swój oddział, a Philips zaproponuje mu „swoich najlepszych ludzi”, Steve odmówi.

W końcu scena, która ostatecznie cementuje Steve’a jako godnego Serum Superżołnierza, jest ta, w które pułkownik Philips rzuca fałszywy granat w ćwiczących rekrutów. I prawda – sensowną i jak najbardziej naturalną reakcją jest to, że inni żołnierze uciekają jak najdalej od granatu, aby chronić się przed wybuchem. Ale pierwszą reakcją Steve’a Rogersa jest skoczenie na granat i poświęcenie się, aby zmniejszyć jego siłę rażenia. W tej jednej scenie Steve demonstruje odwagę, bezinteresowność i skłonność do poświęceń; w tej jednej scenie udowadnia, że Erskine ma rację, chcąc wstrzyknąć serum właśnie jemu. Tak więc reasumując – Steve Rogers ma silne poczucie sprawiedliwości, myśli nieszablonowo, jest sprytny, odważny i skłonny do poświęceń, a przede wszystkim: jako ktoś, kto całe życie był słaby, chce pomagać słabszym. Podanie mu Serum Superżołnierza jest jak najbardziej dobrym pomysłem.

I choć sama procedura idzie świetnie, sabotażysta doprowadza do zniszczenia maszynerii i wszystkich fiolek z serum (oprócz jednej, którą kradnie… i która potem też ulega zniszczeniu); oraz do śmierci Erskine’a. Przeto jedynym sposobem na to, aby odtworzyć serum jest sam Steve, którego na razie Philips nie chce brać do służby. Senator Brand proponuje jednak Steve’owi, żeby pomagał „w walce na innym, ważniejszym froncie”: w propagandzie mającej na celu namawianie ludzi do wspierania wysiłku wojennego.

Ogólnie rzecz biorąc, cały ten film jest postrzegany przez wielu ludzi jako jedna wielka propaganda o dzielnych amerykańskich chłopcach, ale dla samych Amerykanów poszczególne etapy drogi Kapitana Ameryki korespondują z historią tej postaci. Początkowa chęć Steve’a, aby zaciągnąć się i pomagać innym odzwierciedla źródła jego powstania: jako bohatera, który walczył z nazistami i Hitlerem (stojącym w sprzeczności z wszystkimi wartościami, które Ameryka ceni) jeszcze zanim USA przystąpiły do wojny. Okres, w którym Steve przywdziewa personę Kapitana Ameryki, występując przed publicznością, oznacza okres, w którym rzeczywiście Kapitan Ameryka był narzędziem propagandowym. Wreszcie kiedy Steve staje w kostiumie przed prawdziwymi żołnierzami; oraz kiedy dowiaduje się, że regiment, w którym walczy jego najlepszy przyjaciel, trafił do niewoli u Hydry, Steve – z pomocą agentki Carter i Howarda Starka – postanawia coś zrobić; to moment, w którym Rogers staje się kimś więcej niż tylko narzędziem propagandy, mającym wzbudzać patriotyczny ferwor; naprawdę staje się Kapitanem Ameryką, walczącym o sprawiedliwość. Ten moment symbolizuje przemianę tego bohatera w postać o wiele głębszą niż do tej pory.

Już kiedyś napisałam cały artykuł w obronie Kapitana Ameryki jako postaci. W przeciągu całego filmu pokazuje nam się, że Steve też ma wątpliwości i problemy z pewnością siebie, a nawet, że przeżywa żałobę po poległym przyjacielu. Pokazuje nam się też, że Steve Rogers miał w tamtych czasach ukochaną, najlepszego kumpla, bliskich towarzyszy broni i cały swój świat. Za mało ludzi (zarówno w Filmowym Uniwersum Marvela, jak i poza nim) pamięta o tym przy innych filmach. A jest to bardzo ważny element tej postaci, zarówno w komiksach, jak i w MCU.

To tyle, jeśli chodzi o Steve’a Rogersa. Przechodzimy dalej.

Niestety Howard Stark po latach nie wywarł na mnie takiego samego wrażenia jak przed laty, kiedy w nim się zakochałam. Niemniej jednak gra tutaj rolę, co prawda poboczną, ale bardzo istotną. Nie tylko dostarcza broń Aliantom, ale też służy ekspertyzą naukową i techniczną, bada fiolkę z Tesseractem, buduje Steve’owi jego słynną tarczę z vibranium, a także przelatuje z nim nad fabryką Czerwonej Czaszki. Co więcej – asystuje przy samym projekcie Serum Superżołnierza, a kiedy Steve poświęca się, aby ratować Nowy Jork, Howard jest tym, który szuka jego ciała, a znajduje Tesseract. Jednym słowem: Howard Stark jest nie tylko (pod pewnymi względami) kalką swojego syna, ale też bliskim współpracownikiem Kapitana Ameryki; kimś, kto znał go niemal od momentu podania mu serum i widział do jakich wspaniałych rzeczy jest zdolny. To będzie grało pewną rolę w przyszłych filmach…

Tak samo jak wątek Bucky’ego. Bucky w tym filmie jest najstarszym przyjacielem Steve’a; kimś, kto był przy nim w zasadzie od dzieciństwa; kimś, kto ratował Steve’a przed łobuzami i przed nim samym. Potem, kiedy Kapitan Ameryka formuje Howling Commandos z byłych jeńców wojennych Hydry, Bucky pełni tam rolę snajpera. Kiedy ginie, Steve próbuje utopić smutki w alkoholu… ale nie może z powodu działania serum. To jest ważne, abyśmy zobaczyli, jakim człowiekiem był Bucky i co znaczył dla Steve’a, zanim zobaczymy go jako Zimowego Żołnierza.

Wreszcie Peggy Carter – postać, która wybiła się na niezależność i dostała własnych serial. Jakby nie było, to nie tylko dziewczyna Kapitana Ameryki, ale też zaradny szpieg i założycielka TARCZY. Tak jak Bucky, Peggy ma istotne znaczenie dla Steve’a i we wszystkich filmach, w których Kapitan będzie występował, Peggy gra istotną rolę w jego „arcu”.

Tymczasem w następnym filmie MCU będziemy mieć pierwszy superbohaterski crossover; crossover, który zrewolucjonizował kino superbohaterskie i rozpoczął królowanie Marvela na dobre.

Leave a Reply